Liczyć na moc Ducha

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Dziedzictwo JP2

Życie łaski jest ciekawe, romantyczne, pełne przygód. Ucieczka przed nią jest skazaniem się na smutną samowystarczalność i nudę. Papież, przypominając o zasadzie pierwszeństwa łaski, wzywa do niespodziewanej i wspaniałej przyszłości.

Dlaczego Papież w „Novo millennio ineunte” podkreśla pierwszeństwo łaski w działaniu duszpasterskim?

Jest to proroczy głos wobec pokusy duchowości stechnicyzowanej. W życiu człowieka coraz więcej miejsca zabiera technika. Z jednej strony to dobrze, bo jest ona owocem ludzkiego rozumu i pracy, symbolem tego, co ułatwia życie, rozszerza możliwości człowieka. Z drugiej strony istnieje niebezpieczeństwo, że mentalność techniczna zacznie ogarniać wszystkie dziedziny życia. Nie możemy zgodzić się na prymat techniki w więzach międzyludzkich, rodzinnych, przyjacielskich, miłości, a przede wszystkim w relacjach z Bogiem. Ta pokusa nie jest iluzją, ale realnym zagrożeniem. Nietrudno ją odnaleźć w szkołach duchowości związanych z religiami Wschodu: hinduizmie czy buddyzmie. W wydaniu europejskim czy amerykańskim religie te często zmieniają się w duchowość, której można się wyuczyć, zastosować i oczekiwać wymiernych efektów. Taka mentalność przenosi się na chrześcijaństwo. Proroczy głos Papieża podkreśla pierwszeństwo łaski, czyli pierwszeństwo Tego, który jest po drugiej stronie drzwi. Przypomina się Pieśń nad pieśniami, w której Umiłowany stoi za drzwiami, a umiłowana nie ma nad Nim władzy. On może drzwi otworzyć albo nie, może też niespodziewanie się oddalić. Technika, to, czego można się wyuczyć, nie ma władzy nad Umiłowanym. To bardzo piękny i przejmujący obraz tego, co znaczy pierwszeństwo serca Bożego, nad którym człowiek nie ma władzy.

Co to jest łaska?

Odpowiedzieć można na dwa sposoby. Zwrócić się w stronę teologicznej precyzji, wertując tomy św. Augustyna czy św. Tomasza. Na dzisiejsze czasy jest nam bardziej potrzebne pojęcie łaski jako relacji między człowiekiem a Bogiem. Łaska, czyli dar, którego Pan Bóg udziela, aby człowiek mógł żyć w relacji, w więzi, żyć wobec. Katechizm Kościoła Katolickiego powie o modlitwie, że jest żywym i osobistym związkiem z Bogiem żywym i prawdziwym.

Dlaczego „Katechizm Kościoła Katolickiego” łączy łaskę z usprawiedliwieniem?

Kiedy mówimy o relacji między człowiekiem a Bogiem, to nazywamy ją dialogiem. Często wkrada się wtedy skojarzenie z równymi partnerami. Tymczasem, jeśli mówimy o więzi człowieka z Bogiem, to chrześcijanin zawsze musi dopowiedzieć bardzo dobitnie i mocno, że są to partnerzy nierównorzędni. Człowiek–stworzenie potrzebuje uświęcenia od Boga Stwórcy i Uświęciciela. To relacja darowana przez Boga. Człowiek niesprawiedliwy jest przed Bogiem i aby żyć z Nim w więzi, potrzebuje radykalnego obdarowania, które nazywa się usprawiedliwieniem, czyli uczynieniem go sprawiedliwym. Taka nierównorzędność nie gasi wolnej woli człowieka, który ma możliwość zamknięcia drzwi swojego serca. Do niczego Pana Boga nie zmusi, może od Niego tylko przyjmować.

Czy ta nierównorzędność nie poniża człowieka?

