Którzy się smucą

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Katecheza Tagi: Błogosławieństwa, Którzy się smucą

Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni

1. Dowody

WSTĘP

Popłakać się można z bólu, ze strachu, ze śmiechu… Łzy są nieodłącznym elementem ludzkiego życia. Jezus mówi, że ci, którzy płaczą, są błogosławieni. Jakie argumenty przemawiają za tym poglądem? Jakie dowody można przytoczyć za słusznością słów Jezusa?

AKTYWIZACJA

Praca w rodzinach. Formularz – krasnoludek.[1] Zadanie: wypisujemy odpowiedzi na w/w pytania: Jakie argumenty przemawiają za tym poglądem? Jakie fakty i dowody można przytoczyć za słusznością słów Jezusa? Czas na wykonanie zadania. Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PUENTA

Łzy – oto kolejne drzwi serca, które mogą otworzyć na łaskę Boga. One są cennym darem. Medycyna zna bolesną chorobę polegającą na wysuszeniu gruczołów, które produkują łzę. Te gruczoły mają połączenie z sercem. Mocny skurcz serca może wywołać łzawienie oka.[2]

2. Człowiek stworzony emocjonalnie…

WSTĘP

Człowiek został „zaprogramowany” jako istota uczuciowa, reagująca, a to wyklucza wszelkie stany obojętności i apatii. W Starym Testamencie prorok Ezechiel stwierdził w imieniu Jahwe: „Odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała” (Ez 36,26). Stąd w miłości, w stosunkach międzyludzkich, tak duże ma znaczenie empatia, czyli zdolność wczuwania się w czyjeś przeżycia. Ktoś, kto posiada takie zdolności, potrafi głębiej dojść do drugiego człowieka, zrozumieć jego cierpienia i rozpacz. Nie znaczy to, że we wszystkim należy okazywać maksimum uczuciowości i że powinno się bez skrępowania wyrażać wszelkie stany wewnętrzne.[3]

AKTYWIZACJA

Praca w rodzinach. Formularz – kobieta.[4] Zadanie do wykonania: wpisujemy odpowiedzi na pytanie: czy jest taki płacz, którego możemy pozazdrościć? Na widok którego cieszymy się? Czy są takie łzy, które nie sprawiają bólu? Czas na wykonanie zadania. Prezentacja na forum. czas na dyskusję.

PUENTA

„Błogosławieni, którzy płaczą” (Mt 5, 4). Antynomia tych dwóch pojęć (błogosławieni =  szczęśliwi, którzy płaczą) jawi się jeszcze dobitniej w pierwszym błogosławieństwie: „Błogosławieni (a więc szczęśliwi) ubodzy” (Mt 5, 3). Odczytując ten tekst zgodnie z mądrościową tradycją ludzkości, można z łatwością wyjaśnić Ewangelię w duchu doświadczenia ludzkiego.

Ludzie dlatego i wtedy są szczęśliwi, gdy są ubodzy, albowiem są wolni od wszelkich trosk związanych z bogactwem. Iluż to autorów pobożnych, a wśród nich także świętych, przyjmowało taką właśnie lekturę Kazania na Górze![5]

Według Maksyma Wyznawcy, ubogim jest ten, kto „przezwyciężywszy samo nawet przywiązanie, jakie ma do tego ciała, powierzył Bogu i ludziom uduchowionym rząd nad swą osobą”. Owocem takiego nastawienia jest phrontidón apothesis, beztroska, wolność dla modlitwy, którą najbardziej zakłóca niepokój o rzeczy materialne.

Wiadomo jednak, że egzegeci wolą inne tłumaczenie: przyjaciele Boga są szczęśliwi, mimo, że są ubodzy, prześladowani itd. Nie przeciwstawiają się jednak tym samym tradycji i doświadczeniu tylu świętych, którzy dostrzegali tutaj prawdziwy związek przyczynowy: wielu uważało się szczęśliwymi właśnie dlatego, że wyrzekłszy się dóbr ziemskich, godzili się ze spokojem na nienawiść czy pogardę tego świata.

Jednak w omawianym obecnie, drugim błogosławieństwie należy chyba wykluczyć związek przyczynowy, albowiem oba występujące tu pojęcia zdają się przeczyć sobie nawzajem.

