Cui bono – rzecz o karze smierci

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: 5 przykazanie, Dekalog, Kara śmierci

Kilka miesięcy temu w Strasburgu weszła w życie nowa rezolucja: protokół Nr 13 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka całkowicie – także w sprawach zbrodni wojennych – zdelegalizował stosowanie kary śmierci. W uzasadnieniu wprowadzenia tej dyrektywy Przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Peter Schieder podkreślił, że kara śmierci stanowi współcześnie najpoważniejsze naruszenie praw człowieka.

W ostatnich latach zatrważający wzrost przestępczości i brak elementarnego radzenia sobie przez państwa europejskie z utrzymywaniem porządku publicznego wywołał wiele dyskusji, również na temat przywrócenia i wykonywania kary śmierci. Publiczna debata ukazała, że przeciwnicy tej formy kary nie potrafią wysunąć praktycznie żadnego poważnego argumentu – posługują się natomiast (jak w większości debat) wrzaskiem, inwektywami czy odwoływaniem się do emocji.
Przy okazji debaty widać, jak liczne sprzeczności kryje w sobie doktryna lewicowa, która sprzyja klimatowi abolicyjnemu w prawie karnym. Współczesna socjaldemokracja, całkowicie przeciwna przywróceniu kary śmierci, przy każdej okazji wymachuje swym mandatem demokratycznym, krzycząc, że głos ludu jest głosem Boga, że reprezentuje większość, że posiadamy mandat, by mówić za swych wyborców. Jednocześnie badania opinii publicznej pokazują, że zdecydowana większość wypowiada się za zaostrzeniem kar, przy czym w sprawie kary śmierci ok. 70% wypowiada się za jej utrzymaniem, ok. 20% przeciwko, a reszta nie ma wyrobionego poglądu. I tu listek figowy demokracji opada, pokazując, co się pod nim kryje… (podobnie jest, gdy lewica wyciąga przy każdej debacie na temat aborcji, eutanazji czy homoseksualizmu swój „żelazny” argument, mówiący, że jesteśmy wolni i rozumni, by sami o sobie decydować. Ale już w sprawie ubezpieczenia i decydowania o własnych dochodach nie, na to jesteśmy za głupi, redystrybucja naszych dochodów musi być przeprowadzona przez „ekspertów”. Oczywiście, lewicowych, bo innych „ekspertów” nie ma….). Socjaldemokraci w niektórych przypadkach (np. co do kary śmierci) odmawiają uznania, że większość ma rację (i tacy z nich demokraci). Proponują referendum w sprawie aborcji, a o referendum w sprawie przywrócenia kary śmierci nie chcą nawet słyszeć, wiedząc dobrze, że musieliby ją przywrócić. Zastanawia mnie też, jakimi torami chodzi lewicowa myśl, opowiadająca się za swobodną aborcją, a będąca przeciwnikiem kary śmierci dla mordercy – oczywiście w imię godności życia ludzkiego.
Problematykę kary śmierci można rozważać na kilku płaszczyznach: w sferze praxis, w kontekście filozoficzno-teologicznym, w kontekście kultury i cywilizacji czy w końcu w kontekście penitencjarno-karnym.
Jeszcze przed przystąpieniem do omówienia zagadnienia warto sprecyzować, w jakim kontekście będzie się to zagadnienie analizować. W stanie pokoju kara śmierci powinna występować tylko w dwu przypadkach: w przypadku morderstwa z premedytacją oraz zdrady stanu, która sprowadza wojnę lub rewolucję na kraj. Oczywiście, przypadek stanu wyjątkowego czy wojny jest osobnym zagadnieniem – kara śmierci może być wtedy stosowana w wielu innych przypadkach: w Chile, gdy obalono czerwoną partyzantkę, generał Pinochet wydał dekret mówiący, że każdy cywil złapany z bronią będzie rozstrzelany – nie widzi bowiem innego sposobu na przepędzenie bojówkarzy zagrażających stabilizacji i bezpieczeństwu ludności cywilnej. Jak powiedział tak zrobił – wybór pozostawił tym, co chcieli walczyć o komunistyczny raj w Chile… Po kilku miesiącach na ulice powrócił spokój – podczas gdy w sąsiednich krajach walki uliczne są powszechne do dziś, ofiar zaś jest nieproporcjonalnie więcej niż w Chile podczas przewrotu!