Czy dziecko jest poniżone przez to, że rodzice są z nim w nierównorzędnym dialogu? Nie, ponieważ rodzice przerastający dziecko mądrością, wiedzą i wszystkimi możliwościami wykorzystują swoją wyższość dla dobra dziecka. Dziecko przez taki dialog nie jest poniżone, ale wywyższone i podniesione. Przenieśmy to porównanie na relacje z Bogiem. Jeżeli Pan Bóg zniża się do człowieka, to człowiek jest wywyższony. Chrześcijanin nie czuje się upokorzony przez to, że otrzymuje coś z łaski i z miłosierdzia. Wręcz przeciwnie. To tak, jakby ktoś stojący w hierarchii o wiele wyżej zechciał się spotkać z kimś, kto stoi o wiele niżej. To nie jest poniżanie, lecz łaska zapraszająca do spotkania w pół drogi. Tak jak nam powie Apostoł: „uniżcie się przed Panem, a wywyższy was” (Jk 4,10). Taki jest mechanizm działania łaski. W momencie, gdy człowiek się uniża, uznaje kogoś ponad sobą, zaczyna się jego wywyższenie. Chyba nigdzie nie używa się tak mocnych słów o godności człowieka jak w chrześcijaństwie.

Czy łaska jest zaproszeniem do uświęcenia całego człowieka?

Jest zaproszeniem i umożliwieniem. Bardzo mocno podkreślał to Hans Urs von Balthasar. Gdy oddawał honory i przywoływał zasługi filozofów dialogu, na przykład Martina Bubera, przypominał, że dialog z Bogiem przekracza pojęcie klasycznego spotkania. Otrzymujemy coś z góry, dlatego trzeba wejść w pojęcie słuchania i posłuszeństwa. Człowiek ma otworzyć serce nie tylko na relację z Bogiem, ale również na moc, która wpływa w jego wnętrze i umożliwia dialog z Bogiem. Okazuje się wtedy, że można o niej powiedzieć nie tylko „coś”, ale „ktoś”. To właśnie jest obdarowanie Duchem Świętym. Myślę, że w Novo millennio ineunte, tam gdzie się mówi o zasadzie pierwszeństwa łaski, mówi się o pierwszeństwie Chrystusa. To łaska dana jako żywa obecność Jezusa Chrystusa.

Jest to obecność Chrystusa Zbawiciela. „Gdzie pojawił się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”. „Katechizm” mówi, że owocem łaski jest nawrócenie. Jakie są relacje między łaską, grzechem i nawróceniem?

Dzisiejszy człowiek, słuchając słów: „gdzie pojawił się grzech, tam jeszcze obficiej pojawiła się łaska”, odbiera je jako abstrakcyjne dywagacje. Czytając Ewangelie Mateusza, Marka, Łukasza i Jana, trzeba przypominać, że te słowa mają znaczyć: tam, gdzie jest grzesznik, tam tym obficiej pojawił się Bóg, tam wcielił się Syn Boży, ponieważ chciał zamieszkać między grzesznikami. To jest pierwsze znaczenie tych słów. Tam, gdzie mnóstwo grzeszników, tam Pan Bóg chciał zamieszkać w sposób wyjątkowy i szczególny, poprzez wcielenie.

Jaka powinna być postawa człowieka w spotkaniu z Bogiem uświęcającym łaską?

Postawa pokory, czyli uznanie kondycji człowieka potrzebującego. Postawa człowieka, który mniema, że nie potrzebuje drugiej osoby, innych ludzi, a cóż dopiero Boga, jest smutna. Może wydawać się ratowaniem swojej godności: nie potrzebuję, jestem samowystarczalny. Taki człowiek skazuje siebie na swoje towarzystwo. Musi sam sobie wystarczyć. Zapomina, że Bóg daje łaskę, a wraz z nią samego siebie. Wobec postawy pychy pojawia się postawa pokory, która mówi: Bóg sam wystarczy. Człowiek nie jest samo–wystarczalny, tylko Bogo–wystarczalny.

Można to podsumować w ten sposób: postawa pokory jest zaprzeczeniem technik, które prowadzą do samowystarczalności, czyli chęci panowania nad rzeczywistością, a współpraca z łaską jest odczytywaniem przerastającej mnie rzeczywistości.

