Dotyk potrzebny

Dotyk – dlaczego potrzebujemy tego zmysłu?

Dotyk, obok smaku, węchu, słuchu i wzroku, zaliczany jest do podstawowych zmysłów człowieka. Jak to się dzieje, że czujemy dotyk i do czego jest nam potrzebny?

Dotyk to przede wszystkim emocje i przyjemność. Sprawia, że czujemy się bezpiecznie, pozwala także wyrazić, że ktoś jest dla nas ważny. Zdaniem psychologów ma kluczowe znaczenie w budowaniu więzi międzyludzkich. Ale nie tylko. To z jego pomocą poznajemy i uczymy się świata i z jego pomocą odbieramy także zagrożenia. Zmysł dotyku jest drażliwy na głaskanie, nacisk, ból czy temperaturę.

Dotyk – jak powstaje czucie?

Kontrolę nad zmysłem dotyku ma układ czuciowy, który dzieli czucie na głębokie i powierzchniowe. Czucie powierzchniowe odbiera dotyk sam w sobie oraz wibracje. Dodatkowo reaguje na ból i zmianę temperatury. Odbieranie bodźców to zadanie receptorów czuciowych, które aktywowane są przez:

  • ciałka dotykowe Meissnera – znajdują się przede wszystkim na opuszkach palców, stopach, ustach, języku oraz w mniejszym stopniu na narządach rozrodczych, ich zadaniem jest odbieranie każdego dotknięcia i drżenia. Zaliczane są do tzw. receptorów szybko adaptującymi się, oznacza to tyle, że ciało bardzo szybko przyzwyczaja się do bodźców, które są przez nie odbierane. To właśnie dzięki noszenie ubrań nam nie przeszkadza,
  • ciałka blaszkowate (Paciniego) – zlokalizowane są przede wszystkim w głębokich warstwach skóry, odpowiadają one za odbieranie nacisku oraz wibracji. Szybko się adaptują i reagują silnie tylko na nowe bodźce,
  • łąkotki dotykowe Merkela – odbierają bodźce, które długo działają na skórę, wyczulone są przede wszystkim na nacisk,
  • ciałka Ruffiniego – znajdują się głębszych warstwach skóry, mają zdolność rozciągania skory oraz odbierają ciepło, czyli temperaturę wyższą od tej, którą ma ludzkie ciało,
  • ciałka Krausego – występują we wszystkich warstwach skóry i reagują przede wszystkim na niskie temperatury,
  • wolne zakończenia nerwowe – ich zadaniem jest odbieranie bólu spowodowanego działaniem zbyt wysokiej temperatury. Receptory bólowe (nocyceptory) dzielą się na mechaniczne, które odbierają  ostry, kłujący ból oraz polimodalne, które odpowiadają za to, że ból nam przeszkadza.

Dotyk – skąd wiadomo, że czujemy?

Bodźce, które odbiera skóra przez nerwy czuciowe docierają do układu nerwowego. Komórki – aksony – które odbierają bodziec są włóknami zmielinizowanymi, tak więc szybkość przekazywania przez nie informacji jest bardzo duża. Na bodźce reagują także aksony niezmielinizowane. Ich podstawowym zadaniem jest reakcja na ból, ciepło oraz zimno. Odebrane przez komórki układu nerwowego bodźce trafiają do kory mózgowej, po drodze przechodzą przez rdzeń kręgowy. Część komórek, dzięki ciału modzelowatemu, odbiera informacje z tzw. kory somatosensorycznej drugiej półkuli. Tym samym możliwe jest porównywanie bodźców odbieranych przez prawą i lewą rękę.

Ostatnim przystankiem dla bodźców jest obszar kory mózgowej zlokalizowany w przedniej części płata ciemieniowego (tzw. kora czuciowa, somatosensoryczna), w której formowana jest korowa reprezentacja powierzchni ciała. Warto zaznaczyć, że te części, które mają więcej receptorów mają znacznie większą „reprezentację” odbiorców w korze czuciowej. Tym samych to, co odbierają opuszki palców czy język znacznie szybciej dociera do mózgu i szybciej jest analizowane. Jeśli dojdzie do uszkodzenia kory somatosensorycznej mogą się pojawić problemy z właściwym ubieraniem się lub wskazywaniem określonych części ciała.

