Robert Schuman – człowiek, myśl, dzieło

Grupa docelowa: Studenci Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Dusza Europy, Ojcowie Europy, Robert Schumann

Przypomnieć postać i dzieło Roberta Schumana; znaczy sięgać do źródeł procesu jednoczenia Europy i rzucić nieco światła na obszar historii współczesnej zaciemniony ocenami dyktowanymi przez bieżącą politykę, uprzedzenia ideologiczne, albo ignorancję. Nie jest to bez znaczenia, ponieważ historia to nie tylko przeszłość. To rzeczywistość wciąż żywa, która nas otacza i wpływa na nasze postawy, reakcje, decyzje i działania.

Przypomnieć Roberta Schumana, znaczy również podkreślić rolę etyki, godności, umiaru i dalekowzroczności w życiu politycznym, albo – innymi słowy – w służbie publicznej.

Robert Schuman urodził się 29 czerwca 1886 roku, zmarł 4 września roku 1963. Jego ojciec – Lotaryńczyk i Francuz, ożeniony z Luksemburką – przeniósł się do Wielkiego Księstwa po przyłączeniu Lotaryngii do Rzeszy. Zatrzymał jednak – otrzymane wbrew woli – obywatelstwo niemieckie, aby zachować związek z krajem rodzinnym.

Schuman przyszedł na świat w Luksemburgu i tam uczęszczał do szkół, ale odziedziczył po swoim ojcu głębokie przywiązanie do ziemi lotaryńskiej, gdzie zachowały się tradycje , Cesarstwa Zachodniego, wskrzeszonego przez Stolicę Apostolską w roku 800. Lotaryngia tworzy część obszaru nad Mozą i Mozelą, który był rdzeniem Cesarstwa i pozostaje do dziś jednym z najbogatszych ośrodków sztuki romańskiej i gotyckiej, tego wspaniałego pomnika dawnej jedności Europy – pomnika średniowiecznej Respublica Christiana, którą budował i której patronował Rzym. Przeniknięty kulturą łacińską jako Francuz i kulturą germańską jako obywatel Rzeszy, Robert Schuman był jednym z dwóch typów człowieka, które formowały od wieków strefy graniczne. Kontakt z inną kulturą, innym językiem, inną narodowością wywołuje czasami obawę, nienawiść i hermetyczne zamknięcie się w swojej tożsamości. Przykładem takiego typu był Adolf Hitler, urodzony na styku kultury niemieckiej i czeskiej. Może być jednak i tak, że kontakt z odmiennością budzi zainteresowanie i zrozumienie dla niej, mogące przerodzić się w życzliwość oraz otwarcie na wymianę i współpracę. Taki właśnie typ człowieka reprezentował Robert Schuman.

Po ukończeniu szkoły średniej w Luksemburgu, Schuman zrobił dodatkową maturę (Abitur) w Metzu, a następnie studiował prawo na uniwersytetach w Bonn, Berlinie, Monachium i Strasburgu. Pracę doktorską napisał na temat Streitbefangenheit und Rechtsmachtfolge als Voraussetzungen der Zivilprozess-ordnung. W roku 1912 założył kancelarię adwokacką w Metzu. Podczas pierwszej wojny światowej uniknął służby wojskowej ze względów zdrowotnych. Zarzut, jakoby służył wtedy w wojsku niemieckim nie był niczym innym, jak nikczemnym oszczerstwem propagandy komunistycznej, zwalczającej go tym zacieklej, im bardziej angażował się w budowanie jedności Europy. W roku 1919, po powrocie Lotaryngii do Francji, młody adwokat zostaje wybrany deputowanym do Zgromadzenia Narodowego z okręgu Mozeli. Z przerwą podczas II wojny światowej, Schuman reprezentował ten okręg w Zgromadzeniu do roku 1962. Na początku należał do Demokratycznej Unii Republikańskiej, ugrupowania, mimo swej nazwy prawicowego i konserwatywnego. Później jednak przyłączył się do Demokratów Ludowych, formacji politycznej, która po wojnie stała się trzonem Ludowego Ruchu Republikańskiego (Mouvement Republicain Populaire). Popchnął go do niego głęboki katolicyzm – jeden z najistotniejszych rysów jego osobowości. Wybitny socjalista francuski i – nawiasem mówiąc – praktykujący protestant, Andre Philip powiedział o Schumanie: „Tym, co uderzało w kontaktach z nim, było promieniowanie jego życia wewnętrznego; stało się wobec człowieka wiary, bez pragnień i ambicji osobistych, wobec człowieka totalnej szczerości i totalnej skromności intelektualnej, człowieka ożywionego pragnieniem służby, tam gdzie zostanie do niej powołany”. Włoski liberalny mąż stanu, Gaetano Martino, sformułował opinię podobną: „Robert Schuman był człowiekiem wiary. Swoje dzieło przepoił głęboką i niezniszczalną wiarą, która go ożywiała. Tylko w ten sposób można wyjaśnić tyle wytrzymałości, tyle pewności, tyle ciepła, które ożywiały człowieka z pozoru zimnego, nieśmiałego i skromnego, któregośmy znali. Siła, która go ożywiała była siłą wiary.”

