Wiara czy przekonania o Bogu?

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Przekonania, Wiara

Już sam tytuł nadany przez Czcigodnego Organizatora 2 temu cyklowi wykładów budzić musi zainteresowanie. Z jednej strony mowa jest o bliżej nieokreślonych przekonaniach o Bogu a nie o wierze. Z drugiej strony stawiany jest problem związku między tymi przekonaniami o Bogu a życiem moralnym. Stoją więc przed nami dwa zagadnienia:

  1. Czym są owe przekonania o Bogu i jaki jest ich związek z wiarą?
  2. Jaki zachodzi związek między przekonaniami o Bogu a życiem moralnym?

Problem polega na tym, że to, co określone jest mianem przekonań o Bogu, w doświadczeniu osobistym jest — jak się zdaje — przeżywane jako wiara. Z drugiej strony, jeśli za św. Tomaszem przez życie moralne rozumiemy drogę istoty rozumnej do Boga, to powstaje pytanie, czy owe przekonania o Bogu, które nie są tym samym co wiara, mogą być podstawą dojrzałego życia moralnego. Wydaje się oczywistym fakt, że takie przekonania wywierają wpływ na postępowanie danego człowieka. Postępowanie to może odpowiadać normom etycznym zbliżonym do objawionych norm moralnych lub nawet zbieżnym z nimi. Czy jednak jest to równoznaczne z życiem moralnym rozumianym jako zamysł Stwórcy i Ojca względem rozumnego i wolnego stworzenia i dziecka?

Właśnie ze względu na to, że owe przekonania o Bogu są chyba przeżywane jako wiara, stoi przed nami w pierwszym rzędzie zadanie dokonania analizy tego, co się kryje w deklaracji wierzę. Należy mieć nadzieję, że ta analiza pozwoli wyjaśnić różnicę między przekonaniami o Bogu, a aktem wiary. Dopiero potem uzasadnione będzie dokonanie analizy motywacji życia zgodnego z zasadami moralnego dobra.

Jednak znana nam z Objawienia rzeczywistość grzechu wkracza w dziedzinę relacji międzyludzkich w sposób przemożny. Kłamstwo i oszustwo nie są zjawiskiem rzadkim w naszym życiu społecznym. Stosunkowo łatwo jest nas oszukać, nabrać, okłamać. Liczą na to organizatorzy propagandy, twórcy reklam i ogłoszeń różnego rodzaju. Nie znaczy to oczywiście, by wszyscy wszystkim kłamali. Wówczas życie społeczne stałoby się wprost niemożliwe. Nasza jednak skłonność do wierzenia innym jest aż nadto często wyzyskiwana do niegodziwych celów. Bywa, że przestaje być dla nas autorytetem dopiero ktoś, kto nas oszukał, okłamał, kto nie jest dla nas życzliwy. Bywa jednak też, że nie jesteśmy skłonni przypisać autorytetu nawet komuś, kto zasługiwałby na przypisanie mu powagi, kieruje jednak do nas komunikat stawiający określone wymagania i dlatego dla nas niewygodny.

Wiara naturalna a wiara nadprzyrodzona

Człowiek jest istotą społeczną, co oznacza, między innymi, że rozwój wszystkich możliwości, uzdolnień i talentów ubogacających danego człowieka jest możliwy tylko w kontakcie, czy dzięki kontaktowi z innymi ludźmi. Przez wyrażenie kontakt rozumieć tu należy wszelkie formy komunikowania się. Podstawowym środkiem komunikowania się jest mowa, choć ogromne znaczenie w naszym życiu mają gesty, znaki i symbole. Jeżeli mówimy o komunikowaniu się, to zakładamy, że:
— osoba przekazująca komunikat ma zdolność ujawnienia, uczynienia jawnym i poznawalnym swoich stanów wewnętrznych, czy treści swego życia wewnętrznego;
— natomiast osoba przyjmująca komunikat ma zdolność rozumienia przekazu.

Te zagadnienia stanowią przedmiot analiz licznych współczesnych myślicieli. Zajmuje się nimi dogłębnie filozofia języka. Nie nad nimi jednak zatrzymamy się w naszych rozważaniach. Nas interesuje fakt, że przyjęcie komunikatu jest z koniecznością uwarunkowane jakimś rodzajem wiary i zaufania do osoby przekazującej komunikat. Ta wiara to z jednej strony przyjęcie za prawdę,
— iż osoba komunikująca rzeczywiście uzewnętrznia dla nas treść swego życia wewnętrznego, oraz z drugiej strony,
— że treść komunikatu odpowiada rzeczywistości, że jest prawdziwa.

Tę wiarę można określić mianem wiary naturalnej.

