Czy poprawność wyznawanej wiary jest konieczna?

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Prawdy wiary, Własna prawda

Dogmaty, zasady, przykazania, reguły, nakazy…

Co jakiś czas pojawiają się pomysły, aby wiarę potraktować jako wolność od zasad, reguł, przykazań…

Jezus przynosi wolność, wyzwolenie od tego wszystkiego…

Co o tym myśleć? Powstają wolne Kościoły…

Co zatem myśleć o prawdach wiary? Dogmatach? Czy one w życiu naprawdę odgrywają jakąś rolę? A może czas je porzucić?

Każdy ma sumienie, każdy ma serce, którym zwraca się do Boga bar-dzo bezpośrednio…

Idea ta nie jest wcale nowa… Auguste Sabatier, francuski teolog protestancki z XIX wie­ku, postawił tezę, że usprawiedliwienie przez wiarę ozna­cza wyzwolenie chrzęści-janina od niewoli dogmatów, wyznań wiary, biskupów czy kapłanów. Odrzucając zewnętrzną regu­łę wiary podawaną przez władzę kościelną, uznawał on jedy­nie wewnętrzną regułę subiektywnego doświadcze-nia wiary, w którym jawi się poruszenie Ducha Świętego, ale które nie potrzebuje żadnego ukierunkowania.

Pogląd ten, często po­wtarzany, czasem za pomocą hasła „Deeds, not creeds” (Czyny, a nie wyznania!) sugeruje, iż precyzja sformułowań wiary jest nieistotna.

Ważne jest, rzekomo, wyłącznie osobiste doświad­czenie religijne oraz pobudzona przez nie aktywność.

Wiara polega zatem jedynie na ufności wobec Boga, zaś intelektual­ne przyzwolenie na określone objawione treści jest sprawą dowolną i w gruncie rzeczy obojętną.

Jan Kalwin z kolei za­rzucał katolikom, że choć uznają oni, iż w wie-rze mieści się obowiązująca treść, pozostawiają jej sformułowanie i po-zna­wanie hierarchii kościelnej, a sami chwalą się swoją ignorancją teo-logiczną.

Czy troska o to, aby wyznawana wiara była znana i po­prawnie formułowana, jest konieczna?

A jak należy oceniać ludzi, którzy niewątpliwie są wierzący, szukają Boga, liczą się z Nim, kochają Go, ale gdy przychodzi im sformułować wy­znawaną wiarę, popełniają przy tym ewidentne błędy, ponie­waż ich znajomość prawd wiary jest bardzo uboga, przy tym często rażąco uboga w porównaniu z ich wiedzą i kulturą w innych dziedzinach?

Czy może mieścić się prawdziwa, pochodząca od Boga i zbawcza wiara wewnątrz oprawy, na którą składają się uznane za prawdziwe, ale jednak fałszywe opinie teologiczne, ludowe obyczaje czy pieśni religijne za­wierające błędne sformułowania dogmatyczne?

Co pomyśleć o pieśni kościelnej, której treść jest ewidentną herezją ludową – „lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze…”?

Kościół uzna­je prawdziwość i wartość wiary chrześcijan niekato-lików, ale niektóre ich twierdzenia dogmatyczne i moralne stanowczo odrzuca. Czy w takim razie treść wyznawanej wiary jest nie­istotna dla jej żywotności i zdolności do wyzwalania łaski w duszy?

Czy w postawie oburzonego nastolatka odrzucają­cego religijność lub deklarującego niewiarę dorosłego może nadal mieścić się prawdziwa, nadprzyrodzona wiara jedno­cząca z Bogiem i Jego łaską?

A może jest tak, że często w wie­rze mieści się o wiele bogatsza treść niż ta, którą potrafimy sformułować, podobnie jak z wiedzą, która często jest szersza niż to, co da się precyzyjnie wyrazić?

Treść wiary niosą nie tylko ściśle sformułowane wyznania wiary, ogłaszane przez Kościół dogmaty oraz publikowane katechizmy.