Balthasar mocno krytykował postawę duchowości samowystarczalnej. Cóż bowiem oznacza technika zastosowana w duchowości? To narzędzie w moich rękach. Cóż to jest chrześcijańskie liczenie na łaskę? To jest wchodzenie w nieprzewidywalną relację. Nie wiem, co z niej wyniknie. Tutaj pojawia się pojęcie powołania Bożego oraz obdarowania Duchem Świętym. Powołanie, napełnienie Duchem Świętym, chrzest w Duchu Świętym czy jak powie święty Paweł, prowadzenie przez Ducha Bożego, to rzeczy nieprzewidywalne. Jeżeli trzeba by je do czegoś porównywać, to do małżeństwa. Mąż wchodzi z żoną w życie i nie wie, co z tego wyniknie. Nie jest w stanie panować nad relacją miłości i przewidywać, co będzie za rok, pięć albo za pięćdziesiąt lat. Łączy ich nieprzewidywalna przyszłość. Życie łaski jest ciekawe, romantyczne, pełne przygód. Ucieczka przed nią jest skazaniem się na smutną samowystarczalność i nudę. Kościół, przypominając ustami Papieża o zasadzie pierwszeństwa łaski, wzywa do niespodziewanej i wspaniałej przyszłości.

Jak współpracować z łaską? Powiedzmy, że jestem człowiekiem wierzącym, wsłuchuję się w proroczy głos Papieża i chciałbym żyć łaską. Jak się odnaleźć w tej rzeczywistości?

Znalazłem w Novo millennio ineunte dwie bardzo ciekawe rady. Pierwsza z nich mieści się w zakończeniu papieskiego listu: „Możemy liczyć na moc tego samego Ducha, który został wylany w dniu Pięćdziesiątnicy”. To bardzo przejmujące, że chrześcijanin w okresie paschalnym zaczyna wchodzić w oczekiwanie na uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Nawet teksty liturgiczne potęgują napięcie. Coś się ma stać, ma się wydarzyć. Jan Paweł II podpowiada nam, że jest to nie tylko wspomnienie przeszłości, ale też oczekiwanie na wydarzenie przyszłości. Otwarcie się na łaskę może polegać na czytaniu Dziejów Apostolskich, listów apostolskich i dopisaniu się do spisu bohaterów biblijnych scen i wydarzeń. Nie odbierajmy tych tekstów jako widzowie, ale wsłuchujmy się w nie jako uczestnicy, którzy mają być wmieszani w tłum biblijnych postaci. To często może brzmieć egzotycznie czy nieoczekiwanie. Możemy mieć opory, żeby poczuć się bohaterami wydarzenia Pięćdziesiątnicy, zesłania Ducha Świętego w domu Korneliusza czy w tylu innych miejscach. Na tym polega lectio divina, czytanie Pisma Świętego, które ma ożyć i ma się stać moim Pismem Świętym. Papież radzi, byśmy naśladowali entuzjazm pierwszych chrześcijan. Nie chodzi tu o wykrzesanie entuzjazmu z siebie, o samowystarczalność, ale o oczekiwanie na moc Ducha Świętego. To nie jest moc niedookreślona i niejasna, ale moc tego Ducha, który został wylany w wieczerniku. Przypominam sobie przy takich okazjach zdanie Pawła VI. Papież w liście apostolskim Gaudete in Domino już ponad dwadzieścia pięć lat temu, napisał tak: „sytuacja obecnego świata jest tak krytyczna, że nie ma już żadnej innej nadziei, jak tylko liczyć na nowe wylanie Ducha Świętego”. To jest zasada pierwszeństwa łaski powiedziana słowami sięgającymi do frazeologii biblijnej.

Chciałbym się wmieszać w biblijny tłum, a jednocześnie czytam, że łaska wymyka się, przekracza nasze doświadczenie. Jak uchwycić tę łaskę, jak ją rozpoznać? Jak rozeznać, co jest moim powołaniem, moją drogą?

