Ból i cierpienie

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Homilia Tagi: Dz 5, Imię Jezus, Jezus podniósł oczy

1. Ból sam w sobie nie ma najmniejszego sensu, wyniszcza człowieka.

2. Można go zamienić w cierpienie tylko w jedności z krzyżem Pana Jezusa i ofiarując w jakiejś godziwej intencji.

3. Tu jest jeszcze więcej – w imię Jezusa, to znaczy w jedności z Nim.

4. Tej wyjątkowej jedności uczymy się od Matki Bożej Gidelskiej.

Gidle, 24 kwietnia 2020, Dz 5, 34-42

LEKTURA DODATKOWA

Podniósł oczy

Zszedł na dół i podniósł oczy tylko na swych uczniów, choć były tysiące innych ludzi. Nie dlatego, że innych nie dostrzegał, tylko chciał, by tysiące dostrzegły to, na kogo On patrzy, wypowiadając swoje błogosławieństwa. Człowiek, który nie w Bogu, ale w drugim człowieku pokłada swą nadzieję na szczęście, jest skazany na fatalny bieg swego losu. Zapatrzony w człowieka, nie dostrzega prawdziwie uszczęśliwiającego spojrzenia Boga. Większość ludzi w chwili, gdy dopada ich nieszczęście, rozgląda się za ludzkim spojrzeniem. Są i tacy, którzy w takich samych okolicznościach jeszcze usilniej wpatrują się w oczy Chrystusa. Ekstremalne sytuacje są najlepszymi lekcjami szczęścia, które łaskawie ofiaruje Bóg.

Bardzo mnie porusza wewnętrznie, gdy czytam dziś, jak Jezus podniósł oczy na swoich uczniów. Mocą tego spojrzenia można wszystko uczynić naczyniem szczęścia, nawet głód, smutek, nienawiść i płacz. Greckie HEPAIRO oznacza właśnie to PODNIESIENIE oczu Jezusa, i zostało użyte również w miejscu, w którym jest mowa o podniesieniu oczu apostołów na Jezusa, gdy byli na Górze Przemienienia. Wersja Mateusza, opisując przemienienie, opowiada, jak uczniowie po tym ekstatycznym wydarzeniu podnieśli oczy i już nie widzieli nikogo poza Nim. Jak się domyślam, Jezus tak samo spoglądał na swych uczniów – jakby poza nimi nie było już nic godnego dostrzeżenia na świecie.

Celnik nie śmiał podnieść oczu ku Bogu, gdy stał z tyłu świątyni, bo wstydził się swoich grzechów i uderzał się w piersi. Podnieść oczy, w tym wypadku, to być ponad zawstydzeniem, czyli nie odczuwać żadnej niepewności co do swej wartości. Bogaty człowiek, który dzień w dzień świetnie się bawił i nigdy nie dostrzegał trędowatego Łazarza u bram swego pałacu, dopiero w otchłani podniósł oczy na tego żebraka, który spędzał już wieczność na łonie Abrahama. Podnieść oczy oznacza więc również dostrzegać to, co niedostrzegane, wyróżnić pominięte. To także rozumieć swoje zagubienie w grzechu, na co zwraca uwagę Księga Daniela, mówiąc o nawróceniu Nabuchodonozora na pustkowiu. Zanim zaczął się modlić,
wyznając swoją pychę, podniósł oczy ku niebu.

Niewątpliwie Jezus, podnosząc oczy na swych uczniów, wyróżnia ich. W Ewangelii Jana, zaraz po nawróceniu Samarytanki, Jezus zwraca się ku uczniom: „podnieście oczy i popatrzcie na pola dojrzałe do żniwa, które potrzebują robotników”. Podniesienie oczu oznacza więc także zdolność do głębszego dostrzegania rzeczywistości, umiejętność odczytywania znaków. Oczami podniesionymi, czyli zdolnymi dostrzec najgłębsze treści, możemy odkryć swoją misję i zmobilizować się do działania. Gdy więc Jezus podnosi oczy, to nie możemy widzieć w tym zwykłego spojrzenia, ale powinniśmy sami podnieść oczy i pojąć, że Jego spojrzenie było więcej niż wymowne.

Źródło tekstu: Augustyn Pelanowski OSPPE, wiara.pl