Małżeństwo święte nie święte 2

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Lektura Tagi: brak tagów

Artykuł „Małżeństwo święte nie święte” porusza bardzo ważne problemy. Warto współmyśleć z jego autorem. Odnoszę jednak wrażenie, że Artur Sporniak zbyt wielką wagę przywiązuje do języka systemowego, który nie przybliża nas do tajemnicy Boga, odsłaniającej się w ludzkiej miłości.

Język jednoznacznych pojęć nie przybliża nas do tajemnicy osoby ludzkiej, ponieważ jest ona egzystencjalnym wydarzeniem.

W jakimś niepojętym dla nas sensie można to powiedzieć także o Bogu. O tym wy-darzeniu dużo gadają, ale nic nie mówią, martwe języki skonstruowane z pojęć zdefiniowanych przez taki bądź inny system (mam wrażenie, że autor krytykuje zacieśnianie teologii do języka jednego z tomizmów). Osoba nie jest “statycznym” przedmiotem, ona w ogóle nie jest przedmiotem, i dlatego nie mamy nad nią władzy, która pozwalałaby nam postępować z nią według naszego widzimisię. Prawda, jaką jest osoba człowieka, znajduje się zawsze trochę dalej niż on sam. Człowiek jest sobą o tyle, o ile pielgrzymuje do siebie, do siebie takiego, jakim został pomyślany nie przez siebie i jakim zatem winien się stać. O sanktuarium, do którego zmierza, pielgrzym nie mówi językiem, jakim opowiada o rzeczach znajdujących się w zasięgu jego ręki.

Osoba albo jest Miłością (Bóg), albo się nią dopiero staje (człowiek). O Miłości nie umiemy mówić, mówić o stawaniu się nią uczymy się natomiast codziennie. Nigdy jednak nie zdołamy wymierzyć sprawiedliwości wy-darzaniu się nas samych: “Uczę się ciebie, człowieku (…) i uczę i wciąż cię jeszcze nie umiem” (Liebert). O wymierzaniu sprawiedliwości Prawdzie, Miłości i Wolności Boga możemy jedynie śnić.

Małżeństwo święte nie święte  

Czy Kościół docenia charyzmat życia we dwoje? – pytał przed tygodniem Artur Sporniak, inicjując dyskusję o postrzeganiu przez Kościół instytucji małżeństwa. „Od samego początku chrześcijaństwa małżeństwo było zepchnięte na margines głównego życia religijnego – twierdził publicysta „Tygodnika”. – Żeby to zmienić, nie wystarczą beatyfikacje par małżeńskich. Zwłaszcza takich, które były nieszczęśliwe, rezygnowały ze współżycia albo wybierały klasztor”. Za tydzień głos zabierze ks. prof. Andrzej Szostek.

Swoją wiarę w Boga oraz w człowieka Kościół wyraża zatem językiem, który, jeśli wolno tak powiedzieć, ciągle się staje, ciągle się rozwija. Interpretowanie doktrynalnych wypowiedzi Kościoła statycznym językiem takiego czy innego systemu niesie ze sobą ryzyko, że każde rozumowanie w tym względzie utknie w jakimś ślepym zaułku. W systemie każda prawda jest prawdą systemową, a nie egzystencjalną. Każdy system ma swoją doktrynę, zamkniętą w sobie i dlatego polemiczną w stosunku do innych doktryn. Systemy nie umieją współmyśleć ze sobą.

Doktryną Kościoła jest Osoba Chrystusa, a w Niej Miłość, jaką jest Bóg. Nauczanie Kościoła musi być ciągłym słuchaniem Wcielonego Słowa. Z pomocą słów proroków trzeba Je pojmować w świetle tego, co wy-darzyło się w Jego wieczności, ale objawiło się w przestrzeni pomiędzy chwilą Jego Poczęcia w łonie Maryi, a śmiercią na krzyżu i pustym grobem. Wiara Kościoła żyje mistycznym doświadczeniem obecności Boga w Chrystusie dla każdego człowieka. O tej obecności prorocy mówili językiem żarzącym się poezją. Językiem tym mówią ludzie święci i mistycy. Jest to język symboli i paradoksów.

Systemowe ględzenie o wierze, będącej życiem mistycznym osoby ludzkiej, uderzy zawsze w prawdę wiary, nadziei i miłości. Tym samym uderzy w prawdę człowieka, sprowadzając ją do rozmaitych jej przejawów podległych prawom czasu i przestrzeni. Bogu nie stanie się żadna krzywda, bo ciosy kierowane w Jego stronę przez systemowe myślenie zakrzywiają się i spadają tylko na człowieka.

