Wolność a przeznaczenie

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Katecheza Tagi: Przeznaczenie, Wolność

1. Głupota czy przeznaczenie?

WSTĘP

W naszym mieście stoją bilboardy ze zdjęciem, na którym widać pobicze drogi z wbitym w nie krzyżem i zniczem. Typowy widok miejsca, na którym kiedyś pewnie zdarzyła się tragedia. Do tego wszystkiego jest jeszcze hasło: GŁUPOTA NIE PRZEZNACZENIE.

W oparciu o ten obraz zapytajmy dzisiaj, czy naprawdę była to tylko ludzka głupota, czy tez może jednak przeznaczone było „z góry” komuś zginąć na tym miejscu?

AKTYWIZACJA

Praca w grupach. Formularz – kobieta.[1] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na w/w pytanie. Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.

PUENTA

Wymarzona wolność czasami wydaje się być tylko mitem… Ileż to razy w życiu człowiek staje jakby wobec sił, które sprzysięgły się przeciwko niemu i złośliwie zatruwają życie

Albo czuje się jak łupinka na falach oceanu zwanego światem, życiem czy losem. Bezradna i bez szans na dopłynięcie tam, gdzie chce…

Albo jeszcze inaczej – bywa, że za człowiekiem wlecze się niechciana przeszłość, która nie daje o sobie zapomnieć i „wyskakuje” w najmniej oczekiwanych momentach…

Jak wtedy uwierzyć w wolność? Czy da się w nią uwierzyć? Czy ona naprawdę istnieje?

Zniewolenie człowieka może dokonać się w trojaki sposób. Wszystkie trzy sposoby zostały zauważone i opisane już przez Greków.

Heimarmene

Człowieka mogą determinować bezduszne siły tego świata. Przekonanie o tym Grecy wyrażali wiarą w heimarmene, czyli przeznaczenie.

Grecy sądzili, że człowieka otaczają tak potężne moce, iż niedorzecznością jest mniemać, jakoby mógł on sam stanowić o swoim losie. Człowiek jest raczej łupiną na falach oceanu, nie mającą żadnego wpływu na to, co się z nią dzieje, zmuszoną podporządkować się siłom, wobec których sam jest bezsilny.

Klasycznym wyrazem wiary w heimarmene było przekonanie, leżące u podstaw astrologii, że wszystko, co się dzieje na ziemi, jest zdeterminowane przez procesy dokonujące się w bez porównania potężniejszym od ziemskiego świecie gwiazd.

Należy starannie odróżnić naukę o heimarmene jako opis i jako wiarę. Grecy byli bystrymi obserwatorami, a rozmaite ograniczenia i zniewolenia człowieka przez siły od niego niezależne są po prostu faktem.

Natomiast wiara w heimarmene jest nieuzasadnioną ekstrapolacją tego faktu. Zawierała w sobie pesymistyczne przeświadczenie, jakoby człowiek był tylko rzeczą. W dalszej perspektywie mogła uzasadniać różne manipulacje człowiekiem i jego urzeczowianie. Toteż należy zapisać na chwałę starożytnym, że jednak znaleźli się filozofowie, którzy się tej wierze przeciwstawiali.

Chrześcijaństwo odrzuciło generalnie tę wiarę. Zbyt wyraźnie sprzeciwiała się ona nauce o miłości Boga do człowieka, a zwłaszcza przekonaniu o odpowiedzialności człowieka za swoje czyny.

W konsekwencji chrześcijańskich tez na temat ludzkiej wolności i odpowiedzialności trzeba było oczywiście zaprzeczyć boskości owych potęg, rzekomo determinujących człowieka. Jakby symbolem i streszczeniem tej postawy jest przeprowadzona przez chrześcijan detronizacja gwiazd z godności bóstw.

„Nie wierzymy – pisał św. Augustyn – w zależność jakiegokolwiek człowieka od gwiazd. Tym bardziej nie wierzymy, aby układ gwiazd wyznaczał doczesne narodziny Tego, który jest odwiecznym Stwórcą i Panem wszystkich rzeczy. Gwiazda, którą widzieli magowie, nie rządziła Chrystusem narodzonym w ciele, ale dawała świadectwo. Nie dlatego Chrystus się narodził, że ona zaświeciła, ale dlatego ona zaświeciła, że Chrystus się narodził. Jeśli można tak powiedzieć, nie gwiazda była fatum dla Chrystusa, ale Chrystus był fatum dla gwiazdy” Contra Faustum, 1.2, cap. 5 (PL 42, 212).].

