Błogosławieństwa. Czystego serca
Paweł Krupa OP
Błogosławieni czystego serca…
Kiedy czytam tekst Błogosławieństw, przychodzi mi na myśl scena z Ewangelii według Mateusza Pier–Paolo Pasoliniego. Górzysty pejzaż zajmuje cały ekran, a gdzieś z boku, z dużego oddalenia widać grupę ludzi. I cichy, ledwie słyszalny głos Chrystusa: „Błogosławieni…, błogosławieni…, błogosławieni…” Trzeba bardzo uważać, aby nie uronić słowa. Potrzeba prawdziwego skupienia, by nie przeoczyć jednego z najważniejszych kazań Pana Jezusa. Intuicja włoskiego reżysera bardzo mnie przekonuje. Słowa Błogosławieństw nie zostały wyryte na kamiennych tablicach, a ich ogłoszeniu nie towarzyszyły błyskawice i gromy. Zostały rzucone na wiatr, powierzone roztargnionym głowom i niewprawionym uszom tłumu. Szaleńcze zaufanie Boga do ludzkiej pamięci! Na szczęście tym razem się nie zawiódł; znalazł się ktoś (może wielu?), kto usłyszał i zrozumiał. Zaczęli powtarzać jedni drugim, aż w końcu jakaś ręka zapisała je na skrawku papirusu. Lecz nawet teraz muszę wytężyć słuch i przyłożyć ucho do karty Pisma, żeby pomimo oddalenia, szumu wiatru, głośnego grania cykad i wszystkich hałasów mojego wnętrza usłyszeć głos Pana: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”.
Moje pierwsze skojarzenie na myśl o czystym sercu to obraz dziecka: szczere (koniecznie błękitne!) oczy, złote loczki, nieco naiwny uśmiech. Słowem, bardziej marzenie niż rzeczywistość. W takiej chwili rodzą się we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony — z góry skazana na nierealność przez moje tak zwane doświadczenie życiowe — tęsknota za wielkim, krystalicznym uczuciem i za niewinnością. Z drugiej zaś, rozdrażnienie i smutek, gdyż piękna idea czystego serca wydaje mi się raczej romantyczną utopią, a nie konkretną propozycją na życie; Ewangelia po raz kolejny przypomina podręcznik dla pięknoduchów.
Przecież Pan Jezus nie mówił do dzieci czy do bohaterów budujących powiastek. Na wzgórzu w Galilei otaczali go zwyczajni mężczyźni i kobiety, z ich codziennymi troskami, z ich trudnymi, często poplątanymi losami, z ich zmęczeniem i nie raz już zawiedzioną nadzieją. I to właśnie oni usłyszeli słowa o czystym sercu. Z pewnością nie przyszli za Jezusem, aby słuchać bajek lub nierealnych obietnic — tych mieli pod dostatkiem w Jerozolimie i gdzie indziej. A może to Jezus był niepoprawnym marzycielem? Tak, to byłoby prawdopodobne, gdyby nie jeden fakt, a mianowicie, gdyby Jezus nie był Bogiem, gdyż ten ostatni zbyt dobrze zna swoje stworzenie, aby pozwalać sobie na mrzonki, a w Jezusie Chrystusie Bóg nie tylko zna człowieka — On się z nim jednoczy. O nie, Bóg nie popada w idealizm, jest raczej nieprzejednanym realistą. Skoro tak, to czystość serca jest propozycją dla mnie. To, co mi zatem pozostaje, to nie tyle zmieniać Słowo Boże lub z góry odstawiać je na półkę z powieściami z gatunku science–fiction, lecz zrozumieć, co chce mi powiedzieć i do czego zaprasza.