Z tego źródła wypływały opcje intelektualne i wybory polityczne Schumana. W jego książce „Pour I’Europe” czytamy: „Demokracja zawdzięcza swoje istnienie chrześcijaństwu. Powstała ona wtedy, kiedy człowiek został wezwany do zrealizowania w swoim życiu doczesnym zasady godności osoby ludzkiej, w ramach wolności indywidualnej, poszanowania praw każdego i praktyki braterstwa wobec wszystkich… Demokracja jest związana z chrześcijaństwem doktrynalnie i chronologicznie… Chrześcijaństwo uczyło równości wszystkich ludzi, dzieci tego samego Boga, odkupionych przez Chrystusa, bez różnicy rasy, koloru skóry, klasy i zawodu. Przyniosło ono uznanie godności pracy i obowiązek jej uznania przez wszystkich. Przyniosło pierwszeństwo wartości wewnętrznych…”

W Zgromadzeniu Narodowym Robert Schuman bardzo rzadko zabierał głos na sesjach plenarnych. Dominująca na nich elokwencja łatwa, krzykliwa, napastliwa i powierzchowna, była z gruntu obca jego naturze. Dał się natomiast poznać i docenić dzięki znakomitej i pożytecznej pracy w Komisji Finansów i w komisji mającej na celu integrację, a raczej reintegrację Alzacji i Lotaryngii – gdzie z czasów niemieckich zachował się odrębny system prawny, podatkowy, szkolny i wyznaniowy – z Republiką Francuską.

22 marca 1940 roku deputowany Mozeli został powołany do Gabinetu Paula Reynauda na stanowisko Podsekretarza Stanu do Spraw Uchodźców. Trzy miesiące później w chaosie i tragedii klęski, Schuman znalazł się w tej przytłaczającej większości Zgromadzenia Narodowego, która przekazała władze Republiki w ręce marszałka Petain. Ówczesne Zgromadzenie Narodowe odzwierciedlało nastroje społeczeństwa francuskiego, dla którego Petain był przede wszystkim bohaterem spod Verdun. Mało kto przewidywał, jakie konsekwencje pociągnie za sobą ta decyzja.

14 września 1940 roku Schuman został aresztowany przez Gestapo i osadzony w więzieniu w Metzu. Zwolniony po 9 miesiącach, otrzymał nakaz przymusowego osiedlenia w Neustadt-an-der-Haardt, w Palatynacie niemieckim. Stamtąd uciekł 1 sierpnia 1942 roku i po dwóch tygodniach znalazł się w Lyonie, w strefie nieokupowanej. Do wyzwolenia Francji ukrywał się głównie w klasztorach, między innymi w opactwie benedyktyńskim Liguge, koło Poitiers. We wrześniu 1944 generał de Lattre de Tassigny powołał go na stanowisko doradcy politycznego do spraw Alzacji i Lotaryngii.

