Europeizacja Europy

W kontekście procesów integracji mówi się niekiedy o konieczności “europeizacji Europy”.1 Idea ta, w pierwszej chwili, może wydawać się bądź banalna, bądź wewnętrznie sprzeczna.

Uosobienie europejskości

Termin “europeizacja” może sugerować symboliczny podział świata na dwie części: “to, co już jest europejskie”, i “to, co europejskie jeszcze nie jest”. “To, co europejskie jeszcze nie jest” – jak stwierdza Rémi Brague – musi ustosunkować się do “tego, co już jest europejskie”, to znaczy zaakceptować bądź odrzucić to, co niesie ze sobą “europeizacja”. Ten sposób rozumowania opiera się na założeniu, że pewne rejony świata muszą się dopiero ustosunkować do tego, co w innej jego części zostało już urzeczywistnione. “Europeizacja” oznaczałaby wówczas konieczność naśladownictwa Europy traktowanej jako uosobienie europejskości.2 Takie “przestrzenne” traktowanie tego procesu byłoby jedynie wyrazem kulturowego eurocentryzmu. Jeśli pojęcie “europeizacji” odniesiemy do Starego Kontynentu, stanowiącego ucieleśnienie tego, co europejskie, zwrot “europeizacja Europy”, oznacza mniej więcej tyle, co “masło maślane”.

Do zasadniczo innych wniosków dojdziemy, gdy dokonamy rozróżnienia między Europą, jako przestrzenią geograficzną, a Europą, jako kontynentem kultury. “Europeizacja” oznaczałaby wówczas konieczność dokonania swoistego podboju Europy w pierwszym znaczeniu, przez Europę w drugim znaczeniu. Byłby to zatem jakiś rodzaj “wewnętrznej kolonizacji”, to znaczy kolonizacji Europy przez samą siebie, co właśnie, w pierwszym momencie, może wydawać się czymś wewnętrznie sprzecznym. Stosowany w dyskursie o integracji europejskiej termin “wewnętrzna kolonizacja” nie jest jednak oryginalny. Po raz pierwszy, jak się wydaje, został on wprowadzony do języka polityki w czasach, gdy peryferyjne obszary Wysp Brytyjskich były powoli politycznie i ideologicznie włączane do Zjednoczonego Królestwa. Użyty w nowym kontekście, termin ten nawiązuje do osłabienia “świadomości europejskiej” u mieszkańców Starego Kontynentu. Z faktu, że Europejczycy w niedostatecznym stopniu utożsamiają się z Unią Europejską, niektórzy autorzy wyciągają wniosek, że konieczne jest podjęcie przez stosowne ciała europejskie działań umacniających wspólnotową świadomość, analogicznych do inicjatyw władz centralnych z okresu kształtowania się państw narodowych. Koncepcja ta zakłada błędnie, że tożsamość europejska jest czymś analogicznym do tożsamości narodowych, a zatem może być wzmacniana z pomocą podobnych narzędzi.

O “europeizacji” w jeszcze innym znaczeniu mówi Jan Paweł II. Używa on tego zwrotu w kontekście procesu poszerzenia Unii Europejskiej, co właśnie nazwane jest “europeizacją całego kontynentu”.3 Określenie to również ma charakter przestrzenny i, wyrwane z kontekstu, może kojarzyć się z jakimś rodzajem zachęty do podjęcia przez Unię próby “zewnętrznej kolonizacji” w stosunku do państw do niej kandydujących. Chodziłoby zatem o to, aby państwa te przed, bądź też za sprawą przystąpienia do Unii, stały się bardziej europejskie.

