Chrześcijanin wobec wielości religii

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Inne religie

Wielość religii jest faktem. Właściwie do naszych czasów ten stan rzeczy jawił się chrześcijaństwu – mówiąc najkrócej – jako przeszkoda do pokonania. Chodziło o to, by wyznawców innych religii nawrócić na chrześcijaństwo. Przeznaczeniem tych religii w gruncie rzeczy miało być zniknięcie z powierzchni ziemi, jako dróg błędnych, albo odnalezienie swojego wypełnienia w chrześcijaństwie. W takim kontekście zagadnienie tożsamości chrześcijaństwa nie przysparzało większych problemów: „jesteśmy jedyną i najdoskonalszą religią, tylko u nas można znaleźć zbawienie i tylko przed nami rozpościera się realna przyszłość”.

Od II Soboru Watykańskiego, który dostrzegł zbawcze znaczenie innych tradycji religijnych, wiele zmieniło się w podejściu chrześcijaństwa do problemu wielości religii. Coraz śmielej i częściej ów stan rzeczy nie jest widziany jako przeszkoda do pokonania, ale jako wyzwanie, nawet szansa dla samego chrześcijaństwa. Ostatnio najgłośniejszą propozycję takiego podejścia sformułował jezuita Jacques Dupuis w książce „Ku chrześcijańskiej teologii pluralizmu religijnego”. Wyznaczył on teologii religii nowy teren badawczy – świadomie dokonał terminologicznego przejścia od „teologii religii” do „teologii pluralizmu religijnego”, oznajmiając, że zajmuje go przede wszystkim odpowiedź na pytanie, co w zamiarze Boga dla rodzaju ludzkiego oznacza pluralizm przeżywanych wiar i pluralizm tradycji religijnych, które nas otaczają1.

W takim spojrzeniu na wielość religii na nowo staje przed chrześcijanami pytanie o swoją tożsamość. Co pluralizm wiar może oznaczać dla chrześcijaństwa, które jest świadome, że zostało obdarowane pełnią prawdy? Jest to egzystencjalny problem wielu chrześcijan, którzy nie wiedzą, jak interpretować niekwestionowany fakt wielości religii w świecie. Czy ma jeszcze sens misyjna działalność Kościoła? Czy zamknąć oczy na pluralizm religii, szukając rozwiązania problemu w ucieczce od niewygodnego tematu? A może zgodzić się z opinią, że nie sposób mówić o obiektywnej wyższości jakiejkolwiek religii? Co wtedy jednak począć z wyrażanym przez wieki przekonaniem wyznawców Jezusa Chrystusa, iż chrześcijaństwo jest religią obiektywnie przewyższającą inne?

We współczesnej chrześcijańskiej teologii religii można spotkać trzy podstawowe próby odpowiedzi na pytanie o tożsamość chrześcijaństwa w kontekście wielości czy pluralizmu religii: ekskluzywizm (eklezjocentryzm), pluralizm (teocentryzm) i inkluzywizm (chrystocentryzm).

Jedynie chrześcijaństwo

Ekskluzywizm („wyłączanie”, „wykluczanie”) to pogląd, według którego jedyną prawdziwą i zbawczą religią jest chrześcijaństwo. Według tego stanowiska wraz z przyjściem Jezusa Chrystusa inne religie – nawet ta, która przygotowywała Jego nadejście – straciły rację bytu. Inne religie, odciągając ludzi od jedynego prawdziwego Objawiciela i Zbawiciela, mogą być nawet dziełem szatana (tak skrajna teza była głoszona bardzo rzadko), wyrządzają krzywdę wyznawcom pozachrześcijańskich religii, gdyż uniemożliwiają im zbawienie, które osiąga się wyłącznie dzięki widzialnej przynależności do Kościoła, wszak extra Ecclesiam salus nulla – „poza Kościołem nie ma zbawienia”.