W pierwszych powojennych wyborach parlamentarnych, 21 października 1945, ponownie wchodzi do Zgromadzenia Narodowego jako deputowany Mozeli. W czerwcu 1946 zostaje Ministrem Finansów w rządzie Bidault i zachowuje to stanowisko w rządzie Ramadier. Od 24 listopada 1947 do 20 lipca roku następnego jest Premierem Republiki Francuskiej.

W następnym rządzie Schuman otrzymuje tekę Ministra Spraw Zagranicznych i zachowuje ją w ośmiu kolejnych gabinetach, tzn. od 27 lipca 1948 do 23 grudnia 1952 – co oznacza rekord w historii III i IV Republiki. Jego urzędowanie na Quai d’ Orsay zbiega się z okresem wielkich napięć i niebezpieczeństw w stosunkach międzynarodowych oraz decyzji brzemiennych w skutki. Przypomnijmy komunistyczny zamach stanu w Pradze oraz fale strajków rewolucyjnych, przewalającą się przez Europę Zachodnią. Przypomnijmy blokadę Berlina i początek wojny koreańskiej, odbieranej przez wielu jak nowa hiszpańska wojna domowa, tzn. jako preludium do III wojny światowej. Nie zapominajmy o pierwszych powojennych wyborach niemieckich, 14 sierpnia 1949 roku, i odrodzeniu państwa niemieckiego, o planie Marshalla i powstaniu NATO. W tej skomplikowanej i groźnej sytuacji, Schuman daje się poznać jako wielki mąż stanu.

Niektórzy mają okazję i przywilej zabłysnąć i odegrać rolę historyczną w wieku młodym. Schuman jednak ujawnił pełnię swoich talentów i zostawił głęboki ślad w dziejach Francji i Europy dopiero po przekroczeniu sześćdziesiątki. Wbrew pozorom nie był ani naiwny, ani nie wahał się w akcji. Znał dobrze naturę ludzką i wiedział, co znaczy egoizm, zawiść, paszkwil, chęć szkodzenia i zemsty. Pozostał jednak zawsze sobą: człowiekiem życzliwym i otwartym w kontakcie, skromnym, stroniącym od tłumu i ostentacji, powściągliwym w sądach, nawet wtedy, gdy postępowanie pewnych ludzi wzbudzało w nim głęboką dezaprobatę. Dzięki tym cechom Schuman wzbudzał zaufanie i na zaufaniu opierał swoją działalność – zarówno w kraju, jak i na arenie międzynarodowej. W żadnym okresie swojej historii powojennej Francja nie była tak ceniona za granicą i nie odgrywała tak wyraźnie roli wiodącej w Europie, jak wtedy, kiedy Robert Schuman kierował jej polityką zagraniczną. Po prostu Francję postrzegano przez pryzmat osoby jej ministra spraw zagranicznych – jego uprzejmości, głębokiej kultury, zrozumienia i szacunku dla stanowiska innych, gotowości do rozsądnego kompromisu, połączonej z inspirującą i mobilizującą wizją przyszłości i wspólnego działania.

Robert Schuman wiedział, czym jest polityka międzynarodowa godna tej nazwy. Wiedział także, że trzeba podjąć wyzwania nowej epoki historycznej, że trzeba mieć odwagę i przecinać wątpliwości śmiałą decyzją we właściwym momencie. Był jednym z pierwszych, którzy zrozumieli, że II wojna światowa dramatycznie zredukowała znaczenie państw i narodów Starego świata. Zdawał sobie sprawę ze słabości zrujnowanej i podzielonej Europy wobec olbrzymiej potęgi politycznej, gospodarczej i wojskowej Stanów Zjednoczonych. Czuł również niebezpieczeństwo, które zagrażało Europie Zachodniej ze strony Moskwy, wciąż ożywionej mesjanizmem bolszewickim i rozszerzającej swoje wpływy w Europie i Azji. Miał świadomość tego, że aby nie podzielić losu Europy Środkowej i Bałkańskiej, Europa Zachodnia powinna się zjednoczyć. Nie sądził jednak, aby zagrożenie ze Wschodu było istotnym i decydującym argumentem na rzecz owego zjednoczenia.