Ludzkie ciało posiada także czucie głębokie, czyli propriocepcję. To dzięki niemu mamy świadomość swojego ciała, jego ułożenia oraz ruchu. Receptory odpowiedzialne za czucie głębokie znajdują się przede wszystkim w mięśniach oraz błędniku (mieści się on w uchu wewnętrznym, dobierane przez niego bodźce biegną nerwem czaszkowym do móżdżku), który stoi na straży zmysłu równowagi oraz koordynacji ruchowej. Ale to nie jedyne zadania czucia głębokiego. To dzięki niemu wzrok, zdolność widzenia przestrzennego oraz koordynacja ruchowa mogą sprawnie ze sobą współpracować. Dzięki temu możemy się przemieszczać oraz wykonywać bardziej złożone ruchy czy czynności.

Warto pamiętać, że dotyk to nie tylko przyjemność. Bodźce odbierane zarówno przez czucie powierzchniowe, jak i głębokie pozwalają szybko rozpoznać zagrożenie i uruchomić odpowiednie reakcje obronne organizmu. Ich uszkodzenie lub zaburzanie może mieć związek z chorobą neurologiczną, dlatego każde niepokojące sygnały (tj. zanik czucia, problemy z równowagą cz rozpoznawaniem temperatury) trzeba skonsultować z lekarzem.

Źródło tekstu: zdrowie.gazeta.pl

Pięć rodzajów dotyku – który lubisz najbardziej?

Marta Niedźwiecka

Dotyk jest zmysłem niezwykle prawdziwym i bezpośrednim. Znacznie łatwiej oszukać kogoś, kto patrzy, słucha, niż tego, kto dotyka lub jest dotykany. Przez jakościowy dotyk możemy przekazać więcej, niż są w stanie wyrazić słowa. A uważny dotyk może być wyrazem zarówno intencji dotykającego, jak i jego osobowości.

Dotyk upubliczniony

Sporo wiemy o dotyku w przestrzeni publicznej, o oficjalnych stylach dotyku – jak dotykamy szefa (o ile w ogóle dotykamy), jak dotykamy się w metrze, jak może albo nie może dotknąć ekspedientka w sklepie. Rodzaje dotyku „oficjalnego” są warunkowane kulturowo, uczymy się ich, dorastając w określonym kraju, dowiadujemy się więcej np. podróżując. Czasem dziwimy się niepomiernie, na przykład na wycieczce w krajach arabskich, gdy widzimy dwóch mężczyzn spacerujących za ręce. Dla nas ich dotyk świadczy o intymności, w kulturze islamu zaledwie o przyjaźni bądź braterstwie. Amerykańscy kelnerzy, dla których napiwki stanowią znaczną część miesięcznych zarobków, starają się każdorazowo delikatnie dotknąć obsługiwaną osobę, bo wiedzą, że dotknięta osoba chętniej zostawia napiwek w wyższej kwocie… Nie pytając, wiemy, w jakiej odległości od rozmówcy stanąć, żeby nie naruszyć jego przestrzeni intymnej i, co naturalne, owa odległość będzie różna dla osób pochodzących z dużych miast oraz z małych miejscowości. Jak widać, wiemy całkiem sporo o przestrzennych relacjach ciało – ciało, o społecznych uwarunkowaniach dotyku, o podskórnie wyczuwanej hierarchii, budowaniu dystansu lub jego skracaniu, nawet o socjotechnikach związanych z dotykiem.

Dotyk intymny – 5 jakości

Jednak o dotyku intymnym wiemy nieco mniej, co jest o tyle smutne, że ciężko bez niego budować udane relacje seksualne i emocjonalne. Dotyk stymuluje wydzielanie endorfin i oksytocyny, redukując poziom kortyzolu (hormonu stresu), działa kojąco, buduje więzi, jest nam absolutnie niezbędny do przetrwania. Warto mieć w pamięci, że zmiany w ilości dotyku i jego rodzaju następują wraz z wiekiem, stażem pary, etapem związku. Jeśli mówimy o dotyku intymnym, osobistym, można powiedzieć, że w ramach jednego zmysłu istnieje pięć poziomów, pięć różnych stylów dotykania. Dotyk uzdrawiający, czuły, zmysłowy, erotyczny, seksualny. Czym się różnią i jak korzystać z nich w relacji emocjonalnej i seksualnej?