Wszakże wiara w heimarmene miała się utrzymać również wśród chrześcijan. Wyrazem jej choćby żywe po dziś dzień ludowe przekonanie o przeznaczeniu człowieka do konkretnych wydarzeń, odzywające się zwłaszcza w obliczu tragedii, do której doszło w wyniku przypadkowego splotu przyczyn.

„Widać tak mu było przeznaczone” powiadają wówczas ludzie, Panu Bogu przypisując zazwyczaj tę ciemną rolę, jaką Grecy przypisywali niepojętym siłom tego świata.

Groźniejsze zaś formy wiary w heimarmene pojawiły się w ostatnich wiekach, zwłaszcza na gruncie współczesnej psychologii i socjologii, które mają wręcz upodobanie w przedstawianiu człowieka jako istoty rzekomo całkowicie bezradnej w obliczu różnorakich mocy od niego potężniejszych.

Ananke

Potężne siły determinujące człowieka bywają ślepe, ale bywają też złośliwe. Nie znaczy to zaraz, że są to siły osobowe. Po prostu człowiek może odczytywać ich działanie jako złośliwe. Mianowicie, mało że siły te potrafią zniszczyć człowieka, mogą one doprowadzać do tego, że człowiek własnymi rękami działa przeciwko samemu sobie: Złośliwość losu (grecka ananke, łacińskie fatum) na tym właśnie polega, że człowiek sam sprowadza na siebie nieszczęście, którego nie chce.

Czym jest ananke, spróbujmy zobaczyć na przykładzie mitu Edypa. Jego fabuła jest powszechnie znana: W Tebach, w rodzinie królewskiej, rodzi się dziecko, Edyp. Wyrocznia ostrzega rodziców, że to dziecko dopuści się dwóch strasznych zbrodni: zabije własnego ojca, ożeni się z własną matką. Rodzice, przerażeni tą zapowiedzią, chcą odwrócić wyrok losu. Kaleczą dziecku nogi i porzucają je w górach, aby tam umarło.

Edypa znajdują jednak pasterze i zanoszą go do bezdzietnej królowej Koryntu, która go adoptuje. Kiedy Edyp dorasta, sam udaje się do wyroczni, żeby się spytać o swoją ananke. „Zabijesz własnego ojca, ożenisz się z własną matką”. Edyp zareagował identycznie jak niegdyś jego rodzice, to znaczy przeraził się i postanawia za wszelką cenę odwrócić wyrok losu.

Sądząc, że jego rodzicami są król i królowa Koryntu, ucieka z tego miasta. Po drodze wdaje się w ambicjonalną burdę z jakimś starcem, którego zabija. Był to jego ojciec, Lajos. Pierwsza część ponurej przepowiedni już się spełniła, choć Edyp jeszcze o tym nie wie. Edyp przyjeżdża do Teb, w mieście właśnie grasuje Sfinks. Potwór opuści miasto, jeśli ktoś rozwiąże jego zagadkę. Tebańczycy wyznaczają śmiałkowi, który ośmieli się stanąć przed Sfinksem i rozwiąże zagadkę, najwyższą nagrodę. Bohater otrzyma Jokastę, wdowę po Lajosie. Zagadkę rozwiązuje właśnie Edyp, zostaje władcą Teb i mężem własnej matki.

Ludzie dwukrotnie podejmowali radykalne decyzje, aby uniknąć wyroku losu, ale właśnie dzięki tym decyzjom wyrok losu ostatecznie się spełnił. Jednak nie tamte decyzje były pierwszą przyczyną, że w końcu stało się to, co się stało. Nie była nią też wyrocznia, która napiętnowała Edypa znamieniem potencjalnego ojcobójcy i kazirodcy. Prawdziwym źródłem tragedii była wiara, jakoby człowiek z góry był zdeterminowany. A więc niewiara w człowieka, w jego zdolność do wyboru dobra, choćby nawet wbrew wszystkiemu. Zarówno dla rodziców Edypa, jak później dla niego samego, zło jest większe od człowieka.