W każdym kraju panuje określony porządek i obyczaje. Jeżeli jedziemy do Wielkiej Brytanii czy do krajów azjatyckich, musimy jeździć lewą stroną drogi. Na całym świecie przestrzegamy też zasady, że na czerwonym świetle przez jezdnię się nie przechodzi. Podobnie powinno być z karą śmierci. Za morderstwo z premedytacją grozi eliminacja, gdyż życie obywatela jest najważniejsze i dbanie o nie należy do podstawowych obowiązków państwa – oczywiście, znajdą się tacy ryzykanci jak w pierwszym przypadku, próbujący przebiegać przez jezdnię na czerwonym świetle lub jeżdżący niewłaściwą stroną drogi – ale z konsekwencji swego postępowania muszą zdać sobie sprawę: można się zderzyć z autobusem – zabijając, można też być zaprowadzonym na szafot. W jednym i w drugim przypadku wybór należy do ryzykanta. Państwo zaś traktować powinno wszystkich jednakowo, dając wiele swobód, ale określając też granice, których nie można pod żadnym pozorem przekraczać. Chodzi o to, by prawo było skuteczne, zgodne z naszymi oczekiwaniami i poczuciem moralnym.
Ludzie lewicy, którzy jak jeden mąż są abolicjonistami, traktują osobliwie człowieka – jeżeli przekroczy określone granice i na przykład zabije kogoś w celu rabunkowym, szuka się tysiąca usprawiedliwień dla jego czynów: zawsze znajdą się adwokaci społeczni mówiący o złym środowisku, braku szans i perspektyw, że to nie morderca jest winien, tylko społeczeństwo, które go tak ukształtowało. Traktują człowieka jak psa, za którego czyny odpowiada właściciel: w tym przypadku właścicielem rozumu mordercy ma być bliżej nieokreślone społeczeństwo (jest to klasyczne lewackie myślenie: nie ma człowieka z wolną wolą, odpowiedzialnego za swoje czyny, jest tylko cząstka kolektywu).
Przeciwnie twierdzą zwolennicy kary śmierci: domagając się, by traktować człowieka jako istotę odpowiedzialną za swe czyny. Co więcej, szanują jego wybory, nawet złe: jeśli ktoś z powodu braku pieniędzy na prostytutkę porywa i gwałci dziecko, zabijając je, musi się brać pod uwagę, że pójdzie na szafot. Jeśli planuje mord, to wkalkulowuje również to, że za to grozi kara śmierci. Jest to wolny wybór tego, kto dokonuje strasznego przestępstwa: ani kat, ani sędzia, ani prokurator nie są temu winni. Przestępca chciał, by go powiesili; jest to jego wola i jego wybór. Paradoksalna jest sytuacja, w której śmierć na miejscu ponosi włamywacz do banku, który nie zatrzymał się na okrzyk strażnika lub człowiek, który ucieka przed policją (często z błahego powodu), a morderca, zabijający z zimną krwią dziecko, jest chroniony przez prawo.
Pamiętajmy, że kara śmierci, stosowana za najwyższe przewinienie, jakim jest morderstwo, to nic innego jak przywrócenie naturalnego porządku w społeczeństwie. Pamiętajmy także, że cały klimat abolicyjny to tylko popłuczyny po traktatach pisanych w Oświeceniu, w których przyjęto, błędną i szkodliwą tezę mówiącą, że człowiek z natury jest dobry. A jeżeli źle czyni (np. morduje, gwałci, okalecza), to tylko z winy otoczenia, które go takim ukształtowało. Sam zwyrodnialec nie jest winny.
Kiedyś mordercę oddawano w ręce kata, wiedząc dobrze, że nie istnieje proces resocjalizacji. Współcześnie, w dobie powszechnej abolicji bandytą zajmują się nie kaci, lecz opłacani za publiczne pieniądze psychiatrzy i psychoanalitycy. Wystarczy porozmawiać z psychologami pracującymi w więzieniu, by dowiedzieć się, że nic nie są warte guślarskie pomysły Freuda (że wystarczy bandycie pokazać dobre wzorce, by wrócił na drogę cnoty). Tak więc owoce pracy resocjalizacyjnej są nikłe, liczba morderstw i gwałtów zaś rośnie. Powód jest jeden: bandytów nie likwiduje się, ale w duchu poszanowania „resocjalizuje”, nie karze, lecz wychowuje. Efekty widać na co dzień.
Wielu abolicjonistów powtarza wciąż, że najwyższym wymiarem kary powinno być dożywocie (już sama nazwa najwyższego wymiaru kary jest niewłaściwa – bo obecnie dożywociem można karać jedną osobę kilkakrotnie – jest to śmieszne, bo nie ma praktycznie żadnego znaczenia – jaki to najwyższy wymiar kary?). Ilekroć słuchamy zwolenników zamiany w prawie karnym kary śmierci na dożywocie, należy skonfrontować ich teoretyczne rozważania z doświadczeniem. Zwyrodnialec, mający życie ludzkie za nic, skazany na karę dożywocia, będzie próbował zbiec z więzienia – nic nie traci, już dostał najwyższy wymiar kary – w razie niepowodzenia będzie czekał na kolejną okazję do „wycieczki”, może w końcu się uda. Nie możne być pozbawiony też kontaktu z innymi ludźmi – np. w przypadku samookaleczenia trzeba zapewnić mu lekarza (którego dla „rozrywki” będzie chciał zabić – takie przypadki się zdarzają!) i nic mu zrobić nie można! Nie można, bo dożywocie jest karą najwyższą! Może bezkarnie zamordować współwięźnia, ale także strażnika, policjanta, sędziego i adwokata; bo co mu kto zrobi! – jest chroniony przez prawo. Humaniści abolicjoniści w tych przypadkach twierdzą, że można mordercę zamknąć do klatki z pancernymi ścianami i przykuć pasami do łóżka, podłączyć do cewnika i kroplówki… (lewicowy humanizm wyłazi z nich w całej krasie…).
