Opowieść o Hiobie, czyli Bóg oskarżony

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Biblia, Hiob, Stary Testament

„Po co się daje życie strapionym, istnienie złamanym na duchu?” (Hi 3,20). Pytanie to Hiob stawia Bogu, który jedynie może na nie odpowiedzieć. Jest to pytanie człowieka cierpiącego, zwłaszcza cierpiącego niewinnie: dlaczego? dlaczego ja? Najbardziej brutalnie stawia je Księga Hioba.

Hiob nigdy nie istniał. Jego historia jest wymyślona. Księga należy do gatunku literatury mądrościowej (podobnie jak Pnp, Prz, Koh, Syr, Mdr). Literatura ta jest starsza i od Biblii i od samego Izraela. Narodziła się już w trzecim tysiącleciu, tradycje zaś ustne sięgają czasów znacznie dawniejszych.

Mądrość rozumiana jest tu jako wrodzona lub nabyta zdolność, która pozwala człowiekowi dobrze kierować swoim życiem i pomaga mu zapewnić sobie pomyślność, powodzenie a nawet szczęście. Nie utożsamia się ona z wiedzą, choć zakłada jej posiadanie.

„Mądry” jest zatem kupiec dobrze prowadzący interesy, a także wieśniak potrafiący dostosować swoje prace do rytmu pór roku, i żeglarz umiejący połączyć zręczność z odwagą…

Mądrość jest owocem doświadczenia osobistego, uważnej obserwacji znaków tego świata, praw przyrody. Dojrzewa jednak na gruncie mądrości wrodzonej, którą już od najwcześniejszych lat wzbogaca także mądrość ludu, plemienia, znajdująca wyraz we wskazówkach udzielanych synom przez ojców…

Człowiek mądry to ten także, który jest zdolny do przekazywania swej mądrości. Aby tego dokonać, musi nie tylko umieć mówić, ale także słuchać i rozumieć. Mądrość bowiem jest „sztuką życia z drugim”.

Choć mądrość wyrasta z ludzkiego doświadczenia i z ludzkich uzdolnień, inteligencji i zdrowego rozsądku, jest zarazem darem Boga. Ma ona zatem jeden korzeń o dwóch odnogach.

Jak powstaje owa mądrość? Bierze się na początku z prostej obserwacji tego wszystkiego, co człowieka na co dzień otacza, próbując niejako po omacku znaleźć jakieś podobieństwa, analogie i wskazówki, które by pomogły wytyczyć właściwą drogę. Te obserwacje przekazywano ustnie – ważną rolę odgrywały tu wtedy ton głosu, gest, symbol, uogólnienia, odwołanie się do obrazu („chodzi jak kaczka”, „…jakby kij połknął”). Pierwotna mądrość upodobała sobie przysłowia, które potem przesiano starannie, przekształcono, nadając ton bardziej dostojny, często przemieniając w moralne pouczenia.

Dwie najstarsze części Hi to: prolog (1 – 2) i epilog (42,7-17), oba pisane prozą, które pierwotnie stanowiły zapewne jedną bardzo dawną opowieść o cierpiącym niewinnie sprawiedliwym człowieku. Historia ta jest bardzo prosta: powodzenie – doświadczenie – wytrwałość i wierność – nagroda od Boga: powodzenie.

Ale autor – zapewne wielki poeta – zapragnął podjąć ten temat po swojemu. Wierzył, że poezja jest zdolna powiedzieć nieraz więcej niż wszelkie mądre rozważania, a jako człowiek pobożny wiedział, co oznacza spotkania człowieka z Bogiem. Postanowił wykorzystać starą opowieść o Hiobie. Rozbił ją na dwie części i między nie wstawił swój własny poemat o niezawinionym cierpieniu. Włączył też wzmianki o trzech przyjaciołach Hioba.

Warstwy literackie Księgi Hioba:

Na Hioba, który zawsze był pobożny i nieskazitelnie sprawiedliwy, zwalają się nagle niezliczone nieszczęścia. Chory i opuszczony przez wszystkich nędzarz opłakuje swój los siedząc w popiele. I wtedy przybywają, aby go pocieszyć, trzej ejgo przyjaciele: Elifaz z Temanu, Bildad z Szuach i Sofar z Naama. „Siedzieli z nim na ziemi siedem dni i siedem nocy, nikt nie wyrzekł słowa, bo widzieli ogrom jego bólu” (Hi 2,13).