Po kolejnych rozstrzygnięciach wyroczni ludziom nie przychodziło nawet do głowy, że można po prostu przeciwstawić się zagrażającemu złu. Z faktu, że zło może niekiedy zdruzgotać człowieka, wnioskowali, jakoby istniały sytuacje, kiedy zło musi zdruzgotać człowieka. Wówczas zaś jedynym wyjściem jest ucieczka. Grecy nie odkryli jeszcze wartości męczeństwa (choć zapewne Sokrates nie był jedynym greckim męczennikiem). Bo w rzeczywistości człowiek może być bezsilny co najwyżej wobec zagrożeń zewnętrznych. Wbrew mitowi Edypa, trzeba stanowczo stwierdzić, że nie ma takich sytuacji, w których człowiek musiałby czynić zło.

Zwróćmy jeszcze uwagę na fatalne skutki uniku i ucieczki w obliczu zagrażającego zła. Są one dosłownie fatalne, to znaczy właśnie przez unik i ucieczkę spełnia się przeklęty wyrok losu. Gdyby ludzie więcej cenili swoją zdolność do sprzeciwienia się złu, wyszliby z zagrożenia obronną ręką. Ponieśliby co najwyżej koszty fizyczne swojej walki ze złem, zachowaliby jednak to co najważniejsze. Tymczasem ustępowanie pola złu, byleby samemu wyjść obronną ręką, musi człowieka niszczyć. Bo jest to zgoda na zwycięstwo zła. Jakże przeciwstawna mitowi Edypa będzie mądrość biblijna: przypomnijmy choćby Zuzannę, która nie ustąpi złu nawet w obliczu haniebnej śmierci, albo bohaterstwo Daniela, który nie ulęknie się groźby rzucenia go lwom ani spalenia w hutniczym piecu.

Porównajmy jeszcze mit Edypa z zachowaniem Apostoła Piotra w dzień męki Pana. Piotr też usłyszał słowa jakby wyroczni: „Zaprawdę powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się mnie zaprzesz” (Mt 26,34). Piotr jednak nie reaguje ucieczką. Zna swoją wartość, nawet ją przecenia, wie również, że nikt nie jest do zła zdeterminowany. Toteż wychodzi złu naprzeciw. Postawa Piotra jest więc bez porównania dojrzalsza niż zachowanie się Edypa i jego rodziców.

Jednak ciągle jeszcze jest to postawa niedojrzała. Piotr sądzi, że ze złem można walczyć mieczem. Nie rozumie, że aby zwyciężyć, trzeba być uzbrojonym w moc Bożą. Dlatego przegrywa [Również ostrzeżeniem raczej niż wyrocznią są słowa Chrystusa na temat Judasza: „Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak napisane jest o Nim, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził” (Mt 26,24).

Św. Hieronim interpretuje te słowa następująco: „Cierpliwość Pana tylko wyzwalała w Judaszu bezczelność. Ponieważ nie można go było odwieść wstydem od złego zamiaru, Pan wspomina o karze, aby opamiętał się przynajmniej pod wpływem groźby„.

Dodałbym, że chodzi tu zapewne o konieczność statystyczną. Weźmy przykład: W wielkim mieście muszą być morderstwa, a zarazem każdy poszczególny morderca mógł nie popełnić zbrodni i nie powinien jej popełnić. Czy statystyczna konieczność zbrodni nie jest dowodem, że w zbrodni nieszczęśnika ujawnia się zło nas wszystkich? Tak jak we wrzodzie, który wyrósł w jakimś miejscu ciała, ujawnia się choroba całego organizmu. Analogiczną byłaby zapewne konieczność zdrady Judasza. Judasz mógł nie zdradzić i nie powinien był zdradzić. Zarazem nasze grzechy musiały doprowadzić do zamachu na Sprawiedliwego.].