Ekskluzywizm jest stanowiskiem mającym swoje korzenie w czasach starożytnych, pogląd ten znajdziemy u niektórych Ojców Kościoła. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, iż w okresie patrystycznym dyskusja chrześcijańskich teologów o innych religiach miała swoisty kontekst. Ojcom Kościoła nie chodziło o całkowite odrzucenie pozachrześcijańskich religii, bardzo często ich celem było wykazanie wyższości chrześcijaństwa nad istniejącymi religiami i systemami filozoficznymi (apologeci wczesnochrześcijańscy), a przecież wykazywanie wyższości nie jest równoznaczne z całkowitym odrzuceniem.

Współcześnie ekskluzywizm to nie tylko słynna i tragiczna sprawa jezuity Leonarda Feeneya, upomnianego przez Święte Oficjum (poprzednik Kongregacji Nauki Wiary) za głoszenie ekskluzywistycznych poglądów, a ostatecznie ekskomunikowanego. Amerykański jezuita najpierw poparł kilku świeckich pracowników jednej z uczelni, którzy zostali z niej usunięci za głoszenie poglądu, że potępienie czeka wszystkich, którzy nie należą „materialnie” do Kościoła katolickiego. Potem głośno bronił takiego rozumienia zasady „poza Kościołem nie ma zbawienia”. Nie pomogły interwencje miejscowego biskupa, więc interweniował Watykan. Dziwna zaiste – pisał o przypadku Feeneya o. Yves Congar – sytuacja człowieka wykluczonego na koniec z Kościoła, ponieważ – wbrew temuż Kościołowi – utrzymywał, że ze zbawienia są wyłączeni ci wszyscy, którzy de facto są poza Kościołem!2

Ekskluzywizm w nieco innej niż ks. Feeney postaci reprezentują dzisiaj także teologowie kwestionujący nadprzyrodzoność religii pozachrześcijańskich. Głoszą oni, że wszystkie religie są naturalne, a jedynie chrześcijaństwo – objawione, że wszystkie religie to tylko religie, a jedynie chrześcijaństwo jest wiarą (czymś znacznie więcej niż religia), albo że religie wywodzą się z naturalnego instynktu, a jedynie chrześcijaństwo bierze swój początek z łaski i udostępnia nadprzyrodzoną łaskę. W konsekwencji tego typu stanowiska wykluczają możliwość udostępniania przez religie pozachrześcijańskie Bożej łaski i zbawienia, przyznając tę funkcję jedynie chrześcijaństwu.

Jeden ponad wieloma

Dokładnym przeciwieństwem ekskluzywizmu jest stanowisko, które określa się mianem pluralizmu. Nie jest to stanowisko jednorodne. Mówiąc najogólniej, występuje ono w wersji słabszej i radykalnej. Słabszą wersję pluralizmu reprezentuje tzw. pluralizm normatywny, przyznający pozachrześcijańskim religiom prawdziwość i zbawczą skuteczność, z jednoczesnym zachowaniem normatywnej pozycji Jezusa Chrystusa, wyróżnionej wśród „założycieli” religii. Do przedstawicieli tego stanowiska można zaliczyć katolickiego teologa Paula F. Knittera. Wprawdzie zbliżał się on niekiedy do pluralizmu radykalnego, niemniej jednak ostatnio wyraźnie dystansuje się od tego ostatniego.

Pluralizm radykalny głosi, iż Jezus Chrystus jest tylko jednym pośród wielu równorzędnych religijnych objawicieli, że jest Zbawicielem „prawdziwie, lecz nie wyłącznie” (truly but not only). Stanowisko to podkreśla, że w Jezusie Chrystusie nie dokonało się całkowite i ostateczne objawienie prawdy o Bogu, ponieważ żadne medium nie może zawrzeć w sobie pełni prawdy o Nieskończonym. Chrystus przyniósł ludzkości uniwersalną i zbawczą wieść, lecz – według „wczesnego” Knittera – chrześcijanie nie mogą wykluczyć faktyczności innych uniwersalnych i ostatecznych manifestacji Boga3.

