Eucharystia

Grupa docelowa: Studenci Rodzaj nauki: Katecheza Tagi: Browary wiary, Eucharystia, Sakramenty

1. Stanowić jedno

WSTĘP

Jezus modlił się za swoich uczniów,aby stanowili jedno, jak On stanowi jedno z Ojcem. Także za to, abysmy stanowili jedno w Nim i z Nim. Spróbujmy teraz dać wyraz tej jedności.

AKTYWIZACJA

Praca indywidualna. Metoda – plakat wykonany farbami. Zadanie jest następujące: wyrazić za pomocą ilustracji farbami, na czym polega jedność człowieka i Chrystusa? Na czym polega to, że Chrystus chce, abyśmy z Nim stanowili jedno? Abyśmy złączyli nasze życie nierozdzielnie z Nim? Czas na wykonanie zadania. Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PUENTA

Modlitwa eucharystyczna kończy się uroczystą choć krótką formułą uwielbienia czyli doksologią: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie, Boże Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków. Amen”. Doksologia zbiera całość chrześcijańskiej egzystencji zapisaną w słowach anafory. Wszystko jest zwrócone do Ojca. On jest ostatecznym celem i spełnieniem naszego życia. Droga do Ojca zawsze biegnie przez Chrystusa, jedynego, nieodzownego Pośrednika i Kapłana naszego zbawienia, jak nazywa Go List do Hebrajczyków.

Pośrednictwo Jezusowe jest konieczne, ale nie dlatego, jakby Ojcu inaczej na nas nie zależało. Pan przecież powiedział: „W owym dniu prosić będziecie w imię Moje i nie mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za Wami. Albowiem Ojciec sam was miłuje” (J 16, 27). To Ojciec chce, byśmy byli jedno z Chrystusem, który zwraca się do Niego już nie sam, jak podczas nocnych modlitw w Palestynie, ale razem z nami.

Gdzie modli się Kościół, tam jest Chrystus, bo uczynił nas członkami swego Ciała Mistycznego, w Nim trwamy.

Te trzy partykuły: „przez, z, w” wyrażają totalne zanurzenie naszego życia w Chrystusie.

Słowa „W jedności Ducha Świętego” przypominają, że każdy prawdziwy kult godny Ojca musi być oddawany w Duchu (por. J 4, 23), że bez Niego nie umiemy się modlić („Gdy nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”, Rz 8, 26). „W jedności Ducha Świętego” oznacza także po prostu „w Kościele”, bo to właśnie on jest zebrany razem przez Ducha Bożego.

Zgromadzenie odpowiada „Amen!” To najważniejsze „amen” w całej mszy. Jest pieczęcią i podpisem zgromadzenia, bez których modlitwa byłaby niepełna. Wyraża kapłaństwo powszechne wszystkich ochrzczonych, to znaczy powołanie każdego do służby Bożej, która wyraża się w składaniu ofiary ze swego życia, do mówienia Bogu „tak”, jak Jezus.

Pewnie o tym właśnie „amen” pisał św. Paweł: „Syn Boży, Chrystus Jezus, (…) nie był „tak” i „nie”, lecz dokonało się w Nim „tak”. Albowiem ile tylko obietnic Bożych, w Nim wszystkie są „tak”. Dlatego też przez Niego wypowiada się nasze Amen Bogu na chwałę. Tym zaś, który umacnia nas wespół z wami w Chrystusie i który nas namaścił jest Bóg. On też wycisnął na nas pieczęć i zostawił zadatek Ducha w sercach naszych” (2 Kor 1, 20-21).

Mówimy „tak”, wszystkiemu, co oznacza modlitwa eucharystyczna: „amen” Bożej obietnicy i „amen” naszemu w niej uczestnictwu.

Najstarsze pozabiblijne świadectwo tego kończącego modlitwę amen znajdziemy w „Apologii” św. Justyna: „Przełożony zanosi dziękczynienie oraz modlitwę, ile tylko może, a lud z radością odpowiada: Amen”. Autor nie rozwodzi się nad treścią modlitwy „przełożonego” (tj. biskupa), nie mówi o anamnezie, epiklezie i ofierze, tylko podkreśla to jedno maleńkie słowo. Musiało być bardzo ważne. Szczególność naszego Amen potwierdza wydarzenie o wiek późniejsze.