Niosą ją również bogate, różnorodne sposoby jej wyrażania i pogłębiania obejmujące przede wszystkim liturgię,

ale także wielorakie religijne tradycje, nabożeństwa, poezję religijną

oraz przeko­nania moralne

lub szkoły duchowości, z których nie wszystkie cechuje precyzja sformułowań.

Nie można przyjąć tezy, iż obojętne jest, jaką treść wiary się wyzna-je, byleby tylko ufało się Bogu.

Poważne błędy na po­ziomie teoretycznym generują bowiem błędne konsekwencje na poziomie życia praktycznego.

Kto przyjmie intelektualnie manichejską zasadę, iż jest dwóch równie potężnych bogów, jeden dobry a drugi zły, zaś wybór pomiędzy nimi jest czysto arbitralny, dowolny, ten ustawi siebie na całkowicie błędnej ścieżce wiodącej ku moralnej katastrofie.

Kto uzna świat za boga, odrzucając rozróżnienie między Stwórcą a stworzeniem, ten zamknie siebie w całkowitej doczesności, którą będzie ubó­stwiał.

Kto uwierzy w transmigrację dusz, nie będzie traktował swego życia jako jedyne mu dane, a więc nie będzie do niego podchodził z należytą powagą.

Kto odrzuci prawdę o Trójcy Świętej, ten nie dostrzeże Bożego ojcostwa i Jego miłosierdzia, popadając w zależność wobec boskiego fatum.

Kto zaneguje wolną ingerencję Boga w Objawieniu i zredukuje religijność jedynie do społecznie użytecznego obyczaju, w gruncie rzeczy nie przyzna tej religijności istotnego znaczenia.

Błędy dogma­tyczne jeszcze głębiej i w bardziej fundamentalny spo-sób niż błędy moralne deformują życie człowieka. Dokładne pozna­wanie prawd wiary jest zatem sprawą istotną i nie można tego lekceważyć.

Wiara niewątpliwie jest darem łaski dawanym hojnie przez Boga, dzięki czemu intelekt i wola kierują się ku Bogu oraz zostaje przekroczona metafizyczna przepaść pomiędzy człowiekiem a Bogiem, pomiędzy naturą a łaską. Podejmując akty wiary, człowiek łączy się z Bogiem i otwiera na strumienie Jego łaski.

Nie jest to jednak obojętne, czy uważa się, że chodzi o zjednoczenie z żywym Bogiem, a nie z jakąś całkowicie nie­wyrażalną próżnią, jakby na sposób buddyjski, bądź tylko z wnioskiem czysto intelektualnej ciekawości.

„Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć” – przynajmniej – „że Bóg jest i że wynagradza tych, którzy Go szukają” (Hbr 11, 6).

Jeszcze lepiej jest, gdy człowiek nie tylko w mgliście przeczu­wamy sposób uznaje to, że Bóg odpowiada na jego wołanie, lecz świadomie wierzy, że dokonuje to się poprzez Syna Bo­żego, który jako Wcielony odkupił człowieka, wyzwalając go z grzechu oraz udzielając mu przez Ducha Świętego własne życie.

Depozyt wiary w rękach Kościoła

Kościół otrzymał od Boga depozyt wiary i za pomocą Du­cha Świę-tego wnika w jego treść. Nie otrzymał jednak Kościół prawa do prze-rabiania tego depozytu na dowolną mo­dłę.

Nie było w dziejach odrębnego objawienia dla Żydów, odrębnego dla Greków czy odrębnego dla Słowian. Prawdy wiary zostały podane raz na zawsze i Pismo Święte dotarło do nas w wersji hebrajskiej i greckiej.

Każdy naród przyjmu­jący depozyt wiary wnosi, oczywiście, do swej wrażliwości religijnej pewien własny wkład kulturowy, ale Kościół musi czuwać nad tym, aby ten wkład nie deformował treści wiary, która pochodzi z Objawienia.

Jest to szczególnie ważne, odkąd w Kościele łacińskim po II Soborze Watykańskim dopuszczo­no posługiwanie się w liturgii językami narodowymi. Kościół musi czuwać nad tym, aby tłumaczenia tekstów liturgicznych na język wietnamski, fiński czy tagalog były wierne i aby pew­ne lokalne tradycje – takie jak polskie palemki, pisanki wiel­kanocne, czy tradycje innych narodów – nie wypaczały prawd wiary, o których przypominają.

