Czy mam ochrzcić dziecko, chociaż jestem niewierząca?

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Chrzest

O chrzcie Janek zaczął wspominać, odkąd w przedszkolu zaczął chodzić na lekcje religii
Dlaczego chcesz być ochrzczony? – Magda pyta swojego ośmioletniego synka.
– Bo chcę być bliżej Boga. (Magda się denerwuje, bo ma wrażenie, że dziecko powtarza wyuczoną na religii lekcję).
– Jakiego Pana Boga chcesz być bliżej?
– Polskiego! Pana Jezusa.
(Magda się denerwuje, bo co to znaczy „polskiego”. Denerwuje ją, że ktoś takie bzdury wkłada do głowy jej synkowi).
– Skąd wiesz, że jak zostaniesz ochrzczony, to będziesz bliżej Boga?
– Bo tak mi powiedziała siostra na religii.
– Czy o Bogu rozmawiacie z kolegami na przerwach?
– Na przerwach nie rozmawiamy o Bogu, tylko gramy w kapsle. Tylko ja nie mam kapsli.
(Magda zrozumiała, że musi kupić kapsle).
– Czy to nie będzie dla ciebie problem, jeśli poczekasz z chrztem do czasu, gdy będziesz dorosły i sam będziesz mógł o tym zdecydować?
– Wierzę w Boga i chcę być bliżej Boga.
(Magda zobaczyła w oczach Janka łzy i poczuła się winna).
– Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powiedzieć mu, że kupię mu największy zestaw klocków, jeśli on zgodzi się już nie prosić o ten chrzest. Ale to była tylko chwilka. Nie zamierzam przecież eksperymentować na własnym dziecku – mówi Magda.

O chrzcie Janek zaczął wspominać, odkąd w przedszkolu zaczął chodzić na lekcje religii. Teraz jest w drugiej klasie podstawówki, a jego koledzy i koleżanki szykują się do pierwszej komunii.
Magda, mama Janka, ma 31 lat i deklaruje się jako niewierząca.
To znaczy kiedyś wierzyła, nawet była na pielgrzymce, jeździła na obozy oazowe, ale jak poszła na studia, wszystko się skończyło.
– Jestem negatywnie nastawiona do Kościoła katolickiego. Nie podoba mi się jego nauka, nie kręci mnie ta chrześcijańska kultura cierpienia – mówi i opowiada, że w jej kuchni na ścianie wisi plakat „Żądaj edukacji seksualnej, walcz o prawa kobiet i prawo do aborcji”.

Matka, czyli obowiązek

Gdy Magda zaszła w ciążę, zarówno jej rodzice, jak i rodzice ojca dziecka naciskali na ślub kościelny. Magda zdecydowała się na ślub cywilny. Rodzicom tłumaczyła, że na ślub kościelny przyjdzie pora.
– Potem sprawa się rozeszła – opowiada Magda.
Sprawa wróciła po urodzeniu Janka. Tym razem w postaci chrztu.
Rodzice Magdy, choć prawie nie chodzą do kościoła, naciskali dlatego, że tak się po prostu robi.
Rodzice męża dlatego, że są praktykującymi katolikami.
– Cały nacisk szedł na mnie, bo jak mi mówiono, to ja jestem matką i powinnam się tym zająć – opowiada Magda. Gdy Janek miał prawie rok, Magda poszła do księdza i powiedziała, że chce ochrzcić syna.
– Przyznałam, że jestem niewierząca. Ksiądz się zdziwił i zapytał, dlaczego w takim razie chcę ochrzcić Janka. Powiedziałam, że wszyscy wokół są wierzący, a ja nie mam nic przeciwko temu. Dał mi do zrozumienia, że na początku powinnam wziąć ślub kościelny. Problem w tym, że ja już wtedy byłam pewna, że ślubu kościelnego nie wezmę – opowiada.
Niedługo potem Magda się rozwiodła.