Łaska wymyka się naszej kontroli, ale pewne rzeczy mamy obiecane. Każdy może przyjść do Jezusa, prosić o napełnienie Duchem Świętym i ma pewność otrzymania odpowiedzi. Nikt nie jest w stanie określić, co z tego wyniknie. Każdemu było wolno przyjść do Pana Jezusa, ale nikt nie mógł zgłosić się na apostoła ani zapisać się do szkoły uczniów. Pan Jezus niektórych odesłał do domu, tak jak mieszkańca Gerazy czy Samarytankę, a zatrzymał przy sobie tych, których sam chciał: Piotra, Jana, później Pawła. Podobnie jest z Duchem Świętym. Mówi święty Paweł: „Ci wszyscy, których prowadzi Duch Święty, są synami Bożymi” (Rz 8,14). Każdy ma zagwarantowaną Bożą odpowiedź na prośbę o łaskę Ducha Świętego. Potrzebna jest tylko postawa otwartości. Ważnym krokiem jest obudzenie w sobie pojęcia powołania. Czy współczesny chrześcijanin ma świadomość powołania? Rozeznawać je można dopiero wtedy, gdy się patrzy na życie w tych kategoriach, jeśli stawia się problem, dokąd Duch Święty chce mnie zaprowadzić. Do życia w służbie apostolskiej? W zgromadzeniu zakonnym? W świętej rodzinie? W owocnej pracy zawodowej? Do życia w modlitwie kontemplacyjnej? W aktywnym udziale w życiu świata? W naszym XXI wieku pojęcie powołania jest jednym z tych, które koniecznie trzeba ożywić, musimy uświadamiać, że to nie jest rezerwat dla nawiedzonych chrześcijan, tylko podstawowa kategoria, w której każdy człowiek wierzący ma widzieć swoje życie.

Czy przyjmowanie łaski nie może się czasem kojarzyć z biernością, z postawą czekania aż Pan Bóg wszystko zrobi?

Jeśli mamy błędne pojęcie łaski, to może. Jest to jeden z typowych błędów, które się w życiu chrześcijańskim pojawiają. Zobaczmy, jak Jan Paweł II sformułował swoje końcowe napomnienie o łasce w liście Novo millennio ineunte: „możemy liczyć na moc tego samego Ducha”. Gest przyjmowania łączy się z wezwaniem, byśmy naśladowali entuzjazm pierwszych chrześcijan. On ma w nas wybuchać. To jednak nie wszystko: „Dziś ten Duch przynagla nas, byśmy wyruszyli w dalszą drogę”. Przyjmowanie łaski to nie napełnianie bezdusznego naczynia cieczą. To otrzymywanie mocy, dynamizmu, obecności, która zachęca do wysiłku i do działania. Owocne przyjęcie łaski prowadzi do zdwojenia wysiłków, a nie zdyspensowania się od trudu.

Wracamy do nierównorzędnego dialogu…

Tak. Człowiek przyjmujący łaskę jest podobny do ucznia, który przyjmuje łaskę nauczyciela. Nauczyciel nie po to uczy, by zastępować ucznia. Wręcz przeciwnie, chce go przebudzić, zdynamizować, pokazać kierunki rozwoju. Dziecko nie po to przyjmuje łaskę rodziców, aby pozostać dzieckiem, tylko żeby wzrastać, by stawać się dorosłym. Przez analogię, chrześcijanin, który jest „nowo narodzonym niemowlęciem”, jak nam powie Apostoł, ma wzrastać w promieniach łaski. Św. Paweł obok przypomnienia, że na początku jesteśmy jak nowo narodzone niemowlęta, potrafi powiedzieć, że mamy być mężami i niewiastami dojrzałymi w wierze. Łaskę można porównać do promieni słońca, które sprawiają, że ziarno zaczyna kiełkować. To jest nowe narodzenie, ale nie można poprzestać na niewielkim kiełku wypuszczonym z ziarna. Musi wyrosnąć wielka i wspaniała roślina.

W dialogu z ludźmi z obrzeży Kościoła spotykam się ze stwierdzeniem:„Ja nie mam łaski wiary”. Ksiądz mówi o gwarancji prowadzenia Ducha Świętego. Czy może się zdarzyć brak łaski wiary, brak łaski powołania? Czy też takie stwierdzenie jest raczej formą ucieczki człowieka przed powołaniem?