Szczęście jest właściwością Boga, płacz natomiast, o ile jest znakiem smutku, znajduje swe miejsce pośród ośmiu wad głównych, tradycyjnie wyliczanych na Wschodzie (analogicznie do zachodnich siedmiu grzechów głównych). A zatem szczęśliwi nie mogą być smutni!

Jedyną możliwością pogodzenia tych dwóch pojęć jest więc, jak się wydaje, oddzielenie ich w czasie: najpierw i potem. W ludowym nauczaniu określa się życie doczesne jako czas smutku, który jednak, o ile się go przyjmie jako wolę Bożą, staje się źródłem szczęścia po śmierci — w życiu wiecznym. Na potwierdzenie słuszności takiego ujęcia można by przytoczyć ewangeliczny przykład niewiasty rodzącej w bólu, która potem „nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził” (J 16, 21).

W tym duchu także św. Bazyli zachęca do życia pokutnego na początku Reguły moralnej: „Czas obecny przeznaczony jest na pokutę i wybaczenie grzechów, sprawiedliwy zaś sąd nagradzający nastąpi w wieku przyszłym”.

Dla wyjaśnienia tekstu ewangelicznego ważna jest jednak jeszcze inna refleksja. Znamy przecież łzy pociechy, radości. W takim zaś razie trudno jest pojąć, dlaczego nie mieliby być szczęśliwi ci, którzy płaczą — bez smutku. Takie tłumaczenie nie synchronizuje jednak z budową kazania Jezusa, nacechowanego ujęciami antynomicznymi.

Istotę problemu można by zatem ująć następująco: Czy możliwy jest płacz będący owocem smutku, a równocześnie stanowiący podstawę szczęścia doczesnego? To, co logicznie wydaje się niemożliwe, potwierdza zdecydowanie wielowiekowa tradycja Kościoła wschodniego, która nie waha się zastosować do drugiego błogosławieństwa tej samej metody interpretacyjnej, jaką stosuje przy pierwszym. Przyjaciele Boga są szczęśliwi, dlatego, że płaczą, i – wtedy, gdy płaczą, a podstawową przyczyną ich płaczu jest smutek.

Pewnego dnia ojciec Pojmen, udawszy się do Egiptu, zobaczył niewiastę, która siedząc nad grobem gorzko płakała. Powiedział wtedy: „Gdyby wszelkie słodycze tego świata przyszły do niej, nie byłyby w stanie usunąć smutku z jej duszy. Podobnie też mnich powinien mieć w sobie smutek jako wyraz bólu za swoje grzechy”.

Dwa smutki

Smutek z Boga dający życie

Istnieje smutek niezwykle delikatny, którego źródłem jest wielka miłość do Boga. Któż mógłby wyobrazić sobie ogrom smutku Jezusa w czasie całego Jego życia, a zwłaszcza w chwili śmierci?

Wiemy przecież, że wielkie było cierpienie Ojca, którego miłość nie została poznana ani przyjęta przez ludzi. Tego, który lak umiłował ludzi, że dal im swego Syna, aby uczynić ich szczęśliwymi… Z pewnością Bóg, pełnia bytu, życia i radości, nie może zyskać niczego, co mogłoby Go bardziej napełnić. Jego miłość godna najwyższej czci doświadcza radości, udzielając się i ofiarując swe szczęście. „Ojciec pragnie prawdziwych czcicieli, którzy będą oddawać Mu cześć w Dudni i prawdzie” (por. J 4,23)   mówi Jezus Chrystus.

Największym cierpieniem Jezusa jest cierpienie Ojca, którego miłość nie została poznana przez Jego stworzenia i została przez nie odrzucona. Apostoł Paweł zdecydowanie wolał niezwłocznie połączyć się z Panem Jezusem. Św. Teresa z Avila mówiła, wzdychając: „Umieram, nic mogąc umrzeć” — tak bardzo żywe było jej pragnienie niebiańskiej szczęśliwości.