Po wtóre: co zrobić, jak zachoruje i trzeba go leczyć? Pamiętajmy też, że morderca, działając w grupie przestępczej, zawsze ma kolegów, którzy mogą (co niejednokrotnie się zdarza) porywać zakładników (najlepiej córeczkę wpływowego polityka lub dyrektora więzienia), wymuszając w ten sposób wypuszczenie skazanego. Warto przy tej okazji wskazać, że coraz częściej zmieniające się rządy, zawsze chcąc zdobyć przychylność pospólstwa, zarządzają amnestie, które dotyczą także zbrodniarzy odsiadujących karę „dożywocia”. Mało kto wie, że dziś na zachodzie Europy średnia długość wykonania kary dożywocia to siedem lat!
Media ciągle donoszą o zatrważających wydarzeniach: w Niemczech schwytano ostatnio po raz kolejny jednego z najsłynniejszych przestępców w historii Niemiec, Dietera Zurwehme. Sąd uznał go za winnego czterech morderstw, gwałtu, rabunku i bezprawnego naruszenia wolności. 57-letni Zurwehme był już raz za morderstwo skazany na dożywocie bez prawa łaski. Wyrok odsiadywał od 1974 roku, z biegiem czasu łagodzono mu rygory odbywania kary. W końcu uzyskał możliwość pracy poza zakładem karnym. Oczywiście, zaraz potem nie wrócił do więzienia. Trzy miesiące później zabił czworo emerytów z miejscowości Remagen. Podczas ucieczki dopuścił się też gwałtu na nastolatce. Złapany, po raz kolejny został skazany na dożywocie. Należałoby spytać: ile razy skażą go jeszcze na dożywocie bez prawa łaski? Czy abolicjoniści odpowiedzą też jako współwinni morderstw dokonanych przez wypuszczonego z ich woli zwyrodnialca?
Tego rodzaju przykłady są efektem lewicowego klimatu abolicyjnego, który charakteryzuje się brakiem logiki i elementarnej przyzwoitości: państwo wspaniałomyślnie daruje życie zwyrodnialcowi, ostatecznie skazując na tzw. dożywocie, którego termin upływa zwykle wcześniej, nie dbając zupełnie o dobro wspólne, o dobro niewinnych ludzi, często dzieci, które padają ofiarą zwyrodnialców recydywistów.
Kolejnym argumentem przeciwko dożywociu, jako najwyższej karze, jest argument matematyczny: ten, kto dysponuje większą siłą, zawsze wygrywa: w państwie, gdzie nie ma kary śmierci, mafia wygrywa z aparatem państwowym – ojciec chrzestny może wydać wyrok śmierci nawet na urzędników państwowych – takiego prawa w państwie bez kary śmierci nie ma nawet prezydent! Prędzej czy później musi skapitulować przed silniejszym. W ten sposób bezkarne gangi opanują kraj, wygra najbardziej brutalny i najlepiej zorganizowany.
Abolicjoniści zwykli przekonywać zwolenników kary śmierci, że wysokość kary nie ma żadnego przełożenia na ilość przestępstw. Jest to argument dziecinny – wystarczy bacznie przyjrzeć się rzeczywistości, by zobaczyć, że każdy przestępca kalkuluje. W polskich supermarketach 99% kradzieży nie przekracza 250 złotych – czasem wręcz 249 złotych 99 groszy – bo do kwoty 250 złotych jest to tylko wykroczenie (złapią, spiszą i wypuszczą), powyżej tej kwoty to przestępstwo – ryzyko grzywny, postępowania sądowego etc. Kradzież jest zatem efektem czystej kalkulacji. Jeżeli wysokość kary nie ma przełożenia na ilość przestępstw, spróbujmy od jutra wprowadzić w kraju grzywnę za gwałt w wysokości 10 złotych. Wszystkim paniom abolicjonistkom życzę wtedy miłych wieczornych spacerów – wedle nich nie wzrośnie liczba przestępstw.
