Ślub

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Małżeństwo, Sakrament małżeństwa, Sakramenty

Czy ślub jest gwarancją szczęścia? Dla 47 procent przebadanych przez TNS Polska – nie. Jak się także okazuje, Polacy uważają, że to kobiety mają większe parcie na małżeństwo i wesele. Czy do małżeństwa nie trzeba dwojga?

Jak związek, to wolny 

Z danych TNS Polska wynika, że 47 procent Polaków nie wierzy, że małżeństwa są szczęśliwsze od wolnych związków (27 procent uważa, że ślub to gwarancja szczęścia, a zdania na ten temat nie ma 26 procent).

– Sceptyczny stosunek do ślubu, prezentowany w badaniach jest dowodem na realizm myślenia i opisywania współczesnego świata przez wypowiadające się osoby – tłumaczy dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz, Kierownik Zakładu Nauk o Rodzinie Dolnośląskiej Szkoły Wyższej. – Ślub nie jest gwarancją szczęścia – nie jest gwarancją niczego. Można ten zwyczaj, obyczaj czy formę – rodzaj umowy, zobowiązanie zawierane przez dwoje ludzi traktować jako: wynikającą z zapisów prawa formalność, która ułatwia, a często umożliwia życie w obszarze społecznym – zwłaszcza tym instytucjonalnym. Można traktować ślub jako osobiste, ważne aksjologiczne zobowiązanie – to musi być rzeczywiście ważne, subiektywnie ważne zobowiązanie dla dwojga ludzi. Rodzaj przysięgi składanej sobie nawzajem, jednak przy świadkach i w instytucji kulturowo i prawnie do tego powołanej. Ludzie jednak wiedzą – dzięki np. historiom innych par, że instytucjonalno-prawne zakorzenienie tego zobowiązania niczego nie gwarantuje – bardziej stwarza pozory takiej gwarancji. To właśnie pozór, że po ślubie ” jesteś mój” „moja” sprawia, że ludzie przestają się starać o związek, pracować nad nim. Stają się dla siebie codziennością, oczywistością, a przecież wszyscy wiemy, że miłość, namiętność, pożądanie to przeciwieństwa codzienności, rutyny i przyzwyczajenia – dodaje dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz.

Wolność i swoboda 

W Polsce coraz więcej par wybiera związki, które nie są zalegalizowane. – Do czasu urodzenia dzieci razem z moim partnerem – bardzo opornym w kwestii ślubu – byliśmy w nieformalnym układzie – mówi Michalina, od roku żona, a od dwóch lat mama bliźniąt. Szybko pojawiły się jednak problemy związane z kwestią nazwisk. Nie wiem, jak wygląda ta sytuacja w rodzinach, w których żona nie ma nazwiska męża lub go nie dodała – w naszym przypadku kilka razy musiałam pojawiać się w różnych miejscach z pełną dokumentacją – aktami urodzenia i dowodami osobistymi – wspomina. – To ja nakłoniłam mojego partnera do wzięcia ślubu – myślę, że w pewnym stopniu chciałam nas scalić, sama się więc się mu oświadczyłam i zaciągnęłam do ołtarza – wzięliśmy ślub kościelny, ale mój mąż ślubował jako niewierzący.

– Czy jesteśmy bardziej szczęśliwi? Ja na pewno tak, bo jestem spokojniejsza, a mój mąż? Twierdzi, że moje szczęście jest jego szczęściem. Bilans mamy więc dodatni – śmieje się.

– Dzisiaj mówi się powszechnie, ze ludzie stali się indywidualistami. Ich orientacje życiowe skupione są przede wszystkim na realizacji własnych potrzeb i ambicji. Związek – zwłaszcza poparty instytucjonalno-prawnym zobowiązaniem – wymaga rezygnacji przynajmniej czasami i przynajmniej z jakiejś cząstki własnych planów, potrzeb czy marzeń. Ludzie nie zawsze chcą rezygnować z siebie. Często stawia się życie w związku, wymagające poświęceń, w opozycji do życia w pojedynkę, atrakcyjniejszego bo nastawionego na „ja” – tłumaczy dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz.

– Zniknęły także ekonomiczne i obyczajowe przyczyny atrakcyjności małżeństwa – singiel czy związek nieformalny nie są już społecznie naznaczone. Niezależność finansowa kobiet i mężczyzn, możliwości realizacji swych bytowych potrzeb nie skazują nas dzisiaj na konieczność życia w związku. Mamy taką możliwość – nie przymus i nie konieczność. Dlatego dzisiaj mówi się o czystych związkach – zawieranych z miłości, z wzajemnej atrakcyjności partnerów a nie dla pozycji społecznej, materialnej czy zmiany statusu. Kiedy miłość mija – nic nas już, żadne dobra ani statusy, przy sobie nie trzymają – tłumaczy dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz.