Św. Teresa z Lisieux składała siebie w całopalnej ofierze miłości miłosiernej, aby poprzez to męczeństwo jej dusza mogła, nie czekając, spłonąć w ogniu odwiecznej miłości Boga. Podobnie wszyscy święci, a także liczne nieznane dusze doświadczały przejmującego smutku, tak jak Jezus w przeddzień swej męki. Na swoją miarę nic czuły się one jednak osamotnione, ponieważ był z nimi Bóg Ojciec.

Poza tymi uprzywilejowanymi istotami, każdy żarliwy chrześcijanin doświadcza smutku, ponieważ wie, że nic udaje mu się kochać Pana zgodnie z pragnieniem, jakie wlewa w niego Duch Święty. Jednak przynajmniej chce kochać.

Istnieje też smutek grzesznika, który się nawraca. Smutek ten jest przyznaniem się do grzechu. „Przechowałeś Ty łzy moje w swoim bukłaku” (Ps 56,9). Taki smutek przyciąga współczucie Boga. Rani serce, lecz nie zabija nadziei. Każe wołać do Pana, który nic chce śmierci grzesznika, ale pragnie dlań życia (por. Ez 18,23).

Ewangelia często przytacza przykłady takiego smutku, który kończy się zwycięstwem. Najwspanialszym z nich jest przykład dobrego łotra, pierwszego kanonizowanego i to przez samego Jezusa. Smutku takiego doświadczył również Piotr po zaparciu się Pana. Podobnie jawnogrzesznica. Samarytanka i tylu innych… Smutek spowodowany tym, że nic kochamy tak, jak byśmy tego pragnęli, może jeszcze powracać, ale dzięki nadziei nic przytłacza on duszy. Zły smutek tego świata.

Obok smutku płynącego z miłości przyjętej, ofiarowanej bądź upragnionej, istnieje smutek, którego przyczyną jest brak miłości. Jest on znakiem grzechu, który oddziela od Boga. Historia Starego Przymierza jest w pewnym sensie wychowywaniem Izraela w oparciu o smutek, jaki powoduje zasłużona kara. Smutek ten oznacza brak świadomości oddzielenia od Boga. Dlatego kara za grzech bałwochwalstwa na Synaju polega na tym, że Jahwe nie będzie sam towarzyszył swemu ludowi (por. Wj 33,3).

U progu Ziemi Obiecanej (por. Joz 7,6), a potem za czasów Sędziów (por. Sdz 2), powtarza się ten samporządek: grzech, który oddala od Boga, i kara, która rodzi smutek. Prorocy — a przede wszystkim Jeremiasz — ukazują ten smutek, piętnując iluzoryczny pokój grzesznego ludu. Smutny grzesznik zawsze postępuje źle. Przejawia się to zwłaszcza w tym, że zasmuca on Ducha danego człowiekowi po to, by doświadczał radości. Poza tym, temu, kto zasmuca Ducha, trudno się modlić, gdyż modlitwa człowieka smutnego nic ma sity, by wznieść się do Boga.

Modlitwa serca pogrążonego w smutku nie może — według słów św. Jana Kasjana — jako czysta dotrzeć do Boga. Człowiek smutny nie może modlić się z radością ani znaleźć odpocznienia w lekturze Pisma Świętego, ani też być spokojnym i łagodnym wobec braci. Traci rozeznanie i stałość duszy.

Smutek może być spowodowany dobrowolną odmową miłości, tak jak w przypadku Kaina, Judasza czy przywódców religijnych, którzy osobiście zetknęli się z Jezusem. Powodem smutku może być również lęk przed
wymaganiami stawianymi przez Boga.

W sposób jeszcze bardziej subtelny pojawia się on u żarliwych chrześcijan jako skutek niezrozumienia lub nieakceptowania faktu, że Bóg nas kocha za darmo. My chcielibyśmy za wszelką cenę zasłużyć na miłość, a tymczasem Bóg kocha nas bezinteresownie. Kocha nas, zanim my zaczniemy Go kochać, a nawet, jeśli Go nie kochamy. Kocha nas nic dlatego, że jesteśmy tego godni, ale ze względu na swą dobroć i wierność.

