Miłość siebie samego

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Katecheza Tagi: miłość, Miłość siebie samego

1. Hymn

WSTĘP

Właściwie na każdym ślubie czyta się dzisiaj Hymn o Miłości. Podziwiamy jego treść, rozkoszujemy się pięknem opisu miłości. Potem w kazaniu ślubnym ksiądz tłumaczy narzeczonym, jak mają kochać siebie nawzajem, Boga i swoje przyszłe dzieci. W tym wszystkim jednak dużo wcześniej umyka czasami jedna ważna sprawa. Jest nią miłość siebie samego.

AKTYWIZACJA

Praca w grupach. Formularz – NAOMI.[1] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytanie: jak kochać samego siebie, aby realizować cechy miłości z Hymnu św. Pawła.

1 Kor 13,1-8a: (1) Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. (2) Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. (3) I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. (4) Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; (5) nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; (6) nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. (7) Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. (8) Miłość nigdy nie ustaje…

            Prezentacja na forum.

PUENTA

Wielu ludzi chce kochać, a nie umie. Czy nie jest tak, że zbyt często siebie oskarżamy, dręczymy, mamy sobie za złe, że, krótko mówiąc: nienawidzimy siebie? Jak można nieść miłość innym, kiedy nie lubi się siebie samego? Sama wiem, że jeśli jestem zła na siebie, nic dobrego to innym nie wróży.

Kluczowe dla postawionego przez Panią problemu wydaje mi się pytanie: Jaki jest związek między poczuciem własnej wartości a poczuciem własnej grzeszności?

Otóż jedno powinno wspomagać drugie. Oba te poczucia stanowią jakby dwie nogi naszego organizmu duchowego i nie mogłoby być mowy o jakimkolwiek postępie moralnym, gdyby nam jednej z nich zabrakło.

Zobaczmy to na przykładzie. Niech Pani sobie wyobrazi, że ktoś uczący się gry na instrumencie (dajmy na to na fortepianie lub na skrzypcach) uważa, że jest „do niczego” i nigdy się dobrze grać nie nauczy. Nie mówię o sytuacji, że w momencie jakiegoś załamania ogarnia go takie poczucie; doświadczenie od czasu do czasu takiego czarnego momentu może nawet tego młodego człowieka pozytywnie zmobilizować do wytrwałej pracy.

Jednak wyobraźmy sobie ucznia, który w ogóle nie wierzy w to, by kiedykolwiek zdołał opanować grę na tym instrumencie. Otóż trzeba by cudu, żeby takie poczucie nie zniszczyło go jako muzyka – i to nawet, jeśli jest on obdarzony autentycznym talentem.

Zabójcze dla talentu byłoby również poczucie odwrotne: bezgraniczne i bezkrytyczne zadowolenie z siebie. Muzyk, który nie zauważa swoich słabych punktów, nad którymi powinien jeszcze popracować, nigdy wirtuozem nie zostanie. Prawdziwy kandydat na wirtuoza wie jeszcze coś więcej: że niektóre swoje niedoskonałości zacznie zauważać dopiero po osiągnięciu pewnego mistrzostwa w grze.

Krótko mówiąc, wiara we własny talent musi w nim iść w parze z umiejętnością rozpoznawania i przezwyciężania swoich niedoskonałości.

Największym talentem każdego z nas jest samo nasze człowieczeństwo. (…)

Spójrzmy teraz na samych siebie, zwłaszcza na swoje poczucie własnej wartości oraz własnej grzeszności w obliczu Boga. Poczucie własnej wartości jest poniekąd naszym obowiązkiem religijnym.

Bóg by się nami aż tak bardzo nie zajmował, gdyby nas nie kochał. Skoro zaś kocha mnie sam Bóg i Jemu samemu na mnie zależy, to ja z całą pewnością nie jestem kimś bezwartościowym. Nawet jeżeli grzechy moje są bardzo wielkie.

Przypomnijmy sobie najbardziej elementarne pouczenia wiary chrześcijańskiej na temat naszej niepojętej godności i wartości:

  • Człowiek jest jedynym stworzeniem na tej ziemi, którego Bóg chce dla niego samego,
  • z którym chce się zaprzyjaźnić i związać odwzajemnioną miłością,
  • dla którego Jego Syn Jednorodzony przeszedł przez krzyż i straszliwą mękę,
  • którego Bóg obdarza swoim własnym Duchem Świętym i karmi Ciałem i Krwią własnego Syna.
  • Mnie, człowieka, Bóg akceptuje i kocha tak niepojęcie, że chce być ze mną związany miłością na zawsze, na życie wieczne.
  • Zatem ja to naprawdę jestem nie byle kto, przecież jestem drogi samemu Bogu!

