Czas na rozmowę

Grupa docelowa: Studenci Rodzaj nauki: Katecheza Tagi: Browary wiary, Czas na modlitwę, Modlitwa

1. Sposobności i okazje

WSTĘP

O różnych porach dnia toczymy ze sobą różne rozmowy… Nie o wszystkim da się porozmawiać o świcie, w południe czy wieczorem. Na wszystko przychodzi dobra pora, chociaż nie zawsze potrafimy to wykorzystać i docenić.

AKTYWIZACJA 1

Praca indywidualna. Metoda – uzupełnianie wpisów. Zadanie jest następujące: wybieramy sobie porę dnia (jak najbardziej szczegółowo) i poszukujemy odpowiedzi na pytanie: o czym można porozmawiać w tym momencie z bliską osobą? Uzupełniamy nasze wypowiedzi metodą karuzeli – podajemy sobie nawzajem karteczki. Ważne jest, aby tematy rozmów wpisać w słupku, ułatwi to drugą część ćwiczenia.

AKTYWIZACJA 2

Poszukajmy teraz analogii między naszymi wpisami a… modlitwą! W tym, co napisaliśmy poszukajmy cech modlitwy i miejsca na nią… Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PYTANIA DO DYSKUSJI

  1. Czy rzeczywiście można się modlić o każdej porze?
  2. Czy trzeba rozciągać dobę o jeszcze jedną godzinę, aby znaleźć czas na modlitwę?
  3. Jaka pora dnia sprzyja spotkaniu z Bogiem?
  4. Jak zdobyć umiejętność modlitwy w każdej sytuacji?
  5. Czym się różni modlitwa o różnych porach dnia?

PUENTA

Bracia „[…] Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu!” (Ef 6, 18); „Nieustannie się módlcie!” (l Tes 5, 17). Takimi oto słowami Apostoł Narodów rozstrzyga kwestię, kiedy można czy też należy się modlić. Skoro modlitwa jest oddechem duszy – jak słusznie zwykło się mówić – to jest rzeczą oczywistą, że im większy wysiłek, tym częstszy i głębszy powinien być oddech. Oznacza to, że zawsze i wszędzie, przy każdej sposobności, mamy się modlić i nie ustawać.

Taka była powszechna praktyka pierwotnego Kościoła, czemu daje wyraz m.in. starożytny pisarz Tertulian (+ ok. 220). W jego traktacie o modlitwie czytamy m.in.: „Również wypada wiernym pomodlić się przed posiłkiem lub kąpielą. Najpierw trzeba posilić duszę, a potem ciało, pierwsze są rzeczy niebieskie, potem ziemskie”. A nieco dalej dodaje: „Gdy brat przyjdzie do twego domu nie puszczaj go bez modlitwy. Powiedziano bowiem: widziałeś brata, widziałeś Twego Pana – przede wszystkim zaś przychodnia, bo on może być aniołem”.

Dobrze znamy łacińską sentencję: ora et labora – módl się i pracuj, która zrodziła się w benedyktyńskiej szkole duchowości. Jest ona w pewnym sensie definitywnym rozstrzygnięciem w praktyce wcale niebagatelnej kwestii, roztrząsanej dwa albo trzy wieki wcześniej: co jest ważniejsze – modlitwa czy działanie? Te dwa przejawy chrześcijańskiego zaangażowania nierzadko przeciwstawiano sobie, sądząc, że nie dadzą się pogodzić, bo praca przeszkadza w modlitwie, a zarazem trudno dobrze się modlić bez oderwania się od pracy.