Przede wszystkim samo słowo „serce” musi odnaleźć swoje właściwe znaczenie. Jezus mówi do mnie językiem jego czasu i kultury — językiem Biblii. W tym języku zaś słowo to nie oznacza tylko symbolu uczuć, lecz jest określeniem całej duchowej, psychologicznej i emotywnej sfery człowieka. „Serce” opisuje całą tę rzeczywistość, którą my nazywamy wnętrzem, a więc zarówno intelekt, jak i uczucia, rozum i wolę, pragnienia i decyzje. To również duch — owo sekretne miejsce, gdzie odbywa się dialog osoby z samą sobą, gdzie bierze ona na siebie jakąś odpowiedzialność i otwiera się albo zamyka przed Bogiem. Jeśli tak rozumiem pojęcie „serca” z Chrystusowego błogosławieństwa, to spostrzegam od razu, jak bardzo nabiera ono treści. Nie chodzi tu już tylko o uczucia, romantyzm, urojone marzenia, ale o mnie samego, o moje życie i to w jego najgłębszym, najbardziej osobistym wymiarze. Błogosławiona przez Jezusa czystość ma ogarnąć całą osobę: ciało, intelekt, spojrzenie, zamiary i wybory. Także pracę i relacje z innymi.
No właśnie, czystość… Czym ona jest właściwie? Wymyśliłem sobie na własny użytek pewne rozróżnienie. Otóż, aby dojść do „czystości”, muszę przejść przez etap „klarowności” w takim znaczeniu, jak klarowne jest wino lub dobra oliwa. Zanim stanę się czysty, muszę stać się przejrzysty. Ten etap jest bardzo ważny i jeśli spróbuję go przeskoczyć lub ominąć, to na nic się zdadzą moje wysiłki. Być przejrzystym, to zdać sobie sprawę z własnego stanu i sytuacji, „wyklarować” punkt wyjścia, zobaczyć w prawdzie, skąd rozpoczynam duchową wędrówkę. To wyciągnąć na światło dzienne wszystko, co ukrywałem gdzieś w zakamarkach mojego wnętrza: moje słabości, wady, grzechy, ale także zalety i owoce dobrych czynów. Muszę rozłożyć przed sobą cały ten kram bez przemilczeń, wstydu, fałszywej pokory lub egoistycznej dumy. I dopiero, kiedy stanie się dla mnie jasne, kim jestem, mogę rozpocząć etap oczyszczania. Rozumiem go bardzo dosłownie, w sensie usuwania tego, co niepotrzebne, co przeszkadza, zaśmieca, zagradza drogę, trochę tak, jak sprząta się mieszkanie. Oczyścić, to zrobić miejsce, stworzyć przestrzeń, która będzie się mogła wypełnić inną niż moja rzeczywistością. To wyrzucić samolubstwo, rozerwać pęta strachu, zrezygnować z pragnienia dominacji nad sobą samym, bliźnim i Bogiem. To również zgodzić się na talent, jaki został mi powierzony, bez roztrząsania, czy jest duży, czy mały i czy jest mi z nim dobrze, albo czy wolałbym inny. To dać Bogu możliwość popatrzenia moimi oczami, dotknięcia moimi rękami, pokochania moim sercem, przemówienia moimi ustami. Słowem, człowiek czysty to ktoś otwarty na działanie Boga i gotowy użyczyć swojego ciała, ducha, swoich możliwości i uzdolnień. W tej perspektywie ewangeliczna czystość nie jest moim dziełem, to nie ja mam ją wykreować. Moja rola ogranicza się tu do przygotowania miejsca i ofiarowaniu Bogu na Jego użytek tego, co dał mi do dyspozycji. Reszta należy do Niego i czystość mojego serca będzie Jego dziełem. To właśnie dlatego nie ma jednego modelu czystości, a ludzie czystego serca są barwni, niesztampowi, zaskakujący. Popatrzmy na Pana Jezusa: raz zarzucano mu, że jest mrukiem i cierpiętnikiem, a raz, że żarłokiem i pijakiem.