Wiara jest w istocie rzeczy odniesieniem do kogoś, komu wierzymy. Podstawą wiary jest przypisanie autorytetu osobie, która przekazuje dany komunikat. Konstytucja naszej społecznej natury jest tego rodzaju, że w ogromnej większości wypadków wierzymy na słowo. Mamy jakąś naturalną skłonność do przypisania innym autorytetu w większości codziennych spraw. Cała nasza wiedza, wszystko, co wiemy, jest w swej istocie zbudowane na fundamencie wiadomości przekazanych nam przez innych i przyjętych przez nas po prostu dlatego, że tym innym uwierzyliśmy. Bez tej naturalnej wiary nie jest do pomyślenia ani rozwój osoby ludzkiej, ani życie społeczne.

Wiara religijna, nadprzyrodzona, leży jak gdyby w przedłużeniu wiary, którą określiliśmy jako naturalną. W zbawczym bowiem swym zamyśle Bóg postanowił objawić się ludziom przez innych ludzi, posługujących się ludzkim językiem, dokonując też znaków, które mogą być zrozumiane. Objawiając się człowiekowi Bóg rozpoczyna z nim Ojcowski i święty dialog… dialog zbawienia — jak się wyraził Paweł VI 3. Syn Boży, przyjąwszy ludzką naturę, też przemawia do ludzi ludzkim językiem: Wielokrotnie i na różny sposób przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna… (Hbr 1,1).

Człowiek więc spotyka się z Objawieniem Bożym przez ludzkie słowo. Co za tym idzie, przyjęcie Bożego Objawienia jest nieodłącznie związane z wiarą naturalną, bo przekazane nam ono zostaje przez ludzi. Musi jednak wiarę naturalną przekraczać, skoro ma być przyjęciem Słowa samego Boga 4. W tym porządku ustanowionym przez Boga tkwi tajemnica próby, jakiej zostaje poddany człowiek. Oto bowiem zawsze grozi nam możliwość dostrzeżenia w przekazie tego, co jest Słowem Boskim — tylko słowa ludzkiego, a z drugiej strony istnieje możliwość wzięcia słowa ludzkiego za Słowo Boskie.

Wiara jest w istocie rzeczy odniesieniem do kogoś, komu wierzymy, kto jest dla nas autorytetem. Fakt, że wiara rodzi się z tego, co się słyszy, że słowo Chrystusa głoszone jest przez ludzi (por. Rz 10,17) sprawia, że problem motywu wiary ma dla naszego życia religijnego zasadnicze wprost znaczenie. Prześledźmy teksty Nowego Testamentu dotykające tego problemu.

W Liście do Tessaloniczan w następujących słowach opisuje św. Paweł jak przyjęli oni głosiciela wiary objawionej. Nieustannie dziękujemy Bogu, bo gdy przyjęliście słowo Boże od nas, przyjęliście je nie jako słowo ludzkie, ale — jak jest naprawdę — jako słowo Boga, który działa w was wierzących (1 Tes 2,13).

Zupełnie inaczej przyjmowali głosicieli tej samej wiary objawionej Koryntianie. W pierwszych czterech rozdziałach 1. Listu do Koryntian wskazuje św. Paweł na szkodę, jaką odnosi wspólnota wierzących, gdy przyjęcie wiary opiera się na autorytecie ludzkim głosiciela wiary. Św. Paweł tę postawę określa jako niemowlęctwo — dziś powiedzielibyśmy infantylizm — jako cielesność, jako postępowanie tylko po ludzku. Warto przytoczyć odnośne teksty.

Doniesiono mi…, że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: Ja jestem od Pawła, ja od Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa. Czyż Chrystus jest podzielony?… Nie mogłem do was przemawiać jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie. Mleko wam dawałem, a nie pokarm stały, boście byli słabi; zresztą i nadal nie jesteście mocni. Ciągle przecież jesteście cieleśni, Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku? Skoro jeden mówi: Ja jestem Pawła a drugi: Ja jestem Apollosa, to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? (1 Kor 1,11–13; 3,1— 4).

Zachodzi więc istotna różnica między postawą Koryntian a postawą Tessaloniczan wobec ludzi przekazujących Prawdę, a co za tym idzie i wobec samej Prawdy. Różnica polega właśnie na różnym motywie wiary u tych dwu grup wiernych. Zarówno Tessaloniczanie jak i Koryntianie byli chrześcijanami. Przyjęli wiarę w Chrystusa w tym samym zakresie, to znaczy wierzyli w te same prawdy wiary. W tej samej wierze przyjęli chrzest. Zarówno jedni, jak drudzy, nosili w sobie przeświadczenie, że wierzą. Św. Paweł wszakże dostrzega różnicę. Koryntianie zawierzali ludzkiemu autorytetowi nauczyciela wiary. Tessaloniczanie natomiast wyszli niejako poza nauczyciela wiary, docierając do samego Boga, który w nich działa. Uwierzyli więc Bogu, opierając się na Jego boskim działaniu, na Jego boskim autorytecie.