W Jego wiernym aż do końca i pełnym czułości Sercu mieszka pewność, rozbudzi On w nas miłość podobną do Jego miłości. Nasza dusza sprawia radość Bogu nic przez to, co dla Niego czyni, ale przez to, co Jemu udaje się w niej zdziałać. Nic ma nic bardziej niebezpiecznego niż rywalizowanie z Bogiem w miłości. Trzeba najpierw przyjąć Jego miłość. Nic ma nic bardziej faryzejskiego niż chęć, by być godnymi miłości Bożej. Trzeba najpierw przyjąć tę prawdę, że On kocha nas jako niegodnych.

Pogańska, fałszywa religia to taka, w której liczy się to, co robimy dla Boga, nędzne wysiłki, które sobie narzucamy dla Niego. Religia ta jest smutna i uciążliwa. Prawdziwa religia opiera się na tym, czego Bóg dla nas dokonał, na wielkich i cudownych rzeczach, których dokonuje w swych małych i ubogich sługach. To religia psalmów, wyśpiewujących mirabilia Dei – cuda Boże; to religia Magnificaf, religia Credo, nic mówiącego ani jednego słowa o nas, ale wysławiającego inicjatywę i działanie Boga, przez które chce On zaświadczyć i przekonać nas o swojej miłości.

Uczniowie w Getsemani zasnęli ze smutku, to znaczy byli gotowi opuścić Nauczyciela (por. Łk 22,45). Piotr szlochał, ponieważ zaparł się swego Pana (por. Mt 26,75). Uczniowie z, Emaus szli pogrążeni w smutku, rozmawiając o Jezusie, który ich opuścił (por. Łk 24,17). Maria Magdalena płakała, bo zabrano jej Pana (por. J 20,11). Wszyscy oni doświadczyli smutku płynącego z rozłąki z Jezusem.

Smutek ofiarowany Jezusowi „zamienia się w radość” (por. J 16,20), na podobieństwo ran zwycięskiego Baranka, „jakby zabitego” (Ap 5,ń). Od tej pory smutek prowadzi do radości, której już „nikt (…) nic zdoła odebrać” (J 16,22). Pochodzi ona bowiem od Tego, który jest zwycięzca śmierci. Radość zwycięża ucisk, lęk i trwogę (por. J 16,33; 14,27). Uczeń nie jest już smutny, ponieważ nigdy nie jest sam jak ktoś osierocony (por. J 14,18), nic czuje się wydany w ręce tego świata, w którym doświadcza się prześladowań.

Zmartwychwstały obdarza go własną radością (por. J 17,13; 20,20). Odtąd ani próby, ani smutek, nic już nie może odebrać człowiekowi wierzącemu radości, ani odłączyć go od miłości Boga (por. Rz 8,39). Jakby smutny, lecz zawsze radosny, cieszący się pokojem Chrystusowym (por. 2 Kor 6,10), prawdziwy uczeń Pana, choć przemierza drogi smutku, doświadcza radości nieba, przeznaczonej dla wybranych, z którymi Bóg pozostanie na zawsze i „każdą łzę otrze (…) z ich oczu” (Ap7,17).

Pozostaje jednak bolesna rzeczywistość owej drogi, prowadzącej do bezgranicznej radości. By móc zawsze czerpać z. jej nigdy nic wysychającego źródła, trzeba w końcu utkwić spojrzenie w Tym, ,,którego przebili” (J 19,37).

Dla tego, kto oddaje swój smutek Bogu, staje się On naprawdę Bogiem, jedynym, który może wybawić od smutku. Jeśli smutek doprowadza nas na krawędź otchłani grzechu, to w tej samej oliwili dotykamy otchłani miłosierdzia. Kapitulujcmy przed Bogiem: zdejmujemy maskę i składamy broń. Nic możemy już dłużej bronić się przed Jego miłością. Odkrywamy, że jesteśmy jakby popychani od wewnątrz, w tajemniczy sposób prowadzeni. Pozostaje nam tylko jedno: pozwolić się nieść Temu, kióry wziął na siebie nasze cierpienie.

3. Jezus płaczący

WSTĘP

Był taki moment, kiedy sam Jezus zapłakał. Zapłakał, gdy szedł do grobu swojego przyjaciele Łazarza. A przecież wcześniej specjalnie jakoś nie spieszył się do niego, chociaż wiedział, że jest chory – specjalnie Go o tym poinformowano i proszono, aby przybył co prędzej.

