Spór o status embrionu

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Embrion

Jeśli „ideologia” polega na tym, że embrion ludzki uważa się za istotę ludzką, to taką samą ideologią jest pogląd, że taką istotą on nie jest – pisze genetyk, członek tzw. zespołu Gowina

Od pewnego czasu w mediach pojawiają się liczne wypowiedzi w sprawie uregulowania w Polsce stosowania metody zapłodnienia in vitro jako jednej z metod medycznie wspomaganej prokreacji. Sprawa budzi liczne kontrowersje, najważniejsza jednak dotyczy statusu ludzkiego embrionu.

Problem polega na tym, że w obecnej fazie metoda ta, dla uzyskania maksymalnej skuteczności, wymaga tworzenia nadliczbowych embrionów ponad te, które są przeznaczone do natychmiastowej implantacji kobietom. Te nadliczbowe są zamrażane. Nadają się one do implantacji również po rozmrożeniu, co wykorzystuje się głównie w przypadkach, gdy pierwsza implantacja nie doprowadziła do ciąży. W ten sposób unika się narażania kobiety na ponowną stymulację hormonalną i ponowną operację dla uzyskania następnych komórek jajowych.

Można śmiało powiedzieć, że skoro urodziło się na świecie ok. 3 milionów dzieci poczętych in vitro, od 2 do 3 milionów embrionów zostało zamrożonych. Część z nich zostaje potem implantowana, w praktyce jednak większość ulega w końcu likwidacji. Były już o tym doniesienia prasowe. Pytanie brzmi, czy niszczy się coś, czy kogoś – i jest to pytanie kluczowe.

Debata bioetyczna

W kulturze europejskiej osobnikowi gatunku homo sapiens nadajemy status normatywny – jest on istotą ludzką, czyli osobą. Z tym wiąże się powszechnie deklarowany respekt dla godności człowieka i przysługujące mu prawa, przede wszystkim prawo do życia. Istnieje jednak różnica zdań, czy status ten należy mu przyznawać na każdym szczeblu jego rozwoju.

Jest to jeden z kluczowych problemów w toczonej od 30 lat debacie bioetycznej, także na łamach najbardziej prestiżowych czasopism naukowych. Sformułował go klarownie na łamach „Nature” (388: 320, 1997) prominentny uczestnik tej debaty Axel Kahn, dyrektor jednego z instytutów biologicznych w Paryżu: „W rzeczywistości debata dotyczy statusu embrionu ludzkiego i jego praw jako jednostki ludzkiej. Odpowiedzi na to pytanie różnią się znacznie zarówno wewnątrz, jak i między narodami. Ogólnie biorąc, jednak wszyscy, którzy opowiadają się za legitymizacją tworzenia ludzkich embrionów in vitro dla celów badawczych, względnie dla przygotowania materiału terapeutycznego, opierają swoje stanowisko na przekonaniu, że embrion nie jest istotą ludzką”.

To przekonanie podzielają osoby, które nie widzą problemu z tworzeniem nadliczbowych embrionów w metodzie in vitro. Stanowisko to dobrze wyraził, też na łamach „Nature” przewodniczący Towarzystwa Maksa Plancka Hubert Merkl, stwierdzając, że „nie ma biologicznego powodu do przyznawania pełnego statusu osobowego kilkukomórkowemu embrionowi po prostu dlatego, że w interakcji z organizmem matki może się osobą stać”. Jednakże nie ma również biologicznego powodu, żeby mu tego statusu odmówić. Nauki przyrodnicze nie dostarczają bowiem żadnych obiektywnych kryteriów określenia stadium, w którym ten status musi być przyznany.

Wykazują jedynie, że zaczynający się od zygoty rozwój osobniczy człowieka przebiega według własnego, unikalnego programu genetycznego (ze zdeterminowanymi cechami od koloru oczu, różnych zdolności do ilorazu inteligencji), od początku do późnej starości czerpiąc z otoczenia wodę, tlen i proste związki organiczne. Nie da się w tym rozwoju wyróżnić naukowo jego przedludzkiej i ludzkiej fazy.

Moralne podmioty

Przyjęcie wyżej zacytowanego stanowiska stwarza jednak konieczność określenia stadium, w którym rozwijający się osobnik staje się istotą ludzką. Konieczność taka wynika chociażby z tego, że w kraju takim jak Polska zabijanie ludzi uważa się za naganne moralnie i traktowane jest jako przestępstwo.

Stąd zwolennicy „opóźnionej personalizacji” wysuwają w tej kwestii cały wachlarz propozycji. Status osoby łączony bywa: z momentem implantacji do macicy, pojawieniem się zaczątków układu nerwowego lub reakcji czucia, osiągnięciem stadium rozwojowego, w którym nie mogą już powstać bliźniaki jednojajowe, możliwością życia poza organizmem matki czy wreszcie pojawieniem się takich atrybutów racjonalności jak samoświadomość, autonomiczność, uczenie się, posiadanie uświadomionych interesów, relacje z otoczeniem. Hugo Tristram Engelhard, jeden z ojców bioetyki, głosi, że „osoby w ścisłym znaczeniu są moralnymi podmiotami (moral agents), gdy są samoświadome, racjonalne, zdolne do wolnych wyborów i mające interesy”.