Wszyscy znamy dotyk uzdrawiający (ang. Healing Touch). Taki jak w masażu, terapii manualnej. To dotyk troski, leczenia, utrzymywania. Nie jest intymnością w znaczeniu seksualnym i przewidujący kochankowie raczej od niego stronią, wiedząc, że pochodzi z innej przestrzeni i niesie inne jakości, niż te potrzebne do zagotowania krwi w żyłach i energicznego wyskakiwania z odzieży. Ten rodzaj dotyku zasila, wzmacnia, przynosi zdrowie, oczywiście poprawia samopoczucie, ale nie buduje zmysłowej, erotycznej, seksualnej interakcji między dorosłymi.

Kolejny rodzaj dotyku to czuły dotyk (ang. Affection Touch). To dotyk znamy z m.in. z przytulenia mamy. Dotyk czuły jest tym, który wywołuje najwięcej wątpliwości. Czy to już zażyłość, nuda i rutyna poklepywać się po ramieniu, przelotnie ściskać w korytarzu, gdy wracamy do domu? Od kiedy go unikać? Bo przecież wszyscy wiedzą, że za dużo poufałości, czułości niemal rodzicielskiej zamienia kochanków w brata i siostrę… Bez paniki, nie ma w nim nic złego. Czuły dotyk bardzo często się przydaje, na przykład gdy ktoś ma kłopoty, cierpi, potrzebuje wsparcia. Jedyny problem jest taki, że najczęściej na takim dotyku zaczynamy i na nim kończymy, nie wzbogacając swojego portfolio dotyków i w efekcie – popadamy w wygodnictwo. Nie chce nam się wysilać, a sam czuły dotyk nie załatwi całej potrzeby pobudzenia zmysłów, gry wstępnej i seksu. Jeśli nie wiecie, o czym mówię, wyobraźcie sobie dotyk zaprzyjaźnionych ze sobą ludzi płci dowolnej. Czy jesteś w większości dotykany/dotykana jak kumpel albo koleżanka? Jeśli czujesz, że ten rodzaj kontaktu zaczyna przeważać w twojej relacji z partnerem, czas zrobić pauzę i poszukać dla was nowych środków wyrazu.

Dotyk zmysłowy. Zdecydowanie najrzadziej występujący w związkach rodzaj dotyku. Niepopularny przez swoją ważną cechę – nie eskaluje się, co powoduje, że nie można nim wywołać np. orgazmu. Jest jednocześnie absolutnie bezcenny jako narzędzie komunikacji i budowania udanej relacji seksualnej, ponieważ umożliwia powolne i pozornie bezcelowe pobudzanie zmysłów. Mają z nim trudności zarówno kobiety, jak i mężczyźni, ponieważ wymaga czasu, skupienia umysłu i (o niebiosa!) pomysłowości. Powinien znajdować się w repertuarze na grę wstępną, seks i afterplay, bo bez niego seks staje się sprintem po puchar, zamiast ucztą dla zmysłów i ciała.

Dotyk erotyczny i seksualny (ang. Erotic & Sexual Touch). Niby to samo, a jednak nie to samo. Każdy z nas potrzebuje odnaleźć swoją różnicę pomiędzy tym, co erotyczne, a co seksualne. Obydwa rodzaje dotyku są bardzo intymne, obydwa w zasadzie do czegoś prowadzą. Jednak o ile dotyk erotyczny zmierza do budowania podniecenia, o tyle dotyk seksualny raczej do jego rozładowania. Wyraźnym przykładem tej różnicy może być gładzenie okolic wejścia do waginy (dotyk erotyczny), a stymulacja łechtaczki (dotyk seksualny). Ale bywa sporo dotyku erotycznego, który nie sięga stref erogennych, a mimo to jest bardzo pobudzający i przez to cenny.

Każdy rodzaj dotyku budzi naszą uśpioną receptywność, nawiązuje kontakt z ciałem i ułatwia kontakt z drugim człowiekiem. Warto się uczyć świadomego, obecnego dotykania i doskonalić różne rodzaje dotyku, bo to właśnie jest substancja, z której skuteczniej zbudujemy doby seks niż z miliona słów.

Źródło tekstu: www.hellozdrowie.pl

Przytul mnie!

Aby przeżyć, potrzebujemy czterech uścisków dziennie. Dzieci przytulane od pierwszych dni życia lepiej się rozwijają, a ich mózg sprawniej pracuje – dowiedli właśnie uczeni. Dorosłym zaś delikatny dotyk ułatwia zdobycie partnera.