AKTYWIZACJA

Praca na forum. Metoda – dyskusja. Pytanie do dyskusji: wydawałoby się, że Jezus dopuszcza nawet śmierć na swojego przyjaciela, pozwala mu umrzeć… potem wskrzesza go, ale i tak Łazarz będzie musiał umrzeć potem… można powiedzieć, że jest to pewna pedagogika Jezusa… dlaczego Jezus tak właśnie postępuje? Co jest celem takiej dość trudnej pedagogiki?…

PUENTA

… … …

4. Duch Święty Pocieszyciel

WSTĘP

Bóg nie zostawia człowieka w smutku i płaczu. W takich sytuacjach człowiek przecież jeszcze bardziej potrzebuje Jego bliskości.

AKTYWIZACJA

Praca w rodzinach. Formularz – PARASOL.[6] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytanie: czego właściwie oczekujemy od Boga, prosząc Go o pocieszenie? Jakiego pocieszenia człowiek oczekuje w takiej sytuacji? czas na wykonanie zadania. Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PUENTA

DUCH ŚWIĘTY JAKO POCIESZYCIEL[7]

Powiązanie troski z Duchem Świętym

Wyjaśniając Kazanie na Górze, św. Augustyn pisze odnośnie do drugiego błogosławieństwa: „Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem będą oni pocieszeni. Płacz oznacza smutek spowodowany utratą tego, co się kocha. Ci, którzy nawrócili się do Boga, tracą to, co otaczali miłością na tym świecie; nie cieszą się zatem rzeczami, którymi radowali się dotąd, dopóki ich miłość do rzeczy wiecznych nie nabierze określonego kształtu, i to powoduje w nich wieloraki smutek.

Zostaną jednak pocieszeni przez Ducha Świętego, który dlatego właśnie nazywa się Parakletem, tzn. Pocieszycielem, by po utracie doczesnej (radości) zakosztowali radości wiecznej. Augustyn wiąże tu wyraźnie smutek zapewniony ludziom w drugim błogosławieństwie z Duchem Świętym, który jest Pocieszycielem uosobionym. Pod pojęciem Parakleta, jakie stosuje do Ducha Świętego Ewangelia Janowa, Augustyn rozumie tutaj Pocieszyciela, chociaż pierwotne znaczenie tego terminu oddawano raczej jako: Rzecznik, Obrońca (Advocatus). Toruje sobie tym samym drogę rozumienie Parakleta jako Pocieszyciela (Consolator).

W Średniowieczu pojawiają się rozliczne wezwania Ducha Świętego jako Pocieszyciela. Symeon Nowy Teolog (f 1022) zwraca się w swym pierwszym Hymnie do Ducha Świętego nestępująco: ,,Przyjdź, Pociecho mej biednej duszy. Przyjdź, Radości, Chwało, moja wieczna Rozkoszy”.

W hymnie Veni, Creator Spiritus, ułożonym przez nieznanego autora z IX w., wzywa się Ducha Świętego jako Paraciitus, a w zielonoświątkowej sekwencji Veni, Sancte Spiritus, pochodzącej z początków XIII w., określa się Go jako Consolator optime. Od tego czasu określa się często w Kościele Ducha Świętego mianem Pocieszyciela i wzywa pod tym tytułem. On jest Pocieszycielem nie tylko w stanie beznadziejności, ale i w całym życiu chrześcijańskim.

A podstawa tkwi w tym, że każdy człowiek potrzebuje pociechy. Pociechę taką można by rozumieć na różne sposoby i różnorako ją opisywać. Boecjusz na przykład mówi o pocieszę filozofii, przyjmując tym samym za swoje myśli dawniejsze.

Dla Pawła, pociecha zakotwicza się w Bogu — w Jego Synu, Jezusie Chrystusie. Wskazuje na to wyraźnie początek 2 Kor: ,,Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami pocieszać mogli tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga. Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy. Ale gdy znosimy udręki – to dla pociechy i zbawienia waszego; a gdy pocieszani jesteśmy — to dla waszej pociechy, sprawiającej, że z wytrwałością znosicie te same cierpienia, których i my doznajemy. A nadzieja nasza
co do was jest silna, bo wiemy, że jak cierpień jesteście współuczestnikami, tak i naszej pociechy” (2 Kor l, 3-7).