Stąd wiara religijna jest w jakiś sposób podobna do wiary naturalnej i w istocie swojej odpowiada ludzkiej naturze jako nastawionej na komunikowanie się, nastawionej na wierzenie. Jaka więc zachodzi różnica między wiarą naturalną a religijną?

W pierwszym rzędzie to, co słyszymy od ludzi i co przyjmujemy wiarą naturalną, nie wymaga od nas zmiany życia. Może co najwyżej stanowić zachętę, czy skłaniać do dyktowanego roztropnością zachowania. Np. informacja, że pada deszcz, skłania albo do pozostania w domu, albo do wzięcia ze sobą parasola, nic więcej. Tymczasem Bóg, objawiając się człowiekowi, wiąże swoje objawienie się z daniem obietnicy: Wiara jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy… — pisze autor Listu do Hebrajczyków (Hbr 11,1).

Wiara religijna jest więc określona przez nadzieję: nadzieję dostąpienia obietnicy. Obietnica wszakże jest niejako zapieczętowana warunkiem: Jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania — mówi Pan (Mt 19,17); Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego (Mt 18,3). Osiągnięcie obietnicy wymaga od człowieka z koniecznością zmiany życia, co w języku religii objawionej określane jest mianem nawrócenia. Wszyscy prorocy wzywali ludzi do nawrócenia. To było zasadniczą treścią ich nauczania. Nie inaczej czyni św. Jan Chrzciciel. Sam Pan Jezus od takiego wezwania rozpoczyna swoją działalność: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Ewangelią, czyli Dobrą Nowiną jest bliskość królestwa Bożego (Mk 1,15). Wszakże owo nawrócenie jest trudne dla ludzi obciążonych skutkami grzechu pierworodnego i wymaga specjalnej pomocy Bożej. Między innymi, właśnie dlatego przyjęcie Objawienia Bożego wymaga łaski Bożej — jest uprzedzone darem łaski. łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna.

Jeśli pierwszą różnicą między wiarą naturalną a wiarą religijną jest to, że wiara religijna jest darem łaski, koniecznej do zmiany życia, bez czego nie będzie możliwe osiągnięcie danej nam obietnicy, to zachodzi również druga różnica. Wszystko, co zostało powiedziane dotąd, stanowiło przygotowanie do dokonania analizy tej właśnie różnicy. Chodzi mianowicie o motyw wiary, czyli o pytanie dlaczego właśnie wierzę.

Poznanie tego działania wiąże się z nadprzyrodzonym motywem wiary. Oto kilka innych tekstów mówiących o tym nadprzyrodzonym motywie wiary:

Usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa — pisze św. Paweł do Efezjan (1,I5–20) — i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. Proszę w nich, aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego, to znaczy światłe oczy dla waszego serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących — na podstawie działania Jego potęgi i siły, z jaką dokonał dzieła w Chrystusie, gdy wskrzesił Go z martwych…

Swoją wiarę opisuje św. Paweł w Liście do Galatów w następujących słowach: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ga 2,20).

Koryntianie natomiast oparli swoją wiarę na ludzkim autorytecie nauczyciela. Przyjęli te same prawdy wiary, wszakże przyjęli je polegając na ludzkiej powadze nauczyciela. Jest to płaszczyzna tylko ludzka — żeby użyć określenia św. Pawła. Oparcie wiary na takiej ludzkiej podstawie prowadziło do sporów i rozłamów. Wahania podobne do wahań Koryntian przeżywali też Galacjanie. Wypomina im to św. Paweł w surowych słowach: Nadziwić się nie mogę, że tak szybko chcecie od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma; są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy, niech gdzie przeklęty! (Ga 1,8n). Czyż jesteście tak nierozumni, że zacząwszy duchem, chcecie teraz kończyć ciałem? (Ga 3,3).

Użyty tu został podobnie jak w Liście do Koryntian termin cielesność określający niedojrzałą motywację wiary. U Galacjan chodziło o jakieś cofnięcie się we wierze: oparcie jej na ludzkim autorytecie Mojżesza, a co za tym idzie i przyjęcie innych prawd wiary, jakiejś innej Ewangelii. W dyskusjach z Żydami, nie wierzącymi Chrystusowi, Pan Jezus spotyka się z tą samą niedojrzałością we wierze opartej o ludzkie autorytety. Do uzdrowionego niewidomego mówią faryzeusze: Bądź ty sobie jego uczniem, my jesteśmy uczniami Mojżesza (J 9,28).