Bardzo trudno wyrokować o sercu drugiego człowieka. Każdy może odpowiadać tylko na swój własny rachunek. Wielu ludzi jest świadkami, że szczerze poszukiwali, modlili się formułą: „Boże, jeśli jesteś, to odpowiedz” i Pan Bóg odpowiadał i przemieniał ich życie. Bardzo trudno rozstrzygnąć, czy tak jest zawsze i w jakim tempie się to dzieje. Nie możemy osądzać, dlaczego drugi człowiek nie ma wiary. Prawdziwe są również świadectwa ludzi, którzy mówią: „Chciałbym wierzyć, ale łaski wiary nie mam”. Trzeba do nich podchodzić jako do ludzi w drodze, co do których mamy nadzieję i gorąco się modlimy, żeby ich droga nie skończyła się na tym stwierdzeniu, żeby zaprowadziła ich dalej, do miejsca, w którym powiedzą: wierzę.

Czy ludzie wierzący, pytający Pana Jezusa o swoje powołanie mają gwarancję, że dostaną odpowiedź, czy też mogą się zatrzymać na stwierdzeniu: „Szukam drogi powołania, ale jej nie znajduję”?

„Kołaczcie, a otworzą wam” (Mt 7,7), „Jeśli wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go o to proszą” (Łk 11,13) — mówi Pan Jezus w Ewangelii. Z tego jasno wynika, że obecność Ducha Świętego jako osoby i dopuszczenie do zbawienia, do serca Jezusa Chrystusa jest zagwarantowane dla tych, którzy proszą. Nie ma innych warunków, jak pragnienie i proszenie. Natomiast konkretny kształt, forma powołania, która z tego wyniknie, jest zarezerwowana dla dosyć tajemniczych Bożych planów, które musimy — i tu się pojawia nasze zadanie — często w długi i mozolny sposób odkrywać.

Czy mógłby Ksiądz udzielić kilku rad dla starających się odkryć swoje powołanie?

Powołanie odkrywa się nie tylko w modlitwie, ale też w gotowości pójścia za pierwszym głosem serca, który pojawi się jako odpowiedź Boga. Podobnie jak to, czy znajomość z jakimś człowiekiem jest tym, o co nam naprawdę chodziło, tak samo powołanie sprawdzamy stopniowo, próbując, co wyniknie z zaangażowania na danej drodze życia. Bez zaangażowania i tym samym podjęcia ryzyka, niewiele wyjdzie z pragnienia odkrycia powołania.

Henri de Lubac w książce „O naturze i łasce” pisze, że chrześcijaństwo jest doktryną przemiany, że Pan Bóg „stwarza nowe niebo i nową ziemię”. Co Ksiądz mógłby powiedzieć o nowym narodzeniu w perspektywie powołania do życia łaską?

Zatrzymajmy się na chwilę przy pojęciu natury. Kościół, który tak dużo mówi o łasce, z niezwykłym szacunkiem mówi o naturze. Ci, którzy tak bardzo są przejęci ideą łaski, działania Bożego, nadprzyrodzonych interwencji, na tym samym oddechu mówią o prawie do naturalnej śmierci, o naturalnej metodzie poczęć. Pierwszeństwo łaski nie oznacza negacji natury. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że nikt tak nie broni stworzonej natury i naturalnych warunków życia człowieka jak Kościół. Gratia supponit naturam. Łaska nie niszczy, ale buduje na naturze. Są to słowa, które mają przełożenie na życie społeczne naszych czasów. Nie są to tylko teorie dotyczące życia wewnętrznego, ale dotykają palących problemów medycyny czy genetyki. Pełny szacunek do natury wynika z faktu, że jest ona dziełem rąk Bożych. Jednocześnie chrześcijanie przypominają, że obecny kształt natury nie jest ostateczny.

Co w tym kontekście znaczy nowe narodzenie?

Pan Jezus mówi nam „trzeba wam się powtórnie narodzić” (J 3,7), mówi o „wszystkich, którzy z Boga się narodzili” (J 1,12–13). Apostoł Piotr pisze z kolei: bądźcie „jak niedawno narodzone niemowlęta” (1 P 2,2). Sporo jest miejsc w Piśmie Świętym czyniących aluzję do nowego narodzenia. Nie jest ono jeszcze wejściem w ostateczne przemienienie. Jest zaproszeniem do zamieszkania w sercu Jezusa Chrystusa, do otwarcia się na działanie Ducha Świętego, ale ciągle mieszka w nas stary człowiek. Nowo narodzony chrześcijanin to ktoś, kto został obdarzony łaską świętości, czyli łaską uświęcającą. Nie stał się jeszcze całkowicie przezroczysty dla łaski. Jest on człowiekiem grzesznym, jest uświęcany i grzeszący. Na razie nasza natura nie jest tak przezroczysta dla łaski, jak szyba dla światła. Możemy być ogrzani przez łaskę, podobnie jak kamień w promieniach letniego słońca.