Jednakże Knitter w zbiorowym dziele „Jedyność Jezusa” („The Uniqueness of Jesus”) wyraził już bardziej umiarkowany pogląd, a mianowicie że chrześcijaństwo obiektywnie wyróżnia się czymś istotnym pośród religii świata. Jest ono religią najbardziej ze wszystkich wrażliwą na biedę, różne formy dyskryminacji i niesprawiedliwość społeczną. Autor ten nie ma wątpliwości: jest tak dlatego, ponieważ chrześcijaństwo zostało u swych początków zainspirowane przykładem wyjątkowego (normatywnego) Bożego Posłańca – Jezusa Chrystusa, w którym Bóg zawarł przymierze z najmniejszymi tego świata, czyli z ofiarami ludzkiej historii w każdym wymiarze: społecznym, politycznym, ekonomicznym i moralnym4.

Wszyscy równi

Skrajną, radykalną wersję pluralizmu reprezentuje prezbiteriański teolog John Hick, dla którego wszystkie religie to równowartościowe drogi prowadzące człowieka do poznania Boga i osiągnięcia ostatecznego celu życia5. Jego zdaniem, doktrynalne różnice między religiami biorą się stąd, że Bóg jest Rzeczywistością Transcendentną na tyle „oddaloną” od człowieka, że nie można w pełni jej wyrazić za pomocą tylko jednego systemu religijnego. Wszystkie zatem tradycje religijne są tak samo uprawnione i prawdziwe, a żadna z nich nie może rościć sobie prawa do posiadania całej objawionej prawdy. Hick nie wyróżnia żadnej doktryny religijnej, „bierze w nawias” wszystkie religie i głoszone przez nie prawdy wiary. Uważa, że wszystkie religie są równorzędne pod względem objawieniowym i zbawczym. Bóg, Pełnia Bytu, nie ukazał się ludziom w jednym wyjątkowym objawieniu, lecz w formie odrębnych i komplementarnych objawień historycznych. Ponadto religie są sobie równe także z tego powodu, że – patrząc na dzieje religii retrospektywnie – wszystkie zawierają elementy dobra i zła, wydały na świat zarówno świętych, jak i grzeszników, podnosiły poziom moralny, lecz także były źródłem przemocy i prześladowań.

Te poglądy Hicka najmocniej (i to świadomie z jego strony) uderzają w chrześcijaństwo, podając w wątpliwość główne jego prawdy wiary. Zdaniem prezbiteriańskiego teologa, chrześcijaństwo ma w swoich dziejach najwięcej „czarnych kart”, a chrześcijański pogląd na świat został bezlitośnie i ostatecznie „pokonany” przez nowożytną naukę. Autor ten mówi wprost o mitach narastających wraz z rozwojem chrześcijaństwa. Należą do nich między innymi: prawda o mesjańskiej i boskiej samoświadomości Jezusa (to pierwotne chrześcijaństwo – zdaniem Hicka – miało dokonać deifikacji osoby Jezusa, podczas gdy On sam nie uważał siebie za Boga); idea Wcielenia oraz pogląd o wyjątkowości chrześcijaństwa. Pretendowanie chrześcijaństwa do wyjątkowości pośród innych religii to – jego zdaniem – nic innego, jak przejaw imperialistycznych aspiracji cywilizacji Zachodu, która zawsze chciała panować nad światem.