Pan Jezus zwraca uwagę Żydom, że w gruncie rzeczy nie wierzą oni Mojźeszowi, że pokładają w nim nadzieję tylko jako w ludzkim autorytecie, a nie rozumieją, o kim on pisze: Nie mniemajcie, że to ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarźycielem jest Mojżesz, w którym pokładacie nadzieję. Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i mnie uwierzyli. O mnie bowiem on pisał (J 5,4n).

Pan Jezus wskazuje na niebezpieczeństwo, jakie wynika dla wiary, jeśli zostanie ona przyjęta na mocy autorytetu ludzkiego. Staje się wtedy możliwe rozminięcie się z objawiającym się Bogiem: Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście mnie. Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli (J 5,43).

Głoszenie wiary we własnym imieniu, może być szukaniem własnej chwały: Kto mówi we własnym imieniu, ten szuka własnej chwały. Kto zaś szuka chwały Tego, który go posłał, ten godzien jest wiary i nie ma w nim nieprawości (J 7,18). Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga? (J 5,44).

Nawet i tradycje religijne mogą mieć źródło w ludzkiej ustawie, a nie w Objawieniu Boga. Wypomina to Pan Jezus: Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji… Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować… Znosicie słowo Boże przez w tradycję, którąście sobie przekazali (Mk 7,8.9.13).

W tzw. pasterskich listach św. Pawła znajdujemy liczne aluzje do szerzenia się różnych błędów, co miało — i nadal ma — swoją przyczynę w opieraniu przekonań religijnych tylko na ludzkim autorytecie nauczyciela wiary. Ta skłonność zranionej przez grzech natury ludzkiej przyczyni się do zapowiadanego przez Apostoła wielkiego odstępstwa (2 Tm 3,1 — 4,5). Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań będą sobie mnożyli nauczycieli… (2 Tm 4,3)

Widać więc, że są jak gdyby trzy stopnie wiary:
1. Wiara naturalna wsparta na autorytecie nauczyciela czy wychowawcy, a dotycząca wiedzy o człowieku i świecie.
2. Wiara religijna co do treści, przyjmowana jednak na mocy ludzkiego autorytetu nauczyciela, podobnie jak inne prawdy, które przyjmujemy w procesie uczenia się. Ta wiara odpowiada raczej temu, co wyżej określone zostało mianem przekonania o Bogu 5
3. Wiara religijna dojrzała (nazywana też boską czyli w ścisłym sensie nadprzyrodzona) wsparta na motywie nadprzyrodzonym, mianowicie na autorytecie Boga objawiającego się, na którego nauczyciel wskazuje, do którego nauczyciel jako świadek wiary prowadzi. Ta wiara jest z jednej strony darem łaski, a z drugiej strony jest też często wynikiem jakiegoś procesu rozwoju motywacji wiary, czyli jakichś kolejnych nawróceń, jak to określa język teologii życia wewnętrznego.

Rozwój motywacji wiary

Wypada teraz zapytać o to, jaką jest właściwie wiara współczesnego chrześcijanina. Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy dokonać analizy motywacji wiary współczesnego człowieka.

Dlaczego wierzy dziecko? Na jakiej podstawie zbudowana jest jego religijność?

Dziecko wierzy, bo tak je nauczyli rodzice. U podstaw religijności dziecka znajdujemy autorytet rodziców i wychowawców. Jest to autorytet ludzki. Stwierdzamy aż nadto często, że ta wiara otrzymana od rodziców czy wychowawców nie ma mocy ukształtowania życia dorosłego człowieka według wymagań wiary. Ponadto ludzki autorytet, na którym jest wsparta, może być zastąpiony przez inny ludzki autorytet głoszący jakieś nauki religijne. Ileż razy spotykamy się z tym zjawiskiem. Za taki autorytet człowiek uważać może nawet sam siebie. Jakże często spotykamy się dziś ze zjawiskiem deklarowania się jakiejś osoby jako wierzącej, przy równoczesnym dystansowaniu się jej nie tylko od zasad moralnych ale i od określonych prawd wiary (np. istnienie i rola Kościoła, doniosłość życia sakramentalnego, istnienie szatana i piekła itd.).

Tymczasem I Sobór Watykański w swej Konstytucji o wierze stwierdza, że wierzymy w prawdziwość rzeczy objawionych przez Boga nie dla ich prawdziwości wewnętrznej, poznanej naturalnym światłem rozumu, lecz z powodu autorytetu samego Boga objawiającego, który się nie myli ani nikogo mylić nie może 6. Słowem, motywem wiary winien być autorytet Boga objawiającego się, a w żadnym wypadku ludzki autorytet nauczyciela. Zatem między wiarą dziecka zbudowaną na autorytecie rodziców i wychowawców, a wiarą wyrażającą zaufanie do autorytetu objawiającego się Boga jest jakaś przestrzeń, żeby nie powiedzieć przepaść, przez którą trzeba przejść. Akt wiary winien stawać się coraz dojrzalszy. Proces rozwoju aktu wiary omawia teologia życia wewnętrznego, która dostrzega konieczność jakichś kolejnych nawróceń, stopniowego oczyszczenia, jakiegoś przechodzenia przez ciemności i noce. Wydaje się, że ten opisywany przez teologię mistyczną proces dotyczy właśnie przekształcania motywu wiary.

