Dar przeszłości (W odpowiedzi czytelnikowi)

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Dar przeszłości, Historia, Przeszłość

Dostałam list od Pana, który oburzył się na sformułowanie w którymś z moich poprzednich artykułów, gdzie cytowałam wypowiedź chłopca z liceum. Na pokazowej lekcji młody człowiek powiedział charakterystyczne zdanie: „ja będę miał pierwszy stosunek seksualny po ślubie i będę od mojej żony wymagał dziewictwa”.

Otóż ta wypowiedź nie spodobała się Panu i napisał Pan do mnie list, w tonie niezbyt przyjaznym, trocheja wyśmiewając, że niby jak to, chłopak chodząc z dziewczyną ma ją pytać czy jest dziewicą, czy nie? Wręcz uważa, iż takie wypytywanie byłoby zachowaniem „nie po dżentelmeńsku”. List zawiera pretensję pod moim adresem, co w moim odczuciu jest całkowicie niesłuszne, bo nie była to moja wypowiedź, ale dosłowny cytat wypowiedzi 17-letniego chłopca w XX wieku , w mieście Krakowie. Myślę, że ten młody człowiek ma prawo do takiej postawy i dobrze, że tak, a nie inaczej stawia problem.

Natomiast nieco złośliwy list porusza sprawę, z którą nieraz miałam kłopoty w Poradni młodzieżowej. Oczywiście nie chodzi w ogóle o „wypytywanie” ani o „wymagania” – zresztą lekarz nigdy nie może stawiać pacjentowi wymagań, ale dawać rady. Istotnie, taką daję od lat radę miody m: „zachowajcie dziewictwo po to, żeby móc potem w pełni dać siebie, bo dziewictwo w układzie miłości ludzkiej stanowi dar – dar z miłości i dla miłości”. Myślę, że ten problem, jest jeszcze głębszy. Mianowicie chodzi o prawo do miłości w przeszłości osoby kochanej. Pan w swoim liście pisze, że nie wyobraża sobie, żeby można było pytać dziewczynę, czy jest dziewicą. Ja też sobie takiego pytania nie wyobrażam, ale… obcując z człowiekiem, poznając go i obserwując zachowanie, powstaje w nas jakaś wiedza o tym drugim. Im bliższy kontakt, tym więcej o sobie wiemy i tym bardziej pragniemy poznać wszystko, co się odnosi do kochanego człowieka.

W procesie narastania miłości wzmaga się wzajemne zaufanie i zawierzenie. Z reguły ludzie kochający się opowiadają o sobie, o swojej przeszłości. Zwłaszcza dziewczyna wcześniej i chętniej mówi kochanemu chłopakowi o sobie. Gdy nabierze do niego pełnego zaufania, posuwa się do aż tak głębokich zwierzeń, że potrafi mu wyznać także grzechy przeszłości. Wtedy nie chodzi o „wymaganie” mówienia wszystkiego o sobie, ale o pragnienie zwierzenia się, przybliżenia do osoby kochanej. Nieraz, obserwując młodzież, myślałam sobie, że może nawet czasem byłoby lepiej nie wyjawiać wszystkiego ze względu na różne reakcje ludzkie. Natomiast sama chęć powiedzenia prawdy o sobie jest prawidłowym pragnieniem miłości – chcę, żebyś mnie znał.

Ale… ale czasem takie właśnie wyznanie jest połączone z doznaniem i zadaniem bólu. Nie każdy tak lekko przechodzi nad niektórymi taktami pochodzącymi z przeszłości, jak chciałby tego mój Czytelnik. Czasem powstaje żal o przeszłość, pretensja, a nawet zazdrość. Czasem dawne jakieś zdarzenia bywają przyczyną kryzysu – nie każdy umie wybaczać. Dlatego też mówię młodym, żeby tak przeżywali młodość, żeby można ją było pokazać, żeby człowiek nie musiał się jej wstydzić ani niczego żałować. Gdyby nie było innych argumentów przemawiających za czystością przedmałżeńską, to ten jeden mógłby wystarczyć – wzgląd na człowieka, który będzie w przyszłości współmałżonkiem. Przecież ten kochany człowiek będzie miał prawo także do przeszłości, z której – prawem miłości – można uczynić jeszcze jeden dar.