Wszystkie te propozycje są całkowicie arbitralne i wymagające opisowego definiowania osoby, czyli podawania zestawu cech, które trzeba posiadać, by być osobą. Kto ma jednak decydować, którą propozycję należy przyjąć? Czy ustalać to przez głosowanie? Co więcej, jeśli raz zgodzimy się na arbitralne przyznawanie statusu osoby, wkraczamy na bardzo niebezpieczną drogę, która nie wiadomo, czym się skończy. Dowodów na to dostarcza historia.

Z powyższego wynika, że nie jest uzasadnione zachęcanie osób przeciwnych tworzeniu nadliczbowych embrionów do „posłużenia się rzetelną nauką, a nie ideologią”, jak to radzi na łamach „Gazety Wyborczej” (14.11.08) profesorowi Andrzejowi Zollowi Sławomir Zagórski, tak jakby profesor nie wiedział, że ograniczenie liczby tworzonych zarodków do bezpośrednio implantowanych znacznie zmniejsza efektywność oferowanej dziś przez naukę metody zapłodnienia in vitro.

Jeśli jego „ideologia” polega na tym, że embrion ludzki uważa się za istotę ludzką, to taką samą ideologią jest pogląd, że taką istotą on nie jest. Powoływanie się tu na naukę nie ma sensu, ponieważ, „rzetelna nauka” nie umożliwia rozwiązania tego filozoficznego problemu. Natomiast niewątpliwie rzetelnym postępowaniem jest upowszechnianie wiedzy medycznej o przyczynach powstawania bezpłodności, ponieważ w wielu przypadkach można by jej uniknąć, a także informowanie o negatywnych skutkach metody in vitro, o których pojawiają się doniesienia w poważnych czasopismach naukowych.

Embriony pod ochroną

Przyznanie osobowego statusu jednostce ludzkiej od początku jej powstania nie wymaga definiowania – wystarczy po prostu, by zaistniała. Jest to poważna przesłanka dla przeciwstawiania się klonowaniu terapeutycznemu, jak też procedurze in vitro zakładającej tworzenie nadliczbowych zarodków, ich selekcję i zamrażanie, które kończy się bardzo często ich zniszczeniem.

Trzeba przy tym wyjaśnić, że nie chodzi tu wyłącznie o selekcję eugeniczną, tj. nieimplantowanie zarodków obciążonych ciężkimi wadami genetycznymi (to wymaga specjalnego potraktowania w świetle ustawy dopuszczającej niekaralność aborcji w określonych przypadkach tego typu). Zamraża się przecież tylko embriony uznane za prawidłowe i spośród takich ktoś zdecyduje, któremu dać szansę rozwoju, a którego się tej szansy pozbawia. Dlatego dla osób uznających embrion za istotę ludzką obecna wersja metody in vitro, związana z tworzeniem nadliczbowych embrionów, prowadzi do tego, że zaistnienie jednego człowieka odbywa się kosztem zabicia innych.

Warto wspomnieć, że konwencja bioetyczna Rady Europy, do oceny której premier powołał zespół kierowany przez posła Jarosława Gowina, poświęca embrionom ludzkim tylko jeden krótki artykuł (nr 18) z dwoma punktami:

  1. Jeżeli prawo zezwala na przeprowadzanie badań na embrionach in vitro, powinno ono zapewnić odpowiednią ochronę tym embrionom.
  2. Tworzenie embrionów ludzkich do celów naukowych jest zabronione.

Trudno chyba uznać, że embrionom tworzonym w obecnie stosowanej procedurze zapłodnienia in vitro taką ochronę się zapewnia. Co więcej, w raporcie wyjaśniającym do tej konwencji, przygotowanym pod auspicjami sekretarza generalnego Rady Europy i zatwierdzonego do publikacji przez Komitet Ministrów UE, mówi się m.in., że konwencja także posługuje się pojęciem „istota ludzka” (human being) do wyrażenia konieczności obrony godności i integralności wszystkich ludzkich istot.

Uznano za powszechnie przyjętą zasadę, że ludzka godność i integralność istoty ludzkiej ma być respektowana tak wcześnie, jak zaczyna się życie (as soon as life begins). Stąd wniosek, że tym bardziej niedopuszczalne są procedury, w konsekwencji których embriony mogą być niszczone. Ta wykładnia nie jest wprawdzie częścią konwencji, ale wskazuje, że uważanie embrionu za istotę ludzką jest nie czymś kuriozalnym, jak to sugerują niektórzy publicyści. Bez argumentów religijnych.