Powieszenie mordercy powoduje zawsze, że kilku następnych, przestraszonych, nie zabije. Pamiętajmy zatem: by zrealizować zasadę „Nie zabijaj!”, należy bezwzględnie przywrócić karę śmierci. Strach pomyśleć, co się stanie, jeśli Polska zniesie karę śmierci, a kraje sąsiednie ją utrzymają. Większość płatnych morderców bojących się „pracować” u siebie – przyjedzie na saksy do kraju, który ich profesji sprzyja – podobno wynajęcie płatnego zabójcy w Polsce kosztuje ok. 4 tysięcy złotych. Jasno i wyraźnie należy stwierdzić: wprowadzenie kary śmierci nie spowoduje zaniku profesji płatnego zabójcy, ale przynajmniej kwota za zabicie zostanie drastycznie podniesiona. Po wtóre, jeżeli wysokość kary nie ma przełożenia na liczbę przestępstw, to po co stosować tak ostre środki jak 25 lat więzienia – może wystarczyłoby pouczenie i zapewnienie poprawy skazańca? Wszystkim katolikom abolicjonistom, którzy powołują się na V przykazanie dekalogu, prowokacyjnie podsuwam do rozważenia następne pytanie: skoro Bóg stworzył człowieka jako istotę wolną, czy ktokolwiek może pozbawić go tej wolności przez więzienie?
Przeciwko karze śmierci wysuwane są też liczne argumenty komiczne, jak ten, że zniesienie kary śmierci zapobiega temu, by ewentualna dyktatura nie mogła dowolnie nią dysponować i karać nią np. za przestępstwa polityczne. Ależ cechą dyktatury jest właśnie to, że wprowadzi takie prawa, jakie będzie chciała – prawo zastane nie ma tu nic do rzeczy!
Przykład zniesienia kary śmierci pokazuje dobitnie jak lewica w samobójczym szale niszczy to, co stworzyło filary naszej cywilizacji. Co więcej, używa argumentacji, że kara śmierci jest sprzeczna z naszą cywilizacją i poziomem kultury, że jest przejawem barbarzyństwa! Pamiętajmy, że w krajach barbarzyńskich nie było kary śmierci. Kara śmierci jest częścią naszej cywilizacji, co więcej, narósł wokół niej pewien rytuał kulturowy: adwokat, sędzia, togi, apelacja, ostatnie słowo, kapelan, werble, kat, ostatnie życzenie, szafot – to wytwory naszej zachodniej kultury. Mrzonki zaś o „cywilizowanym społeczeństwie socjaldemokratycznym” to próba powrotu do czasów barbarzyńskich, gdzie za zabicie członka własnego plemienia wypędzano na kilka dni od ogniska – w celu resocjalizacji, rzecz jasna… Na stronach Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka możemy natomiast przeczytać taką lewicową argumentację: Nie ma sytuacji, w której zabicie człowieka – nie mogącego przecież w danym momencie nic zrobić, odizolowanego w silnie strzeżonym więzieniu – cokolwiek by rozwiązywało. Czy da to zdrową satysfakcję, czy zapobiegnie czemukolwiek? To jest zabicie człowieka bezsilnego. A mamy poczucie, że jeżeli państwo zabija ludzi, to zabijanie zostaje jakby uprawnione. Mordercy czują się lepiej – mają poczucie, że nie tylko oni zabijają, ale państwo z całym swoim dostojeństwem robi to samo. To, iż państwo zabija człowieka, jest poniżeniem godności tego państwa. Państwo zniża się do tych czynów, które są naganne, podłe i złe. A jeżeli ono samo zabija, to łatwiej jest i ludziom zabijać. Po co dokładać jeszcze jeden zły czyn do strasznej rzeczy, która się stała? Czyn taki jak w Oklahoma City jest wyjątkowo podły. Ale znowu: gdy państwo morduje, sprowadza siebie, swój autorytet, swoją godność do poziomu tego mordercy, a przecież powinno być ponad to. Są zbrodnie, których się nie ukarze. Czy śmierć McVeigha jest w stanie cokolwiek naprawić? Nic tylko zaproponować panu McVeightowi serie pogadanek w szkołach o tym, jak był szykanowany przez krwiożerczych zwolenników kary śmierci… Honoraria za wykłady pokryje Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Kolejnym argumentem abolicjonistów jest wskazywanie na możliwość pomyłki sądowej. Trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć – takie się zdarzają, wedle statystyk około raz na dwadzieścia lat karze się kogoś niewinnie, pozbawiając go życia. Ale nie jest to argument za zniesieniem kary śmierci! Jeżeli w Polsce dziennie ginie na drogach 14 osób, należałoby wprowadzić zakaz poruszania się samochodami, wprowadzić na nowo furmanki, liczba śmiertelnych wypadków zmaleje, nie trzeba też budować nowych dróg, rolnicy pozbędą się nadwyżki zboża. Kogo winić za śmierć niewinnych przechodniów czy rowerzystów: producentów samochodów czy budowniczych dróg? Gdy kilka lat temu zmniejszono dopuszczalną prędkość poruszania się pojazdów po Warszawie z 60 do 50 km/h, media z tryumfem donosiły, że liczba wypadków śmiertelnych zmalała trzykrotnie – dlaczego zatem nie wprowadzono kolejnej redukcji szybkości, np. do 15 km/h? Przecież życie ludzkie jest najistotniejsze (Swoją drogą te same media donosiły, że 90 proc. kierowców nie stosuje się do tego zakazu…). Pamiętajmy o rzeczy zasadniczej: wprowadzenie kary śmierci uchroni przede wszystkim tysiące niewinnych ludzi.