Wspomniałem, że czystość serca osiąga się w drodze. To bardzo ważne. Tym bardziej, iż, jak mi się wydaje, w ciągu kilku ostatnich wieków wytworzył się w Kościele model, wedle którego czystość serca jest niejako pierwszym warunkiem wejścia na drogę życia duchowego. Najpierw, aktem woli, muszę osiągnąć czystość serca, a dopiero potem mogę podążać za Jezusem. Kiedy sięgniemy do średniowiecznych traktatów poświęconych życiu duchowemu, to zaobserwujemy inną nieco perspektywę. Są one zwykle podzielone na trzy części. Pierwsza adresowana jest do tych, którzy zaczynają kroczyć po ścieżkach ducha (incipientes). Tych poucza się o dziele stworzenia i zbawienia w Jezusie Chrystusie. Druga dotyczy tych, którzy już weszli na drogę i rozpoczęli wędrówkę (proficientes). Tym wskazuje się, że mogą współpracować z łaską Bożą poprzez modlitwę, dobre uczynki i dyscyplinę chrześcijańskiego życia. Trzecia wreszcie odnosi się do tych, którzy pragną kontynuować drogę ciągłego doskonalenia ich miłości do Boga (perfecti). To tu dopiero mówi się o czystości serca, która jest przedsionkiem kontemplacji. W ten sposób dawni mistrzowie ducha pouczali, że jest ona procesem, a nie stanem. Nie tyle mamy osiągnąć czystość serca raz i definitywnie, i potem całe życie bronić jej tylko i strzec przed zakusami Złego, ale raczej mamy ją odkrywać, rozwijać i wzbogacać. Na Chrystusową drogę może wejść każdy, także nieczysty (Ewangelia aż roi się od przykładów!). Czystość serca czeka na niego dalej, jeśli da się pociągnąć i będzie kontynuował trud wędrówki. Można by rzec, że nie tyle zaczynamy naszą drogę jako czyści, ale mamy poświęcić całe nasze życie na to, aby stać się czystymi.
W tej optyce czystość serca przestaje być lukrowanym marzeniem, a nabiera soczystych barw życia. Jest przygodą, niespodzianką, jaką przygotował dla mnie Pan Bóg. Niespodzianką dla mnie samego i dla tych, którzy mi towarzyszą w moim pielgrzymowaniu do Ojczyzny. Takie spojrzenie chroni mnie również przed zniechęceniem i zgorzknieniem. To nic, że znowu znalazło się we mnie sporo śmiecia i Panu Bogu znowu zrobiło się u mnie za ciasno. Droga jeszcze nie skończona i wszystko przede mną. Mogę zacząć od nowa. Jeśli udaje mi się zachować jako taki porządek, to wiem, że za następnym zakrętem duchowego szlaku może czekać na mnie okazja do odkrycia czegoś nowego, że moje czyste serce może zalśnić nowym, nieznanym mi dotąd blaskiem.
PAWEŁ KRUPA OP, 1965, dominikanin, historyk–mediewista, studiował w Krakowie, Paryżu i Rzymie, od 1997 roku członek Commissio Leonina przygotowującej krytyczne wydanie dzieł św. Tomasza z Akwinu, mieszka w Grottaferrata pod Rzymem.
Źródło tekstu: http://www.mateusz.pl/goscie/wdrodze/nr309/309-07-Krupa.htm
Jan Paweł II Msza Święta w Sandomierzu 12 czerwca 1999 Homilia
- «Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”» (Łk 2, 48).
Liturgia Kościoła wspomina dzisiaj Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny. Wzrok nasz kierujemy ku Maryi, która pełna troski i lęku szuka Jezusa zagubionego podczas pielgrzymki do Jerozolimy. Jako pobożni Izraelici, Maryja i Józef chodzili co roku do Jerozolimy na święta Paschy. Gdy Jezus miał lat dwanaście po raz pierwszy poszedł z nimi. I wtedy właśnie miało miejsce to wydarzenie, które rozważamy w piątej tajemnicy radosnej różańca świętego – tajemnicy znalezienia. Święty Łukasz bardzo wzruszająco opisuje je, w oparciu o wiadomości, które – jak można wnioskować – otrzymał od Matki Jezusa: «Synu, czemuś nam to uczynił? … z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Maryja, która nosiła pod swym sercem Jezusa i chroniła Go przed Herodem, uciekając do Egiptu, wyznaje w sposób ludzki swój wielki niepokój o Syna. Ona wie, że musi być na Jego drodze obecna. Wie, że przez miłość i ofiarę będzie współdziałała z Nim w dziele Odkupienia. I tak oto wchodzimy w tajemnicę wielkiej miłości Maryi do Jezusa, miłości ogarniającej swym Niepokalanym Sercem nieogarnioną Miłość – Słowo Ojca Przedwiecznego.