W egipskiej Aleksandrii pewien człowiek od dawna uczestniczący w życiu Kościoła przysłuchiwał się katechezie kandydatów do chrztu. Wówczas zrozumiał, jak różni się chrzest Kościoła od tego, który otrzymał w jakiejś heretyckiej sekcie. Wyznał wszystko swemu biskupowi, św. Dionizemu, prosząc o ponowny chrzest. Święty rozstrzygnął sprawę następująco: skoro słuchał modlitw eucharystycznych, mówił „amen” ze wszystkimi i przyjmował eucharystię, nie musiał być powtórnie chrzczony.

Ponownie „amen” staje się jednym z trzech wyznaczników dla jakże istotnej sprawy. Wypowiedziane z wiarą „amen” ma wielką moc. Dlatego dobrze jest śpiewać całą doksologię, a wiele wspólnot dobrze czyni, powtarzając owo „amen” trzy razy.

2. Ofiara

WSTĘP

Mówi się, że miłość jest mocniejsza od śmierci, że ją zwycięża, że jest potężniejsza. Kiedy możemy tego doświadczyć?

Pnp 8,6-7: Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki. Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu, pogardzą nim tylko.

AKTYWIZACJA

Praca w grupach. Metoda – waga. Przybory: na dużym arkuszu papieru narysowana waga szalowa, małe kartki z bloczku, klej biurowy. Zadanie jest następujące: na kartkach wypisujemy sytuacje, w których możemy doświadczyć, że miłość rzeczywiście jest mocniejsza od śmierci. Na jednej szali jest już napisane ŚMIERĆ. Wypisane przez nas kartki przyklejamy w polu drugiej szali (musi być ono stosownie większe). Czas na wykonanie zadania. prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PUENTA

Anafora, jak już mówiliśmy, jest modlitwą ofiarowania. Prawdziwe ofiarowanie nie dokonuje się podczas przygotowania darów chleba i wina, gdyż to nie one są darem dla Boga.

Jedyną Ofiarą godną Ojca jest Ciało wydane i Krew przelana Jego umiłowanego Syna. Dlatego w każdej modlitwie eucharystycznej znajdujemy zaraz po konsekracji słowa takie lub podobne: „składamy Ci, Boże, Jego (Chrystusa) Ciało i Krew jako ofiarę miłą Tobie i zbawienną dla całego świata” (IV modlitwa eucharystyczna).

Podczas doksologii kapłan podnosi wysoko do góry kielich i patenę. To jest gest ofiarowania, podobny do tego, który wykonywał ofiarnik Starego Przymierza, kiedy przynosił dar przed oblicze Najwyższego. Podniesienie ceny naszego zbawienia wyraża ofiarowanie Ojcu jedynego godnego Daru – Chrystusa – a wraz z Nim Kościoła.

Uniesienie chleba i wina podczas konsekracji przywykliśmy nazywać podniesieniem. Nie jest to jednak określenie do końca ścisłe. Jest to bowiem ukazanie Świętych Postaci do adoracji. Prawdziwym podniesieniem jest gest kapłana podczas doksologii. Przepisy nakazują, że celebrans powinien trzymać kielich i patenę w górze tak długo, póki zgromadzenie nie skończy śpiewać „amen”. To znak wspólnego kapłaństwa wszystkich ochrzczonych. To jest ofiara całego zgromadzenia, nie tylko księdza.

Nasza modlitwa w słowach i gestach wyraża modlitwa jedną i tę samą prawdę: jesteśmy zbawieni, bo Chrystus się ofiarował za nas. Cały sens naszego istnienia jest w Jego Ofierze. Trzeba jednak dobrze zrozumieć słowo „ofiara”. Obawiam się, że niekiedy mamy tendencję do myślenia o ofierze Chrystusa w kategoriach podobnych do plakatów przeciw przemocy rozwieszanych w zeszłym roku w wielu miastach. Na jednym z nich była twarz pobitej kobiety i podpis: „Bo zupa była za słona”.