Podstawowe motywy integracji Europy widział gdzie indziej. Wojny światowe, podobnie jak wojny poprzednie, rysowały się Schumanowi jako konflikty bratobójcze, w obrębie rodziny narodów należących do tego samego kręgu cywilizacyjnego. Był przekonany, iż w drugiej połowie XX stulecia, żaden naród europejski nie może liczyć na rozwiązanie jakiegokolwiek ze swoich problemów kosztem innego narodu europejskiego, że zasadnicze problemy krajów europejskich są wspólne, a ich rozwiązanie może być znalezione tylko w postępie i rozwoju Europy jako całości. Wierzył, że wspólne dobro Europy jest równoznaczne z dobrem poszczególnych państw i narodów. Europa nie była dla niego pojęciem geograficznym, ale raczej wspólnotą duchową i cywilizacyjną, wspólnotą woli i losu. Będąc człowiekiem otwartym i życzliwym, ale równocześnie doświadczonym i praktycznym, Schuman nie dał się uwieść mirażom jedności politycznej świata i rządu światowego. Wierzył w braterstwo wszystkich ludzi i oczekiwał, iż kiedyś organizacja życia na naszej planecie odpowie wymogom tego braterstwa: Miał jednak świadomość tego, że aby przezwyciężyć stopniowe podziały między cywilizacjami; trzeba zacząć od budowy wspólnot opartych na bliskim sąsiedztwie, na powinowactwie duchowym i historycznym.

Schuman – myśliciel i trzeźwo myślący polityk, znający historię i dysponujący wielkim doświadczeniem – odrzucał analogię między powstaniem Stanów Zjednoczonych a budową jedności Europy, do której w latach powojennych nierzadko odwoływali się niecierpliwi entuzjaści europejscy. „Sytuacja nie była taka sama i precedens ten nie jest przekonujący – pisze Schuman – Ameryka była krajem nowym; który nadał sobie instytucje własnego wyboru, bez potrzeby zastąpienia tych już istniejących i bez potrzeby budowania związków z innymi krajami”.

Sytuacja w Europie była oczywiście inna. Chodziło o zbliżenie i zjednoczenie krajów o wiekowych tradycjach, o odmiennych instytucjach, o różnych sposobach widzenia historii. Dlatego Schuman przywiązywał największą wagę do wzajemnego zrozumienia między Europejczykami różnej narodowości, zrozumienia, które powinno towarzyszyć procesowi budowania instytucji europejskich, albo nawet go wyprzedzać. Podkreślał więc ogromną rolę nieskrępowanego ruchu ludzi i idei między krajami europejskimi. „Poznać jednych i drugich, takich, jakimi jesteśmy, z naszymi zaletami i wadami, naszym pokrewieństwem i rozbieżnościami, naszymi przesądami i zwyczajami, jest pierwszym warunkiem jakiegokolwiek zbliżenia”. Był przekonany, że idea europejska, oparta na wzajemnej znajomości i dobrej woli „ukaże wszystkim wspólne podstawy naszej cywilizacji i stworzy stopniowo związki podobne do tych, z których w epoce poprzedniej zrodziły się nasze ojczyzny”.

Wrodzona ostrożność, poszanowanie dla istniejących odrębności i znajomość sceny europejskiej umacniały Schumana w przekonaniu, iż w dziele zjednoczenia Europy nie jest konieczne przeskakiwanie etapów, jak tego pragnęli w latach powojennych działacze i ideolodzy pokroju Altiero Spinelli. Schuman zdawał sobie sprawę, że państwa europejskie są zakorzenione nie tylko na mapie politycznej, ale również w umysłach i sercach ludzi. Dążenie do wywłaszczenia państw z ich zasadniczych uprawnień, a nawet do ich obalenia, było według niego niebezpiecznym błędem, niosącym ze sobą ryzyko sprowokowania skutków dokładnie odwrotnych w stosunku do zamierzonego celu. W swej książce „Pour l’Europe” Schuman pisze: „Polityka europejska, w naszym przekonaniu, absolutnie nie jest sprzeczna z ideałami patriotycznymi każdego z nas… Ma ona na celu zbudowanie d1a wolnych narodów Europy struktury organicznej, zdolnej położyć kres anarchii, w której się szamoczą… Duch Europy wyłoni się z różnorodności jej cech i aspiracji. Jedno?ć koncepcji podstawowych godzi się z wielością tradycji i przekonań oraz z odpowiedzialnością wyborów indywidualnych”.