Tekst powyższy, który można by nazwać kwintesencją teologii i duchowości pociechy w Nowym Testamencie, nie mówi co prawda o Duchu Świętym jako Pocieszycielu. To Bóg Ojciec jest Bogiem wszelakiej pociechy. A przez Jezusa Chrystusa doznajemy przeobfitego pocieszenia. Równocześnie Paweł widzi w swym apostolskim cierpieniu swoiste przedłużenie mocy pocieszenia.

Wymaga to jednak cierpliwości. W ten sposób, ubocznie, wskazuje się tu na Ducha jako na Pocieszyciela, co potwierdza w jakiejś mierze List do Rzymian, w którym Paweł mówi o nadziei wierzących: „Chlubimy się także z ucisków, wiedząc, że ucisk wyrabia wytrwałość, a wytrwałość — wypróbowaną cnotę, wypróbowana cnota zaś — nadzieję. A nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5, 3-5). Ucisk, pociecha, nadzieja oraz rozlanie Bożej miłości przez Ducha Świętego są w Nowym Testamencie ściśle ze sobą powiązane.

Elementy teologii pocieszenia

Biblijne pojęcie pociechy znalazło się na skutek nowożytnej krytyki religii w stanie podejrzeń o ideologię, jakoby chrześcijaństwo chciało nieść pociechę w niepewnej teraźniejszości. Ale i w ogólnym rozumieniu społeczeństwa nastawionego na sukcesy, termin „pociecha” zawiera w sobie posmak negatywny. Natomiast w Piśmie św. myśl o pocieszeniu posiada istotne znaczenie. Należy w swej istocie do wiary w Boga, w Jego moc i opatrzność. Pociechę otrzymują wierzący w Duchu Świętym jako Paraklecie. Dar pocieszania należy do charyzmatów, jakie poszczególni chrześcijanie otrzymują w Chrystusie i Duchu Świętym (por. Rz 12, 8; l Kor 14, 3).

Pociecha dokonuje się w sposób szczególny podczas spotkania, konkretnie zaś spotkania pocieszającego Boga lub pocieszającego człowieka z innym człowiekiem, który potrzebuje pocieszenia.

Nie chodzi przy tym o pocieszenie samymi tylko słowami, ale i o konkretne działania. Izrael na wygnaniu babilońskim wysłuchuje z ust Proroka słów pociechy, w których zawiera się zapewnienie, nadzieja oraz mocne zaufanie działaniu Boga na rzecz uciśnionego ludu: ,,Pocieszcie, pocieszcie mój lud! mówi wasz Bóg. Przemawiajcie do serca Jeruzalem i wołajcie do niego, że czas jego służby się skończył, że nieprawość jego odpokutowana” (Iz 40, In). Pomazaniec Jahwe zostaje wysłany, by pocieszać strapionych (por. Iz 61, 2).

Pociecha oznacza wewnętrzny udział w cierpieniach bliźniego, które mogą mieć bardzo różne przyczyny. Bóg sam bierze te cierpienia na siebie i pociesza jak matka (por. Iz 66, 13). Biblijne wypowiedizi o pocieszaniu Bożym wskazują m.in. także na człowieka Bożego, który bierze udział w losie swego ludu, przekazując wszystkim ludziom nadzieję i zaufanie. Takie zwrócenie się Boga do ludzi i do świata osiąga swój punkt szczytowy we Wcieleniu Syna. Ono jest ,,pociechą (paraklesis) Izraela”, której wyczekiwał Symeon (Łk 2, 25), szybkim nadejściem zbawienia mesjańskiego.

Pociecha Boża odnosi się przede wszystkim do nadchodzącego panowania Boga (por. Mt 5, 4). I dlatego ma ona strukturę nadziei. Pokłada nadzieję na królestwo Boga, już teraz obecne, ale dopiero w paruzji Jezusa Chrystusa, przy końcu czasów, w pełni uwidocznione jako „królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju”.