Wielu abolicjonistów twierdzi, że kara śmierci wprowadza w obieg życia społecznego element zemsty. Jest to bzdura – kara śmierci oznacza przede wszystkim wyrównanie rachunków z mordercą, ale także ochronę przed nim nas wszystkich. Swego czasu w światowych mediach wypowiadał się lewicowy Umberto Eco, sugerując zwolennikom kary głównej powrót do publicznego pokazywania wykonywania wyroków śmierci. Zadośćuczyni to wszystkim pałającym zemstą i żądzą krwi. Wedle Eco, najlepiej pokazywać egzekucję przed głównym wydaniem dziennika, gdy cała familia zasiada do kolacji. Zgodziłbym się z tym, ale pod warunkiem, że egzekucję należałoby poprzedzić na przykład zdjęciami operacyjnymi policji, ukazującymi ofiary, np. poćwiartowane zwłoki kilkuletniego dziecka, poprzednio zgwałconego i uduszonego. Gwarantuję, że egzekucja byłaby postrzegana w innym świetle. Ale w całej debacie nie chodzi o emocje i nie nimi powinniśmy się tu kierować.

 Kościół katolicki a kara śmierci

Ilekroć współcześnie analizuje się stosunek Kościoła katolickiego do kary śmierci widać wyraźnie dwa obozy – jedni twierdzą powołując się na Magisterium Kościoła i tradycję radykalnie twierdzą, że Kościół jest za utrzymaniem kary śmierci i zmienić tego nie może gdyż w tym wypadku wystąpił by przeciwko ponadtysiącletniej tradycji. Druga strona twierdzi, że wypowiedzi Jana Pawła II nie pozostawiają żadnej wątpliwości – kara śmierci nie jest zgodna z etyką katolicką. Już na pierwszy rzut oka widać, że sprawa ta nie jest klarowna i jest niebywale skomplikowana. W ostatnich latach wierni Kościoła Rzymskiego wystawieni zostali na ogromną próbę przez mętne i sprzeczne deklaracje hierarchów Kościoła. Z jednej strony długo oczekiwane nowe wydanie Katechizmu w paragrafie 2266 potwierdziło zasadność stosowania kary śmierci, by po dwu latach od podpisania katechizmu przez Papieża z jego ust usłyszeć wyraźne „nie” dla kary śmierci.
Ostatnie wydanie katechizmu zostało (na razie w wersji elektronicznej) zmienione przez Kongregację Wiary, dekretem z dn. 25 kwietnia 1998 (Nomen omen zmiany są oznaczone kolorem czerwonym…). Usunięto całkowicie § 2266, brzmiący: Ochrona wspólnego dobra społeczeństwa domaga się unieszkodliwienia napastnika. Z tej racji tradycyjne nauczanie Kościoła uznało za uzasadnione prawo i obowiązek prawowitej władzy publicznej do wymierzania kar odpowiednich do ciężaru przestępstwa, nie wykluczając kary śmierci w przypadkach najwyższej wagi. Z analogicznych racji sprawujący władzę mają prawo użycia broni w celu odparcia napastników zagrażających państwu, za które ponoszą odpowiedzialność.
W zamian istnieje zmieniony § 2267, brzmiący: Kiedy tożsamość i odpowiedzialność winowajcy są w pełni udowodnione, tradycyjne nauczanie Kościoła nie wyklucza zastosowania kary śmierci, jeśli jest ona jedynym dostępnym sposobem skutecznej ochrony ludzkiego życia przed niesprawiedliwym napastnikiem. Jeżeli jednak środki bezkrwawe wystarczą do obrony i zachowania bezpieczeństwa osób przed napastnikiem, władza powinna ograniczyć się do tych środków, ponieważ są bardziej zgodne z konkretnymi uwarunkowaniami dobra wspólnego i bardziej odpowiadają godności osoby ludzkiej. Istotnie dzisiaj, biorąc pod uwagę możliwości, jakimi dysponuje państwo, aby skutecznie ukarać zbrodnię i unieszkodliwić tego, kto ją popełnił, nie odbierając mu ostatecznie możliwości skruchy, przypadki absolutnej konieczności usunięcia winowajcy są bardzo rzadkie, a być może, już nie zdarzają się wcale.