Tożsamość europejska

Historia Europy przekracza ramy czasowe wyznaczone przez istnienie Unii Europejskiej. Dzieje zaś europejskiej tożsamości są znacznie dłuższe niż trwające obecnie kłopoty z badaniem stopnia identyfikacji obywateli Starego Kontynentu ze współczesnymi koncepcjami integracji politycznej i ekonomicznej. Oznacza to, że terminy takie, jak “europeizacja” czy “tożsamość europejska”, powinniśmy rozpatrywać w szerszym kontekście niż dzieje Wspólnot Europejskich. Wydaje się, że aby sensownie mówić o “europeizacji Europy”, konieczne jest dokonanie rozróżnienia między ideą europejską, a tożsamością europejską jako formą świadomości. Idea europejska to przekonanie odnoszące się do tego, “jaka Europa być powinna”. Wyznacza więc ona europejską tożsamość – jeśli tak można powiedzieć – w sensie idealnym. Istniała zanim ludzie w ogóle zaczęli utożsamiać się z Europą i postrzegać siebie jako Europejczyków. Była ona – zdaniem Gerarda Delanty’ego – rodzajem “ramy kulturowej”, wewnątrz której kształtowały się tożsamości etniczne europejskich narodów, a zarazem siłą napędową w procesie formowania się tożsamości europejskiej. Tożsamość europejska w sensie realnym oznacza, w tym kontekście, stan świadomości mas mieszkańców Starego Kontynentu, a więc “to, jaka Europa rzeczywiście jest”. Ponieważ istnienie wielu narodów jest nierozerwalnie związane z historią Europy, europejska tożsamość w sensie idealnym nie może być czymś konkurencyjnym wobec tożsamości narodowych. Pojęcie to nie może oznaczać rzeczywistości rozumianej analogicznie do tożsamości narodowych, a jedynie wyniesionej na wyższy poziom. W tym sensie musi ona sama być postnarodowa, potwierdzając tym samym ważność i aktualność narodowych identyfikacji. Tożsamość owa, odnosząca się do kontynentu kultury, stanowi pewien kanon idei i wartości, z których najważniejsza jest personalistyczna wizja człowieka. Znajduje ona swój współczesny wyraz również w dziedzinie politycznej, jako przywiązanie do idei demokratycznego państwa prawnego. Zaproponowane rozróżnienie między ideą a tożsamością europejską pozwala mówić o “europeizacji” i “deeuropeizacji” Starego Kontynentu w zależności od tego, czy proces rozwoju jego rzeczywistej tożsamości zmierza w kierunku realizacji owej idei, czy też w stronę przeciwną. Odstąpienie od tych tradycyjnych wartości przez większość mieszkańców Starego Kontynentu mogłoby być postrzegane właśnie jako deeuropeizacja Europy. Proces zaś przeciwny, to znaczy coraz głębsze uświadamianie sobie tych wartości, tradycji i wzorców życia, oraz ich twórcza kontynuacja, mógłby być słusznie nazywany europeizacją Europy. Inaczej mówiąc, “europeizacja Europy” oznacza upodabnianie się Europy “jaka rzeczywiście jest” do tego, “jaka być powinna”, zaś “deeuropeizacja” – proces odwrotny.

Proces autoeuropeizacji

Wprowadzone rozróżnienie między ideą europejską a tożsamością europejską, między “jest” a “powinno być”, czy też – zgodnie z terminologią stosowaną przez kardynała Josepha Ratzingera – “między tym, czym Europa jest ze swej natury, a Europą wynaturzoną, między Europą – obietnicą, a Europą – zagrożeniem”, pozwala postrzegać ją na wzór stale ponawianego wśród mieszkańców referendum, w którym zmuszeni są oni opowiadać się “za” lub “przeciw” Europie. Jest to więc proces ustosunkowywania się wobec owej uprzedniej, ale też i zmiennej, wciąż dojrzewającej i dookreślającej się idei Europy. Powstała ona wprawdzie w bardzo konkretnym kontekście geo-kulturowym, ale nie jest przezeń zdeterminowana, ani z nim się nie identyfikuje. Twierdzenie to prawdziwe jest również wówczas, gdy rozważamy je w kontekście przestrzennym, bowiem Europa nigdy nie była z góry zdefiniowanym obszarem, we wnętrzu którego rozwijałaby się szczególna kultura. Ten sposób myślenia jest uprawniony w stosunku do Ameryki czy Australii, które są “wielkimi wyspami”. Europa nie mając naturalnych granic, nie jest zdefiniowaną przestrzenią, ale przestrzenią, która się wciąż definiuje, odcinając się tym samym od reszty świata. “Europa – kontynuuje Rémi Brague – to nic innego, jak stały proces autoeuropeizacji. Europeizacja, to proces wewnętrzny względem Europy. Ten ruch wręcz konstytuuje Europę. Europa nie jest uprzednia w stosunku do europeizacji. Europa jest skutkiem europeizacji, a nie jej przyczyną”4. Pojęcie “europeizacji Europy” w jednakowym więc stopniu odnieść można do terenów stanowiących dzisiaj Unię Europejską, jak i do tych, które do niej dopiero aspirują, bądź też w ogóle nie biorą tego pod uwagę, ale jednocześnie identyfikują się z europejską wspólnotą kulturową. Ostatecznie taki właśnie sens ukrywa się za papieskim apelem o “europeizację całego kontynentu”, gdzie mowa jest także o promocji “kultury życia”, przejawiającej się w takich kwestiach, jak: obrona ludzkiego życia we wszystkich fazach jego istnienia (aborcja, eutanazja, kara śmierci, klonowanie, ochrona ludzkiego genomu), znaczenie małżeństwa i rodziny, jako uprzywilejowanego miejsca “humanizacji” jednostki i społeczeństwa, promowanie solidarności i miłości społecznej, otwartość na imigrantów i uchodźców, troska o ludzi starych, chorych i niepełnosprawnych. Europa zatem, jako całość, domaga się wciąż na nowo autoeuropeizacji.

