Kim jest Bóg?

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Katecheza Tagi: Bóg, Karoshi

1. Karoshi

WSTĘP

Gdy pada hasło JAPONIA, jakie mamy wtedy skojarzenia? Technika, kultura, zwyczaje, filmy, a może  legendarna wręcz pracowitość? Tę cechę posiadają także bodaj wszyscy ludzie Dalekiego Wschodu.

AKTYWIZACJA

Praca w grupach. Formularz – CEGŁA. Zadanie jest następujące – jakie jest Twoje zdanie na temat pracowitości ludzi Dalekiego Wschodu, na temat ich stylu pracy i podejścia do zawodu, obowiązków, pracy? Prezentacja na forum.

PUENTA

Pracowitość ludzi Dalekiego Wschodu wynika z tradycji, konieczności zapewniania sobie bytu, troski o życie i przeżycie, ale także z jednego jeszcze powodu – z pewnego szczególnego przeżywania swojej osoby.[1]

Przeżywanie swojej osoby to wyrasta z wizji świata.

Bóg stworzył świat. Bóg nie jest światem, ale jest na tym świecie. Świat jest zawarty w Nim. Świat istnieje dzięki Niemu. Istnieje aktualna relacja między Bogiem a światem. To nie jest identyfikacja Boga i świata, ale przecież im bardziej cokolwiek na świecie jest dobre, piękne, prawdziwe, tym więcej w tym Boga.

To przeżycie wyraża się w oddawaniu czci potężnym górom, rzekom, źródłom drzewom, zwierzętom. Nie jakby one same były Bogiem, ale że „mają w sobie więcej” Boga.

Nazywamy to immanencją Boga w świecie. Prawda o tej immanencji Boga w świecie jest podstawą religii prymitywnych, ludowych, pogańskich. Jest podstawą wszystkich religii Dalekiego Wschodu, których matką jest hinduizm.

Ta forma przeżywania obecności Boga immanentnego rozciąga się również na człowieka. Człowiek jest w świecie „dlaczegoś” należy do świata, jak drzewa i krzewy i ma do spełnienia, jak one, oznaczoną rolę, ale oczywiście na ludzki sposób.

Praca jest wtedy nie tylko samorealizacja człowieka, nie tylko służbą, ale jest realizacją Boga samego, który jest w człowieku, chociaż się z nim nie identyfikuje.

Wszelkie eliminowanie ze swojego życia lenistwa, bylejakości, zła, grzechu a realizowanie w sobie uczciwości, prawości, mądrości, pogłębianie wiedzy, wolności, prawdomówności jest niczym innym jak „dopuszczaniem do głosu” Boga, który jest obecny w człowieku.

W tym aspekcie wszelkie rozwijanie swoich uzdolnień tak fizycznych, jak duchowych nie jest egotyzmem czy egoizmem, ale realizacją Boga obecnego w człowieku.

Na tej drodze spotkamy również Konfucjusza, który uczy, że Bóg stworzył człowieka nie tylko jako człowieka, ale jako ojca czy matkę, męża czy żonę, jako dziecko swoich rodziców, jako starszego czy młodszego, brata czy siostrę, władcę czy poddanego.

Dlatego należy być w tych relacjach jak najbardziej owocnym i twórczym, aby Boga w nich realizować.

Dlatego właśnie w taki sposób kształtuje się pracowitość ludzi Dalekiego Wschodu…

2. Coś – > Ktoś

WSTĘP

Jednak zasadniczym obszarem doświadczeń Boga jest dla człowieka świat najbardziej wewnętrznych przeżyć, gdzie rozgrywa się kształt ludzkiej osobowości. Jest nim moje wnętrze, gdzie doświadczam głosu sumienia, Bożych natchnień, gdzie przeżywam dylematy moralne…

W moim sercu rozgrywa się także zmaganie o wolność, prawdę, relację do najbliższych, do społeczeństwa, do swojego miejsca na ziemi, a także do przyjemności, traktowania pieniędzy, czasu…

Wtedy pytam: po co jest to wszystko? Dlaczego? W jakim celu?

AKTYWIZACJA

Praca indywidualna. Pomoce: małe karteczki oraz torba na prezenty. Metoda – torba z prezentami. Zadanie jest następujące: na małych karteczkach wypisujemy najważniejsze dla nas wartości, którymi chcielibyśmy podzielić się z drogimi nam osobami, którymi chcielibyśmy je obdarować. Wrzucamy te karteczki do torby, potem jedna osoba je odczytuje na forum klasy.

PUENTA

Człowiek spotyka w swoim życiu różne wartości: prawda, dobro, sprawiedliwość, wolność… Spotyka je z rozmaitym nasileniem, w zależności od etapów, na których się znajduje, stwierdza, że są to wartości absolutne, przewyższające wszystko.

Bywa tak, że człowiek pozostaje z nimi na płaszczyźnie bezosobowej.