Schuman był w gruncie rzeczy federalistą. Pisze, że „słowo federacja jest prawniczą formułą myśli głębokiej i ludzkiej, otwierającej nowe perspektywy”. Zdawał sobie jednak sprawę, że społeczeństwa europejskie nie dojrzały jeszcze do nadania jedności formy federalnej. Nawoływał więc do rozwagi. Tymczasem federaliści, pochodzący głównie z ruchów oporu, albo oswobodzeni z więzień i obozów hitlerowskich Niemiec i faszystowskich Włoch, wierzyli, że narody europejskie – poddane w czasie wojny temu samemu uciskowi, wystawione na te same niebezpieczeństwa, zbratane przez wspólną walkę i niesione przez te same nadzieje – zamieniły się już w jeden naród europejski. Proponowali więc powołanie do życia „Kongresu narodu europejskiego”, którego zadaniem byłaby walka polityczna wzorowana na strategii Partii Kongresowej w Indiach, zmierzająca do zwołania Konstytuanty europejskiej i zjednoczenia Europy drogą bezpośrednią i rewolucyjną. Wypowiedzi największych autorytetów wydawały się uzasadniać taki typ akcji i podtrzymywać tego rodzaju oczekiwania. Winston Churchill na przykład, wezwał do stworzenia Stanów Zjednoczonych Europy w swoim słynnym przemówieniu na otwarciu roku akademickiego 1946/47 Szkoły Politechnicznej w Zurychu. Kongres Europejski w Hadze, który jesienią 1948 roku zgromadził 800 najwybitniejszych osobistości politycznych i intelektualnych Europy, przyjmował rezolucje równie entuzjastycznie, co radykalnie.

W rzeczywistości krasomówstwo i zapał szły często w parze z naiwnością i brakiem doświadczenia. Rada Europy, która powstała 5 maja 1949 roku jako rezultat Kongresu Haskiego, okazała się cieniem tego, czego pragnęli jej inicjatorzy, tzn. rządu europejskiego. Schuman podpisał traktat londyński, powołujący Radę do życia i oczywiście widział wyraźnie dystans między rezolucjami zebrań ożywionych najlepszymi intencjami, a rzeczywistością życia politycznego i międzynarodowego, zakorzenionego w wiekowej tradycji.

Dlatego właśnie zrodziło się zrozumienie, zaufanie i współdziałanie między nim a Jeanem Monnet, również oddanym całą duszą idei europejskiej, ale trzeźwym, ostrożnym i doświadczonym. W końcu lat 40-tych i na początku roku 1950, podjęcie konkretnych kroków ku zjednoczeniu Europy wydawało się potrzebą palącą. Niebywałe napięcie w stosunkach międzynarodowych i szerzące się przekonanie o nieuniknionym wybuchu III wojny światowej, paraliżowało energię i unieruchamiało społeczeństwa w oczekiwaniu katastrofy. Dokonanie czego? całkowicie nowego w historii, miało wydobyć Europę Zachodnią z zaczarowanego kręgu zimnej wojny. Dlatego w gronie czterech najbliższych współpracowników Monnet przygotował projekt Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, mający na celu złączenie ścisłymi więzami gospodarczymi Francji, Niemiec i innych krajów europejskich gotowych do współpracy. Chodziło o ustanowienie władzy instytucji europejskich, niezależnych od rządów narodowych, nad dwoma dziedzinami produkcji, które w końcu lat 40-tych były jeszcze zasadniczą podstawą każdej gospodarki. Projekt ten miał m. in. na celu wykluczenie raz na zawsze wojny między krajami Europy Zachodniej. Energia i stal były przecież niezbędną podstawą produkcji materiału wojennego, wyposażenia sił zbrojnych i wszelkiego typu akcji militarnej.