Każdy wysiłek na tym świecie jest ograniczony. Jaka jest relacja między powołaniem do nowego życia w Chrystusie a zaangażowaniem w doczesność?

Można by je porównać do sprzątania mieszkania. Są ludzie, którzy powiedzą: nie ma sensu sprzątać domu, ponieważ i tak się zabrudzi, zakurzy i powróci nieporządek. Czujemy, że jest to postawa niegodna człowieka. Sprzątanie to czynność, która ma znaczenie doczesne, nie poprawi na stałe stanu mieszkania, ale jest czynem godnym człowieka. Dom tego świata, w najróżniejszych wymiarach: ekologicznym, gospodarczym, ekonomicznym, kulturalnym, pedagogicznym, społecznym, politycznym, wymaga nieustannego sprzątania. Potrzebne jest zaangażowanie każdego chrześcijanina w dziedzinie, która jest mu właściwa, bo chociaż nie uczynimy w ten sposób świata doskonałym i nie sprowadzimy naszymi siłami Królestwa Bożego, to godzi się, żeby chrześcijanie mieszkali w pozamiatanym domu.

Czy zaangażowanie doczesne może być drogą powołania uświęcającego? Czy drogą świętości może być praca nauczyciela, polityka, lekarza…?

Pierwszeństwo łaski, która zaczyna przemieniać naturę, zaczyna się od całkiem powszednich czynności. Najlepszą odpowiedź na to pytanie znajdziemy nie tyle w teorii teologicznej, ile w praktyce opisanej przez Pismo Święte. Jezusa Chrystusa, Syna Bożego znajdziemy w konkretnej sytuacji życiowej. Jest takie zdanie w ewangelii: „Czy nie jest to cieśla?” (Mk 6,3). Apostoła Pawła znajdziemy w sytuacji, gdy potrafił pokazać swoje dłonie i powiedzieć: „Te ręce zarabiały na potrzeby moje i moich towarzyszy. We wszystkim pokazałem wam, że tak pracując, trzeba wspierać słabych” (Dz 20,34–35). Patrzymy na apostołów Jezusa Chrystusa nie tylko jako na ludzi oderwanych od sieci do głoszenia Słowa, ale też – jak święty Paweł – ludzi potrafiących łączyć głoszenie Ewangelii i modlitwę z pracą zarobkową, rzemieślniczą. Apostoł Narodów z naciskiem mówił w Liście do Tesaloniczan o obowiązku pracy chrześcijanina, „nakazujemy i napominamy w Panu Jezusie Chrystusie, aby pracując ze spokojem, własny chleb jedli” (2 Tes 3,12). Pierwszeństwo łaski zaczyna się więc od porządnej, godnie wykonywanej pracy. Byłoby czymś niechrześcijańskim mniemanie, że pierwszeństwo łaski oznacza zaniedbanie, porzucenie tego, co ma wypełnić każdy dzień: normalna, również zarobkowa praca.

Jaką rolę w życiu łaską pełnią sakramenty?

Sakrament jest okazją spotkania z łaską w formie czystej. Łaska Pana Boga działa w najróżniejszy sposób, ale Pan Jezus tak zaplanował, byśmy mieli również specjalne okazje do spotkania z nią. Pan Jezus ustanowił chrzest, pokutę, eucharystię i wszystkie inne sakramenty, aby pobudzić naszą wiarę, otworzyć nasze serce i wpuścić w nas strumień łaski. Całe życie ma być życiem w łasce, ale natura ludzka potrzebuje momentów szczególnie podniosłych, uroczystych, mocnych. Sakramentalne spotkanie z łaską Bożą można nazwać świętowaniem, szczególną celebracją spotkania z Chrystusem. Słowo „spotkanie” jest tu bardzo potrzebne, byśmy nie przemieniali sakramentu w rodzaj dystrybutora łaski. Sakrament dokonuje się między osobami.