Następną rzeczą, którą chciałbym podkreślić, jest to, że całość powyższych rozważań prowadzona była na płaszczyźnie intersubiektywnej, bez odwoływania się do argumentów np. religijnych, które mają znaczenie dla osób wierzących. Ze znanych mi wypowiedzi posła Jarosława Gowina wynika, że postępuje on dokładnie w ten sposób. Nic mu to jednak nie pomaga.

W Polsce bowiem nie podejmuje się dyskusji merytorycznej z poglądami, które choćby częściowo pokrywają się ze stanowiskiem Kościoła. Ktoś, kto z tymi poglądami się nie zgadza, tylko sprawdza, czy osoba je prezentująca jest katolikiem. Gdy się nim okaże, dla części publicystów causa finita – on musi tak mówić.

Próbkę takiego podejścia daje pani Kinga Dunin („Dziennik” – „Europa”, 17 – 18.01.09): „Moralność natomiast została oddana Kościołowi. I dziś nikt się nie dziwi, gdy języka Kościoła używają politycy. Pozwala się więc na to, by Jarosław Gowin mówił publicznie, że mrożenie zarodków jest zabójstwem dzieci. Nikogo nie dziwi oparta na ściśle religijnym języku argumentacja, choć Gowin reprezentuje partię uchodzącą za jakoś tam związaną z liberalizmem”.

Wtóruje jej dr hab. Magdalena Środa („Dziennik” – „Europa”, 24 – 25.01.09): „Kościołowi znacznie bardziej opłaca się teraz stawiać na Gowina niż na uczciwego, pryncypialnego, ale nieskutecznego Jurka. W realizacji celów politycznych Kościół nie interesuje się ludźmi wiarogodnymi moralnie, lecz tymi, którzy mogą skutecznie coś dla Kościoła załatwić. Skarbem „kościelnym” na dzień dzisiejszy jest poseł Gowin. Zimny, inteligentny, bezwzględny polityk o mentalności jezuity, oddany tyleż Kościołowi, co własnym ambicjom politycznym”.

Ocenę walorów tej prozy, autorstwa filozofa etyka, pozostawiam czytelnikowi. Tu chciałbym tylko wyrazić pogląd, że imputowanie komukolwiek, zwłaszcza intelektualiście, że nie jest on w stanie samodzielnie dochodzić do własnych sądów i, wbrew temu, co sam mówi, występuje jako czyjś rzecznik, jest zabiegiem mu uwłaczającym.

Sądzę, że byłoby znacznie rzetelniej, żeby zwolennicy tworzenia „zapasowych” embrionów powiedzieli wprost: uważamy, że embrion ludzki nie jest istotą ludzką, dlatego należy prawnie usankcjonować metodę in vitro w jej najskuteczniejszej formie, tj. z tworzeniem zarodków nadliczbowych włącznie. Koniec, kropka.

A co do rozwiązań legislacyjnych, to zamiast odsądzać od czci i wiary posła Gowina, który zainicjował tworzenie projektu ustawy, w której proponuje się tworzenie embrionów tylko przeznaczonych do bezpośredniej implantacji, niech przygotują projekt alternatywny uwzględniający ich poglądy. Przecież Jarosław Gowin nie ma żadnej mocy sprawczej.

Brak kompromisu

Jeśli szukać jakichś kompromisów, to zawiera się je właśnie na poziomie tworzenia prawa, a nie na poziomie debaty etycznej, na której koncentrował się powołany przez premiera, a kierowany przez Gowina zespół. Zaletą tego typu ciał jest to, że prowadzona w ich ramach debata nie powinna być uwikłana politycznie i nie należy od nich oczekiwać zawierania kompromisów moralnych, które są niemożliwe.

Projekt ustawy, która jest tak krytykowana, powstał poza zespołem. Jego główną rolą było przygotowanie opinii w sprawie ratyfikacji wspomnianej wyżej konwencji wraz z precyzyjnym przedstawieniem różnych stanowisk w określonych kwestiach z ich uzasadnieniem, jako materiału dla zespołów przygotowujących akty legislacyjne, a nie przygotowanie „gotowców” dla parlamentu, chociaż, muszę przyznać, trochę tego po nim oczekiwano.

W większości spraw związanych z konwencją (a było ich dużo) zespół zajmował zgodne stanowisko. Dlatego nie zgadzam się z opinią pani Ewy Siedleckiej („Gazeta Wyborcza”, 30.01.09), że zespół Gowina poniósł klęskę tylko dlatego, że nie doszedł do kompromisu w sprawie in vitro. Kompromisy, jak powiedziałem, zawiera się, często z konieczności, na etapie tworzenia aktów prawnych. Jaką te akty przybierają postać, zależy od posłów, którzy, przynajmniej teoretycznie, powinni odzwierciedlać formację kulturową społeczeństwa, z funkcjonującymi w nim systemami etycznymi.

Źródło tekstu nieznane.