Kiedy ksiądz mówi nie

– Pewnego dnia mój ojciec wziął Janka i poszedł z nim do kościoła. Wrócił i powiedział, że ksiądz się zgadza ochrzcić mojego synka, ale pod warunkiem, że przyjdę i powiem, że nie mam nic przeciwko. No to wzięłam Janka za rękę, poszłam do tego księdza i powiedziałam, że nie ma problemu, tylko że chciałabym, żeby on wiedział, że ja jestem niewierząca. Okazało się, że ojciec mu tego nie powiedział. Ksiądz się zdenerwował, ochrzanił mnie, że nie wychowam dziecka w wierze katolickiej, więc nie ma mowy o chrzcie. Strasznie mi było przykro, zwłaszcza że trzymałam za rękę Janka i on tego wszystkiego musiał słuchać – opowiada Magda.

A potem dodaje, że jak powiedziała o tym ojcu, to się zdenerwował. – Jakbyś nie była taka uparta, to byłoby z głowy i już – powiedział.
Magda ma poczucie winy
Rodzice Magdy uważali, że skoro dziecko ma i tak pod górkę, to znaczy żyje w rozbitej rodzinie, to przynajmniej powinno być ochrzczone.
Magda miała poczucie winy.
Nie chciała Jankowi dodatkowo komplikować życia i dlatego zgodziła się, żeby w przedszkolu chodził na religię.
– Chciałabym tylko, żeby wiedział też o tym, że istnieją inne religie – mówi Magda.
W szkole Janek ma dwie godziny religii w tygodniu. Jedna z godzin jest w środku dnia, a dla lekcji religii nie ma alternatywny w postaci etyki.
Janek coraz natarczywiej pyta, kiedy zostanie ochrzczony.
Magda zaczyna szukać rodziców chrzestnych. Ma nadzieję, że jak znajdzie, to może ze względu na nich ksiądz zgodzi się na chrzest.

Znajomi Magdy prawie w stu procentach są niewierzący i sami mają nieochrzczone dzieci. Mówią, żeby dała sobie spokój. W imię własnych poglądów.
Ojciec Magdy ma do niej pretensje. Mówi, że nawet z miłości do dziecka nie potrafi powściągnąć swojego egoizmu, swoich poglądów.
Magda czasem myśli, że ojciec ma rację.
Czuje, że jak siedmiolatek mówi, że chce być ochrzczony, to znaczy, że może to być dla niego ważne. Mówi, że z miłości do synka mogłaby jego prośbę spełnić.
Ale denerwuje się, że szkoła nie ma pieniędzy na dodatkowe lekcje angielskiego, a stać ją na dwie godziny religii w tygodniu.
Mówi, że jest za świeckim państwem, za świecką szkołą. Że gdyby to była sprawa tylko między nią a Jankiem, toby ten problem rozwiązała, ale zbyt wiele osób się miesza. Ma na myśli szkołę, rodziców męża i swoich.

Sukienka zamiast komunii

Janek jest już w drugiej klasie podstawówki. Magda uważa, że ze względu na swoją otoczkę to wyjątkowo pociągająca dla dziecka uroczystość. Te garniturki, te prezenty.
– Słyszałam o pewnym tacie, który kupił córce piękną sukienkę, żeby jej wynagrodzić, że nie poszła do komunii. Ja też Jankowi jakoś to zrekompensuję – mówi.
Na razie z Jankiem są problemy w szkole.
Ojciec Magdy mówi, że jak spełni prośbę synka i go ochrzci, to może będzie grzeczniejszy.
– Mam mnóstwo wyrzutów sumienia. Że źle wychowuję dziecko, że go skazałam na niepełną rodzinę, że jestem egoistką – mówi Magda. I dodaje, że już ma dość tej presji.
– Mnie naprawdę nie jest łatwo. Jestem sama, pracuję, wychowuję dziecko, jak ktoś chce mi pomóc, to niech mi pomoże, a nie mówi, co ja mam zrobić. Jak im tak zależy, to niech się zdeklarują, że będą z nim chodzić do kościoła. Ja się zgadzam na chrzest, ale do kościoła chodzić z nim nie będę.