Jedną z najbardziej ujmujących cech Schumana było jego otwarcie na nowe idee. Dlatego dał się przekonać o słuszności projektu Monneta, mimo iż był to plan absolutnie bez precedensu. Pociągał go on m.in. dlatego, że otwierał możliwość stworzenia nowego typu stosunków między Francją a Niemcami, krajami odgrodzonymi od siebie wiekami wojen, nieufności, uprzedzeń i nienawiści. Schuman zdawał sobie sprawę, że – aby użyć jego słów – „Niemcy nigdy nie były bardziej niebezpieczne, niż wtedy, kiedy były odizolowane”. Wydawało mu się niezbędne włączenie Niemiec do organizacji europejskiej dysponującej realną władzą, pozwalającej Niemcom na rozwój i postęp, otwierającej przed nimi perspektywy pełnego równouprawnienia w rodzinie narodów, ale wykluczającej możliwość agresji lub dominacji z ich strony.

Udział Niemiec w Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali miał być pierwszym krokiem w tym kierunku. Schuman czuł, że nie trzeba zwlekać. Z jednej strony Niemcy, podobnie jak inne kraje zachodnie, czuły zagrożenie ze Wschodu, szukały oparcia i solidarności z państwami sąsiednimi. Z drugiej strony, II wojna światowa zmiotła w Niemczech dawne struktury polityczne, co czyniło ten kraj szczególnie dostępnym dla nowych idei i form organizacyjnych. Minister Spraw Zagranicznych zdecydował się więc udzielić swojego poparcia i nazwiska projektowi Monneta. Przekonany o konieczności dyskrecji i zainteresowany tym, aby projekt nie ugrzązł w debatach Parlamentu i Rady Ministrów, Schuman nie ujawnił go nikomu podczas kilku miesięcy potrzebnych ekipie Monneta na opracowanie go w szczegółach. Na początku maja 1950 Schuman przedstawił gotowy plan Radzie Ministrów i dzięki swym talentom dyplomatycznym oraz sile przekonywania uzyskał dla niego aprobatę swoich kolegów z rządu. Następnie uzyskał zgodę Kanclerza Adenauera, co też nie było rzeczą łatwą, biorąc pod uwagę legendarną ostrożność i nieufność szefa rządu Republiki Federalnej. Schuman rzucił jednak na szalę całą siłę swojego doświadczenia i charakteru.

Po uzyskaniu zgody rządu francuskiego i niemieckiego, Schuman powiadomił o swojej inicjatywie gabinety Wielkiej Brytanii, Włoch, krajów Beneluksu i Stanów Zjednoczonych. Oceniając, że teren jest wystarczająco przygotowany, 9 maja 1950 roku, złożył swoją słynną deklarację publiczną i przedstawił plan, który miał nosić jego nazwisko: „Europa nie powstanie od razu i jako konstrukcja całości, będzie się budować poprzez konkretne realizacje, tworząc w pierwszym rzędzie faktyczną solidarność. Zespolenie narodów europejskich wymaga, aby odwieczne przeciwieństwa między Francją i Niemcami zostały wyeliminowane – podjęta akcja powinna odnosić się w pierwszym rzędzie do Francji i Niemiec… Zespolenie produkcji węgla i stali zapewni bez zwłoki stworzenie wspólnych podstaw rozwoju ekonomicznego, pierwszego etapu Federacji Europejskiej… Przez zespolenie podstawowych produkcji i ustanowienie nowej Wysokiej Władzy, której decyzje będą wiążące dla Francji, Niemiec i krajów, które się do nich przyłączą, ta propozycja położy podwaliny Federacji Europejskiej niezbędnej dla zachowania pokoju”.