Poglądy Hicka powszechnie włącza się do nurtu pluralizmu radykalnego, niemniej można pytać, czy przypadkiem nie przekraczają one pluralizmu. Termin pluralizm (inaczej: wielość) oznacza występowanie obok siebie wielu elementów tego samego rodzaju lub występowanie zróżnicowanych elementów, właściwości, postaw, aspektów, punktów widzenia. Pluralizm jest czymś normalnym i zdrowym. Samo słowo pluralizm, na mocy definicji, nie przesądza jednak o równości, równoważności, równoznaczności odrębnych elementów. Tymczasem Hick wprowadza do pluralizmu aksjomat równości, równoważności i równoznaczności, czyli w istocie głosi relatywizm w dziedzinie religijnej. Stanowisko takie musi prowadzić w konsekwencji do kompletnego zamieszania w świecie religii, do zakwestionowania prawdziwości prawie wszystkich treści przez nie głoszonych. Skoro np. religie monoteistyczne i politeistyczne są równoważne, to wszystkie religie błądzą w najważniejszej kwestii – w kwestii poznania Boga. Jest chyba naiwnością ze strony Hicka twierdzenie, że na podstawie wszystkich istniejących religii da się ustalić coś wspólnego, komplementarnego i zarazem prawdziwego co do przedmiotu religii. Poglądy omawianego autora kwestionują nie tylko prawdziwość i tożsamość chrześcijaństwa, lecz godzą także w prawdziwość każdej religii monoteistycznej, powołującej się na objawienie i poznanie Jedynego Boga.

Jedna pełnia dla wszystkich

Kolejne stanowisko – inkluzywizm – jest najliczniej reprezentowane we współczesnej chrześcijańskiej teologii religii. Zajmuje je Magisterium Kościoła katolickiego, jak i większość teologów katolickich. Chociaż jest to pogląd w miarę jednolity, to jednak ma on różne odmiany. Warto zatem przyjrzeć się inkluzywizmowi nieco bliżej.

Inkluzywizm („włączanie”) przyznaje religiom pozachrześcijańskim posiadanie elementów zbawczych na podstawie powszechnej zbawczej woli Boga (por. 1 Tm 2,3-5), z jednoczesnym podkreśleniem tego, że Jezus Chrystus jest jedynym Pośrednikiem zbawienia, co oznacza, że chrześcijaństwo jest religią wyjątkową i dopełnia wszystkie istniejące religie. Inkluzywizm nie zgadza się z poglądami ekskluzywistów i relatywistów, które uważa za błędne. Najwięcej łączy go z pluralizmem normatywnym, jednakże nie da się postawić znaku równości między tymi dwoma kierunkami, ponieważ inkluzywizm mówi o jednym jedynym Zbawicielu i Odkupicielu, a pluralizm normatywny sugeruje wielość w tym względzie. Według inkluzywizmu, poza Jezusem Chrystusem nie ma innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni (por. Dz 4,12). Założyciele buddyzmu czy islamu to wybitne postacie religijne, to prorocy własnego czasu i własnych narodów, lecz nie są oni zbawcami, jak zdaje się twierdzić pluralizm normatywny.

Pogląd inkluzywistyczny znajdziemy w dokumencie watykańskiej Międzynarodowej Komisji Teologicznej „Chrześcijaństwo a religie” (z 1996 r.)6. Oto najistotniejsze tezy tego dokumentu: po pierwsze, chrześcijaństwo jest recepcją pełnego Objawienia Bożego, dokonanego w Jezusie Chrystusie (bardziej bezpośrednio i wyraźnie Bóg nie objawił się człowiekowi); po drugie, chrześcijaństwo, rodząc się z tajemnicy paschalnej Jezusa Chrystusa, zawiera pełnię środków odkupienia i zbawienia; po trzecie, chrześcijaństwo jest ukształtowane w Kościół Chrystusowy, konieczny do realizacji powszechnej funkcji zbawczej Jezusa Chrystusa wobec świata.