Autor nie próbuje rozwiązać problemu zła i cierpienia, przedstawia raczej postawę, jaką człowiek może wobec nich przyjąć. Wie dobrze, że dla tego, kto prawdziwie cierpi, najrozsądniejsze nawet słowa nie są żadną pociechą i że znacznie więcej może dla niego znaczyć po prostu życzliwa obecność. Lepiej byłoby, gdyby pamiętali o tym również przyjaciele Hioba. Oni jednak, gdy tylko Hiob przemówi, sami zaraz zabiorą głos, by mu tłumaczyć, że niesłusznie się buntuje. Jeśli cierpi, to znaczy, że zgrzeszył, powinien zatem czym prędzej wrócić do Boga. Z wielkim zapałem dowodzą na różne sposoby, że grzesznicy zawsze bywają ukarani… Iluż ludzi i dzisiaj widzi w cierpieniu czy chorobie karę Bożą, ilu zaś niewierzących doszło do wniosku, że Bóg nie istnieje, gdyż woleli wybrać samotność i pustkę raczej niż Boga, który wydawał się okrutnikiem…

Przyjaciele chcą zmusić Hioba, aby wrócił do Boga: „pojednaj się, zawrzyj z Nim pokój, a dobra do ciebie powrócą” (Hi 22,21). On jednak ma świadomość, że nigdy od Boga nie odchodził, nie rozumie, czym mógłby zawinić…

Bóg zaś milczy i to milczenie jest dla Hioba tym boleśniejsze, że nie tylko pozbawia go argumentów w sporze z przyjaciółmi, lecz nawet zdaje się podawać w wątpliwość jego własną długoletnią wierność: „Czemuż to żyją grzesznicy? Wiekowi są i potężni. Trwałe jest u nich potomstwo i dano oglądać im wnuki. Ich domy są bezpieczne, bez strachu, gdyż nie sięga ich Boża rózga.(…)  Pędzą swe dni w dobrobycie, w spokoju zstępują do Szeolu. Oddal się ‑ mówili do Boga ‑ nie chcemy znać Twoich dróg. Po cóż służyć Wszechmogącemu? Co da nam modlitwa do Niego? Czyż w ich rękach nie ma szczęścia, choć ich myśli od Niego daleko?” (Hi 21,7-9.13-16).

Hiob odwraca tradycyjny obraz powodzenia sprawiedliwych i utrapienia grzeszników. Przecież jest zupełnie odwrotnie. Cóż zatem pozostaje?… „Na jedno więc, rzekłem, wychodzi, prawego ze złym razem zniszczy. Gdy nagła powódź zabija, drwi z cierpień niewinnego; ziemię dał w ręce grzeszników, sędziom zakrywa oblicza. Jeśli nie On ‑ to kto właściwie?” (Hi 9,22-24).

Nieszczęsny i udręczony Hiob nie chce już dłużej słuchać fałszywych wywodów przyjaciół. Chce rozmawiać z samym Bogiem: „Co wiecie, i ja wiem także. Nie ustępuję wam w niczym. Lecz mówić chcę z Wszechmogącym, bronić się będę u Boga” (Hi 13,2-3).

Chce nawet Go oskarżać – nie tylko Bóg pokrzywdził Hioba, ale też otoczył milczeniem pustyni i ciemnością: „Wiedzcie, że Bóg mnie pognębił, swe sieci rozstawił wokoło. Gdy krzyknę: Gwałt ‑ nie ma echa, Ratunku! ‑ ja nie mam prawa. Drogę mi zamknął ‑ nie przejdę; na ścieżkach ciemności roztoczył”  (Hi 19,6-8). Obym ja wiedział, gdzie można Go znaleźć, jak dotrzeć do Jego stolicy? Wszcząłbym przed Nim swą sprawę i pełne dowodów miał usta. Gdybym znał słowa obrony, wiedział, co On mi odpowie… Czy natrze na mnie gwałtownie? Raczej zwróci na mnie uwagę. Z Nim się prawuję niewinny. Mój sędzia wypuści mnie wolno. Pójdę na wschód: tam Go nie ma; na zachód ‑ nie mogę Go dostrzec. Na lewo sieje zniszczenie ‑ nie widzę, na prawo się kryje ‑ nie dojrzę”(Hi 23,3-9).

To sam Bóg – wg Hioba – jest winny wszystkiemu. Cierpiący sądzi, że jego rozumowanie jest nie do obalenia. Skoro on jest niewinny, to przecież w Bogu musi być jakaś skaza, jakieś skrzywienie logiki, które dopuszcza cierpienie sprawiedliwego

W rozumowaniu tym sa jednak dwa zasadnicze błędy:

  • zakładając sprzeczność w istocie Boga, tak dalece zniekształca Jego obraz, że Bóg przestaje być Bogiem
  • punktem wyjścia dla Hioba jest ta sama stara zasada: cierpienie zawsze musi być karą; i tę zasadę należałoby podważyć, aby nawiązać na nowo kontakt z Panem Bogiem – jeśli nawet Bóg zsyła nieszczęścia, to przecież nie On, lecz przyjaciele Hioba odczytują te nieszczęścia jako karę za grzechy.

Hiob jednak różni się od ludzi nam współczesnych – jemu nie przyjdzie do głowy, że Boga może w ogóle nie być! Wiara nie jest tutaj intelektualnym przyjęciem istnienia Boga, lecz przede wszystkim ufnością, zawierzeniem, oddaniem.