Oświadczyny? Wymuszone 

Przypadek Michaliny, która namówiła partnera na ślub, potwierdza wyniki kolejnego punktu ankiety. W polskim społeczeństwie panuje bowiem przekonanie, że ślub jest ważniejszy dla kobiety (54 procent). Pogląd, że jest równie ważny dla kobiety i mężczyzny wyznaje 39 procent, a że dla mężczyzny zaledwie dwa procent. – Wszyscy moi kumple bardzo sprytnie prosili swoje ukochane o rękę – wyznaje Maciej, zatwardziały przeciwnik małżeństwa. – Żaden z nich nie zapytał, czy dziewczyna zostanie jego żoną, tylko pytali, czy się z nim zaręczy. Przy takiej deklaracji ciężko wymagać rychłej wycieczki do ołtarza – mruga okiem. Czy oświadczyli się z własnej woli? – Różnie – tłumaczy Maciej. – Część sama, inni czuli, że narzeczona bardzo chce. Każdy jednak sam wybrał moment i zbudował oprawę – dodaje.

Olga, mężatka od 10 lat ma na ten domniemanej presji ze strony kobiet temat inne zdanie: – W ogóle nie naciskałam mojego męża na ślub, ten temat był raczej powodem do żartów z mojej strony. Pamięć mojego męża wyparła brak namów. Ostatnio podczas wymiany zdań usłyszałam, że to ja na nim wymogłam zaręczyny i ślub – dodaje oburzona.

Także Ewa ma zupełnie inne wspomnienia związane z zaręczynami. – Każdy z moich chłopaków na pewnym etapie naszego związku wyskakiwał z tematem oświadczyn i ślubu – naprawdę każdy. Myślę, że wynikało to z mojego silnego poczucia niezależności – zaobrączkowanie mnie było dla nich formą przywiązania do siebie. Ja się jednak wymykałam i dalej uciekam przed poważnymi deklaracjami. Dlaczego? – Bo mam same złe doświadczenia. Mogłabym nawet napisać pracę ” Akt małżeństwa, jako środek zabijający miłość”. Nie planuję ślubu, jestem przeciwna idei, każdej formie – urzędowi i kościołowi, nie wierzę w miłość prawnie usankcjonowaną.

Co ciekawe przekonanie o tym, że ślub ma większe znaczenie dla kobiety, traci na popularności w starszych grupach wiekowych (powyżej pięćdziesiątego roku życia), a zyskuje wraz z wyższym wykształceniem.

Dlaczego to kobiety naciskają na ślub? – Zmiany obyczajowe wobec kobiet, zwłaszcza w małych miastach i na wsi są nieco wolniejsze – tłumaczy dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz. – Mężczyzna bez żony to wolny mężczyzna – o kobiecie raczej nie powiemy wolna. Ciągle lęk przed staropanieństwem jest lękiem niektórych kobiet. Będzie to trwało tak długo, jak długo elementem samooceny kobiety i tego, jak oceniają ją inni, będzie fakt czy ma i jakiego ma męża. Podobnie jak z ciałem – to kobiety muszą być szczupłe, piękne i młode – mężczyźni mogą. Jest jednak wielka różnica między mogę a muszę. Również socjalizacyjne wzory – także w wychowaniu rodzinnym – są różne wobec dziewcząt i chłopców. Społeczno- kulturowa rola kobiety to rola matki i żony. Do tej roli jest przygotowywana. Społeczno- kulturowa rola chłopca to rola odkrywcy, zdobywcy, gracza, szczęściarza do takiej roli przygotowywani są chłopcy – dodaje dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz.

Kobiety nie tylko wywierają większą presję na ślub, ale także bardziej angażują się w przygotowania. – Pan młody owszem wspiera, rozważa sprawy na poziomie mocno ogólnym, ale w szczegółach projektem ślubnym opiekuje się zwykle kobieta – przyznaje Katarzyna Gajek, konsultantka ślubna, właścicielka agencji wedding plannerskiej Aspire. – Sporadycznie zdarza się mężczyzna jest głęboko zaangażowany we wszystkie aspekty przygotowań. Dekoracje, stroje, kwiaty to nie są męskie klimaty. Chętniej mężczyźni angażują się w sprawy ustalania weselnego menu, listy alkoholi, pojazdu ślubnego i budżetu – dodaje Katarzyna Gajek.

Wesele na pokaz 

Po co organizujemy wielkie wesela? Bo wesele powinno być huczne – tak uważa 39 procent ankietowanych, a także dlatego, że wystawna impreza jest warunkiem koniecznym udanego ślubu – deklaruje 42 procent (53 procent nie podziela tego zdania). Większość Polaków (73 procent) uważa, że wesele organizuje się bardziej dla rodziny i bliskich niż dla samej pary młodej. Konieczność urządzenia wystawnego wesela deklarują w większości mieszkańcy wsi (40 proc.), a urządzanie go na dla innych to zdaniem 85 proc. respondentów mieszkających w miejscowościach powyżej 500 tysięcy mieszkańców powody stojące za organizacją wesel.