Uzasadniając swoje stanowisko komisja zwróciła uwagę na podobny sposób postępowania samego Jezusa Chrystusa i pierwotnego Kościoła. Jezus skierował swoje zbawcze posłannictwo nie tylko do Żydów, lecz także do pogan (por. Mt 8,10; Łk 7,9; Mt 15,21-28; Mk 7,24-30). Wielokrotnie wywołana spotkaniem z Jezusem wiara pogan była przez Niego stawiana za wzór. Pierwotny Kościół bardzo szybko pojął swoje główne zadanie – głoszenie Dobrej Nowiny o zmartwychwstałym Jezusie Chrystusie, jedynym Zbawicielu, każdemu człowiekowi i każdemu narodowi. Złożony z Żydów i pogan Kościół Chrystusowy to zupełnie nowa jakość w dziejach świata. Nie zrodził się z przekonania, iż według Bożego planu zbawienia Żyd osiąga zbawienie na mocy samego Prawa, a poganin – jedynie na mocy wierności głosowi sumienia. Zbawienie można osiągnąć tylko „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”, jakkolwiek łączność z Nim i Jego odkupieńczym Misterium może być nieuświadomiona. Istnieje jeden powszechny plan zbawienia dla wszystkich ludzi. Oznacza to, że z Bożej inicjatywy została otwarta jedyna droga zbawienia i wchodzą na nią ludzie różnych epok, ludów, narodów, religii i kultur. W dokumencie „Chrześcijaństwo a religie” czytamy: Należy wykluczyć istnienie odmiennych ekonomii zbawienia dla tych, którzy wierzą w Chrystusa i dla tych, którzy nie wierzą w Niego. Nie może być dróg prowadzących do Boga, które nie zbiegają się w jednej drodze, którą jest Chrystus (nr 49).

Komisja, uzasadniając możliwość zbawienia niechrześcijan mocą Chrystusowego Krzyża, przypomniała wypowiedzi Magisterium Kościoła. Sobór Watykański II i Jan Paweł II podkreślili obecność i działanie Ducha Świętego nie tylko w niechrześcijanach indywidualnie, lecz w całych społecznościach, historii, życiu narodów, kulturach i religiach. Kościół wierzy, iż dzięki swojemu Panu i Zbawicielowi może wiarygodnie głosić wszystkim ludziom tajemnicę paschalną, w której już żyją, chociaż o tym nie wiedzą. W liturgii Kościół reprezentuje wszystkich ludzi przed Bogiem i wznosi na wyższy poziom to wszystko, co jest dobre w ludzkich sercach i umysłach oraz w religijnych obrządkach i kulturach. Prawdą jest też – według dokumentu „Chrześcijaństwo a religie” – iż pozachrześcijańskie religie cechuje „niejednoznaczność”, która polega na tym, że zawierają one braki, niedostatki i błędy, co staje się widoczne w świetle objawienia Chrystusowego.

„Dominus Iesus”

Deklaracja „Dominus Iesus”, która wywołała tyle kontrowersji, chce pozostać w obrębie inkluzywizmu, nie widząc sprzeczności między powszechną zbawczą wolą Boga a jedynością i powszechnością zbawczą Jezusa Chrystusa. Stanowisko dokumentu koncentruje się nie na tym, co jest włączane w zasięg oddziaływania Jezusa Chrystusa w innych religiach, lecz głównie na tym, kim jest Ten, który w tajemniczy sposób włącza, jednoczy i dopełnia różne doświadczenia religijne. Kongregacja Nauki Wiary przypomina, że najpierw trzeba zdać sobie w pełni sprawę, na czym polega jedyność i uniwersalność Jezusa Chrystusa, aby potem móc zwrócić się w stronę innych religii, zawierających niekwestionowane bogactwo religijne – to, co prawdziwe jest i święte (por. nr 2). Nie jest jednak do końca jasne, dlaczego w kilku miejscach deklaracja podaje w wątpliwość istnienie w innych religiach wiary religijnej, nazywając ją enigmatycznie „wierzeniem” i przeciwstawiając (narzuca się pytanie: czyżby w duchu ekskluzywizmu?) chrześcijańskiej wierze teologalnej (która jest przyjęciem przez łaskę prawdy objawionej – nr 7).

