Granice patriotyzmu?

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Patriotyzm

To mężczyźni idą na wojnę. Zostawiają dom, rodzinę i wyruszają, żeby walczyć, żeby bronić kraju, ojczyzny. Bo patriotyzm to właśnie miłość do własnego kraju, narodu, połączona z gotowością do ofiar dla nich. Ja takiemu patriotyzmowi mówię: NIE!

Daleki jestem od przelewania krwi za kraj w którym żyję. Być może dlatego, że zostałem wychowany w typowej śląskiej rodzinie. Opa pamiętał, że nasza wieś była niemiecka, Dziadek pamiętał opowieści swojego taty (a więc mojego pradziadka), który był powstańcem w trzecim powstaniu śląskim. Fenomenem Śląska jest to, że tam przenikało się wiele kultur – polska, niemiecka, austriacka, czeska, żydowska… Jako Ślązak nie identyfikuję się z tradycją żadnego konkretnego kraju. A jako człowiek wychowany w regionie wielokulturowym, mogę bardziej obiektywnie spojrzeć na historię i kulturę Polski, Niemiec, Czech…

To taka dygresja na początku. Ale ważna, bo wiele wyjaśnia. Wyjaśnia, dlaczego nie popieram patriotyzmu żądającego krwi dla sprawy.

Historia pokazuje, że wszelkie powstania, wojny służą przede wszystkim do tego, żeby jakaś grupa ludzi zdobyła władzę. Jestem o tym przekonany. Wielokrotnie podczas polskich powstań narodowych, kiedy zwykli ludzie przelewali krew i oddawali życie, dowódcy dogadywali się z przeciwnikiem. I tak „sprawa” była dobijana przez niektórych przywódców powstań. A jeśli ludzie, którzy posiadają wszelkie cechy, żeby być przywódcami narodu i państwa, jeśli ci ludzie przestają wierzyć w „sprawę”, to trudno wymagać, żeby zwykli ludzie w nią wierzyli.

Oglądałem niedawno film „Patriota” z Melem Gibsonem w roli głównej. Film opowiada o wojnie o niepodległość USA. Bejnamin Martin mieszka z dziećmi na farmie. Wybucha wojna o niepodległość Stanów. Martin postanawia nie mieszać się w wojnę tłumacząc, że nie zamierza „zamieniać jednego tyrana 3000mil stąd, na 3000 tyranów 1milę od domu”. Spotyka go za to dezaprobata ze strony dorastających synów, którzy widzą w ojcu mięczaka. Jeden z synów jednak wstępuje do wojska amerykańskiego. Mija kilka tygodni. Do domu Martina wraca syn-żołnierz. Niedaleko rozgrywa się bitwa. Martin i jego rodzina zabierają rannych i opatrują ich. Rano przyjeżdżają Brytyjczycy. Rozstrzeliwują rannych żołnierzy amerykańskich, a młodego Martina zabierają, żeby go powiesić. Drugi syn, młodszy, broni brata i zostaje zastrzelony przez oficera. Dopiero po tym wydarzeniu Martin angażuje się w wojnę. Może zemsta… Ale tu raczej chodzi o coś innego. Był daleko od wojny dopóki jedna ze stron nie zaatakowała jego wartości. Martin nie odda życia za takie abstrakcje jak państwo, naród, ale jest gotów przelać krew za konkretnych ludzi.

I zwolennikiem takiego patriotyzmu jestem ja. Ważniejsze dla mnie jest, żeby rodzinie zapewnić byt, bezpieczeństwo, żeby bronić moich wartości – przede wszystkim mojej i moich przodków wiary. Kwestia niepodległości jest dla mnie drugorzędna – nie muszę mieć koniecznie niepodległego Śląska (chociaż przed wojną Śląsk miał autonomię, z którą nie wiadomo, co się stało). Ale jako patriota, który dba o rodzinę, niekoniecznie muszę pragnąć przynależności Śląska do państwa polskiego. Ale to lepiej zostawmy, bo za tym idą określone poglądy polityczne, społeczne, a to nie czas i miejsce, żeby o nich mówić.

Na koniec taka refleksja ze słuchania piosenki „Soplicowo”, którą śpiewają Turnau i Sojka. Są tam takie słowa: A Sędzia na to: Zrobić powstanie. Ja z synowcem na czele i jakoś to będzie!. I tu mnie boli to „jakoś”. Nie może być jakoś! Jeśli o coś chcemy walczyć, to o to, żeby było lepiej. A nie „jakoś”! Św. Tomasz z Akwinu uważał, że należy tyrana pozostawić, jeśli z jego obalenia wyniknie więcej szkody niż pożytku. Jeśli też tyra nie jest bardzo uciążliwy, także nie warto go ruszać. Za tym idzie racjonalne myślenie. Jeśli nie szkodzi – to nie ruszać. Natomiast mam wrażenie, że polska tradycja powstańcza opiera się nie na trosce o lepsze jutro, ale na zwykłej bucie. A tego nie lubię.

Źródło tekstu: www.kolumbowie.pl