Nowy renesans Europy?

Pytanie, jakie pojawia się w tym kontekście nie dotyczy zatem tego, czy Europejczycy mają świadomość, że są mieszkańcami Starego Kontynentu, ani też tego, czy udzielają swojego poparcia Unii Europejskiej i procesowi jej poszerzenia. Istotę problemu stanowi kwestia, na ile wartości konstytuujące ideę europejską wyznaczają ich sposób myślenia i praktykę życia codziennego. Chodzi o stopień identyfikacji europejskich społeczeństw, to znaczy obywateli, z samą ideą Europy. Nie bez znaczenia jest również odpowiedź na pytanie, czy Europejczycy w ogóle są świadomi dystansu, jaki dzieli ich od Europy jako kontynentu kultury. Odpowiedzi na powyższe pytania mają zasadnicze znacznie nie tylko dla przyszłości Starego Kontynentu, ale – z uwagi na rolę, jaką odgrywa w świecie jego kultura – również dla całego globu. Europa, która nie będzie dzielić się ze światem swoją wiarą, “będzie eksportować w sposób nieunikniony swoją niewiarę, to znaczy przekonanie, że nie istnieje żadna prawda, prawo czy Dobro, a tym samym – stwierdza kardynał Joseph Ratzinger – zniszczy wielkie tradycje religijne i moralne ludzkości, zniszczy fundament tego, co nazywa się «być człowiekiem» i innych podporządkuje prawu, które doprowadzi do zniszczenia samej Europy”.5 Może się bowiem zdarzyć, że w kulturze Starego Kontynentu zwyciężą te pierwiastki, które jednoznacznie można określić jako posteuropejskie, czy nawet antyeuropejskie. Jest to o tyle prawdopodobne, że po upadku wielkich ideologii, którym była podporządkowana historia w XX wieku, daje się zaobserwować swoistą próżnię duchową, która otwiera pole do działania ideom obcym europejskiej koncepcji człowieka. Być może będziemy jednak świadkami nowego renesansu Europy.

Przeżywany obecnie kryzys cywilizacyjny dotyczy w równym stopniu, chociaż w inny sposób, obu części Starego Kontynentu. Słowa “kryzys” nie należy rozumieć w sensie jednoznacznie negatywnym. Krisis bowiem, to po grecku: sąd, rozróżnienie. Mamy zatem do czynienia z sytuacją, w której, podobnie jak w przypadku kryzysu choroby, dokonuje się jakieś przewartościowanie, jakaś próba, czy też ów “plebiscyt”. Może się on różnie zakończyć, niemniej istnieje poważna szansa, że mieszkańcy Starego Kontynentu zechcą nadal pozostać Europejczykami, to znaczy dziedzicami konkretnej tradycji oraz przekazicielami i twórcami konkretnej kultury.

Integracja państw i narodów Europy, aby była trwała, nie powinna ograniczać się do poziomu bieżącej polityki czy ekonomicznych interesów. Wielkie imperia przeszłości, które tak łatwo ulegały rozpadowi, ukazują, jaki jest los nawet najpotężniejszych tworów politycznych, budowanych jednakże “od góry”. Aby w ślad za procesem integracji europejskiej nie nastąpił szybki proces dezintegracji, konieczne jest prowadzenie budowy “od dołu”, to znaczy na fundamencie wspólnej kultury i cywilizacji.

Ks. prof. UKSW dr hab. Piotr Mazurkiewicz

Źródło tekstu: europa.e.kai.pl