Najważniejsze myśli artykułu Artura Sporniaka, domagające się “współmyślenia”, zawierają – moim zdaniem – rozdziały “Niespójność” oraz “Dusza i ciało”. Od nich należałoby zacząć, aby potem współmyśleć z tym, co autor mówi w pierwszej części o małżeństwie oraz o beatyfikacjach i kanonizacjach.

Sporniak mówi niemal dychotomicznie o “parach”: stwarzanie-zbawienie, doczesność-wieczność, dusza-ciało. Systemowe ujęcia tych wy-darzeń, przekraczających czas i przestrzeń, wpadają zawsze w sprzeczności. Wydaje się, że o tego rodzaju “parach”, “dotykających” tajemnicy wolności, którą jest tylko Bóg, trzeba i można mówić wyłącznie językiem wolnym od systemowych przepisów na wolność, domagających się logicznej spójności. W tych “parach” odsłania się egzystencjalna, a nie systemowa spójność. Ta ostatnia jest właściwa dla logiki formalnej i matematycznej, liczbami odmierzającej materię.

Wolność istnieje jako Dar. Bóg jest Darem (Miłością). Istnieje w Sobie (Trójca Święta) jako Dar i jako Dar istnieje dla nas. Refleks tego Daru kontemplujemy we wszystkim, co istnieje, mimo że istnieć nie może (byty stworzone), kontemplujemy go w naszym wędrowaniu do samego Daru, które równocześnie ma charakter dramatycznego powrotu do Niego. Czy Bóg mógł stworzyć człowieka, który już byłby w pełni Darem? Inaczej mówiąc: czy Bóg mógł stworzyć innego Siebie, jak tego chciałby, wydaje się, Artur Sporniak? Nie mógł. Byłby to bowiem przedmiot, a przedmioty nie istnieją na sposób daru. Nie byłby to Dar. Nie ma natomiast sprzeczności w istnieniu, a zatem nie ma jej i w stworzeniu bytu obdarzonego zdolnością stawania się darem “na obraz i podobieństwo” Daru. Stawanie się człowieka darem nie wyklucza “zatrzymania się” z jego własnej woli. O tym, że to człowiek, a nie Bóg ponosi winę za “zatrzymanie się” w stawaniu się darem, wiedział już Platon (“Państwo”). Przedmioty stanowią materię systemowego myślenia – nigdy dar, nigdy wolność! Dlatego trudności wysuwane przez Sporniaka stanowią przestrogę przed poddawaniem teologii i filozofii regułom rządzącym tym myśleniem.

Kiedy mówię, że “pary” te nie zawierają w sobie sprzeczności, nie chcę powiedzieć, że je rozumiem. Chcę natomiast powiedzieć, że np. “parę” stworzenie-zbawienie człowieka stającego się osobą, czyli wolnością (miłością) – zna tylko Bóg, bo On jest jej Początkiem-zasadą. O wydarzeniach, jakimi są te “pary”, trzeba myśleć inaczej niż każe logika żywiąca się jednoznacznością pojęć. Właśnie ta logika prowadzi nas do wniosku, że Bóg się pomylił.

Myślenie poddające się całkowicie formalizmowi logiki matematycznej nie będzie nigdy metafizycznym myśleniem. Metafizyka, wydarzając się w ustawicznie zachwyconym człowieku, rozbija systemowo logiczne rozumowania oraz składające się na nie pojęcia. Pytania i zarzuty autora artykułu są uzasadnione na gruncie metafizyki podręcznikowej, sprowadzonej do takiego operowania pojęciami. Mistycy oraz w najgłębszym tego słowa znaczeniu poeci kontemplujący i jednoczący się z tym, co istnieje, z osobą tego lub innego człowieka, z Osobą Chrystusa, stanowią locus zarówno teologicus, jak i philosophicus. Od nich trzeba się uczyć, jak mówić o rzeczach pierwszych – jak mówić o źródle, będąc zanurzonym w oddalonej od niego rzece. Od nich trzeba się uczyć nie tylko teologii, ale także i filozofii.