Czy można mówić o łaskach stanu? Łasce małżeństwa, kapłaństwa czy też łasce właściwej dla jakiegoś stanu, profesji?

Sformułowanie „łaska stanu” brzmi troszkę staroświecko. Dobrze byłoby to piękne określenie napełnić treścią, przypominając jeszcze raz zdanie świętego Pawła: „wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi” (Rz 8,14). Myślę, że łaska stanu to nic innego jak prowadzenie przez Ducha Świętego. Kogoś, kto pełni posługę apostolską, Duch Święty prowadzi do głoszenia Słowa, sprawowania sakramentów, budowania wspólnoty chrześcijańskiej. Kogoś, kto żyje w małżeństwie, Duch Święty prowadzi do cierpliwej, wyrozumiałej, wybaczającej miłości wobec męża czy żony. Kogoś, kto większość czasu spędza w zaangażowaniu świeckim jako nauczyciel, inżynier, rolnik, Duch Święty prowadzi, aby swoją posługę spełniał dla dobra innych. Nie zapominamy o Starym Testamencie, w którym jednym z działań Ducha Świętego było napełnienie mądrością rzemieślników. Budujący Przybytek Pański — jak czytamy — byli napełnieni Duchem Świętym, aby mogli dobrze wykonać swoje dzieło (Wj 31,2– –3). Łaska stanu niech nam się kojarzy z prowadzeniem przez Ducha Świętego tak, byśmy mogli żyć owocnie dla Boga i bliźnich.

Przypomina mi się święty Paweł, który mówił: wszystko, co robicie, czy jecie, czy pijecie, wszystko na chwałę Pańską czynicie.

Z jednej strony jest to stwierdzenie, a z drugiej postulat otwierania się na Ducha Świętego. Możemy liczyć na moc tego samego Ducha, który został wylany w dniu Pięćdziesiątnicy. Nie ma żadnego powodu, żeby Duch Święty dzisiaj miał działać słabiej niż wtedy, kiedy pouczał rzemieślników, jak budować Przybytek Pański, albo niż wtedy, kiedy napełniał apostołów i ich uczniów, by przeżywali swoje życie zgodnie z łaską stanu.

Papież mówi o skutecznym programie duszpasterskim. Na co warto zwrócić uwagę w naszym Kościele, myśląc o takim programie? Jakie działania, jakie myślenie trzeba uruchomić?

Pozwolę sobie zacytować w odpowiedzi zdanie Jana Pawła II: „potrzeba wezwać cały Kościół do takiego aktu wiary, który wyrazi się przez odnowę życia modlitewnego” . Myślę o szkołach modlitwy i to nie tylko dla tych, którzy mogą wyjeżdżać na specjalne rekolekcje. Szkołą modlitwy może być niedzielna Msza święta, nabożeństwa parafialne. Szkoły modlitwy mogą funkcjonować w ruchach i grupach. Winny one coraz bardziej przełamywać schemat modlitwy jako ludzkiego czynu, a coraz bardziej wchodzić w rytm modlitwy jako officium divinum, czegoś, co Bóg we mnie czyni, Jego dzieła, które ma we mnie wtargnąć. Znowu przyda się nam święty Paweł, który mówi, że tam, gdy nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch Święty przychodzi z pomocą naszej modlitwie (por. Rz 8,26). Trzeba nam uczenia się takiej modlitwy, która będzie nas czynić bardziej przezroczystymi dla światła Jezusa i Jego działania.

Czy dostrzega Ksiądz w naszym Kościele symptomy, niebezpieczeństwa, zagrożenia, które sprzeciwiają się pierwszeństwu łaski?