Dokument nie daje podstaw – jak chcieliby niektórzy – do formułowania zarzutu, iż chrześcijaństwo zawłaszcza inne religie, podporządkowując je sobie. Na podstawie tego dokumentu można powiedzieć tylko – i aż – tyle, że to Bóg w Jezusie Chrystusie i przez Niego jest obecny w religiach, realnie w nich działa i skutecznie zbawia ich wyznawców. Kongregacja kładzie akcent na chrześcijańskiej tożsamości, z której wyznawcy Chrystusa nie mogą zrezygnować. Natomiast niewiele mówi na temat relacji między chrześcijaństwem a innymi religiami ani o – ważnej egzystencjalnie dla wielu chrześcijan – sprawie interpretacji wielości religii z punktu widzenia objawienia chrześcijańskiego. Można – jak sądzę – powiedzieć, że w tych dwóch kwestiach deklaracja postawiła dopiero pierwszy krok. Inni przedstawiciele stanowiska inkluzywistycznego idą tu już znacznie dalej.

W spotkaniu z innymi religiami

Z punktu widzenia stanowiska inkluzywistycznego relację chrześcijaństwa do innych religii najlepiej i najgłębiej opisuje słowo „dialog”. Wyznawcy Chrystusa nie mogą lękać się dialogu z innymi religiami. W oczach szwedzkiej teolog Kajsy Ahlstrand chrześcijaństwo musi być otwarte na wysłuchanie wszystkiego, co partnerzy dialogu mają do powiedzenia, w tym także (a może przede wszystkim) o chrześcijaństwie7. Otwarty i szczery dialog z wyznawcami innych religii powinien – jej zdaniem – zmierzać w kierunku poznania ich tożsamości. Nieszczerze prowadziłby jednak dialog chrześcijanin ukrywający swoją wiarę lub – co gorsza – rezygnujący z wiary w jedynego i powszechnego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Otwarty dialog z religiami może chrześcijaninowi umożliwić pełniejsze zrozumienie uniwersalności Chrystusowego zbawienia, pełniejsze od tego, co na ten temat można powiedzieć wyłącznie z perspektywy świata chrześcijańskiego. Zapoznanie się z odległymi od basenu Morza Śródziemnego kulturami i religiami – według Ahlstrand – unaocznia chrześcijaninowi to, że koncepcja zbawienia przyniesiona przez Jezusa Chrystusa nigdzie nie znajduje analogii. Jej oryginalność polega na, najdalej jak to tylko możliwe idącej, kenozie Boga, który w celu zbawienia człowieka przyjął ograniczoną ludzką naturę – tym samym wzniósł się na szczyt pokory i „małości” w oczach świata, zapłaciwszy po ludzku patrząc najwyższą cenę za swe uniżenie. Chrześcijańska teologia od początku wiedziała o zbawczej kenozie Syna Bożego, niemniej jednak może ona w pełni pojąć jej jedyność i uniwersalizm dzięki otwarciu się na inne religie.

W podobnym duchu wypowiada się Anthony Fernando – teolog katolicki ze Sri Lanki, kraju pod względem religijnym zdominowanego przez buddyzm i islam. Poznanie innych religii, szczególnie buddyzmu, doprowadziło tego teologa do wniosku, że chociaż samopoświęcenie się Boga w Jezusie Chrystusie jest czymś oryginalnym w świecie religii, to jednak trudno oprzeć się wrażeniu, iż pozachrześcijańskie religie doświadczają i udostępniają coś z tajemnicy Boga samoudzielającego się człowiekowi8. Jego zdaniem, dopóty, dopóki religie będą rozumiały siebie jako ostoje więzi klanowych, narodowych lub kulturowych, nie porozumieją się; co gorsza – światu będą zagrażały antagonizmy i wojny religijne. W oczach niechrześcijan wysokie mniemanie chrześcijan o swojej religii to wyraz zadufanego poczucia wyższości kultury europejskiej (euroamerykańskiej, atlantyckiej) nad każdą inną. Oczywiste jest dla Fernando, że mieszkańcy innych kontynentów, w tym również chrześcijanie, nie mogą zgodzić się na takie traktowanie. Religię zatem należy rozumieć na płaszczyźnie duchowej jako egzystencjalną orientację życiową, w której dokonuje się łączność człowieka z Bogiem. Wchodząc na taką drogę, można ujrzeć bogactwo i wielość tego, co wspólne wszystkim religiom. Dopiero też na takiej drodze można być prawdziwym chrześcijańskim misjonarzem, a nie „misjonarzem kultury zachodniej”. Fernando zauważa, że powszechnym doświadczeniem chrześcijańskich misjonarzy jest to, że gdy otwierają się na wewnętrzne bogactwo innych religii, religie te i ich założyciele nie jawią się jako wrogowie, lecz jako sprzymierzeńcy Jezusa Chrystusa.