Deklaracja z 9 maja 1950 roku była połączeniem idealizmu i ambitnej wizji z metodą pragmatyczną, opartą na głębokiej znajomości społeczeństw, historii i sceny międzynarodowej: federalizm – tak, ale realizowany stopniowo, w sposób daleki od prowokacji. Po rządzie Republiki Federalnej, który zadeklarował gotowość udziału w Europejskiej Wspólnocie Węgla i Stali jeszcze przed deklaracją majową, akces zgłosiły Włochy, Belgia, Holandia i Luksemburg, ale nie Wielka Brytania, która została zaproszona do udziału na równi z wymienionymi krajami. 20 czerwca 1950 roku, pod przewodnictwem Monneta, zaczęła swoje prace konferencja złożona z przedstawicieli sześciu rządów, mająca na celu redakcję traktatu ustanawiającego Wspólnotę. „Wąski partykularyzm pisze Schuman – ustąpił miejsca prawdziwemu duchowi zespołu, współpracy i wzajemnego zrozumienia. Ta zmiana klimatu stanowiła sama w sobie olbrzymi postęp.”

Rzeczywiście, prace konferencji stanowiły intelektualny, moralny i polityczny przełom w historii Europy. Delegacje rządów nie walczyły w obronie, dobrze, czy źle pojętych, interesów własnego państwa, ale pracowały dla dobra wspólnego grupy państw, które razem zdecydowały się stawić czoła wyzwaniom okresu powojennego. Któregoś dnia Schuman wszedł do sali, w której pracowały delegacje i od razu wyczuł panującą tam atmosferę. „Widzę – powiedział – że to nie są negocjacje, ale wspólne poszukiwanie”. Zdanie to obiegło kancelarie rządowe oraz redakcje dzienników i na całe lata upowszechniło pożyteczny skrót myślowy. Kiedy w rozmowach i dyskusjach chodziło o udzielenie zwięzłej odpowiedzi na pytanie, czym jest integracja europejska, odpowiadano – i sądzę, że była to odpowiedź słuszna – „jest to wspólne poszukiwanie”.

Praca nad traktatem była niebywale trudna. Dyskutowane problemy ekonomiczne, techniczne, prawnicze i polityczne wydawały się, na pierwszy rzut oka, nie do rozwikłania. Niemniej, dzięki wyjątkowej atmosferze konferencji, dobrej woli i kompetencji delegatów, stałej inspiracji i poparciu ze strony Monneta i Schumana, wiosną 1951 roku dokument był gotów. Podpisanie nastąpiło 18 kwietnia, proces ratyfikacyjny zakończył się stosunkowo szybko i traktat wszedł w życie 25 lipca 1952. Wkrótce potem organy Wspólnoty, osadzone w Luksemburgu, zaczęły swoją działalność. Projekt, który przeszedł do historii pod nazwą Planu Schumana, stał się rzeczywistością.

Struktura instytucjonalna Wspólnoty stała się prefiguracją struktur, które istnieją dzisiaj, i które w najbliższych dziesięcioleciach będą prawdopodobnie siłą napędową jednoczenia Europy. Była ona skomplikowana: Wysoka Władza (dzisiejszy odpowiednik nazywa się Komisją), na czele której stanął Monnet; Rada Ministrów; Zgromadzenie Parlamentarne (dzisiaj – Parlament Europejski); Trybunał Wspólnoty, którego jurysdykcja stanowi jedno z głównych źródeł prawa europejskiego i który – podobnie jak Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych – odgrywa rolę nie tylko prawniczą, ale również polityczną; Rada Ekonomiczna i Społeczna, o charakterze konsultacyjnym; Izba Kontroli itd. Dlaczego taka komplikacja? Odpowiedź była i pozostaje prosta: dlatego, że skomplikowana jest Europa, a jej niesłychane bogactwo narodowe, kulturalne, społeczne, historyczne i polityczne powinno znaleźć odbicie w instytucjach powołanych do tego, aby kształtować jej przyszłość.

Trudno przecenić znaczenie Planu Schumana. Jego sukces oznaczał powstanie ważnego laboratorium jednoczenia Europy. Stworzony został przykład współpracy i braterstwa Europejczyków, który można było przeciwstawić zbrodniczym doktrynom walki ras i walki klas. Wspólnota nie miała być ekskluzywnym klubem. Niektóre kraje odmówiły udziału, mimo, iż zostały zaproszone. Inne, poddane brutalnej kontroli zewnętrznej, nie mogły nawet marzyć o udziale. Sam Robert Schuman napisał: „Współpracujemy w zespole sześciu krajów nie przez rodzaj egoistycznej wyłączności, ale dlatego, że tylko te kraje przyjęły naszą koncepcję i nałożyły na siebie naszą dyscyplinę”.