Wyroki Boże są zupełnie inne niż wyroki losu. W wyrokach Bożych tylko to jedno jest niewzruszone, że mądrość i miłość budują, a głupota i nienawiść niszczą, że prawda i dobro zwyciężą, a fałsz i zło poniosą klęskę. Co do całej reszty, niezmienny Bóg nie krępuje się postępować jakby wbrew swojej własnej naturze. „Jeśli powiem sprawiedliwemu: Pozostaniesz z pewnością przy życiu, a zadufany w swej sprawiedliwości popełnia zbrodnię, to już nie będzie pamięci na całą jego sprawiedliwość i z powodu zbrodni, której się dopuścił, ma umrzeć. A kiedy powiem do bezbożnego: Z pewnością umrzesz, on zaś odwróci się od swego grzechu i zacznie postępować według prawa i sprawiedliwości, oddaje zastaw, zwraca co porwał, żyje według praw życiodajnych, nie dopuszczając się zbrodni, to z pewnością zostanie on przy życiu i nie umrze” (Ez 33,13-15). Wyroki Boże nie są bowiem bezduszne, Bóg kocha człowieka. „Zobaczył Bóg czyny Niniwitów, że odwrócili się od swojej złej drogi, i ulitował się Bóg nad niedolą, którą zapowiedział, że ześle na nich, i nie zesłał” (Jon 3,10).

Mojry

Doktryna o heimarmene powstała jakby z przerażenia, że ograniczeni jesteśmy – co jest zresztą faktem – niezliczonymi wprost i tylko częściowo nam znanymi determinantami. Zamiast przyjąć te determinanty jako sytuację, w której ma się realizować nasza ludzka wolność, zwątpiono tu w ogóle w możliwość rzeczywistej wolności.

 

Z kolei doktryna o ananke genialnie opisuje, jak fatalne skutki może sprowadzić na siebie człowiek przerażony złem, które mu zagraża. Jeśli jest wiarą, a nie czystym opisem, jest to doktryna niewiary w siebie i samozniszczenia.

Wreszcie mit o Mojrach, córach Konieczności, podkreśla niemożliwość czystej wolności z innego jeszcze punktu widzenia: mówi się tu o tym, jak niezmiernie potężną determinantą jest moja własna biografia. Nie można być na tym świecie ciągle kawalerem, który każdego dnia wybiera sobie, co i jak mu się podoba. Każdy z nas – chce czy nie chce – jest jakoś związany wyborami poprzednimi.

Mit o Mojrach znamy zwłaszcza w wersji przedstawionej w Państwie Platona. Wedle tamtego opisu, wybory, które pociągają później za sobą łańcuchy nieuchronnych wydarzeń, dokonują dusze jeszcze przed swoim wejściem w ciało.

„Kto pierwszy los dostanie, ten niech pierwszy wybiera życie – później już nieuchronne… Winien ten, co wybiera. Bóg nie winien… Ten, który pierwszy losował, natychmiast podszedł i wybrał największą dyktaturę. Głupi był i żarłok wielki, więc nie rozpatrzył dobrze wszystkiego przy wyborze i nie zauważył, jakie tam przeznaczenie było w środku: miał własne dzieci pożerać… I nie sobie samemu przypisywał swoje nieszczęścia, tylko obwiniał los i duchy, i wszystko inne raczej, zamiast samego siebie… Przypadkiem dusza Odyseusza losowała na samym końcu… Szukała losu człowieka prywatnego, który by miał czas wolny. Z wielką trudnością go znalazła. Leżał gdzieś tam, porzucony, bo inni go nie chcieli… Podjęła go z radością” [Platon, Państwo, X, 15, tłum. Władysław Witwicki, t. 2, Warszawa 1988, s. 93-98.].

To nie tylko piękny opis, ale i bardzo mądry. Grecy jednak umieli genialnie tropić prawdę o człowieku. Ale znów wypada nam się sprzeciwić wierze w nieuchronność, jaką zdaje się sugerować ten mit. To prawda, że czynione przez nas dobro i zło mają w sobie coś nieodwracalnego, coś co wiąże człowieka na przyszłość. Starożytni Grecy prawdopodobnie czuli te sprawy głębiej i prawdziwiej niż my dzisiaj. Wszakże przeszłość, tak potężnie naciskająca na przyszłość i pragnąca ją kształtować, nie tylko nie determinuje człowieka, ale może on ją przekroczyć nawet radykalnie. Nie ma w życiu człowieka takiego momentu, w którym nie można by bezpośrednio udać się do Boga. Właśnie ten sens mają opisane w Ewangelii nawrócenia Zacheusza, Marii Magdaleny czy łotra na krzyżu.