Bywają wypadki, że ten rozwój przebiega harmonijnie. Dzieje się tak wtedy, gdy żywa wiara rodziców stanowi jak gdyby pomost, przez który dziecko dochodzi do bardzo osobistego kontaktu z Bogiem. Jako przykład można przytoczyć św. Teresę od Dzieciątka Jezus. Wychowana w bardzo religijnym domu miała względem Boga prawdziwie dziecięcą postawę. Już jako małe dziecko widząc gwiazdy konstelacji Oriona ułożone w kształcie litery T, z zachwytem stwierdza, że to Pan Bóg jej imię napisał na niebie. Jej osobisty stosunek do Stwórcy jest tak żywy, że zapisuje, iż do Pana Boga trzeba mówić: Dobry Tatusiu! — Mon Bon Papa. Podobnie harmonijny rozwój motywacji wiary znajduje wyraz w dzienniku duchowym Jana XXIII. Powiedział on kiedyś, że swoje powołanie apostolskie. zawdzięcza tatusiowi i mamusi. Nie wydaje się jednak, by taki harmonijny rozwój był zjawiskiem częstym.

Nieporównanie częstszym zjawiskiem jest brak rozwoju. W takim wypadku człowiek dorosły pozostaje w swej motywacji przy wierze otrzymanej w dzieciństwie. Jest zatem w swej wierze podobnie niedojrzały jak Koryntianie. Ta niedojrzałość motywacyjna jest źródłem wielu poważnych trudności w życiu ludzi skądinąd deklarujących się jako wierzący. Wypadnie nam powrócić do tego zagadnienia.

Bardzo częstym zjawiskiem jest przekształcanie się motywacji wiary drogą procesu, który jest przeżywany jako pewnego rodzaju kryzys wiary. W życiu osobistym młodego człowieka, dochodzącego do dorosłości, pojawia się coraz większa niezależność w sądach, poglądach, upodobaniach, jakaś chęć zrozumienia wszystkiego. Zawierzenie Najwyższemu w spotkaniu z tajemnicą wydaje się nie do przyjęcia. Nie bez znaczenia są też trudności moralne pojawiające się w związku z zachodzącymi zmianami we wrażliwości seksualnej.

Ze względu na to, że z różnych powodów, które trudno tu omawiać, autorytet rodziców słabnie, hierarchia wartości, przekazywana przez nich młodszemu pokoleniu, może nie być dla młodych przekonywująca. Stąd i wiara przyjmowana w dzieciństwie w oparciu o ludzki autorytet rodziców (wiara otrzymana) zostaje pozbawiona swego fundamentu. Zostaje jak gdyby zawieszona w próżni. Same prawdy wiary nie są temu młodemu człowiekowi obce, ale po prostu nie wie on dlaczego miałby je przyjmować. Starsze pokolenie nie zdaje sobie sprawy, jak potężną przyczyną upadku autorytetu dorosłych jest współczesna cywilizacja śmierci, w którą dziecko jest wprowadzane bez żadnych skrupułów. Przecież dziecko jest współcześnie traktowane jako niepotrzebne. Skutkiem otwarcie głoszonej opinii o prawie rodziców — zwłaszcza matki — do odrzucenia dziecka przez przerwanie ciąży, dzieciom już żyjącym odebrane zostaje poczucie bezpieczeństwa. Zostaje w nich radykalnie podważona podstawa zaufania względem starszego pokolenia. Określa się te przeżycia dzieci współcześnie żyjących jako zespół odczuć ocaIeńca (Post–abortion Survivors Syndrome — PASS). Trzeba sobie zdawać sprawę z faktu, że połowa młodego pokolenia została pozbawiona życia, w wyniku śmiercionośnej agresji starszego pokolenia.