Doktryną chrześcijaństwa, jak już powiedziałem, nie jest żaden system, lecz ta całość, jaką jest Osoba Chrystusa oraz osoba człowieka jednocząca się z Nim w wierze, nadziei i miłości, w jakich odsłania się i urzeczywistnia dar wolności zadany ludziom do pracy. Kościół, który żyje taką doktryną, niczego nie rozwiązuje “odgórnym działaniem”, np. beatyfikacjami. W Kościele problemy “rozwiązują się” (trudno tu mówić o rozwiązywaniu problemów, bo to ani problemy, ani ich rozwiązywanie!) w żywej wierze ludu, będącej wiarą samego Kościoła, którą w tajemniczy sposób umacnia wyznającą ją obecność osoby Piotra. Beatyfikacje, nie rozwiązując niczego, pokazują, jak niektórzy ludzie starali się żyć w jedności z Chrystusem dla swoich braci – jak mocą wiary w Chrystusa stawali się ich bliźnimi. W przestrzeni zatem wiary Kościoła, czyli w przestrzeni jego doktryny, jaką jest Osoba Chrystusa, mówienie o tym, iż “zgodnie z logiczną zasadą, że z niespójnego zbioru zdań można wyprowadzać dowolne stwierdzenie”, jest nie na miejscu. Gdyby Osoba Chrystusa była niespójna, twierdzenie Sporniaka miałoby rację bytu. Z Osobą Chrystusa niespójne są systemy, a nie “doktryna” Kościoła, czyli Chrystusowa w nim obecność. Kościół żyje Tym, Którego nie rozumie.

W ramach “doktryny”, jaką jest Osoba Chrystusa, która zawsze jest trochę dalej niż nauczanie Kościoła (a to oznacza, że w stosunku do swojej “doktryny” Kościół zawsze będzie “w tyle”), Jan Paweł II, wyrażając wiarę Kościoła, mówi, czym jest małżeństwo i czym jest dziewictwo. Kościół nigdy nie dystansował się od seksualności. On tylko coraz głębiej, a więc i coraz lepiej ją pojmuje. I tak będzie zawsze, bo w seksualnym charakterze osoby ludzkiej dochodzi do głosu tajemnica jej bycia, tajemnica jej tożsamości, która jest ineffabilis (niemożliwa do wypowiedzenia). Poszczególni członkowie Kościoła często bez większego rozeznania mówili o człowieku, którego prawda odsłania się w jego seksualnej różnicy, bo albo mieli niezbyt udane doświadczenia w tym względzie, albo w ogóle nie patrzyli na siebie w świetle osoby seksualnie różniącej się od nich.

Także rozumienie inności ciała człowieka, na którą wskazuje się słowem “dusza”, pogłębiało się i pogłębia, co wpływa na pogłębianie się (a nie na zmianę!) samoświadomości Kościoła. Samoświadomość wspólnoty osób zwanej Kościołem tworzy się w ich zawierzeniu się Osobie Chrystusa. W tym zawierzeniu myślą one i mówią o małżeństwie oraz o dziewictwie. Chrystusowe bycie Miłością ukazuje nam drogi, którymi pielgrzymując w tych dwu stanach osobowego życia stajemy się miłością.

W Osobie Chrystusa nie ma żadnej sprzeczności. Jest tylko coś, co domaga się od nas milczenia. Według Norwida, milczenie jest najistotniejszą częścią mowy ludzkiej. Właśnie tej części brakuje językom systemów.

Inaczej

Jeśli miłość jest darem, jest też i ofiarą. Jest bowiem oddaniem siebie innej osobie, a kiedy zachodzi tego potrzeba, także i oddaniem siebie za nią. Ofiara nie ma w sobie nic negatywnego (cierpienie nie jest czymś negatywnym, co nie znaczy że nie jest cierpieniem). W Trójcy Świętej Ojciec oddaje się bezgranicznie Synowi, Syn bezgranicznie oddaje się Ojcu – Ich wzajemne oddawanie się jest Ich Duchem – Ich Miłością. Czy to jest Ofiara? Nie wiem, ale wiem jedno: że nawet w niebie będziemy porozumiewali się językiem poezji, a nie językiem jednoznacznych pojęć zdefiniowanych przez jakiś supersystem.

Osoba ludzka jest, mimo podobieństw, ciałem innym od wszystkich pozostałych ciał na tej ziemi. Jest ciałem duchowym, a jej duch jest duchem cielesnym. Ciało człowieka rządzi się zatem tą innością, jaka odróżnia je od ciał, które nim nie są. Jego inność stanowi zasadę rządzenia się ciała samym sobą. Inność jest dla niego tym, czym dla państwowych ustaw powinna być konstytucja; konstytucja nie może być zwykłą ustawą.

Z inności rodzą się moralne zobowiązania.