Czasami możemy mieć pokusę, żeby wyobrażać sobie ofiarę Chrystusa w kategoriach plakatu, na którym widnieje twarz Ukrzyżowanego i napis: „Bo Ojciec potrzebował zadośćuczynienia”. Takie myślenie w gruncie rzeczy jest bluźniercze. Jakby Ojciec był kimś ślepo żądnym sprawiedliwości, domagającym się spłacenia jakiegoś długu, jakby chciał ukarać Syna w miejsce nas, grzeszników. Kto tak myśli, zapomina o słowach Jezusa: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30).

Nie jest tak, jakby Ojciec przestał być zjednoczony z Synem, kiedy ten stał się Człowiekiem ani wtedy, kiedy umierał na krzyżu. Także ludzka wola Jezusa całkowicie zjednoczona jest z wolą Ojca. Są jednym i pragną jednego. Znakomicie pokazują to średniowieczne obrazy, na których Ojciec trzyma w rękach, wręcz tuli do siebie ukrzyżowanego Chrystusa.

Proponuję inny kierunek myślenia, bardziej oddający prawdę o istocie ofiary odkupienia. Musimy pamiętać, że posługujemy się tylko obrazami, próbując przybliżyć się do niewysłowionej tajemnicy. Kiedy przyjeżdżam do domu rodzinnego, moja mama „staje na głowie”, żeby wszystko było jak najlepiej. Muszę czasem uważać, żeby jej o coś nie poprosić, kiedy jest zmęczona, bo zapomni o zmęczeniu, żeby mi załatać spodnie. Takie są mamy, rozkochane we własnych dzieciach.

Nadmiar miłości nie pozwala im pamiętać o sobie. To jest piękne, ale to zaledwie odblask nadmiaru miłości Boga do człowieka. Spójrzmy na krzyż Chrystusa, który nam uobecnia Eucharystia, jako na ofiarę nadmiaru Bożej miłości, całkowitego oddania się Ojcu przez Syna aż do śmierci, na które Ojciec odpowiedział swoim całkowitym ojcowskim oddaniem aż do zmartwychwstania.

 Była to Ofiara, jaka ma miejsce nieustannie i odwiecznie w łonie Trójcy Przenajświętszej, tylko że przeżyta w ludzkim ciele Syna Bożego, zgodnie z ludzkimi kategoriami. Ofiara miłości większej niż śmierć, dlatego owocująca w zmartwychwstaniu.

Ta ofiara Syna przedwiecznego, przeżyta w Jego człowieczeństwie dotyka każdego z nas i czyni nas jej uczestnikami, gdy się jednoczymy z Ciałem Chrystusa. Kiedy to się dzieje? Gdy wchodzę w przestrzeń sakramentów Kościoła.

Posłuchajmy świadectwa św. Leona Wielkiego, papieża z V wieku. Mówi on, że przez chrzest dokonuje się radykalna przemiana człowieka: „zachodzi w nim swojego rodzaju obumieranie i jakby zmartwychpowstanie. Kogo Chrystus przyjął i kto Chrystusa wziął w siebie, nie jest już takim samym po chrzcie, jakim był przed chrztem świętym: ciało odrodzonego staje się ciałem Ukrzyżowanego” (Homilia 63).

I dalej: „Nie co innego sprawia przystępowanie do Stołu Pańskiego, jak to, że przemieniamy się w Tego, którego pożywamy”. Odtąd każdy człowiek, złączony przez sakramenty z Ciałem Chrystusa, otrzymuje błogosławieństwo płynące z Jego ofiary. Przemienia się, powoli i na miarę swej otwartości na Boga, aż w jego życiu widać coraz pełniej oblicze Syna Wcielonego. Wraz z jego Ciałem i Krwią sam siebie ofiarowuje Ojcu, a raczej: to on go Ojcu ofiarowuje.

Najstarsza znana księga liturgiczna Kościoła rzymskiego, tzw. Sakramentarz z Werony (nr 1246) prostymi słowami ujmuje tę tajemnicę ofiary uobecnionej w celebracji eucharystycznej: „Wejrzyj, Panie, na dary twego ludu, gdyż na twoich ołtarzach nie ma obcego ognia, nie wylewa się krwi nierozumnych zwierząt, lecz naszą ofiarą mocą Ducha Świętego jest Ciało i Krew samego Kapłana”.