Nie trzeba będzie już bowiem żadnej pociechy — jak to Widzący tajemnicze Objawienie w swej wizji nowego nieba i nowej ziemi wyraźnie odczuwa: Bóg „otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21, 4). Pociecha znajduje pole działania i jest konieczna w „naszym” czasie naznaczonym doświadczeniem cierpienia, bólu, udręki, braku wolności, sprawiedliwości, miłości, grzechem, a w końcu śmiercią. Pociecha zawiera w sobie doświadczenie Bożej obecności i współcierpienia (compassio) Boga z cierpieniami człowieka.

Bóg bierze na siebie ludzkie cierpienie. A to przyjęcie znalazło najwyższy swój wyraz we Wcieleniu Boga — w Jezusie Chrystusie. Pociecha powoduje cierpliwość, zaufanie, radość i pokój, i to nawet wtedy, gdy sytuacja człowieka wymagającego pocieszenia nie zmienia się natychmiast, ani też grutownie. Stąd można by działanie pociechy dostrzec zwłaszcza w intensyfikacji boskich cnót wiary, nadziei i miłości, ale i w gotowości naśladowania Chrystusa, codzienengo brania na siebie krzyża (Łk 9, 23; por. Mk 8, 34; Mt 16, 24) z miłości do Boga i bliźniego — jako wypełniania największego przykazania.

Równocześnie także doznawana pociecha może wzmocnić tęsknotę za Bogiem i dać siły do wytrwania oraz cierpliwego znoszenia cierpień tego czasu. Domaganie się Bożej pociechy oraz jej doświadczanie znajduje się zawsze pod znakiem prośby z Modlitwy Pańskiej: „Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi” (Mt 6, 10). Kto w ten sposób błaga o Bożą pociechę, ten nie oczekuje „taniego pocieszenia”, ale obiecanej nam prawdziwej pociechy Boga, którego niewyczerpanych możliwości wcale nie znamy, choć winniśmy być stale na nie otwarci. Miłość Boga oraz Jego zwrócenie się ku nam są zawsze większe niż jest to w stanie pojąć nasze serce. Teologia pociechy mieści się w nauce o łasce, zbawieniu (soteriologia), w pneumatologii i eschatologii. Tutaj  bowiem spotyka się pociecha, jaką człowiek otrzymuje od Boga, z pociechą okazywaną przez człowieka innym ludziom. Kto czuje się pocieszony przez Boga, ten jest w stanie dzielić się z innymi tą pociechą (por. 2 Kor 1, 4; 2 Tes 2, 16). I jeżeli nawet nie jest tego świadomy, taki pocieszający innych człowiek skierowuje ich, przez sam swój współudział, do Boskiego Parakleta, który przyjmuje na siebie naszą słabość (por. Rz 8, 26). Uświadamia natomiast to, że przy wielkim zróżnicowaniu cierpień fizycznych (cielesnych), psychicznych i społecznych życia doczesnego może śpieszyć z pomocą zaledwie w bardzo ograniczonym stopniu. Ostateczna pociecha zarezerwowana jest powszechnemu działaniu samego Boga — zwłaszcza w paruzji Syna Człowieczego.

Do tej zaś chwili ludzka pociecha, mająca zwłaszcza motywację chrześcijańską, jest znakiem Bożego pocieszenia, przekazującym dalej, z ludzką życzliwością, to Boże pocieszenie, które w Duchu Świętym jako Pocieszycielu nosi rysy osobowe.

5. Sposoby na smutek

WSTĘP

No, ale co poradzić na smutek? Przecież w końcu są momenty, kiedy po prostu się smucimy, kiedy jest nam źle. Tego nie unikniemy. Czy to znaczy, że możemy wtedy odłożyć na półkę całą tę naukę św. Pawła o radości? Nie, bo taka radość, o której mówi św. Paweł, nie wyklucza smutków, tylko uczy, jak nimi żyć.[8]

AKTYWIZACJA

Praca w rodzinach. Formularz – koniczynki.[9] Zadanie: poszukujemy odpowiedzi na pytanie: jakie są nasze rodzinne sposoby na smutek? Czas na wykonanie zadania. Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PUENTA

Kiedy zdarzy nam się smutek (niektórzy nazywają to chandrą), warto wypróbować jeden z pięciu sposobów, które podał mój współbrat żyjący w XIII w., św. Tomasz z Akwinu. Tomasz mówi, że jest pięć sposobów na smutek.