W tych warunkach pokolenie starszych po prostu przestało być wiarygodne. Pokolenie młodych znajduje się w sytuacji, która sprawia, że jest dla nich rzeczą oczywistą postawienie pod znakiem zapytania wszelkich wartości przekazanych im przez starszych na mocy autorytetu dorosłych. Dotyczy to również całej rzeczywistości religijnej. Młodemu pokoleniu są wprawdzie jeszcze bliskie pewne ideały, również i religijne, co wyraża się m.in. w udziale w pielgrzymkach, w uczestniczeniu w różnych grupach religijnych itd., ale ta sama młodzież przeżywa zasadnicze trudności w przeniesieniu tych ideałów w życie dorosłe. Model religijnego życia osoby dorosłej kojarzy się ze składaniem deklaracji: Wierzę! przy równoczesnym dystansowaniu się od Kościoła i — przede wszystkim — od porządku moralnego. Dopiero później, w wyniku różnych przeżyć i prób życiowych, pod wpływem doświadczeń związanych z popełnionymi błędami i różnorodnych cierpień skłaniających do przemyśleń, dochodzi nierzadko już dorosły człowiek do uświadomienia sobie jakichś głębszych potrzeb, jakichś tęsknot za Prawdą, za Absolutem. Wówczas, w wyniku poszukiwania, nie bez pomocy łaski zawsze miłującego i oczekującego Boga, kształtuje się w tych ludziach zwrot ku objawiającemu się Bogu. Czasem jest to proces długotrwały, czasem jest to jakaś jak gdyby nagle osiągnięta pewność, że skierowane ku Najwyższemu wyznanie: Wierzę w Ciebie! — jest jedyną drogą.

Bywa, że upadek autorytetu rodziców i wychowawców sprawiający, że dziecinna wiara zostaje pozbawiona swej podstawy, wywołuje przeświadczenie, iż została utracona wiara w ogóle. Taki człowiek mówi o sobie, że stracił wiarę, że przestał wierzyć. Z drugiej jednak strony znamy przecież ludzi deklarujących się jako niewierzący, a bardzo wrażliwych na Prawdę i konsekwentnie dążących do Dobra. To ci, o których mówi II Sobór Watykański, że odrzucili nie tyle Boga ile jakiś twór, który żadną miarą nie jest Bogiem Ewangelii 7. W wyniku procesu wychowania powstało w tych ludziach jakieś fałszywe wyobrażenie Boga. O prawdziwym Bogu jeszcze niewiele wiedzą. Jeszcze się z Nim nie spotkali w życiu wewnętrznym. Przywołuje On ich jednak ku Sobie, czy w jakiś sposób do nich przemawia właśnie w owej tęsknocie za Prawdą i w pragnieniu dążenia do Dobra.

Wyjście z tego kryzysu jest możliwe nie tyle przez rozmowy o Bogu, nie przez kształtowanie przeświadczeń opartych na takim czy innym autorytecie ludzkim, lecz przez spotkanie się z Bogiem w życiu wewnętrznym. Należałoby doradzić w pierwszym rzędzie szukanie spotkania z Najwyższym przez czytanie Jego Słowa i poszukiwanie w nim odpowiedzi na pytanie: Kim jest Jezus z Nazaretu?, a następnie — według tego, co On mówi o sobie, czy co o Nim jest powiedziane — wzbudzenie w sobie jakiegoś usilnego pragnienia niejako dotknięcia Go. Badacie Pisma…— mówi Jezus — to one właśnie dają o mnie świadectwo (J 5,39). Jeżeli więc np. znajdziemy Słowo, w którym On mówi, że jest dobrym pasterzem, możemy skierować do Niego prośbę: Bądź moim pasterzem. Jeżeli czytamy, że ktoś do Niego wykrzyknął: Ulituj się nad nami, Synu Dawida, możemy jakoś przyłączyć nasze pragnienie do tego okrzyku. Są mistrzowie życia wewnętrznego, którzy uważają, że Słowo Boże niesie w sobie łaskę i dar otwarcia się na Nie. Bóg nigdy nie odmawia łaski komuś, kto jest dobrze usposobiony 8. Z drugiej strony trzeba jednak mieć świadomość faktu, że człowiek ma jakąś groźną możliwość udaremnienia zamiaru Bożego względem siebie (Łk 7,30).

Przekonania o Bogu czy wiara?

W przeprowadzonej analizie staraliśmy się wykazać, że wiara przekazywana na zasadzie ludzkiego autorytetu kształtuje się raczej jako przekonanie o Bogu. Zwróciliśmy uwagę na to, że to przekonanie nie jest traktowane jako wiążące, jeśli idzie o postępowanie. Tymczasem trzeba zawsze mieć na uwadze, że wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie… także i złe duchy wierzą i drżą (Jk 2,17.19). Wiara, którą na wstępie naszych rozważań określiliśmy jako naturalną, zawierza ludzkiemu autorytetowi. Okazuje się, że wiedza o Bogu może być przekazana w podobny sposób, jak inne skarby wiedzy i kultury. Może być przyjęta w oparciu o tę samą motywację, co wiedza dotycząca wszystkich innych spraw ludzkich. W takim jednak wypadku należałoby mówić raczej właśnie o przekonaniach o Bogu niż o wierze, choć w doświadczeniu wewnętrznym to przekonanie o Bogu przeżywane jest zapewne jako wiara i w taki sposób deklarowane. Powiedział ktoś, że najgroźniejszą formą laicyzacji jest stan, w którym człowiek ma przeświadczenie, że wierzy, a życie jego nie różni się od życia ludzi niewierzących. Życie religijne wyraża się w wówczas wyłącznie w wierności pewnemu zespołowi praktyk religijnych, hierarchia wartości jednak dotycząca życia i kształtująca konkretne wybory nie ma związku z deklarowaną wiarą. Bardzo delikatnym i czułym wskaźnikiem tego stanu są np. poglądy na człowieka w ogóle, na życie, jego sens i wartość, na rzeczywistość seksualną.