3. Ojcze nasz…

WSTĘP

Przygotowaniem do przyjęcia Komunii świętej jest także zaproszenie do odmówienia modlitwy Pańskiej. Ma ona właśnie tutaj swoje niezastąpione miejsce. Dlaczego właśnie tutaj? Prześledźmy to i zastanówmy się sami…

AKTYWIZACJA

Praca indywidualna. Formularz – koło. Strzałkami wskazujemy powiązanie słów modlitwy Pańskiej z Komunią świętą. Czas na wykonanie zadania. Prezentacja metodą karuzeli. Czas na dyskusję.

PUENTA

Złożywszy ofiarę uwielbienia przystępujemy do stołu Pańskiego. Zanim to nastąpi, liturgia każe się jeszcze na chwilę zatrzymać, daje czas na przygotowanie, którego domaga się moja duchowa gruboskórność.

Co najmniej od czwartego wieku przygotowaniu do komunii towarzyszy „Ojcze nasz” – modlitwa Pańska. Dlaczego właśnie tutaj ją umieścili ojcowie w wierze? Pierwszym powodem wydaje się być zawarta w niej prośba o przebaczenie win. Św. Augustyn w jednym ze swych kazań tłumaczył, dlaczego „Ojcze nasz” mówimy przed przyjęciem Eucharystii: „jeśli przypadkiem, ze względu na ludzką słabość, nasza myśl ogarnęła coś nieprzyzwoitego, nasz język wypowiedział coś niegodziwego, jeśli oko zwróciło się ku czemuś niewłaściwemu, jeśli ucho słuchało z zadowoleniem czegoś niepotrzebnego … wszystko to zmyte jest przez modlitwę Pańską we fragmencie: przebacz nam nasze winy, tak że możemy przystępować w pokoju”.

Innym powodem była prośba „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”, od najdawniejszych czasów interpretowana w kontekście eucharystycznym. „Chleb powszedni” to dla wielu Ojców Kościoła właśnie Eucharystia, podtrzymująca nasze życie w Bogu. Powszedni, bo dany na codzienne spożywanie. Starożytny Kościół znał praktykę codziennej komunii zanim jeszcze zaczęto codziennie odprawiać Mszę. Rzymski dokument znany jako „Tradycja Apostolska”, rodzaj kodeksu prawa kościelnego z III wieku, tak reguluje sprawę codziennej komunii: „Wszyscy wierni powinni przed zjedzeniem czegokolwiek z rana starać się przyjąć Eucharystię; temu kto ją pożywa z wiarą, nie zaszkodzi później nawet trucizna” (nr 36). W czwartym wieku św. Ambroży z Mediolanu (zm. 397) mówił do nowo ochrzczonych: „Jeśli jest to chleb powszedni, to dlaczego przyjmujesz go po roku (…)? Przyjmuj go codziennie, gdyż codziennie może ci udzielić pomocy! Tak żyj, abyś mógł przyjmować każdego dnia! Kto nie jest godzien przyjmować codziennie, nie jest godzien również po roku. (…) Słyszałeś przecież, że każdorazowe złożenie Ofiary oznacza śmierć, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie Pańskie oraz odpuszczenie grzechów. I jeszcze nie chcesz codziennie przyjmować tego chleba życia? Gdy ktoś ma w ciele ranę, potrzebuje lekarstwa. Raną jest to, że ulegamy grzechowi, a lekarstwem – Najświętszy Sakrament” („Sakramenty”, V, 3, 25).

Najbardziej chyba istotnym powodem obecności modlitwy Pańskiej przed komunią jest rzeczywistość często przywoływana w Nowym Testamencie poprzez słowo pareza (parrhesia).

Katechizm Kościoła Katolickiego (nr 2778) tłumaczy je: „szczera prostota, synow­s­ka ufność, radosna pewność, pokorna śmiałość, pewność bycia kochanym”. Mowa już była o napięciu pomiędzy nieskończonością Boga, Jego majestatem, który poraża grzesznika, a Jego uniżeniem w Chrystusie, które pozwala mi odnaleźć się w nowej relacji: jestem dzieckiem Ojca. To napięcie musi pozostać, jeśli nasza wiara ma być integralna.