Jakże często ludzie o tym nie myślą, że można zdradzić przyszłą swoją żonę, zanim się ją pozna. Każdy cielesny kontakt przedmałżeński odbiera coś z tego, co w małżeństwie mogłoby być darem. Oczywiście można wybaczyć, ale nie zawsze to łatwo przychodzi. Czasem zdarza się, że żal o przeszłość narasta niezwykle drastycznie. Pamiętam takie sytuacje, w których nie można było nic poradzić, bo nad przeszłością nikt z nas nie ma władzy, nie można jej cofnąć.

Leczyłam z depresji dziewczynę, którą chłopak porzucił, a która, pozostawiona sama, odrzuciła ich dziecko, poddając się tragicznemu zabiegowi zabicia go. Wróciła do normy na tyle, że jakoś skończyła studia i wyjechała z Krakowa. Wróciła po pięciu latach i przyszła do Poradni z prośbą o radę. Zapytała mnie wprost, czy ma mężowi (bo wyszła w międzyczasie za mąż) powiedzieć o swej przeszłości. Ale ja jej odpowiedziałam: nie wiem. – Nie mogę radzić, bo jeśli dotąd nie powiedziałaś o niej mężowi, to dlaczego teraz o to pytasz? – Bo on chce dziecka, a pani ginekolog, u której byłam, mówi, że raczej nie będę go mogła mieć. Tamten zabieg, pani wie, był skomplikowany, potem miałam zakażenie…

Istotnie dziewczyna wtedy, oprócz reakcji depresyjnej, miała także komplikacje somatyczne, co się zdarza, i dość długo się leczyła. – On każe mi się leczyć. Gdy mu powiem, że nie mogę być matką, to mnie rzuci. Co robić? Mówić? Nie mówić? Ja jednak powtarzam: nie wiem. Jakże tu radzić? Mówię: – Spróbuj odprawić sobie rekolekcje – po prostu modlić się do Ducha Świętego. Może przy spowiedzi zapytasz o radę księdza? Wszak kapłan ma szczególne światło od Boga. Zresztą próbuj sama zadecydować.

Jeszcze raz wróciła do mnie, ciągle niespokojna i niezdecydowana, z prośbą tym razem już sprecyzowaną: – Niech pani doktor mu powie, boja nie potrafię. Jednak odmówiłam. Tłumaczę jej: – Dziecko, nie może być nikt między wami. Zbyt intymne są te sprawy. Albo masz do niego dość zaufania, że zrozumie, bo cię kocha, albo nie. Ale nie może w to wchodzić trzecia osoba i choć chcę ci pomóc, nie mogę się tego podjąć. Układ miłości małżeńskiej jest układem najgłębszej intymności i zarazem takim otwarciem człowieka na człowieka, którego nie da się ani opisać, ani do końca zrozumieć. To oni sami, ci dwoje, wiedzą, co i jak bardzo ich łączy.

Mówię do niej: – Jedno ci mogę obiecać, że będę się modlić o siłę waszej miłości, bo to jest sytuacja sprawdzająca – to jest próba, czy naprawdę się kochacie. Dziewczyna mówi: – Zawsze żałowałam tego, co zrobiłam, ale teraz nie wiem, co bym dała, żeby tego nie było! Nie odpowiadam – bo cóż można odpowiedzieć? Nie wiem, czy mu powiedziała, czy nie, gdyż od lat nie mam z nią kontaktu. Jednakże, ile razy mam okazję rozmawiać z młodzieżą, która jakże często żąda „prawdo miłości przed ślubem”, zawsze pytam ich, czy zdają sobie sprawę z tego, jakie skutki dla ich przyszłości ma ich swobodna teraźniejszość. Czy zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo mogą zaszkodzić swemu przyszłemu małżeńskiemu życiu. Przecież ten chłopak, który beztrosko porzucił ciężarną dziewczynę, był nie tylko sprawcą śmierci dziecka, ale także zniszczył szczęście małżeńskie tej dziewczynie.

„Dziś” nie jest obojętne dla jutra – albo może być darem, albo krzywdą. Bezpieczniej więc to „dziś” przeżyć w czystości. Czyli – po prostu tak, jak Pan Bóg przykazał. Wszak przykazanie „nie cudzołóż” zachowuje dar czystości, który jest fundamentem miłości jutra. Właśnie dlatego, odpowiadając mojemu Czytelnikowi, myślę, że tamten chłopiec z liceum miał rację!

NR 13/94 ŹRÓDŁO DIECEZJI RZESZOWSKIEJ