Takie stanowisko jest o tyle dziwne, że Kościół Rzymski nigdy w swej historii nie był przeciwny karze śmierci. Co więcej, ustami swych największych autorytetów wielokrotnie zalecał karę śmierci w celu utrzymania ładu społecznego. Jeszcze w 1993 roku badająca czystość wiary komisja pod przewodnictwem kard. Ratzingera potwierdziła, że rządy mają prawo do stosowania kary śmierci. Niestety, klimat abolicyjny wdarł się także w szeregi hierarchów Kościoła. Nie dziwmy się zatem, że ujawniają się „katolickie” ruchy, takie jak znana Wspólnota Sant’Egidio z siedzibą w Wiecznym Mieście.
Wspólnota Sant’Egidio powstała w Rzymie już w roku 1968, zaraz po Soborze Watykańskim II. Obecnie jest to międzynarodowy ruch, do którego należy ponad 40.000 osób zaangażowanych w walkę o zniesienie kary śmierci – mimo jasnego stanowiska Kościoła walczyli oni o coś, co było sprzeczne z nauką i doktryną katolicką! Co więcej, do tego ruchu należeli i należą biskupi i kardynałowie. Czekać tylko na kolejne wspólnoty katolickie, takie jak: Katolicki Ruch Na Rzecz Zniesienia Własności Prywatnej czy Katolickie Stowarzyszenie Zamiany Sprawiedliwości Na Sprawiedliwość Społeczną…
Kilka lat temu wspólnota Sant”Egidio wydała głośny Apel o zawieszenie wykonywania kary śmierci na całym świecie. Jest to apel tak pozbawiony sensu i kłamliwy, że warto go przedstawić w całości. W Apelu czytamy: Kara śmierci jest karą okrutną, nieludzką i poniżająca, nie mniej wstrętną niż tortura, nie jest w stanie zwalczyć gwałtu, w rzeczywistości jest usprawiedliwieniem strasznego gwałtu: tego, który zabija życie z rąk państwa, sprawia że nasz świat staje się nieludzki, dając pierwszeństwo zemście, i eliminuje elementy miłosierdzia, przebaczenia, rehabilitacji z systemu sądowego (Twórcy Apelu zapominają, że problem stosunku miłosierdzia do kary śmierci jest w ostatecznym rozrachunku problemem stosunku porządku miłości do porządku sprawiedliwości. Miłość o tyle zachowuje swój autentyczny kształt, o ile szanuje porządek sprawiedliwości – tak uczy Magisterium Kościoła). Niniejszym zapraszamy wszystkich, również tych, którzy podtrzymują karę śmierci, aby spokojnie się zastanowili nad potrzebą zawieszenia egzekucji. Dlatego że: Obecnie na świecie większość państw nie stosuje kary śmierci. Kilka z nich ją zniosło, a pozostałe zdecydowały się jej nie wykonywać (oczywiście, nic jak tylko prawda: USA pierwsze zniosły wykonywanie wyroków śmierci. W wyniku fali gwałtu, wskutek fatalnej decyzji, obecnie już ponad 40 stanów ją przywróciło – i np. w Nowym Jorku liczba morderstw spadła o 65%, czyli trzykrotnie!). Ale takich przejawów kłamstw i głupoty jest tam więcej: ONZ uznała, że nie ma danych potwierdzających, iż kara śmierci przeciwdziała przestępstwu (przypominam, że to samo ONZ kilkanaście lat temu witało owacyjnie brawami Idi Amina – afrykańskiego satrapę, kanibala i zbira – wiedząc o tym, co wyprawia w Ugandzie). W krajach, gdzie kara śmierci została przywrócona, ilość ciężkich przestępstw nie zmniejszyła się (vide przykład Nowego Jorku). Istnieją metody alternatywne broniące społeczeństwo przed tymi, którzy popełnili bardzo ciężkie przestępstwa (bardzo dobrze, że autorzy deklaracji podają szczegółowo, jakie to metody…). Logika „oko za oko, ząb za ząb” i „życie za życie” jest prymitywna w przeważającej części naszej planety (ciekawe, w jakiej części nie jest, po wtóre, określanie przez organizację katolicką cytatu biblijnego jako prymitywnego jest żałosne). Prawie w każdym kraju system sądowy próbuje znaleźć inny sposób traktowania ludzi, którzy popełniali przestępstwa (no i, oczywiście, efekty tego widzimy). W demokratycznych państwach koszty kary śmierci przewyższają koszty kary dożywocia (tego już nawet przy dobrej woli nie jestem w stanie zrozumieć!!! Widać i we wspólnocie są ekonomiści-eksperci).