Duchowość benedyktyńska, nie bez powodu nazywana „szkołą służby Pańskiej”, nie tylko nie dostrzegała tu sprzeczności, ale przeciwnie – w modlitwie praktykowanej podczas pracy dostrzeżono owocną harmonię. W rzeczywistości nie było to nic nowego w stosunku do tego, co usilnie zalecał św. Paweł w przytoczonych wyżej słowach. Taka też była praktyka starożytnych chrześcijan, którzy podczas różnych swoich zajęć wznosili do Boga tzw. akty strzeliste, czyli krótkie proste myśli, wyrażające miłość i ufne przeświadczenie o tym, że Bóg jest Bogiem bliskim, Bogiem z nami – Emmanuelem, jak przypomina adwentowa liturgia (por. Mt l, 23). Wspomina o tym cytowany Tertulian w swoim traktacie o modlitwie, pisząc: „Ileż w tych paru krótkich słowach dotyka się wypowiedzi proroków, Ewangelii, Apostołów, mów Pana, przypowieści i przykazań. Ileż w jednym czasie spełnionych obowiązków” (nr 9). W zabieganym życiu codziennym powinniśmy uczyć się tej sztuki harmonijnego łączenia modlitwy i pracy. Gdybyśmy jednak naszą modlitwę sprowadzili do rzędu aktów okazjonalnych, to znaczy spełnianych przy okazji innych czynności, wówczas niewątpliwie odbiłoby się to na życiu duchowym. Bardzo podobnie dzieje się w relacjach między bliskimi sobie ludźmi, na przykład małżonkami. Jeżeli ich wzajemne kontakty ograniczałyby się do przelotnej wymiany zdań podczas porannej krzątaniny, to szybko osłabnie ich więź i miłość zostanie poddana brutalnej próbie. Ale jeżeli naprawdę kochają się, to z pewnością odczuwać będą naturalną potrzebę bycia blisko razem i spokojnej, poufnej rozmowy. Takie jest prawo miłości. Ono działa także w sferze modlitwy. Nie możemy więc zadowolić się spontaniczną modlitwą „przy okazji”, lecz w naszej codzienności powinniśmy znaleźć jakiś czas wyłącznie na spotkanie z Bogiem. Jemu, który powołał nas do życia, a więc jest Panem czasu i wieczności, już z tytułu samej sprawiedliwości należy się chwila wyłącznego czasu przeznaczonego na modlitwę.

Z takich intymnych spotkań z Panem i Odkupicielem w towarzystwie Najświętszej Maryi Panny, aniołów i świętych, rodzić się będzie naturalna potrzeba częstego wznoszenia swych myśli i serca do Boga także w ciągu dnia, nawet podczas najbardziej absorbującej pracy. I odwrotnie, częste kierowanie do Boga aktów strzelistych w ciągu dnia i pracy, a zarazem uświadamianie sobie, że Bóg z miłością patrzy i błogosławi, czyli tzw. chodzenie w obecności Bożej (ambulatio coram Dei), pobudzać będzie tęsknotę za wyciszeniem i dłuższym trwaniem na modlitwie.

Jak zorganizować sobie warunki do takiego, w miarę możliwości codziennego, trwania na modlitwie? Odnośnie do tego trudno jednoznacznie określić porę dnia i czas trwania. Wielowiekowe doświadczenie Kościoła pokazuje, że najlepszą porą na modlitwę są godziny poranne. Jeśli zaś chodzi o czas, to wydaje się, że powinien to być co najmniej kwadrans, aby można było się wyciszyć i skupić myśli. Niemniej jednak każdy powinien uwzględnić swoje możliwości wynikające zarówno z kondycji psychofizycznej, jak i pełnionych obowiązków. Dla jednych bardziej odpowiednią porą modlitwy będzie poranek, dla innych czas po pracy, a jeszcze inni najchętniej modlą się w ciszy wieczoru.

W każdym razie należy koniecznie taki czas przewidzieć w planie swojego dnia. Nie jest bowiem prawdą – jak się często słyszy – że „nie ma na to czasu”. To nie kwestia ilości zajęć, lecz złego ich rozplanowania. Wystarczy przecież dokładnie prześledzić miniony dzień, by przekonać się, jak dużo czasu marnujemy na rzeczy błahe, nieużyteczne, a niekiedy nawet szkodliwe czy grzeszne. Natomiast wierności praktyce codziennego modlitewnego spotkania z Panem bardzo sprzyja regularność. Chodzi mianowicie o to, aby te chwile modlitwy rezerwować sobie codziennie mniej więcej o tej samej porze.

Tych kilka prostych sugestii odnośnie do wyboru odpowiedniego czasu i miejsca modlitwy chciałbym zakończyć wyznaniem św. Teresy od Dzieciątka Jezus, której przemyślenia na ten temat zaskakują trafnością i aktualnością.

W swoich Dziejach duszy pisze: „Nie zdołam odmawiać wszystkich modlitw, a nie wiedząc którą z nich wybrać, postępuję jak dzieci nie umiejące czytać: mówię Panu Bogu po prostu, co chcę Mu powiedzieć, nie siląc się na piękne zdania, a On mnie zawsze zrozumie. Dla mnie modlitwa jest bowiem wzniesieniem serca, prostym wejrzeniem ku Niebu, okrzykiem wdzięczności zarówno miłości zarówno w cierpieniu, jak i w radości; na koniec jest to coś wielkiego, nadprzyrodzonego, co rozszerza mą duszę i jednoczy mnie z Jezusem”.