Wiara — kieruje nasze życie ku Bogu. W jej świetle Najwyższy jest naszym najwyższym Dobrem, pragniemy odpowiedzieć na Jego Miłość naszą miłością, wyrażającą się w pełnieniu Jego woli. Umacniamy nasze życie nadzieją dostąpienia Obietnicy. Ta nadzieja sprawia, że podejmujemy wysiłek kształtowania naszego działania w taki sposób, aby osiągnąć obiecane nam Najwyższe Dobro, aby więc nasze działanie było odpowiedzią w dialogu zbawienia, który podjął z nami Wszechmocny Idziemy ku Niemu. Jeśli upadamy, to powstajemy z niezłomną cierpliwością pokładając ufność w Jego miłosierdziu. Taka jest istota życia moralnego. Najwyższą normą moralności jest sam Bóg 9, bo nasze działanie powinno być świadomie i dobrowolnie kierowane ku Niemu, ku uwielbieniu Tego, który do końca nas umiłował (J 13,1).

Przekonania o Bogu są natomiast po prostu pewnym poglądem na świat: światopoglądem, ewentualnie jakąś ideologią. Nie mają jednak mocy kształtowania naszego życia według woli Najwyższego po prostu dlatego, że z przekonaniami o Bogu nie łączy się nadzieja na osiągnięcie obietnicy. Przekonania o Bogu nie obejmują Najwyższego jako rzeczywiste Najwyższe Dobro. Stąd nie mogą być źródłem życia moralnego w rozumieniu wyżej wyłożonym.

Motywacja wiary a trudności w dialogu ekumenicznym

Trudno tu nie dotknąć zagadnienia wpływu infantylnej motywacji wiary na trudności w dialogu ekumenicznym. Jeśli katolik jest katolikiem, bo go tak wychowano, jeśli ewangelik jest ewangelikiem, bo go tak nauczono, jeśli nie inaczej jest z prawosławnym, Żydem czy mahometaninem, nie można się dziwić, że dialog międzykonfesyjny napotykać musi na opór związany z silnym oddziaływaniem tradycji rodzinnych. Życie Kościoła po Soborze Watykańskim II wykazało aż nadto wyraźnie, jak bardzo wiara wsparta na niedojrzałej motywacji utożsamiana jest z dojrzałą wiarą nadprzyrodzoną. Dla wielu katolików, nawet dla wielu teologów zmiany zainicjowane przez Sobór w zakresie czysto ludzkich tradycji religijnych (np. język w liturgii, konieczność dialogu ekumenicznego, itd.) były równoznaczne z zachwianiem ich wiary religijnej. Możliwość modyfikacji w zakresie ludzkich tradycji prowadziła u jednych do poczucia utraty wiary, u innych do zakwestionowania tego, co dla wiary w Chrystusa jest istotne.

Na naszych oczach rozegrał się dramat arcybiskupa Lefebvra. Nie można chyba wątpić w to, że przeżywał on wewnętrzny dramat. Widząc po Soborze, że wielu katolików w jego środowisku przeżywało kryzys w związku ze zmianami w zakresie tego, co stanowiło ludzką tradycję nie przystosowaną do współczesnej rzeczywistości, sam arcybiskup doświadczył kryzysu. Przestał dla niego być autorytetem biskup Rzymu, papież Jan XXIII, jako inicjator Soboru. Z kolei odmówił on powagi samemu Soborowi utworzonemu przecież z biskupów całego świata, działających ze świadomością, że to Duch Święty obiecany Kościołowi przez Zbawiciela kieruje obradami. Potem — konsekwentnie — odstąpił od uznania autorytetu kolejnych papieży. Wszyscy oni w jego oczach się pomylili. Nie dostrzegł, że wpadł w pułapkę niedojrzałej motywacji swej wiary. Kto bowiem w tej sytuacji pozostał dla niego autorytetem? Po prostu on sam. Dla ludzi, którzy mu uwierzyli, on z kolei, człowiek działający jako nauczyciel wiary, stał się w sprawach wiary decydującym autorytetem. Jego ludzki autorytet sprawił, że ludzie ci porzucili wiarę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół, wciąż zachowując przeświadczenie, że są naprawdę katolikami.