Ani Schuman, ani Monnet nie byli zwolennikami zbytniego pośpiechu. Sądzili, że koncepcje i sytuacje muszą dojrzeć, aby stać się odskocznią do nowego jakościowego kroku naprzód. Jednakże rosnące napięcie międzynarodowe, a zwłaszcza wojna koreańska, zmusiło ich do podjęcia nowych działań.

Europejska Wspólnota Obronna – znana jako Plan Plevena, od nazwiska francuskiego Ministra Obrony i Premiera – miała nie tylko wzmocnić szanse oporu Europy Zachodniej, ale również przyspieszyć powołanie autentycznej europejskiej unii politycznej. Projekt traktatu został znowu przygotowany przez Monneta i jego ekipę. Schuman udzielił mu swego pełnego poparcia. 27 maja 1952 roku złożył w imieniu Francji swój podpis na traktacie powołującym do życia Europejską Wspólnotę Obronną. Nie mógł jednak doprowadzić dzieła do końca, gdyż u schyłku tego samego roku przestał piastować stanowisko Ministra Spraw Zagranicznych.

Francuskie Zgromadzenie Narodowe, które jako ostatni z sześciu parlamentów krajów Wspólnoty otwarło debatę nad ratyfikacją, odrzuciło traktat 30 czerwca 1954 roku. Decyzja ta została podjęta głosami gaullistów i komunistów, wzmocnionych pojedynczymi głosami deputowanych innych partii. Schuman, już nie jako aktor, ale jako obserwator, znakomicie uchwycił znaczenie tego faktu: „Taka postawa, która stawiała Francję w opozycji do jej poprzedniej polityki, odbierała jej niekwestionowany autorytet w dziedzinie inicjatywy europejskiej”.

Nie ulega wątpliwości, że porażka Europy była również porażką Francji. Chimery mocarstwowości, iluzje związane ze śmiercią Stalina, nagła fala podejrzeń co do intencji sąsiadów i stanowiska Stanów Zjednoczonych, przeważyły nad duchem i kierunkiem, które polityce Francji starał się nadać Robert Schuman. Francja straciła zaufanie i sympatie swych partnerów i pozbawiła się na długo najpiękniejszej z ról, które dane jej było odgrywać w tysiącletniej historii: roli „Piemontu Europy”. Przed dziełem integracji europejskiej otworzył się trudny okres. Trzeba było szukać formuł zastępczych i nowych rozwiązań instytucjonalnych. Pewne postępy zostały zrobione i praca trwa nadal. Praca niełatwa, ponieważ demony przeszłości wciąż są żywe. Schuman sprawował jeszcze funkcję Ministra Sprawiedliwości w latach 1956-57 i Przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w latach 1958-60. Jednak apogeum jego działalności przypada na okres, który spędził na czele francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wtedy właśnie okazał pełnię swojej intuicji, zdolności analizy i syntezy, wizji przyszłości, pewności sterowania, umiejętności tworzenia atmosfery zaufania oraz inspirowania konstruktywnej współpracy. Nigdy Europa nie postępowała w dziele zjednoczenia tak szybko, jak wtedy. Nigdy Francja nie cieszyła się większym szacunkiem, nigdy jej rola wiodąca nie była szerzej uznana, jak właśnie wtedy, kiedy jej polityką zagraniczną kierował człowiek skromny, samotny, życzliwy, któremu nigdy nie przyszło na myśl, aby uprzywilejowanego miejsca dla swojej osoby, swojego urzędu albo swojego kraju.

Jerzy Łukaszewski, Wystąpienie na konferencji „Ojcowie współczesnej Europy”zorganizowanej przez Polską Fundację im. Roberta Schumana. Autor jest ambasadorem Polski we Francji. Źródło tekstu: 1998 Mateusz.