Musi także Kościół reagować, gdy chrześcijańska tradycja ulega deformacji i gdy przylegają do niej treści całkowicie obce wierze, jak dokonało się z Uro­czystością Wszystkich Świętych przerobioną na Halloween, i jak może zachodzi niekiedy ze świętem Bożego Naro-dzenia przerabianym na festyn zakupów w kolorowych sklepach.

CZY POPRAWNOŚĆ WYZNAWANEJ WIARY JEST KONIECZNA?

Niedopuszczalne jest uważanie, iż formuły wiary mogą się między sobą istotnie różnić. To by oznaczało, że jedne prawdy wiary będą obowiązywały na Ukrainie, a inne w Ugandzie.

Orzeczenia wiary muszą by ć dokładne, zgodne z otrzymanym w Objawieniu depozytem, nawet gdy zachodzi tłumaczenie ich z jednego języka na drugi, albo – biorąc pod uwagę różne powstające w danej kulturze przemiany sensu pojęć oraz w konsekwencji opory – ma miejsce wyjaśnianie i ponowne formułowanie prawd tej samej wiary.

Chodzi o to, aby orze­czenia wiary nie kojarzyły się błędnie, ponie-waż ich celem jest wierne kierowanie umysłu do Boga, pierwszej Prawdy. Nie może być tak, że każda kultura za pomocą swego dziedzictwa będzie wytwarzać „własną prawdę wiary”, różną od depozy­tu wiary, jaki otrzymał Kościół, gdyż taka „własna prawda” przestałaby wówczas być prawdą.

Kościół nie może do tego dopuścić, ponieważ sam nie przylega bez-pośrednio do całej treści prawdy Bożej, którą miałby dopiero w ludz-kim języku wyrażać. Kościół otrzymał wyraz tej prawdy już podany po ludzku w określonym czasie, za pomocą języków biblijnych i ich kul-tury. Boże Słowo zostało odsłonięte na kartach Pisma Świętego, a naj-pełniej objawiło się Ono jako wcielone w ludz­kim człowieczeństwie Jezusa Chrystusa.

Rozważając więc prawdy wiary i wnikając w ich dogłębny sens, trzeba ciągle powracać do Pisma Świętego, ale również trzeba stale pamię­tać, że pełnia Objawienia jest nie w samym zapisanym tekście, ale w Chrystusie.

Zatem dopiero zjednoczenie przez wiarę z żywym, zmartwychwsta-łym Panem pozwala na właściwe odczytanie Pisma Świętego. Ewan-gelia ukazuje nam szereg określeń Jezusa. Jest on na­zwany „rabbim”, „bramą”, „dobrym pasterzem”, „drogą, prawdą i życiem”.

Najważniejsze jednak jest miano odnoszące się do tego, że jest On Synem niebieskiego Ojca, oraz że jest Sło­wem, które stało się ciałem.

Św. Tomasz z Akwinu, idąc za św. Augustynem, podjął do­głębną refleksję nad znaczeniem terminu „Słowo – Logos”’. Doszedł on do przekonania, że tak jak w psychologii myślenia zestawia się razem różne domysły i opinie aż do momentu, kiedy w umyśle pojawia się ostateczny koncept, czyli pojęcie ujmujące prawdę, dzięki czemu chwyta się ją w jej zasadni­czym zarysie, tak w Słowie, które stało się ciałem należy uznać Boży koncept, Boże pojęcie, Bożą ideę dla człowieka, która najpełniej została dana w Chrystusie.

Ten Boży koncept, uka­zany we wcielonym Logosie, w Chrystusie, jest dla Kościoła wiążący. Daje on zasadniczą orientację, nawet jeśli powoduje, że w konsekwencji Kościół znajduje się w opozycji wobec świa­ta. Jezus był tego świadom i wyraził to w modlitwie do Ojca, gdy podsumowywał swoją misję: „Ja im przekazałem Twoje słowo, a świat ich znienawidził za to, że nie są ze świata, jak i Ja nie jestem ze świata” (J 17,14).