Aby przeżyć, potrzebujemy czterech uścisków dziennie. Aby zachować zdrowie – ośmiu, ale żeby się doskonalić – dwunastu – twierdziła przed laty Virginia Satir, słynna amerykańska psychoterapeutka zajmująca się terapią rodzin. A ilu uścisków potrzebuje noworodek, by prawidłowo się rozwijać? Tego nie wiadomo. Pewne jest jednak, że bez czułych pieszczot jego mózg nie będzie w pełni sprawny. Dowiodła tego dr Nathalie Maitre z Nationwide Children’s Hospital w Ohio wraz z zespołem (wyniki swojego doświadczenia właśnie opisała w czasopiśmie naukowym „Current Biology”) i namawia, by od pierwszych chwil życia głaskać także wcześniaki, które muszą leżeć w inkubatorach.

Badaniem uczeni objęli 125 dzieci, z których część urodziła się za wcześnie, po 24-36 tygodniach ciąży, a część przyszła na świat o czasie, czyli między 38. a 42. tygodniem ciąży. Tuż przed opuszczeniem szpitala wszystkie maluchy poddali badaniu EEG. Na ich głowy założyli cieniutką siateczkę ze 128 elektrodami, które rejestrowały każdą najdrobniejszą zmianę w mózgu, a potem delikatnie je głaskali.

Okazało się, że mózg wcześniaków mniej intensywnie reaguje na delikatny dotyk niż mózg dzieci urodzonych o czasie. Jednak im więcej czasu poświęcali im rodzice i pielęgniarki, tym bardziej aktywne były ich mózgi.

Jak wielkie znaczenie ma dotyk w życiu dziecka, świat dowiedział się ponad 20 lat temu. W 1995 r. w szpitalu Central Massachusetts Medical Center na świat przyszły bliźniaczki, Kyrie i Brielle. Były wcześniakami, urodziły się dwanaście tygodni przed terminem. Każda dziewczynka ważyła niespełna kilogram. Lekarze umieścili je w osobnych inkubatorach, by zmniejszyć ryzyko infekcji. Kyrie szybko przybierała na wadze i z każdym dniem stawała się coraz silniejsza. Inaczej było z Brielle. Nie rosła, z trudem oddychała, a jej serce było coraz słabsze. Lekarze szykowali rodziców na najgorsze.

Kryzys przyszedł trzy miesiące po narodzinach. Brielle nie mogła zaczerpnąć tchu, zaczęła sinieć, a jej serce biło jak szalone. Widząc to, pielęgniarka Gayle Kasparian zdecydowała się na ryzykowny krok. Wbrew przepisom obowiązującym w Stanach Zjednoczonych umieściła Kyrie w inkubatorze siostry. Brielle przytuliła się do niej i wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczęła spokojnie oddychać. Kiedy zapadła w drzemkę, Kyrie objęła ją czule i obie zasnęły. Tętno i temperatura wróciły do normy. Krew ponownie nasyciła się tlenem. Kilka miesięcy później siostry opuściły szpital. Nikt nie miał wątpliwości, że bliskość i dotyk Kyrie uratowały Brielle.

Od tego czasu eksperci namawiają lekarzy i rodziców noworodków, by je głaskali, przytulali. Ale nie zawsze jest to łatwe. Wcześniaki przez wiele tygodni, a czasem miesięcy, przebywają bowiem w inkubatorach – szklanych pudełkach, które są wyposażone w skomplikowaną aparaturę chroniącą je przed światem zewnętrznym, przede wszystkim izolującą od zarazków. Maszyneria dozuje leki, reguluje temperaturę ciała i podtrzymuje działanie maleńkich płuc, dopóki dziecko nie stanie się na tyle silne, by oddychać samodzielnie.

Nic dziwnego, że mamy wcześniaków często ani nie głaszczą, ani nie przytulają swojego dziecka w obawie, że mogą zrobić mu krzywdę – odłączyć jakiś kabelek, który zapewnia dziecku kontakt z życiodajną aparaturą. Takie maluchy mają też niezwykle cienką skórę, ani odrobiny tłuszczu, i zbyt silny dotyk mogą odczuwać jako ból. Dlatego wciąż w niektórych szpitalach leżą w zamkniętym inkubatorze i można na nie tylko patrzeć. – Świadomie, by nic złego mu nie zrobić, odbierasz sobie to, co jest twoim prawem – opowiada mi jedna z mam, a druga dodaje: – Kiedy wreszcie po kilku tygodniach mogłam zmienić synkowi pieluchę, czułam się tak, jakbym dostała w nagrodę wielkiego lizaka.