Dopiero w tej perspektywie możemy prawdziwie uświadamiać sobie swoją grzeszność. Nie polega ona na tym, że ja do niczego się nie nadaję i że niczego dobrego nie można się po mnie spodziewać.

Wręcz przeciwnie: dopiero wtedy, kiedy żyję już od lat w łasce uświęcającej i sprawdzam się jako człowiek solidny, czyniący sporo dobra, życzliwy ludziom i poświęcający się dla najbliższych, mogę rozpoznać otchłań mojej grzeszności. Bo kiedy człowiek raz po raz łamał Boże przykazania, a w swoim postępowaniu kierował się głównie pobudkami egoistycznymi, mogło mu się wydawać, że jego grzeszność polega na tych właśnie — okropnych zresztą — grzechach.

Dopiero radykalne wejście na drogę Bożych przykazań pozwala mi zobaczyć, że moja grzeszność to przede wszystkim wydzielanie Bogu ściśle określonego miejsca w moim życiu i ociąganie się z oddaniem Mu naprawdę całego siebie.

Dopiero wtedy człowiek zaczyna rozumieć, że walka z moją grzesznością to zadanie na całe życie, bo nikt z nas nie potrafi od razu całego siebie otworzyć na Bożą obecność, ale musi się to dokonywać stopniowo i coraz to więcej.

Krótko mówiąc, poczucie akceptacji i miłości ze strony Boga oraz poczucie mojej grzeszności to dwa ramiona tej samej dźwigni, dzięki której dokonuje się moje duchowe dojrzewanie.

Prawidłowe przejmowanie się moją grzesznością stanowi bodziec, żebym się coraz bardziej zbliżał do Boga, zaś poczucie, że dla samego Boga jestem kimś drogim, pomaga mi uświadomić sobie, jak mało się na miłość Bożą otwieram, czyli jak bardzo jestem grzeszny.[2]

2. Miłość siebie samego

WSTĘP

Co to jest miłość siebie samego – podsumowanie.

AKTYWIZACJA

Dyskusja na forum – poszukujemy odpowiedzi na ww.postawione pytanie.

PUENTA

Dopiero po tym długim wyjaśnieniu czuję się gotów spróbować odpowiedzieć na pytanie, co to znaczy kochać prawdziwie samego siebie.

Otóż niewątpliwie powinienem kochać tego człowieka Bożego, który dojrzewa we mnie ku życiu wiecznemu i który jest przedmiotem troski i miłości samego Boga.

Jeśli w ten właśnie sposób kocham samego siebie, to zarazem będę nieżyczliwy temu grzesznikowi, który również jest we mnie, a który chciałby odrzucić miłość Bożą i utrudnia we mnie rozwój człowiekowi Bożemu.

Miłość do tego grzesznika język nasz nazywa egoizmem i samolubstwem, ale postawa ta w gruncie rzeczy jest nienawiścią do samego siebie. Nie kocha przecież samego siebie ten, kto kocha swój grzech. Podobnie jak nie kocham ciebie, jeśli twój grzech mnie nie martwi, a już z pewnością jestem obiektywnie twoim wrogiem, jeśli przyklaskuję twojemu grzechowi albo w jakiś inny sposób przyczyniam się do tego, że ty w swoim grzechu trwasz. Jestem wówczas twoim wrogiem, choćbym nawet żywił dla ciebie ciepłe uczucia.

Toteż ma Pani rację: moja miłość bliźniego zawsze będzie naznaczona jakąś ciemnością, jeśli nie będę umiał kochać samego siebie. Brak radości życia, a zwłaszcza zgorzkniałość czy wstręt do samego siebie zatruwają moją miłość bliźniego nawet w wymiarze doznań psychicznych. W wymiarze głębokim każdy grzech, a zwłaszcza moje trwanie w grzechu świadczy o braku prawdziwej miłości samego siebie i negatywnie rzutuje na mój stosunek do innych ludzi.[3]

[1] Wykorzystałem tutaj reklamę perfum NAOMI CAMPBELL MYSTERY, źródło: TWÓJ STYL rocznik 2002. Tekst Hymnu o Miłości.

[2] Jacek Salij OP, Nadzieja poddawana próbom, W drodze, Poznań 1995, s.117. Tekst w internecie: http://www.mateusz.pl/ksiazki/js-npp/js-npp_26.htm

[3] j.w.