Najciekawsze jest zakończenie deklaracji: Z TYCH WŁAŚNIE POWODÓW APELUJEMY DO PAŃSTW CAŁEGO ŚWIATA O ZAWIESZENIE KARY ŚMIERCI!!! (akurat podane wyżej powody są komiczne, głupie i zabawne…).
Swego czasu próbowałem nawiązać korespondencję ze wspólnotą – zostałem jednak całkowicie zignorowany – cóż, może nie warto z kołtunami rozmawiać… Przedstawiciele wspólnoty, a także hierarchowie Kościoła, w dążeniu do zniesienia kary śmierci powołują się na przykazanie Nie zabijaj. Nie są w stanie jednak odpowiedzieć, dlaczego ten sam Kościół uznaje za bohaterów np. żołnierzy walczących w obronie ojczyzny, zabijających wroga, czy nie widzi nic złego w zabiciu kogoś w obronie np. własnego dziecka, nad którego głową stoi zbir z tasakiem. Takie zachowanie uznaje nawet za obowiązek!
Stanowisko abolicjonistów katolików jest przejawem ignorancji: V przykazanie Dekalogu w oryginale hebrajskim mówi coś innego. Słowo rasah znaczy: mordować, więc oryginalna treść piątego przykazania to: Nie morduj (Nie dopuszczaj się mordu! i tak też było w tłumaczeniu Biblii ks. Wujka). Pamiętajmy, że zabójstwa wojenne w hebrajskim są określane jako harap, dla kary śmierci zaś język hebrajski ma czasownik hemit.
Ks. prof. Tadeusz Ślipko mówi: Najgorzej wyglądałaby sprawa, gdyby stwierdzenie „Kościół jest przeciwny karze śmierci” padło z ust teologa. Świadczyłoby to o braku rozumienia autentycznego sensu tej frazy, po prostu byłby to błąd teologiczny. Termin „Kościół” może przybierać różne znaczenia, odpowiednie do zmieniających się kontekstów, w których bywa używany. (…) W tego rodzaju sprawach słowo „Kościół” wyrażać może tylko „Kościół nauczający”, dokładniej mówiąc – „zwyczajne nauczanie Kościoła”. To zaś nauczanie nie utożsamia się ani z jednorazowym okolicznościowym wystąpieniem jakiegokolwiek papieża, ani tym bardziej takiego czy innego Episkopatu bądź poszczególnych teologów. Zwyczajne nauczanie Kościoła oznacza w gruncie rzeczy długotrwały proces, zakorzeniony w dogmatycznej tradycji źródeł Objawienia, kontynuowany przez wieki, aprobowany przez papieży, głoszony przez moralistów. Jeśli jednak wytrzymuje próbę tych kryteriów, urasta ono do rangi nauczania, w którym Kościół głosi także moralne zasady niezmienne i nieodwołalne. Kiedy zaś prześledzi się całokształt dostępnych w tym względzie danych, nie ulega wątpliwości, że odnośnie do moralnej godziwości, a tym samym dopuszczalności, kary śmierci Kościół głosił i nadal aprobuje tę zasadę – czyli uznaje moralną godziwość i dopuszczalność kary śmierci. W tym założeniu stwierdzenie – „Kościół jest przeciw karze śmierci” – na pewno jest zdaniem błędnym. Ks. prof. Ślipko dodaje jeszcze: korzenie doktryny i ruchu abolicjonistycznego tkwią w antychrześcijańskich, opartych na materialistycznych i na skrajnie indywidualistycznych przesłankach filozofii XVIII wieku, przede wszystkim tzw. encyklopedystów i oświecenia. Toteż u podstaw pierwszych wersji abolicjonizmu leżała zasada nienaruszalnej wolności jednostki, mocą której w umowie społecznej życie ludzkie zostało wyłączone spod kompetencji państwa. Dodam tylko, że abolicjonizm pojawił się na gruncie katolickiej myśli teologicznej i filozoficznej dopiero po Soborze Watykańskim II. Przyczyn tej zmiany frontu doszukiwać się należy chyba w złym wykorzystaniu przez katolickich intelektualistów wolności badań teologicznych.
Abolicyjny klimat, wyczuwalny nawet w Watykanie, jest dla przeciętnego katolika zupełnie niezrozumiały. Kilka lat temu głośne było wstawiennictwo Jana Pawła II za znaną morderczynią Carlą F. Tucker, straconą mimo to w lutym 2000 roku w Stanach Zjednoczonych. Kobieta ta, oczekując na wyrok śmierci, przeszła gruntowną transformację – stała się przykładną katoliczką. O ile byłbym w stanie zrozumieć wstawiennictwo ateisty, to głos najważniejszego z hierarchów jest tu kłopotliwy, dlatego, że jeżeli morderczyni Tucker faktycznie żałowała za swe czyny i się nawróciła, to wedle nauki Kościoła właśnie poprzez wykonanie wyroku śmierci ma gwarantowanie odpuszczenie grzechów i niebo! Z katolickiej perspektywy wygrała ona los na loterii – zdobyła główną nagrodę – życie wieczne w niebie.