Wiara w obraz

Paryż, Luwr.
Magda i Janek oglądają obrazy Botticellego.
– Zobacz, jakie piękne te Madonny – mówi Magda.
– Mamo, przecież ty nie wierzysz w Boga – mówi Janek.
Magda się śmieje i tłumaczy, że jeśli się nie wierzy w Boga, to nie znaczy, że nie można zachwycać się Madonnami.
Janek się nie śmieje. Z powagą mówi, że jak się nie wierzy, to nie można. A potem pyta: – Mamo, kiedy ja wreszcie zostanę ochrzczony?
– Zobaczymy – mówi Magda i ciągnie go do kolejnej sali.

Bo mama pójdzie do piekła

Opowiedziałem historię Magdy dr Barbarze Arskiej-Karyłowskiej, psycholożce dziecięcej ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Powiedziała mi, że ona sama, mimo że jest niewierząca, zdecydowała się ochrzcić córkę. Uznała, że jeśli żyje w kraju, gdzie
95 procent mieszkańców deklaruje katolicyzm, brak chrztu może być kiedyś dla dziecka problemem.
– Ale skąd u dzieci wychowanych w ateistycznych rodzinach w ogóle pojawia się potrzeba chrztu? – pytam.
Dr Arska-Karyłowska odpowiada, że dzieci w wieku Janka bardzo chcą się upodobnić do rówieśników.
– A może siedmiolatek naprawdę chce być bliżej Boga? – pytam.
– Dzieci w pewnym wieku przede wszystkim chcą oparcia w jakiejś grupie. Może to się wiązać z potrzebą wiary, ale jestem pewna, że gdyby dać dziecku coś innego w zamian, toby to wzięło – mówi.
To coś innego to każda inna religia czy ideologia. Dlatego na przykład w PRL-u alternatywą dla Kościoła miało być harcerstwo.

– W przypadku Janka ta potrzeba oparcia może być większa, choćby dlatego, że ze względu na rozwód rodziców jego sytuacja jest mniej stabilna – mówi Arska-Karyłowska.
– Co w takim razie robić? Chrzcić? – pytam.
Arska-Karyłowska tłumaczy, że to, co jest najcenniejsze między matką i dzieckiem, to zaufanie i komunikacja, i że tego przerwać nie można. Nawet za cenę bardzo niechcianego kompromisu. Co nie znaczy, że kompromis rozwiąże wszystkie problemy.
– Lekcja religii lekcji religii nierówna. Rodzice ateiści przyprowadzili do mnie chłopca, który był przerażony wizją, że jego mama i tata pójdą do piekła. Inny chłopiec nie chciał chodzić do szkoły, gdy katecheta nazwał jego niewierzącego dziadka „świntuszkiem”. Dla chłopca to było straszne – opowiada Arska-Karyłowska.
– Czyli co robić? – pytam.
– Myślę, że Magda nie ma wyboru i musi poważnie potraktować prośbę synka. Powinna też zacząć z nim rozmawiać o tym, co dzieje się na religii. I jeśli nie zamierza skierować zainteresowań dziecka gdzie indziej, musi przemóc niechęć i zacząć chodzić z małym do kościoła. Inaczej on może mieć poczucie winy, że robi coś wbrew matce. A jeśli matka mu odmówi, Janek będzie miał do niej ogromny, niewybaczalny żal, który może przerwać bezcenną więź pomiędzy nimi. Janek mógłby też w konsekwencji wskoczyć w przyszłości bez trzymanki w jakiś ruch religijny.
– Jednak najważniejsze w tej sprawie jest to, że Magda powinna poszukać wsparcia dla samej siebie. Mnie się wydaje, że problem chrztu to bardziej owoc jej konfliktu z rodzicami niż problem Janka – kończy Arska-Karyłowska.

Kiedy dziecko jest dorosłe

– Dziecko dorasta, samo chce się ochrzcić, więc nie można mu odmówić. Jeżeli to pragnienie jest szczere, to mądrzy ludzie powinni mu pomóc – mówi ksiądz Roman Indrzejczyk, kapłan z 51-letnim stażem, katecheta, w grudniu 2005 roku powołany na stanowisko kapelana prezydenta RP.
– Ale jak tu sprawdzić, czy pragnienie jest szczere? – pytam.