Ale bywa i tak, że na pewnym etapie przeżyć odkrywam ich wymiar osobowy – że Ktoś jest ich źródłem. Że one są darem od Kogoś. Kogoś, do kogo można się zwracać, jak do osoby ukochanej, bliskiej, jak do przyjaciela. Takie przeżycie może stać się udziałem każdego człowieka.

Takie doświadczenie nazywa się doświadczeniem transcendencji Boga – czyli spotkania Go jako Kogoś najukochańszego i najbliższego. Jest to przeżycie Boga, który istnieje poza światem, ponad światem, niezależnie od Niego. Boga, który kocha człowieka.

Boga, do którego można zwracać się „TY”.

 

 

Informacje o dokumencie Autor Zbigniew Wojtasiński

Tytuł Karoshi: śmierć z przepracowania

Podtytul Na „syndrom wewnętrznego wypalenia” najbardziej narażeni są ludzie, którzy w wykonywanym przez siebie zawodzie czują się zobowiązani nieść pomoc innym, na ile tylko jest to możliwe

Data wydania 1996.11.09

http://arch.rp.pl/a/rz/1996/11/19961109/199611090112.html?k=on&t=1993090920021009

Na „syndrom wewnętrznego wypalenia” najbardziej narażeni są ludzie, którzy w wykonywanym przez siebie zawodzie czują się zobowiązani nieść pomoc innym, na ile tylko jest to możliwe

Karoshi: śmierć z przepracowania

Psychoterapeuci ostrzegają przed nowym schorzeniem, które atakuje ludzi ambitnych, pragnących zrobić karierę, poświęcających się dla innych i całkowicie oddanych wykonywanej pracy. Ponieważ nie wszyscy wytrzymują tak duże obciążenie, niektórzy zaczynają szukać pomocy u specjalistów. Inni mają poważne kłopoty ze zdrowiem, ale zdarza się, że z przepracowania umierają po pierwszym zawale serca.

Schorzenie w niektórych krajach podobno przybiera już rozmiary sporej epidemii. Tak jest w USA i Japonii, w krajach znanych z kultu pracy, gdzie pojawiło się ono już przed kilkoma laty. Nadmierne obciążenie pracą, a do tego silne i długotrwałe stresy, na jakie narażonych jest wiele osób sprawiają, że tajemnicze schorzenie szerzy się też w Europie Zachodniej, m. in. we Francji i Niemczech. Uwaga: z tego powodu coraz częściej zaczynają narzekać także Polacy.

Jeszcze kilka lat temu w gabinetach psychologów pomocy szukali głównie ludzie, którzy mieli jakieś problemy małżeńskie lub wychowawcze. O pracy niewiele wspominali. Nawet jeśli mieli jakieś kłopoty, nie były one aż tak znaczące. Wszystko zmieniło się pod koniec lat 80. W USA u psychoterapeutów pojawił się nowy typ pacjentów: ludzi załamanych psychicznie, którzy po latach ogromnego zaangażowania w pracy, stali się psychicznymi kalekami, całkowicie biernymi i sfrustrowanymi. To są ci, którzy mieli szczęście, że wcześniej nie wykończył ich rozległy zawał serca.

Syndrom wewnętrznego wypalenia

Przykładem jest 53-letni profesor uniwersytetu, opisywany przez prasę amerykańską, który cały wolny czas poświęcał studentom. Wierzył w swe posłannictwo. Do jego gabinetu można było przyjść w każdej chwili, bo nie ograniczał się jedynie do godzin przyjęć. Trwało to kilka lat. Dziś uczony ogranicza się wyłącznie do o dbębniania wykładów i uczestnictwa w konferencjach. Wolny czas poświęca na czytanie prac naukowych. Cierpi na bezsenność, ma kłopoty z sercem. Jest zmęczony i zrezygnowany.

Według psychoterapeutów, na „syndrom wewnętrznego wypalenia”, jak nazywają schorzenie, najbardziej narażeni są ludzie, którzy w wykonywanym przez siebie zawodzie czują się zobowiązani nieść pomoc innym, na ile tylko jest to możliwe. Przykładem są nauczyciele, lekarze, pielęgniarki, a także prawnicy, a nawet politycy. Poświęcają się, po czym nagle tracą sens życia albo nagle umierają.

Pojęcia „burn out” (wypalenie się) po raz pierwszy wprowadził amerykański psychoanalityk, Herbert J. Freudenberger. Jak sam przyznaje, stan psychiczny, jaki ono oznacza, w żaden sposób nie jest związany z jakimiś urazami z okresu dzieciństwa. Powodem są głównie długotrwałe stresy w pracy. Japończycy używają jeszcze bardziej dosadnego określenia: „karoshi”, co dosłownie znaczy śmierć w wyniku nadmiernego stresu i przepracowania. Nie ma w tym aż tak dużej przesady. Nie jest wcale rzadkością zgon z powodu zawału serca, jak mówią złośliwi: „na zawodowym polu chwały”.