Pierwszy sposób to sprawić sobie jakąś przyjemność. Jakąś dowolną, godziwą przyjemność, na przykład posłuchać dobrej muzyki albo nalać sobie szklaneczkę czegoś, co bardzo lubię. Moja mama, kiedy była smutna, chodziła na zakupy. Bardzo często podchodzimy nieufnie do przyjemności, wydaje się nam, że coś Panu Bogu odbieramy albo że nie powinno się mieć za dużo przyjemności, ale dobra przyjemność jest naprawdę lekarstwem na smutek. I nie kto inny to mówi, tylko święty Doktor Kościoła Tomasz z Akwinu.

Drugi sposób to po prostu wypłakać się. Wypłakać się, dlatego, że jeśli będę dusił to, co jest we mnie w środku, będzie mnie to jeszcze bardziej niszczyło. Jak się wypłaczę, jak się to ze mnie wyleje, to od razu będzie lżej.

Trzeci sposób, bardzo ważny, to rozmowa z przyjacielem. Sam bardzo często ten sposób stosuję. Kiedy mam już serdecznie wszystkiego dosyć, idę do jednego z moich braci i mówię: „Słuchaj, już nie mogę.” Tylko tyle. Wystarczy czasem, że on ze mną tylko posiedzi. Jak powiem np. złe kazanie, to przyjaciel nie będzie mi mówił: „Ale zasadniczo to mówisz dobrze”, bo mnie nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby ze mną wtedy posiedział.

Czwartym sposóbem radzenia sobie ze smutkiem według św. Tomasza, jest kontemplacja prawdy. Tomasz mówi: „Nie ma nic przyjemniejszego od kontemplowania prawdy.” To może być dla nas trudne do przyjęcia, ale rzeczywiście prawda nas wyzwala. Jakakolwiek jest. Prawda pozwala nam zupełnie inaczej spojrzeć na rzeczywistość. Odrywa nas od przesadnej troski o samych siebie. Ale kontemplacja prawdy oznacza także spojrzenie w głąb siebie i dostrzeżenie przyczyny naszego smutku. Bardzo dużo mogę się wtedy o samym sobie dowiedzieć. I nawet jeśli ta prawda porysuje mi serduszko i sprawi, że ono troszkę pokrwawi z powodu tego, co zobaczę, z całą pewnością będzie to wyzwalające.

I piąty sposób: kąpiel i sen. Czasami trzeba po prostu zwyczajnie się wykąpać i pójść spać. Jest to najlepsze lekarstwo na smutek.

To są mądre myśli św. Tomasza z Akwinu. Niech nas natchną do prawdziwej radości, bo nasze smutki są skończone, a radość, którą Pan Bóg nam obiecuje, jest nieskończona.[10]

[1] Wykorzystałem tutaj rysunek Andrzeja Mleczki. Źródło: POLITYKA nr 22 (2352), 1 czerwca 2002, s.114.

[2] Ks. Edward Staniek, Kazanie na Górze, Rafael, Kraków 2003, s.16.

[3] Tomasz Pawłowski OP, Szczęśliwi wy, którzy teraz płaczecie.

Źródło: http://www.mateusz.pl/jp99/wdrodze/wd-2.htm.

[4] Wykorzystałem tutaj zdjęcie kobiety – uchodźcy. Źródło: REFUGEES, vol.3, no.120, 2000, s.34.

[5] Tomas Spidlik SJ, Dar łez w tradycji Kościoła Wschodniego, w: Communio nr 5 (65), ROK XI, 1991, s. 6-7.

[6] Wykorzystałem tutaj rysunek Hanny Pyrzyńskiej, źródło: Wysokie Obcasy, 5 stycznia 2002, s.34-35.

[7] Michael Figura, DUCH ŚWIĘTY JAKO POCIESZYCIEL, w: Communio 5/91, s.113nn.

[8] Tomasz Kwiecień OP, Głupstwo głoszenia Słowa, źródło: http://katolik.pl/lektury/list/01/04.php.

[9] Wykorzystałem tutaj reklamę loterii FORTUNA, źródło: WPROST, 21 kwietnia 2002, s.101.

[10] Tomasz Kwiecień OP, Głupstwo głoszenia Słowa, źródło: http://katolik.pl/lektury/list/01/04.php.