2. Oswojenie

WSTĘP

Greckie przedstawienia naszych różnorakich uwarunkowań i zniewoleń potraktować można jako opisy odkrywające prawdę o człowieku.

Wskazują one na jakieś potężne, bezduszne przeznaczenia, które rzeczywiście ciążą nad nami. Wszakże my chrześcijanie znamy ponadto, nowinę o Bożej Opatrzności, nowinę o tym, że Bóg jest potężniejszy niż wszystkie moce tego świata. Przy czym Jego potęga jest jakościowo inna: jest to potęga Miłości, a więc potęga, która obdarza, nie umie zaś przytłaczać.

W nowinie o Bożej Opatrzności zawiera się nowina o godności człowieka, która jest tak wielka, że nawet największy zbrodniarz nie traci jej doszczętnie. W nowinie tej zawiera się ponadto obietnica mocy Bożej, której Bóg nie poskąpi nikomu, kto szuka wolności.

AKTYWIZACJA

Praca na forum. Dyskusja. Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytania: na czym polega PRZEZNACZENIE każdego z nas do zbawienia? Czym różni się to przeznaczenie od klasycznych jego wersji?

Czas na dyskusję.

PUENTA

  1. Jeśli przeznaczenie należy rozumieć w kategoriach Bożej miłości do człowieka, to rzecz jasna Bóg przeznaczający nas do zbawienia traktuje nas jako osoby, szanuje naszą wolność i godność. Miłość bowiem z samej definicji domaga się szacunku dla osoby kochanej.
  2. Bóg oczywiście szanuje naszą wolność i godność na sposób Boski, to znaczy nie tylko nas takimi akceptuje: On nas czyni osobami oraz uzdalnia i powołuje do wolności.
  3. Ponieważ przez grzech utraciliśmy w znacznym stopniu swoją wolność, tzn. nasze dobre skłonności uległy w dużej mierze paraliżowi, w obecnej naszej sytuacji przeznaczenie do życia wiecznego oznacza dodatkowo wyzwolenie z więzów grzechu, bo właśnie one nas urzeczawiają, depersonalizują, niewolą, determinują.
  4. Dar wolności, jaki mieści się w przeznaczeniu, nie jest tylko pustą formą, polegającą na możliwości wyboru między tym a tamtym. Jest to wolność miłości. Miłość zaś znosi więzy urzeczawiające, nakłada jednak więzy uczłowieczające. Są to więzy zupełnie innego rodzaju, „słodkie więzy miłości”, więzy chciane, akceptowane od wewnątrz, bogacące. Jeśli kocham i jestem kochany, a partnerowi zależy na tym, abym postąpił raczej tak, a nie inaczej, to jakbym był do tego przymuszony. A zarazem sytuacja taka wcale nie ogranicza mojej wolności – przeciwnie, pogłębia ją. Podobnie związanie się człowieka z Bogiem jakby „przymusza” do zachowania przykazań i pełnienia dobra.
  5. Jest w związku przeznaczenia z wolnością pewna tajemnica. Jeśli bowiem Bóg ma pełny dostęp do naszego wnętrza, jeśli jest nam bliższy niż my sami sobie – to zapewne może tak wpłynąć na człowieka, żeby ten, w sposób najzupełniej wolny, chciał raczej dobra niż zła. Dlaczego więc dopuszcza do tego, że niektórzy ludzie w sposób tak beznadziejnie głupi pogrążają się w złu i marnują swoje życie?

Przeczuwam jakiś błąd w tym pytaniu. Analogicznie mógłbym przecież mieć taką oto pretensję do Pana Boga: Dlaczego – przecież mam dobrą wolę – nie pogłębi mojej wolności na tyle, abym już nigdy nie czynił zła i całym sobą, bez reszty, odpowiedział na Jego miłość? A taka pretensja jest po prostu niedorzeczna.

Bo choć Bóg naprawdę ma pełny dostęp do mojego wnętrza, choć moja dobra wola może działać wyłącznie wewnątrz Jego daru, przecież to jest moja wola, to ja muszę wybrać.

http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/jacek_salij/rozpacz_pokonana/102.php

[1] Wykorzystałem zdjęcie prasowe, źródło: POLITYKA nr 50 (2482), 11 grudnia 2004, s. 115.