Tę ostatnią myśl rozwija amerykańska teolog Monika K. Hellwig9. Jej zdaniem, pozytywnymi elementami niewątpliwie tkwiącymi w pozachrześcijańskich religiach są: odkrycie „wyższych” zdolności duchowych w człowieku, otwarcie na duchowy wymiar ludzkiego bytu, silny związek z prawem moralnym, jedność z naturą-przyrodą, wierność tradycji oraz wskazanie drogi osiągnięcia pokoju wewnętrznego przez sztukę medytacji i ascezę. Wymienione wartości to znaki, iż inne religie są dla chrześcijaństwa równorzędnym partnerem dialogu, co jednak nie oznacza, że – w oczach Hellwig – nie można mówić o pewnej wyższości chrześcijaństwa wobec przynajmniej niektórych religii, zwłaszcza azjatyckich. Jej zdaniem – po pierwsze – brakuje im mocnego przekonania o realności zbawienia, charakterystycznego dla chrześcijaństwa, oraz – po drugie – w niektórych regionach świata, na przykład w Indiach, gdzie dominuje hinduizm, trudno wskazać dzieła miłosierdzia i solidarności z najmniejszymi tego świata inspirowane inną religią niż chrześcijaństwo.

Co wybrać?

Z powyższych rozważań jasno – jak sądzę – widać, iż konstruktywnych rozstrzygnięć w kwestii „tożsamość chrześcijaństwa a wielość religii” nie dostarcza ani ekskluzywizm, ani pluralizm radykalny. Ekskluzywizm bowiem tak rozumie tożsamość chrześcijaństwa, że neguje jakiekolwiek znaczenie religii pozachrześcijańskich w powszechnym Bożym planie zbawienia. Natomiast pluralizm radykalny w taki sposób akcentuje równorzędność wszystkich religii, że – z jednej strony – prowadzi do religijnego relatywizmu, a z drugiej – nie pozostawia miejsca na wiarę w Jezusa Chrystusa jako jedynego i powszechnego Zbawiciela, bez czego nie sposób mówić o chrześcijańskiej tożsamości.

Powiązanie wyróżniającej chrześcijaństwo tożsamości religijnej z wielością religii znajdujemy w inkluzywizmie oraz – zbliżonym do niego – pluralizmie normatywnym.

W świetle stanowiska inkluzywistycznego religie pozachrześcijańskie nie istnieją po to, by stanowić jedynie „tło” dla wyjątkowej tożsamości chrześcijaństwa czy być dowodem wyższości chrześcijaństwa. W Bożym planie zbawienia religie pozachrześcijańskie skutecznie prowadzą ludzi do zbawienia. Wyznawcy innych religii zostają zbawieni nie pomimo swoich religii, ale dzięki nim, dlatego że są ukierunkowane na Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela.

Z punktu widzenia chrześcijaństwa moc i wartość innych religii, którymi obdarował je Bóg, winny inspirować chrześcijaństwo, by – z jednej strony – nie zagubiło swojej żywotności, a z drugiej – by nie poddało się postawie triumfalizmu, gdyż wtedy zatraci swoją tożsamość i wiarygodność. To paradoksalne, lecz chrześcijaństwo kurczowo trzymające się własnej wyższości, chcące ją wszem i wobec udowadniać, może ją utracić. „Wyższością” chrześcijaństwa jest sam Jezus Chrystus; nie Chrystus triumfalistyczny, ale uniżony, solidaryzujący się z każdym człowiekiem, głoszący nadejście Królestwa Bożego, do którego są powołani wszyscy ludzie! Chrześcijanin w spotkaniu i dialogu z innymi religiami, wyostrzając wzrok wiary, może dostrzec Chrystusa realnie działającego w innych religiach.