W świetle dramatu arcybiskupa Lefebvra lepiej rozumiemy procesy, które zachodziły w Kościele niejednokrotnie, a stały się przeogromnym problemem w XVI wieku. Zastanawiając się np. nad podstawą wiary wszystkich deklarujących się jako chrześcijanie, a przyjmujących zasadę opierania swej wiary tylko na Piśmie świętym, stwierdzić należy, że zasada sola Scriptura — tylko Pismo Święte — nie znajduje się w Piśmie Świętym. Jest to zasada sformułowana przez teologa. Ludzki autorytet tego teologa nadaje kształt wierze ogromnej rzeszy ludzi w wielu konfesjach, różniących się między sobą z kolei przyjmowaniem za podstawę swojej wiary następnego ludzkiego autorytetu jakiegoś nauczyciela wiary. To wyjaśnia fakt istnienia mnogości tych konfesji. Wszyscy ci ludzie są przeświadczeni o tym, że żyją w Bożej prawdzie, podobnie jak byli o tym przeświadczeni Żydzi w dysputach z Panem Jezusem, jak byli przeświadczeni Koryntianie. Źródłem rozłamów, sporów, zawiści i niezgody religijnej w chrześcijaństwie (p. 1 Kor 1,10 n; 3,3) jest opieranie się na ludzkim autorytecie nauczycieli wiary. Staje się wówczas rzeczywistością jakieś przejście do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma (Ga 1,6).

Nie inaczej dzieje się w łonie samego Kościoła Katolickiego, jak to zostało wskazane wyżej. Niemało ludzi deklarujących się jako wierzący, niemało teologów przeświadczonych osobiście, że głoszą prawdę Ewangelii, zgłasza swoje ale względem takich czy innych prawd wiary, czy — przede wszystkim — względem zasad chrześcijańskiego życia moralnego. Wiele takich postaw omawia encyklika Jana Pawła II Veritatis splendor. W tych wypadkach autorytet Boga objawiającego się ustępuje miejsca autorytetowi danego nauczyciela, który niejednokrotnie sam siebie uważa za autorytet decydujący o wierze innych.

Domówienie

Wiara jest darem. Dlatego każdy z nas powinien wraz z Apostołami prosić Chrystusa o przymnożenie wiary (Łk 17,5), o to, by On zechciał zaradzić naszemu niedowiarstwu (por. Mk 9,24). Przekonania o Bogu nie wystarczą do zbawienia, bo nie są wiarą. Tym zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara (1 J 5,4). Wiara, która działa przez miłość (Ga 5,6).

Karol Meissner OSB

 

PRZYPISY

1 Pierwotne opracowanie tego tematu ukazało się pt. Przekonania dotyczące Boga a postawy moralne, w: WOBEC BOGA I MORALNOŚCI, red. bp Bohdan Bejze: wyd. Civitas Christiana, Warszawa 1996, ss. 211–221.
2 Ksiądz Biskup Bohdan Bejze zainicjował w roku akademickim 1995–1996 na ATK cykl wykładów pod zbiorowym tytułem Przekonania o Bogu a życie moralne. Niniejszy artykuł jest nieco zmodyfikowaną postacią mojej wypowiedzi w tym cyklu.
3 Encyklika Ecclesiam suam, nr 70–77.
4 Katechizm Kościoła Katolickiego głosi: Wiara jest najpierw osobowym przylgnięciem człowieka do Boga; równoczesnie i w sposób nierozdzielny jest ona dobrowolnym uznaniem całej prawdy, którą Bóg objawił… Dla chrześcijanina wiara w Boga jest nieodłączna od wiary w Tego, którego On posłał… (nr 150 i 151)
5 Kanon 2. Rozdziału III Konstytucji Dogmatycznej Dei Filius I Sob. Watykańskiego odróżnia wiarę boską od naturalnej wiedzy o Bogu i o sprawach moralnych. Patrz Breviarium Fidei, opr. J.M.Szymusiak S.J. i St. Głowa S.J.Poznań 1964, s. 31. Katechizm Kościoła Katolickiego głosi: Wiara chrześcijańska różni się od wiary w osobę ludzką (nr 150).
6 Patrz Breviarium Fidei, opr. J.M.Szymusiak S.J. i St. Głowa S.J. Poznań 1964, s. 28.
7 Konstytucja Duszpasterska o Kościele, nr 19.
8 Homini bene disposito non denegatur gratia.
9 Po łacinie ta formuła brzmi: Ultima norma moralitatis est ipse Deus, quatenus homo tenetur eum formaliter glorificare.

 

 

http://www.mateusz.pl/okarol/wiara.htm