Dr Nathalie Maitre uważa jednak, że takiego malucha nie trzeba brać na ręce, by jego mózg zaczął się lepiej rozwijać. Wystarczy od czasu do czasu delikatne go głaskać. Dlaczego dotyk ma taką moc?

Badania na szczurach wykazały, że wydzielana jest wówczas oksytocyna, zwana przez niektórych „hormonem przytulania”, która odpowiada za tworzenie więzi emocjonalnych. Łagodzi ona stres i zapewnia prawidłowy rozwój. Młode szczury, porzucone i nielizane przez matki, miały we krwi niewiele oksytocyny i wyrastały na bardziej agresywne i zestresowane niż zwierzęta, którymi samice się czule zajmowały. Gorzej też znosiły ból – wykazała pod koniec zeszłego roku dr Regina Sullivan z NYU LangoneMedical Center. – Dotyk mamy zmienia aktywność niektórych genów w mózgu – uważa dr Sullivan. Chodzi przede wszystkim o geny związane z odczuwaniem emocji, które są odpowiedzialne za zwiększone wydzielanie endogennych opiatów i endorfin, czyli hormonów szczęścia. Substancje te działają przeciwbólowo i wywołują uczucie przyjemności.

Podobnie jest u ludzi – uważa dr Anna Penn, neonatolog ze Stanford University Medical Center. U kilkorga dzieci zaobserwowała podczas głaskania wydzielanie się dwóch substancji, które mogą wpływać na rozwój układu nerwowego. Są to progesteron, który sprzyja wzrostowi komórek nerwowych, oraz oksytocyna, która chroni neurony płodu przed nadmiernym pobudzeniem i obumieraniem. Oba te związki osiągają szczytowe stężenia w końcowej fazie ciąży. Oznacza to, że dziecko, które urodzi się przed czasem, jest pozbawione istotnej dawki tych substancji.

Z kolei naukowcy z Duke University Medical School zauważyli, że wcześniaki, które są delikatnie głaskane przynajmniej przez 15 minut dziennie, szybciej przybierają na wadze niż dzieci, których nikt nie dotyka. Uczeni przypuszczają, że dotyk stymuluje wydzielanie nie tylko oksytocyny, ale także hormonów wzrostu i regulujących metabolizm. Kilka lat temu dr Merle Fairhurst, neurobiolog z Instytutu Maksa Plancka w Lipsku, ustaliła, że delikatne głaskanie, z prędkością 3 cm na sekundę, zmniejsza także niepokój. Dzieci, które w takim tempie były dotykane przez rodziców, szybko się uspokajały, a ich serce zaczynało bić zdecydowanie wolniej niż w chwili rozpoczęcia doświadczenia.

Dzieci całkowicie pozbawione czułości rozwijają się fizycznie i emocjonalnie gorzej niż dzieci przytulane. Potwierdziły to obserwacje Mary Carlson i jej męża Feltona Earlsa, którzy badali maluchy porzucone w rumuńskich sierocińcach. Dzieci te były karmione i przewijane, ale nikt nie okazywał im żadnej czułości. Szybko traciły zainteresowanie światem i przestawały się rozwijać. Uczeni dowiedli, że problemom tym można – przynajmniej częściowo – zaradzić. Wystarczy zacząć je tulić. Zatrudnili więcej opiekunek, tak by miały więcej czasu dla dzieci. Kobiety zaczęły przemawiać do dzieci, sadzały je na kolana, nosiły na rękach. Już po roku okazało się, że taka terapia dotykiem przynosi zaskakujące efekty. U dzieci zmniejszył się poziom kortyzolu, hormonu stresu, podczas gdy u maluchów nieobjętych programem był on cały czas na wysokim poziomie.

Największym zaskoczeniem było jednak to, że jeszcze półtora roku po zakończeniu eksperymentu dzieci przytulane nadal lepiej radziły sobie ze stresem niż pozostałe. Inne badania wykazały, że porzucone rumuńskie sieroty miały słabiej niż rówieśnicy rozwiniętą korę okołooczodołową. Nie były więc w stanie odczuwać emocji i wczuwać się w przeżycia innych ludzi.