Jednym z takich niebezpieczeństw jest patrzenie na skuteczność duszpasterską w kategoriach statystycznych. Bardzo dobrze, że pytamy, jaki procent ludzi wyznaje taką albo inną prawdę wiary albo jaki procent ludzi jest w niedzielę na Mszy świętej. Takie wiadomości są potrzebne i pożyteczne dla podejmowania najróżniejszych decyzji. Można się tylko obawiać, czy pytania o procenty nie staną się głównym celem duszpasterstwa, czy celem nie będzie pięćdziesiąt procent ludzi na niedzielnej Eucharystii. Nie dajmy się owładnąć magią procentu. Nie możemy zapominać, że był taki czas, kiedy było tylko stu dwudziestu uczniów Pana Jezusa zgromadzonych na modlitwie. Co by było, gdyby zaczęli pytać o opinię większości? Był taki czas, kiedy ich było tylko dwunastu. Cóż by się stało, gdyby zaczęli się dopytywać o statystyczną skuteczność Mistrza z Nazaretu, o to, jaki procent mieszkańców Ziemi Świętej podziela Jego opinię? Idąc jeszcze dalej, był taki czas, kiedy opinię, że Ten, który ma się narodzić, będzie z Ducha Świętego i będzie nazywany Synem Bożym, wyznawała tylko jedna osoba. Nie dopytywała się, jaki procent mieszkańców Nazaretu, Betlejem czy Jerozolimy podziela tę opinię. Ona uwierzyła. Do dzisiaj jest dla nas pierwowzorem wiary i nazywana jest Matką Kościoła. Trzeba nam zachować pierwszeństwo łaski, Chrystusa i świętości nad magią liczb. Niebezpieczeństwo widzę w sytuacji, w której zaczniemy tak się przejmować kategoriami statystycznej skuteczności, że demokratyczny styl myślenia, który jest właściwy polityce, zaczniemy nazbyt gorliwie przenosić do wnętrza Kościoła. Tymczasem rodzina Kościoła bardziej się rządzi pierwszymi rozdziałami Ewangelii świętego Łukasza, od zwiastowania począwszy, niż regułami właściwymi dla partii politycznych.

Co oznacza pełnia łaski?

W języku obrazowym, metaforycznym, jakim tutaj rozmawiamy, „pełnia łaski” oznacza nadzwyczajną przezroczystość dla działania Bożego, nadzwyczajne otwarcie na plany Pana Boga. Przezroczysty jest ktoś, kto swoje życie, myśli, intencje, cele oddaje do dyspozycji Bogu. Nie ma piękniejszego wyjaśnienia, co to znaczy „łaski pełna”, niż pierwszy rozdział Ewangelii Łukaszowej. „Pełna łaski” to osoba, która mówi: „Niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk 1,38). Pewnie każdy z nas to mówi, ale też każdy z nas dołącza świadomie czy nieświadomie zastrzeżenia. Niech mi się stanie, o ile…, niech mi się stanie pod warunkiem…, niech mi się stanie, jeżeli nie przeszkodzi to temu lub tamtemu…

Papież pisze, że perspektywa pierwszeństwa łaski chroni przed frustracją nieskutecznych działań duszpasterskich. Pewne działania apostolskie mogą zakończyć się klęską, tak jak św. Pawła na Areopagu. Najbardziej jaskrawym przykładem jest Golgota, gdzie w oczach świata Pan Jezus przegrywa, a na płaszczyźnie wiary dokonuje tryumfu zbawienia. Jaka jest relacja pomiędzy nieskutecznością działania chrześcijan a mocą łaski, która wtedy się rozlewa?

Najwspanialszym antidotum na frustrację jest czytanie Ewangelii. Pan Jezus potrafił wiele cennego czasu poświęcić na rozmowę z Samarytanką, mimo że statystyczne efekty rozmowy nie były zbyt imponujące. Wiele czasu potrafił oddać na rozmowę z Nikodemem. Mniej przejmujmy się statystykami, niech one emocjonują tych, którzy działają w demokratycznej polityce, a skupmy się na osobie, którą Pan Bóg nam daje. Konkretny człowiek, który jest tu i teraz, jest naszym programem duszpasterskim. Być może wtedy jeden nawrócony narkoman, który zamiast umrzeć w rozpaczy i beznadziei, cieszy się łaską Bożą, będzie najwspanialszym sukcesem duszpasterskim.

ANDRZEJ SIEMIENIEWSKI ur. 1957, ksiądz, święcenia kapłańskie otrzymał w 1985 roku, dr hab., wykłada teologię duchowości na PWT we Wrocławiu, w ubiegłym roku opublikował książki Na skale czy na piasku? — katolicy a Biblia oraz Wiele ścieżek na różne szczyty — mistyka religii, mieszka we Wrocławiu.