W modlitwie Pańskiej wyznaję moje synostwo, które otrzymałem poprzez chrzest, i które przez komunię z Synem Jednorodzonym się pogłębia. Ponieważ nie zasługuję być dzieckiem Ojca, ośmielam się mówi do Niego tymi słowami, które podał mi Pan Jezus. Dlatego kapłan wzywa do modlitwy Pańskiej:„Pouczeni przez Zbawiciela i posłuszni Jego słowom ośmielamy się mówić: Ojcze nasz”. Nie przypadkowo ta właśnie modlitwa w starożytności była objęta zasadą milczenia, tzw. disciplina arcani. Chrześcijanie nie przekazywali jej nikomu spoza swego grona. Jak może mówić do Boga Ojcze ktoś, kto nie zjednoczył się z Jego Synem?

4. Paruzja

WSTĘP

Ostatnia prośba modlitwy Pańskiej, „ale nas zbaw ode złego”, doczekała się swego rozwinięcia, czyli embolizmu. Z tym słowem spotkaliśmy się już, gdy była mowa o prefacji. Starożytny Kościół Rzymu wprowadził ten embolizm w niespokojnym czasie, gdy Miastu zagrażały najazdy. Kapłan modli się o uwolnienie nas od zła i pokój w naszych czasach, o wolność od grzechu i zamętu, w końcu o to, byśmy mogli pełni nadziei oczekiwać powtórnego przyjścia Chrystusa, czyli paruzji.

AKTYWIZACJA

Praca na forum. Metoda – dyskusja. Pytanie jest następujące: dlaczego tak rzadko modlimy się o zakończenie tego świata, o powtórne przyjście Pana? Czas na dyskusję.

PUENTA

Ta ostatnia prośba wydaje mi się szczególnie godna komentarza. Przypomina nam ona, że Eucharystia nie jest ostatnim słowem Boga w historii człowieka. Do wypowiedzenia pozostało słowo stworzenia nowego nieba i nowej ziemi, gdzie nie będzie już sakramentów, bo zasłona znaków przestanie być potrzebna. Szkoda, że dzisiaj chrześcijanie nie przejawiają zbytniego zainteresowania powtórnym przyjściem Pana.

Raczej myślimy z lękiem o „końcu świata”, niż z nadzieją o powtórnym Przyjściu. Nie zauważamy przy tym, że to, czego się boimy w kontekście „końca”, dzieje się już od wielu lat i ludzie nie potrafią sami poradzić sobie ze śmiercią, wojnami, głodem, klęskami żywiołowymi i własnym okrucieństwem. Może jednak złączyć własną modlitwę z liturgią Kościoła, gdy prosi Pana, by zechciał sam położyć kres naszej biedzie?

Powtórne przyjście Pana to koniec takiego świata, jaki znamy – okrutnego, zimnego, pozbawionego miłości. To jednocześnie otwarcie perspektywy na świat odnowiony, nowe niebo i nową ziemię, na nowego, przemienionego człowieka, na królestwo Boże, które już jest w nas, ale jeszcze w pełni się nie objawiło. Jeśli kogoś to nie przekonuje, to niech pamięta, że mimo całej możliwej straszliwości tego dnia, o wiele lepiej znaleźć się w rękach Boga niż wpaść w ręce ludzi.

Odpowiedzią zgromadzenia na embolizm modlitwy Pańskiej jest „bo Twoje jest królestwo, potęga i chwała na wieki”. Bóg jest prawdziwym władcą, On zaprowadzi najlepszy porządek świata, od Niego możemy się spodziewać końca naszej mizerii, wobec której bezradne są polityka i ekonomia. Ten tekst jest bardzo stary, mówiło się go na zakończenie Ojcze nasz jeszcze w czasach apostolskich. Jest zawarty w najstarszym znanym pozabiblijnym dokumencie chrześcijańskim zwanym „Didaché”.

5. Znak pokoju

WSTĘP

Po modlitwie o pokój przychodzi moment przekazania sobie tego pokoju.

AKTYWIZACJA

Praca na forum. Metoda – dyskusja. Pytanie jest następujące: po czym poznać, że znak pokoju jest naprawdę znakiem pokoju? Czas na dyskusję.