– Ośmiolatek jest często tak samo mądry jak pięćdziesięciolatek – odpowiada ksiądz Indrzejczyk. I dodaje: – Mały obserwuje świat, widzi kościół i mówi, że chce się ochrzcić. Obojętnie wobec tego przejść nie można. Nie można mu powiedzieć, że jest głupi. Nie można go zbywać, pomijać jego prośbę.
– Ale problem w tym, że jego mama jest niewierząca i nie chce chrzcić synka – mówię.
– Ludzie zarówno niewierzący, jak i wierzący bardzo często chcą wychować dziecko tak, by było takie jak oni. Ale tego nie da się zrobić, bo człowiek wzrasta z różnymi ludźmi – mówi spokojnie ksiądz Indrzejczyk.
– Ale może Janek tylko dlatego chce się ochrzcić, że wszyscy w klasie są ochrzczeni i idą do komunii.
– To jest założenie. Gdy przyjmie się inne, na przykład takie, że to wypływa z jego serca, sprawa wygląda inaczej – odpowiada ksiądz.
– No, ale to jest ośmioletnie dziecko!
– Kościół przyjmuje, że kiedy dziecko ma tak zwane używanie rozumu, a ma je od ósmego roku życia, trzeba je traktować poważnie. Ja wiem, że ta data jest arbitralnie ustalona, ale inaczej się nie da. Bo czy naprawdę jesteśmy dojrzali w wieku 18 lat? Zresztą wydaje mi się, że warto się zdecydować, w którym momencie zaczniemy traktować to, co mówi nasze dziecko, poważnie. Są tacy rodzice, którzy odmawiają dorosłości 14-latkom, 16-latkom, a nawet 20-latkom.
– I co z tego wynika?
– A to, że dorośli powinni porozmawiać z siedmiolatkiem jak z przyjacielem. I jeśli on będzie się domagał chrztu, to po prostu razem z nim to zrobić.
– Ale to by znaczyło, że Magda musi chodzić z Jankiem do kościoła. Musi się z nim razem w to zaangażować.
– Jeśli ktoś z moich bliskich o coś mnie prosi, to ja nie mogę go odrzucić. Ja mam ułatwić dziecku wejście w życie, mam wspierać jego zainteresowania. Zwłaszcza gdy te zainteresowania są dobre.
– Ale Magda powiedziała, że ona nie ma nic przeciwko temu, tylko sama nie chce się angażować – mówię.
– Jeśli Janek by jej powiedział, że chce chodzić na dodatkowy angielski, nie powiedziałaby mu, że nie będzie chodzić, bo ona nie lubi angielskiego. Albo jak chce chodzić, to niech sobie to jakoś załatwi. Nie! Musiałaby zapisać go na zajęcia, chodzić z nim, kupić mu książki. Tak samo jest z chrztem. Ona nie tylko powinna się zgodzić, ale również pójść i poprosić w imieniu Janka o ten chrzest. Nie dziadkowie, tylko ona. Dziadkowie mają potem pomóc.
– A może, skoro jest ateistką, powinna po prostu powiedzieć „nie” i wziąć za to odpowiedzialność?
– Może, ale to jest ryzykowne. Prawdziwe wychowanie polega na tym, żeby nie utracić zaufania dziecka. Jeśli mu się zabierze to, na czym mu zależy, to można stracić coś bezcennego.
– Rozumiem, że gdyby sytuacja była odwrotna, gdyby rodzice byli wierzący i praktykujący, a dziecko odmówiło chodzenia na religię, postępowanie powinno być analogiczne?
– Jak najbardziej – odpowiada ksiądz Indrzejczyk.

Bez wyjścia

Opowiedziałem Magdzie o rozmowach z panią psycholog i księdzem.

– Wygląda na to, że nie mam wyjścia – odpowiedziała Magda.

Tomasz Kwaśniewski, 2007-11-20