Biblia słowem “człowiek” wskazuje właśnie na to wydarzenie, jakim jest ciało duchowe i duch cielesny. Używa tego słowa w sposób, na którym potyka się jednoznaczne myślenie. Miłość, jaką staje się człowiek, jest i będzie zawsze miłością duchowo-cielesną i cielesno-duchową. W miarę stawania się tą miłością człowiek jest przemieniany (trasfiguratio), zaczyna żyć inaczej, co pozwala mu żywić nadzieję, że kiedyś będzie istniał zupełnie inaczej. Jak? Nie wiemy. Na pewno inaczej niż dotychczas. Inaczej człowiek istnieje na szczytach, inaczej w dolinach. Jak będzie istniał na Szczycie, zobaczymy na Szczycie. Na razie jesteśmy jeszcze w dolinie, ale zaczynamy już opuszczać ją, co pozwala nam “tutaj” przeczuwać, co czeka nas “tam”. Wierzymy w zmartwychwstanie człowieka! Pytanie Artura Sporniaka, po co zmartwychwstanie ciała, nie jest adekwatne do doświadczenia tego, kim jest i kim staje się człowiek. Zbyt jednoznaczne myślenie o sobie samych zmusiło Greków do odrzucenia nauczania św. Pawła na Areopagu, kiedy usłyszeli właśnie o zmartwychwstaniu ciał.

“Para” małżeństwo-dziewictwo jest niezbędna, żeby móc dostrzec prawdę osoby ludzkiej. Stanowi organiczną całość, której nie można rozdzielić bez równoczesnego “uszkodzenia” obu tych stanów życia. Zarówno małżeństwo, jak i dziewictwo, są tym, za co się podają, kiedy są dziewicze, to znaczy, kiedy nie depcze ich brutalny but jednostek żądnych posiadania przedmiotów i władzy nad nimi. Tak jak mamy do czynienia z niedziewiczymi małżeństwami, mamy także do czynienia z niedziewiczymi dziewictwami. Są to nadużycia małżeństwa oraz dziewictwa. Kiedy są nadużyciami, ani małżeństwo, ani dziewictwo nie są żadnym locus teologicus.

Ludzie żyjący w stanie dziewictwa przypominają tym, którzy żyją w małżeństwie budowanym na różnicy seksualnej, że żyją zgodnie z osobową prawdą swojego bycia tylko wtedy, kiedy jednoczą się ze sobą w przestrzeni wspólnego (eklezjalnego) łączenia się z Bogiem. Kiedy mistycy i wielcy poeci mówią o stosunku człowieka do Boga, posługują się językiem, jakim mówią do siebie oblubienica i oblubieniec. Małżonkowie natomiast przypominają tym, którzy żyją w stanie bezżennym, że łączenie się z Bogiem bez łączenia się z ludźmi jest iluzją. Tajemnica tej całości, jaką jest małżeństwo i dziewictwo, odsłania swoją prawdę w osobach Maryi i jej małżonka Józefa.

Czy dobrze się dzieje, kiedy małżonkowie obierają życie właściwe stanowi dziewictwa? Na to pytanie odpowiedzieć mogą ci, którzy odpowiedzieli sobie na uprzednie pytanie: czy Bóg tego chce? Jego wola, która zawsze jest darem Osoby dla osoby, przekracza nieosobowe myślenie, jakim jest systemowe operowanie ogólnymi pojęciami.

Kiedy Sporniak mówi o “semantycznych napięciach” w nauczaniu Kościoła, aż się prosi, żeby przestał się przejmować systemami, a odetchnął tajemnicą Osoby i osób, które Nią, przez Nią i w Niej istnieją. Nie znam polskich tłumaczeń kościelnych dokumentów, ale z błędów czy niedociągnięć tłumaczy nie robiłbym metafizycznych problemów. Należy je poprawić, żeby korzystający z nich ludzie nie musieli głowić się nad ich rozumieniem.

Stanisław Grygiel

STANISŁAW GRYGIEL jest profesorem Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego. W Papieskim Instytucie Jana Pawła II Studiów nad Małżeństwem i Rodziną kieruje katedrą antropologii filozoficznej. Jest także kierownikiem nowo powstałej katedry im. Karola Wojtyły, która zajmuje się studiowaniem myśli papieża-Polaka. Należy do zespołu miesięcznika “Znak”. W Polsce ukazały się trzy jego książki: “W kręgu wiary i kultury”, “Kimże jest człowiek?”, “Ojczyzna jest zawsze trochę dalej”.

Źródło tekstu: tygodnik.onet.pl