– W naszym gronie wszyscy po kolei brali ślub i organizowali wesela – mówi Kornelia. Jedna z par wyłamała się i postanowiła wziąć ślub w towarzystwie urzędnika za granicą. Na ślub nie zaprosili nikogo, a wesela w ogóle nie urządzili – część z nas poczuła się oszukana i ograbiona z przeżycia ich ślubu, nie mówiąc już o niemożności zrewanżowania się za prezenty, które dostaliśmy od nich – wyznaje kobieta.

– Czy nasze wesele było zrobione pod rodzinę? – zastanawia się Marzena, która jest świeżo po ślubie. – Na pewno nie! Nie zastosowaliśmy się do żadnej z sugestii ze strony moich rodziców i teściów. Chcieliśmy, żeby wszystko było tak, jak to sobie wymyśliliśmy. Zgodziliśmy się na poprawiny, które w całości zorganizowali nasi rodzice – śmieje się Marzena na samo wspomnienie. – Było tak, jak oni sobie wyobrażali nasze wesele – przaśnie i swojsko – nie zabrakło wozu z kiełbasami, śpiewającej pani z keyboardem i zabaw w kółeczku – dodaje Marzena.

Huczne, czyli jakie? 

Katarzyna Gajek, tłumaczy: – Funkcjonuje obiegowa opinia, że ślub jest dla pary młodej, a wesele dla gości. Jak wynika z mojego doświadczenia jako wedding plannerki w ślubno-weselnych przygotowaniach jest taki etap, kiedy trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jesteśmy na tyle odporni i silni, by się przeciwstawić tradycyjnemu podejściu do wesela czy też raczej nie chcemy się nikomu narażać, opinie naszych rodzin są ważne i „odpuszczamy” swoje nowatorskie podejście i decydujemy się na tradycyjne rozwiązania. Narzeczeni często mają taki dylemat, bo mają inne niż, np. ich rodzice, podejście do ślubowania i weselenia się. Chcą wziąć z tradycji tylko to, co im odpowiada, wybrane symbole, a resztę zrobić po swojemu. Jednak presja rodzin jest często ogromna. Szczególnie, jeśli to rodzice finansują uroczystości Parze Młodej. Wtedy nie łatwo jest przeforsować „inny” niż tradycyjny model wesela. Dlatego młode pary dzielą się na te, które robią po swojemu nie obawiając się jakiegoś rodzinnego bojkotu, oraz na te, które nie chcą się narażać i zgadzają się na rozwiązania oczekiwane przez rodziców/rodziny. Ci drudzy, już po uroczystościach, mają niekiedy pewien rodzaj „moralnego kaca”.

Czy huczne wesela rzeczywiście są na porządku dziennym? – Niełatwo odpowiedzieć na tak postawione pytanie, bo pewnie każdy z nas ma nieco inną definicję wesela skromnego i wesela hucznego – mówi Katarzyna Gajek. – Dla jednej pary hucznie to znaczy 300 osób z budżetem na poziomie 150 000 zł, dla innej 60 osób z budżetem 60 000 zł. Jeśli za huczne uznamy wesele, w którym udział bierze ok. 100 gości, na które przeznaczany jest budżet w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych, to takich organizujemy najwięcej, znacznie więcej niż tych skromnych spotkań w gronie najbliższej rodziny. Choć pewnie określenie „skromnie” nie musi się odnosić tylko do liczby zaproszonych na wesele gości.

Zdaniem dr hab. Mirosławy Nowak-Dziemianowicz nastąpiła teatralizacja życia. – Kolorowe pisma kreują styl życia, który Bauman nazywa konsumeryzmem. To już nie zwykła konsumpcja – to sens życia rozumiany jako otaczanie się przedmiotami, upodabnianie się do lansowanych w mediach zachowań, sposobów bycia. Jeśli cały świat ogląda ślub jakiejś jednej pary nieznanych sobie ludzi, ludzi o których prawie nic nie wiemy, a potrafią skupić na sobie naszą uwagę przez wiele godzin – mimo, że często nie mamy nawet chwili czasu dla naszych najbliższych – to właśnie są przykłady takich zachowań. Mediatyzacja, wszystko musi być zobrazowane – ludzie już nie doświadczają, nie przeżywają tylko fotografują, żeby pokazać. Pokazanie się na portalu społecznościowym, oznacza istnienie. Mówi się: przyszedłem do tego programu, żeby zaistnieć. Bez możliwości pokazania się już nie istniejemy? To nowa definicja, nowy sposób rozumienia naszej egzystencji – dodaje dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz.

Zmiana, nie kryzys 

Czy wyniki badań TNS Polska mogą świadczyć o kryzysie instytucji małżeństwa? – Instytucja małżeństwa zmienia się, jak wszystko wokół nas – odpowiada na to pytanie dr hab. Mirosława Nowak-Dziemianowicz. – Cała rzeczywistość społeczna, w której dziś żyjemy jest nowa, dotąd niespotykana. Pod względem możliwości realizacji własnych potrzeb każdego z nas także. Zmienia się świat wokół nas, zmieniamy się my sami, zmieniają się nasze relacje społeczne – muszą zmieniać się nasze związki z innymi, także te intymne.

Źródło tekstu: Gazeta.pl, 2012 rok