Mechanizmy tego są już dość dobrze poznane. Według psychoanalityków, ofiary syndromu wypalenia wykazują swego rodzaju agresję, ale zamiast na zewnątrz jest ona ukierunkowana do wewnątrz. Maltretują zarówno swą psychikę, jak i ciało. Doprowadzają do zmian psychosomatycznych, których objawem są m. in. wrzody przewodu pokarmowego, a także niedokrwienna choroba serca, która może doprowadzić do zawału serca. Niektórzy pracoholicy sądzą, że są jeszcze na tyle młodzi, że atak serca im nie grozi. Nie chodzą do lekarza, nie poddają się rutynowym badaniom diagnostycznym. Nie wiedzą, że już mają nadciśnienie tętnicze, zbyt duży poziom cholesterolu i zaawansowaną chorobę niedokrwienną serca.

Zwariowany świat

Długotrwałe stresy w miejscu pracy stopniowo i niezauważalnie doprowadzają do chronicznego stanu wyczerpania zarówno psychicznego, fizycznego, jak i emocjonalnego. Często towarzyszy mu przygnębienie, brak wiary w siebie, a także dolegliwości żołądkowe, zmęczenie i bezsenność. Tak uważają trzej amerykańscy psychologowie: Ayala Pines, Elliot Aronson i Ditsa Kafry, którzy przed kilkoma laty opublikowali raport z badań na ten temat. Jak twierdzą, ucieczką jest alkohol, seksoholizm albo namiętne opychanie się przez cały dzień słodyczami.

Podobne badania w Niemczech prowadził psycholog z Hamburga, Matthias Burisch. Jak pisze „Der Spiegel”, doszedł on do wniosku, że ofiarami syndromu wypalenia często są ludzie, którzy wytyczyli sobie cele i zadania, których nie sposób zrealizować albo wymagają one wyjątkowo dużego poświęcenia. Podaje też przykład ludzi, pragnących zawsze zrobić wielką karierę, którzy w wieku 45–50 lat dochodzą nagle do wniosku, że już nic nie będą w stanie osiągnąć, a do emerytury będą tkwić w tym samym miejscu. I załamują się. Inni, chcąc tego uniknąć, jeszcze bardziej zdwajają wysiłek, aż do całkowitego wyczerpania. Do samowyniszczenia. Jak to możliwe?

Według amerykańskiego psychoterapeuty Douglasa LaBiera, w większości przypadków to nie ofiary „burn out” są wariatami. Zwariowane są struktury organizacyjne, w jakich zmuszeni byli pracować. Zwracają na to uwagę także francuscy specjaliści na łamach „L’express”. Jean-Claude Ringler, sekretarz generalny Międzynarodowego Centrum Badawczego Stresu podkreśla, że stresy często znacznie mniej wiążą się z „materialnymi” warunkami pracy, jak własne biurko, telefon, komputer czy godziny pracy. Znacznie większe znaczenie mają lęk przed zwierzchnikami, wewnętrzna rywalizacja i złe stosunki międzyludzkie.

Komu służy stres

Przeważa pogląd, że większość osób jest silnie zestresowana nie dlatego, że z poświęceniem haruje dla swego przedsiębiorstwa od rana do wieczora. Przeciwnie, powodem jest poczucie, że nie są właściwie wykorzystani i mają często do czynia ze zwierzchnikami, którzy nie zasługują na szacunek, a wykonywane zadania i polecenia uważają za bezsensowne.

Wielu kierowników jest przekonanych, że stres jest najlepszą metodą kierowania ludźmi. Uważają, że pracownicy muszą być pod ciągłą presją: pracować w obawie i niepokoju, wykonywać coraz ambitniejsze zadania. Tylko czy taki stres rzeczywiście komuś służy? Badania wykazują, że działa on stymulująco tylko na początku, później daje efekt wręcz odwrotny, a w końcu staje się niebezpieczny, czego dowodzi fala zachorowań na syndrom wypalenia.

Wielu szefów dużych firm zachodnich zaczyna wreszcie zdawać sobie z tego sprawę. Wprowadzają zmiany w kierowaniu ludźmi, zatrudniają nawet psychoterapeutów, którzy analizują sytuację w przesiębiorstwie i starają się rozładować napięcia w stosunkach między ludźmi, m. in. poprzez indywidualne rozmowy i wprowadzenie ćwiczeń relaksujących i uelastyczniających. Trzeba nauczyć się odreagowania, śnić i marzyć, uciekać we własny świat. To trudna sztuka, ale każdy może się jej nauczyć, pod warunkiem, że zacznie nad sobą pracować. Alternatywą jest ciężka choroba, z której niezwykle trudno później się wyleczyć, albo przedwczesna śmierć.

Zbigniew Wojtasiński

[1] Kilka fragmentów scenariusza jest zbudowanych na podstawie: ks. Mieczysław Maliński, Katechizm dla niewierzących, WAM, Kraków 2001, s.43-48.