Dopiero przyjęcie wiarą Jezusa wraz z Jego misterium pas­chalnym, w którym odsłonił się odwieczny zamysł niebieskie­go Ojca, czyli Jego tajemniczy pomysł dla świata (zob. Ef 3, 3-11), pozwala na właściwie odczytanie Pisma Świętego oraz zinterpretowanie własnego życia i odpowiednie kształtowanie swoich planów. Dowiedzieli się o tym uczniowie idący do Emaus, kiedy Jezus wyjaśnił im, jak należy czytać Pismo Święte i jak dopuszczać Bożą tajemnicę do swoich nadziei i ocze­kiwań (Łk 24, 26-27).

Kto zatem pragnie poznać słowo Boże w jego najczystszej postaci, czyli ten projekt Boga wobec człowieka, musi przede wszystkim kierować swoją wiarę ku Chrystusowi, Słowu Ojca, a następnie czytać Pismo Święte – najlepiej w oryginale, czyli w wersji hebrajskiej i greckiej – interpretując je w świetle pas­chalnego misterium.

Trzeba więc czytać Stary Testament w kontekście Nowego i z uwz-ględnieniem paschalnego mi­sterium, a nie na odwrót, bo to zamykałoby dar Boży w samej tylko żydowskiej tradycji. Postępujące w dziejach Kościoła orzeczenia wiary – jakkolwiek bywały stymulowane różnymi nowymi rodzącymi się pytaniami oraz wewnętrznym życiem wiary Kościoła, dzięki czemu ujmowały prawdę za pomocą wielu języków i pojęć – zawsze miały za zadanie przekazywa­nie tego samego Bożego słowa, tego depozytu wiary „w tym samym znaczeniu i tej samej myśli” -jak ujął to św. Wincenty z Lerynu.

Wprawdzie wiara jest darem łaski, ale skoro jej treść jest przekazy-wana, zachodzi niebezpieczeństwo błędu w tym przekazie. Człowiek wierzący nie jest nieomylny w wyrażaniu swej wiary z racji samego tylko faktu, że otrzymał od Boga łaskę wiary.

Każdy musi treść wiary poznawać, przyjmując ją od Kościoła. To zaś wymaga pewnego intelektualnego wysił­ku a czasem nawet sprawdza-nia, czy to, co się otrzymało, rze­czywiście jest przekazywaną przez Kościół nauką, czy tylko czyjąś prywatną opinią. Jeśli zabrakło tego wysiłku i wierności wobec otrzymanego depozytu, będą się wkradać błędy.

Tylko Kościół posiada charyzmat nieomylności, gdy oficjal­nie ogłasza dogmaty wiary. Natomiast w zwyczajnym naucza­niu wiary cieszy się asystencją Ducha Świętego, zwłaszcza gdy jest ona wiarą przywoływana przez pasterzy oraz nauczają­cych.

Ponieważ jednak nauczanie dokonuje się zawsze w ja­kimś kontekście kulturowym oraz wobec jakichś pytań, które w danym momencie zdają się być aktualne, lecz często zawę­żają perspektywę, zdarzają, się czasem nieścisłości, przesunię­cia akcentów lub nieporozumienia w przyjmowaniu treści wiary.

Podobnie też w tradycjach religijnych i w poszukiwa­niach teologicznych zdarzają się niekiedy niedokładności. Nie oznacza to jednak, że w ramach tego ludzkiego kontekstu nie może zaistnieć prawdziwa wiara jednocząca z Bogiem.

Rów­nież przy bardzo ubogiej wiedzy religijnej, zaplątanej w błęd­ne opinie może tkwić prawdziwa, otwierająca na łaskę wiara. Chrześci-janie żyjący przez dziesięciolecia na Syberii, pozba­wieni sakramentów, duszpasterzy, literatury religijnej i kate­chizmów nie byli automatycznie pozbawieni łaski Bożej. Ich wiara była jednak bardzo narażona na wypaczenie lub na wy­gaśnięcie.

Wojciech Giertych OP, Rozruch wiary, Bernardinum 2012, s.61nn.