Niedobór oksytocyny może sprzyjać też autyzmowi, przypuszczają naukowcy. Już kilka lat temu obliczyli, że 25 proc. dzieci urodzonych przed 27. tygodniem ciąży jest nim dotkniętych, podczas gdy zaburzenie to stwierdza się jedynie u 1 proc. dzieci, które przyszły na świat o czasie. Czy dotyk i czułość mogą odmienić los tych dzieci, czy dzięki temu będą rozwijać się prawidłowo? Tego na razie nie wiadomo.

Pewne jest jednak, że dotyk pozwala dzieciom poznawać otaczający je świat. W chwili narodzin jest bowiem najlepiej rozwinięty ze wszystkich naszych zmysłów. Zaczyna się kształtować już w drugim miesiącu ciąży. Najpierw wrażliwość na dotyk rozwija się w okolicy ust i nosa, potem policzków i czoła. Pod koniec pierwszego trymestru dziecko odbiera bodźce dotykowe rączkami i nóżkami. Wtedy też zaczyna poznawać własne ciało – muska rączkami twarz, ssie kciuk. Po urodzeniu szczególnie wrażliwe na dotyk pozostają usta, język i opuszki palców. Dzięki temu maluch poznaje kształty, strukturę i wielkość przedmiotów. Odbiera wrażenia ciepła i zimna, mokre i suche. Bez trudu potrafi odróżnić delikatną skórę mamy od szorstkiego, nieogolonego policzka taty.

Przez kilka pierwszych miesięcy życia dotyk jest głównym źródłem informacji o świecie. Dopiero potem rozwijają się pozostałe zmysły. Nie oznacza to jednak, że z czasem dotyk jest nam mniej potrzebny. Wręcz przeciwnie! Prof. Francis McGlonez Liverpool John Moores University zauważył, że osoby, które przebywały w nieprzyjaznych warunkach, np. kiedy kazano im trzymać dłoń w lodowatej wodzie, odczuwały mniejszy ból, gdy w tym samym czasie były głaskane. Delikatny dotyk uaktywniał bowiem fragment kory przedczołowej, gdzie dochodzi do integracji bodźców dostarczonych ze wszystkich zmysłów i gdzie są podejmowane decyzje. Nerwy wykrywające przyjemny dotyk tłumiły sygnały z nerwów przewodzących wrażenia bólowe.

– Delikatny dotyk zmniejsza ciśnienie tętnicze i redukuje poziom stresu, ale także ułatwia zdobycie partnera – przekonuje dr Nicolas Guéguen z Université Bretagne Sud. Kobiety, które poczuły męską dłoń na swoim ramieniu, zdecydowanie chętniej przyjmowały zaproszenie do tańca czy dawały swój numer telefonu niż panie, z którymi mężczyźni nie nawiązali cielesnego kontaktu.

Takie przypadkowe muśnięcie działa też na mężczyzn. Uczony przeprowadził eksperyment, w ramach którego 20-letnia kobieta, uznana za przeciętnie atrakcyjną, podchodziła w barze do samotnych mężczyzn i prosiła ich o pomoc w nawleczeniu klucza na breloczek. Niektórych z nich tuż przed podziękowaniem delikatnie dotykała w ramię. To muśnięcie sprawiało, że zaczęli z nią rozmawiać i miło się uśmiechać, choć początkowo wcale nie byli nią zainteresowani.

Taką reakcją nie jest zaskoczony prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog. – Jeśli nie przekroczymy pewnej granicy intymności, dotyk odbieramy jako przyjemne uczucie – mówi i podkreśla: – Wbrew stereotypom takiej bliskości potrzebują także mężczyźni. Często jednak wstydzą się do tego przyznać.

Profesor opowiada o jednym ze swoich pacjentów, który czuł się niedopieszczony i podczas jednej z wizyt wyznał, że bardzo chciałby być kotem swojej żony. – Bo kot siedzi wtulony w nią, na jej kolanach i godzinami jest głaskany – żalił się mężczyzna. – I wcale nie chodziło mu o seks, ale jedynie o uczucie bliskości, którego dziś często tak bardzo nam brakuje – mówi prof. Izdebski.

Artykuł pochodzi z numeru 15/2017 „Newsweeka”.