Podobnie było z klasycznym przykładem dwóch łotrów na krzyżu, ukrzyżowanych razem z Chrystusem. W tej samej sytuacji, w tym samym momencie mieli te same możliwości nawrócenia się. Tymczasem jeden skorzystał z tej szansy, a drugi nie. Łotr nawrócony i żałujący za grzechy stał się pierwszym kanonizowanym świętym Kościoła katolickiego i to kanonizowanym przez samego Chrystusa. Do 1886 roku w Watykanie znajdowała się nawet kaplica św. Łotra – zamieniona obecnie na kaplicę św. Judy Tadeusza (swoją drogą właściwy patron tej zamiany – Juda Tadeusz jest orędownikiem w sprawach beznadziejnych…).
Jako katolicy, pamiętajmy, że tradycja Kościoła w sprawie kary śmierci jest tu jednoznaczna i nie wsłuchujmy się w kuglarskich publicystów „Tygodnika Powszechnego”, komentujących stanowisko Tomasza z Akwinu w sprawie kary śmierci (Summa Theologica 2,2, q 64, a 2): Czyż można takie poglądy pogodzić z Ewangelią? Wykazują oni rozbrajającą łatwość rozprawiania się z wielowiekowym nauczaniem i tradycją Kościoła. Mimo że „Tygodnik Powszechny” uważany jest za intelektualną forpocztę katolicyzmu w Polsce, felietoniści z beztroską traktują nauki Ojców Kościoła i poprzednich papieży. Raczej śmieszy, niż zdumiewa kategoryczne stwierdzenie, że poprzednie nauczanie Kościoła było błędne, a to prawdziwe zaczęło się dopiero przed kilkunastoma laty. W podobnie skandalicznym tonie są wypowiedzi ks. Witolda Bocka, sekretarza prasowego metropolity gdańskiego. Bryluje on w mediach, mówiąc: Dyskusja w sprawie kary śmierci nie jest już potrzebna. Moim zdaniem jest wręcz szkodliwa, ponieważ odwraca uwagę społeczeństwa od już ustalonego, uchwalonego prawa. Stosunkowo wysokie poparcie dla kary śmierci, deklarowane przez Polaków, jest wynikiem smutku, poczucia zastraszenia. Wystarczy przecież włączyć telewizor, przeczytać jakąkolwiek gazetę lub też posłuchać radia, aby dojść do wniosku, że życie staję się coraz bardziej brutalne. Tak jak głodny człowiek myśli o chlebie, tak osoba zastraszona myśli o zaostrzeniu kar i jej najwyższym wymiarze. To bardzo zła sytuacja. Dla mnie dyskusja w sprawie kary śmierci jest zamknięta. Jak z takich przesłanek można wyciągnąć końcowy wniosek, wie pewnie tylko ks. Bock.

  Zakończenie

Jako ludzie rozsądni i obeznani z historią, musimy dla bezpieczeństwa nas i naszych dzieci walczyć o ład społeczny i bezpieczeństwo. Bez surowych kar (w tym kary śmierci) nie będziemy bezpieczni przed rabusiami, złodziejami i gwałcicielami. Dotyczy to nie tylko kary śmierci, ale kary jako takiej w ogóle. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego do tej pory nikt nie rozwiązał problemów z wielkimi zjazdami władców tego świata i troglodytów protestujących i niszczących własność prywatną przy okazji szczytów państw G8. Istnieje sieć monitoringu zamieszek ulicznych, idiotę w koszulce z Che rzucającego kamieniem w szybę czy podpalającego samochód można wręcz chwycić za rękę – przed postawieniem jakiegokolwiek zarzutu powinien on przede wszystkim zapłacić za zniszczoną własność (jeżeli jest niepełnoletni, to jego rodzice) – dopiero potem powinien być sądzony i karany. W rzeczywistości jest bezkarny. W efekcie działań abolicjonistów sale sejmowe i sądy przepełnione są humanizmem, na ulicach zaś wieje grozą. Naczelnicy więzień w obawie, by nie naruszyć godności morderców odsiadujących karę „dożywocia”, opracowują systemy resocjalizacyjne i naprawcze. Policjanci boją się krzyknąć za uciekającym bandytą: „stój, bo strzelam”, a już, nie daj Boże, strzelić, w obawie, czy nie jest już to zbrodniczym wstępem do „zabicia człowieka w majestacie prawa”, naruszeniem jego godności i brutalizowaniem życia społecznego.
Tekst ukazał się w „Opcji na prawo”.

Roman Konik, ŹRÓDŁO TEKSTU:http://www.fidelitas.pl/publicystyka.php?tryb=wyswietl&id=11