PUENTA

Po modlitwie Pańskiej następuje ryt pokoju. Zaczynamy go modlitwą zwróconą do Chrystusa. Modlimy się o pokój, by go móc przekazać innym. Modlimy się o niego, bo go nie mamy sami w sobie. Jesteśmy ludźmi pozbawionymi pokoju, zwłaszcza my, współcześni, zabiegani, ogłuszeni reklamą. Brak pokoju pochodzi z chorej wyobraźni, z zapatrzenia się w rzeczy, z pożądania więcej niż potrzebuję, z grzechu, który jest nieufnością wobec Boga, z braku miłości i przebaczenia. Ludzki pokój jest naszą małą stabilizacją. Ale kiedy ona znika, jak wiele pojawia się w nas niepokoju, przerażenia, pretensji, cały nasz świat się wali w gruzy.

Pokój obiecany nam przez Chrystusa, „Księcia pokoju” (Iz 9,6) jest inny: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak, jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży wasze serce ani się nie lęka” (J 14,27). To jest pokój niezależny od życiowej stabilizacji, pewniejszy i trwalszy. Tym pokojem jest bliskość Jezusa. Trwa on nawet wtedy, gdy jest ciężko: będę może cierpiał, ale nie stanę się gorzki i cyniczny. Z Jezusem przetrwam wszystko. Modlitwie o taki pokój zgromadzenie przyświadcza słowem Amen – zaprawdę!

Po modlitwie kapłan woła „Pokój Pański niech zawsze będzie z wami”, otrzymując odpowiedź zgromadzenia: „I z duchem twoim”, a następnie wzywa (chyba, że jest obecny diakon, wtedy on to robi): „Przekażcie sobie znak pokoju”.

Znak pokoju od starożytnych czasów uważany był za naturalne przygotowanie do ko­mu­nii. Św. Grzegorz Wielki (zm. 607) pisze w swych „Dialogach” o mnichach, którzy będąc na tonącym statku najpierw przekazali sobie pocałunek pokoju, a potem udzielili sobie nawzajem Ciała Pańskiego, które jeden z nich przewoził przy sobie.

Kluczem do interpretacji gestu pokoju dla Ojców Kościoła było zdanie Mistrza: „jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciwko tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (Mt 5, 23-24). Jest to więc znak przebaczenia. Jego brak jest przeszkodą do osiągnięcia prawdziwego pokoju. Trzeba być radykalnym: jeśli jestem z kimś w niezgodzie, może nie uda mi się uciszyć obolałego serca, ale powinienem przynajmniej wyrzec się zemsty (ona nigdy nie jest słodka – zatruwa duszę), bo to jest pierwszym stopniem przebaczenia. Wtedy będę mógł owocnie uczestniczyć w komunii.

Jest ona bowiem nie tylko zjednoczeniem z Chrystusem, ale i z całym Kościołem, będącym Jego Ciałem. Jest więc zjednoczeniem pomiędzy nami, uczestnikami mszy. Gdy mój wróg czai się gdzieś za filarem i podchodzi wraz ze mną do komunii, wtedy Jezus czyni go jednym nie tylko ze sobą, ale i ze mną. Może mi się to nie podobać, ale taka jest jego wola. Jeśli tego nie zaakceptuję, nie będę miał komunii z Jezusem.

Poprzez znak pokoju wracamy do tego, o co modliliśmy się podczas anafory w epiklezie nad ludem: abyśmy przez Ducha Świętego stali się jednym ciałem w Chrystusie, przyjmując komunię z Nim. Trzeba wyraźnie podkreślić „poziomy” wymiar Eucharystii, bo dzisiejsza pobożność często podkreśla tylko wymiar „pionowy”: Pan Jezus i ja.

Niektórzy Ojcowie Kościoła, na przykład św. Augustyn, posuwali się do zdań, które kładą znak równości pomiędzy eucharystycznym Ciałem Chrystusa a Jego Ciałem mistycznym, Kościołem. Takie teksty mogą być dla nas trudne do zrozumienia, warto jednak się z nimi zmagać. Przytoczę jeden: „Jeśli jesteście ciałem i członkami Chrystusa, wówczas to, co jest umieszczone na stole jest sakramentem tego, czym sami jesteście i przyjmujecie sakrament tego, czym jesteście. To właśnie temu, czym sami jesteście mówicie AMEN, i ta odpowiedź jest waszym znakiem rozpoznawczym. Bądźcie członkami Ciała Chrystusa, aby wasze AMEN było autentyczne” (Augustyn, Kazanie 272).