Z drugiej strony, bez pluralizmu religii chrześcijaństwu byłoby trudno uświadomić sobie wyjątkowość wydarzenia Jezusa Chrystusa w historii zbawienia. W związku z tym chrześcijaństwo nigdy nie może zaprzestać działalności misyjnej, której najbardziej skuteczną formą jest świadectwo życia zgodnego z Ewangelią. Dając świadectwo swojej wiary, chrześcijanie mają szansę wzmacniać i dopełniać pozytywne elementy znajdujące się w innych religiach, a także umacniać swą łączność z Chrystusem.

W Ewangelii Mateusza znajduje się Chrystusowa przypowieść o talentach (25,14-30), która może rzucić dużo światła w dyskusji o tożsamości chrześcijaństwa w kontekście pluralizmu religii. Pewien człowiek dał jednemu słudze pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu zaś jeden. Chrześcijaństwo jest religią, która od Boga dzięki Jezusowi Chrystusowi otrzymała pełnię talentów, inne religie mają ich wprawdzie mniej, lecz nie są to gorsze talenty. Religie pozachrześcijańskie uczestniczą w Bożym planie zbawienia oraz posiadają prawdziwie Boże nadprzyrodzone wartości. Otrzymały od Boga swoją część talentów – im więcej talentów, tym większe zobowiązanie do ich pomnażania i dzielenia się z innymi. A wszystko po to, aby na ziemi, a potem w Królestwie Bożym było jak najwięcej „utalentowanych” ze wszystkich krajów, narodów i języków.

Krzysztof Kaucha – ur. 1968 r., dr teologii, adiunkt przy Katedrze Eklezjologii Fundamentalnej w Instytucie Teologii Fundamentalnej KUL. Opublikował książkę „Miłość za miłość. Wiarygodność chrześcijaństwa według Battisty Mondina”. Mieszka w Lublinie.

1 J. Dupuis, „Vers une théologie chrétienne du pluralisme religieux”, Paris 1997, s. 22-23. Zob. recenzję tego dzieła pióra ks. Zbigniewa Kubackiego SJ: „Teologia pluralizmu religijnego”, w: „Więź” 2000 nr 7, s. 206-212.

2 Y. Congar, „Czy poza Kościołem nie ma zbawienia?”, w: tenże: „Chrystus i zbawienie świata”, tłum. Anna Turowiczowa, Kraków 1968, s. 265.

3 Zob. P. F. Knitter, „No Other Name?”, New York 1985; tenże, „Jesus and the Other Names”, New York 1996.

4 Zob. P. E. Knitter, „Five Theses on the Uniqueness of Jesus” w: Leonard Swidler, Paul Mojzes (red.), „The Uniqueness of Jesus. A Dialogue with Paul F. Knitter”, New York 1997, s. 3-16; tenże, „Can Our also Be a ?”, w: „The Uniqueness of Jesus.”, s. 145-182.

5 Zob. J. Hick, „God Has Many Names”, London 1980; tenże, „Problem of Religious Pluralism”, London 1985; tenże, „An Interpretation of Religion”, New Haven-London 1989; tenże, „The Fifth Dimension”, Oxford 1999.

6 Międzynarodowa Komisja Teologiczna, „Chrześcijaństwo a religie”, w: I. S. Ledwoń, K. Pek (red.): ” Tekst – komentarze – studia”, Lublin-Warszawa 1999, s. 13-54.

7 Por. K. Ahlstrand, „What’s So Special About Jesus?”, w: „The Uniqueness of Jesus”, s. 19-24.

8 Por. A. Fernando, „An Asian View of Jesus’ Uniqueness”, w: „The Uniqueness of Jesus”, s. 68-73.

9 Por. M. K. Hellwig, „Rethinking Uniqueness”, w: „The Uniqueness of Jesus”, s. 74-78.

Źródło tekstu: www.tezeusz.pl