Rozdział 16 przynosi jeszcze jedno oskarżenie Boga: „Sroży się w gniewie i ściga, zgrzytając na mnie zębami. Wróg zmierzył mnie wzrokiem. (…) Bóg mnie zaprzedał złoczyńcom, oddał mnie w ręce zbrodniarzy, zburzył już moją beztroskę, chwycił za grzbiet i roztrzaskał, obrał mnie sobie za cel. Łucznikami mnie zewsząd otoczył, nerki mi przeszył nieludzko, żółć moją wylał na ziemię. Wyłom czynił po wyłomie, jak wojownik natarł na mnie. Przywdziałem wór na swe ciało, czołem w proch uderzyłem, oblicze czerwone od płaczu, w oczach już widzę pomrokę, choć rąk nie zmazałem występkiem i modlitwa moja jest czysta. Ziemio, nie zakryj mej krwi, by krzyk ukojenia nie zaznał.

I tu właśnie pojawia się zadziwiające zdanie: Teraz mój Świadek jest w niebie, Ten, co mnie zna, jest wysoko. Gdy gardzą mną przyjaciele, zwracam się z płaczem do Boga, by rozsądził spór człowieka z Bogiem, jakby człowieka z człowiekiem” (Hi 16,9.11-21). Tam, gdzie brak wszelkiej poręki i pomocy ludzkiej, Bóg ma stać się pośrednikiem między Hiobem a Sobą, ma być jego świadkiem i obrońca, poręczycielem…

Długi dialog Hioba z przyjaciółmi zostaje zamknięty Hymnem o Mądrości (Hi 28). Jest to swego rodzaju krytyka ludzkiej mądrości, która potrafi wiele, ale nie wszystko… Zbłądzili przyjaciele Hioba, przykładając krótką, ludzką miarę do jego losu, ale zbłądził także i sam Hiob, kiedy po ludzku próbował osądzić Boga.

Aż wreszcie: „I z wichru Pan odpowiedział Hiobowi tymi słowami: Któż tu zaciemnić chce zamiar słowami nierozumnymi? Przepasz no biodra jak mocarz! Będę cię pytał ‑ pouczysz Mnie” (Hi 38,1-3).

Bóg przemawia do Hioba. Ale odpowiedzią udzieloną przez Jahwe jest przede wszystkim samo z Nim spotkanie. Pozwoli ono Hiobowi doświadczyć w sposób całkiem nowy obecności Boga, potwierdzając zarazem Jego miłość. Ale nie ma tutaj żadnych uspokajających rozwiązań.

Teraz Bóg przystępują do ataku na Hioba, przypierając go do muru Prawdy: „Gdzieś był, gdy zakładałem ziemię? Powiedz, jeżeli znasz mądrość. Kto wybadał jej przestworza? Wiesz, kto ją sznurem wymierzył? Na czym się słupy wspierają? Kto założył jej kamień węgielny ku uciesze porannych gwiazd, ku radości wszystkich synów Bożych?” (Hi 38,4-7). Wielkośc Jahwe to jednak nie tylko stworzenie świata, znajomość jego praw, ale też czuła troska, jaką otacza wszystko, co żyje…

Hiob milczy, bo pojął, że Świętość Boga przekracza wszelkie możliwe wyobrażenia i pojęcia, jakie człowiek może mieć o dobroci i sprawiedliwości. „Dotąd Cię znałem ze słyszenia, obecnie ujrzałem Cię wzrokiem, stąd odwołuję, co powiedziałem, kajam się w prochu i w popiele” (Hi 42,5-6).

Hiob spotkał się twarzą w twarz z Panem. Zewnętrznie nic się nie zmieniło. Siedzi nadal „w prochu i popiele”. Spotkanie to jednak otworzyło mu oczy. Ujrzał swoje prawdziwe miejsce w świecie i w planie Bożym. Tak niedawno jeszcze stawiał pytania, ale zdobył się też na wysłuchanie pytań mu postawionych. A na to, żeby wysłuchać, trzeba przestać mówić samemu, trzeba chcieć słuchać… Hiob chciał i dlatego usłyszał. Usłyszawszy zaś zrozumiał, że jedyną odpowiedzią, jaką on sam może dać Bogu jest milczenie – milczenie pełnej zgody na tajemnicę wolności Najwyższego.

Hiob wie już, że nic nie wie. Buntownik wyraża skruchę. Dostrzegł w sobie coś, czego wcześniej nie widział – grzech, który kryje się w niezbitym przekonaniu o własnej słuszności, a zatem i w prawie do sądzenia innych – nawet Boga. Wcześniej grzech ten czaił się na wpół uśpiony, kiedy to wierność Hioba zdawała się utożsamiać bez reszty z jego pomyślnością. Jest to szczególnie groźny grzech człowieka prawdziwie sprawiedliwego, który własną sprawiedliwość uznaje za miarę wszechświata.

Pozostaje jeszcze epilog, konieczny z dwóch powodów:

  • zachowanie w całości starej opowieści, z której narodził się poemat,
  • fakty musiały potwierdzić, że Bóg nie chciał cierpień Hioba dla nich samych; kiedy cel został osiągnięty i wiara sprawiedliwego przetrwała wszystkie próby, Bóg przywraca mu to, co stracił, daje mu nawet to, o co nie prosił…

Źródło: Anna Świderkówna, Rozmowy o Biblii, PWN, Warszawa 1994.