Kościół przypomina nam tę tajemnicę właśnie tu, w Sandomierzu, w tym prastarym Grodzie, w którym od przeszło tysiąca lat żyją dzieje Kościoła i Ojczyzny. Pozdrawiam cały Kościół Sandomierski wraz z jego Pasterzem – biskupem Wacławem, biskupami pomocniczymi, kapłanami i osobami konsekrowanymi. Pozdrawiam was wszystkich, umiłowani Bracia i Siostry, którzy uczestniczycie w tej Najświętszej Ofierze. Witam księdza biskupa polowego Wojska Polskiego, a wraz z nim żołnierzy, podoficerów, oficerów i generałów. Pozdrawiam obecnych tu przedstawicieli Episkopatu Polski, Władz państwowych i samorządowych.
Ze czcią pozdrawiam prastary Sandomierz tak bardzo mi bliski. Ogarniam sercem inne miasta i ośrodki przemysłowe, zwłaszcza Stalową Wolę – miasto symbol wielkiej wiary ludzi pracy, którzy z godną podziwu ofiarnością i odwagą wznosili swoją świątynię, pomimo trudności i gróźb ze strony ówczesnych władz komunistycznych. Miałem radość poświęcić ten kościół. Ileż to razy nawiedzałem ziemię sandomierską, jakże często dane mi było spotykać się z historią waszego miasta i uczyć się tu dziejów narodowej kultury. Utaiła się bowiem w tym mieście jakaś przedziwna siła, której źródło tkwi w chrześcijańskiej tradycji. Jest bowiem Sandomierz wielką księgą wiary naszych przodków. Zapisali w niej wiele stronic święci i błogosławieni. Wspominam przede wszystkim Patrona tego miasta – błogosławionego Wincentego Kadłubka, który był prepozytem katedry sandomierskiej i biskupem krakowskim, a potem ubogim mnichem zakonu cystersów. Jako pierwszy Polak opisał dzieje narodu w «Kronice Polskiej». Użyźniła tę ziemię w trzynastym wieku krew błogosławionych Męczenników Sandomierskich, duchownych i świeckich, którzy w wielkiej liczbie zginęli za wiarę z rąk Tatarów, a wraz z nimi błogosławiony Sadok i 48 dominikanów z klasztoru przy romańskim kościele świętego Jakuba. W świątyniach Sandomierza głosili Ewangelię: święty Jacek, błogosławiony Czesław, święty Andrzej Bobola. Dominikanie szerzyli tu gorliwie kult Matki Bożej; jezuici w swoim kolegium-Gostomianum kształcili i wychowywali młodzież; duchacy przy kościele Świętego Ducha prowadzili szpital dla chorych, przytułek dla biednych i ochronki dla dzieci. Miasto to pamięta Jana Długosza i świętą Królową Jadwigę, której sześćsetlecie śmierci w tym roku obchodzimy.
Owoce świętości ziemia ta wydaje także w czasach obecnych. Chlubą Kościoła Sandomierskiego są świeccy i duchowni, którzy swoim życiem dali świadectwo miłości Boga, Ojczyzny i człowieka. Pragnę w szczególny sposób wspomnieć Sługę Bożego biskupa Piotra Gołębiowskiego, który strzegł powierzonej mu owczarni z cichością i łagodnością. Obecnie, jak wiemy, trwa proces beatyfikacyjny tego dobrego Pasterza diecezji sandomierskiej. Wspominam również Sługę Bożego księdza profesora Wincentego Granata, wybitnego teologa i rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, z którym niejednokrotnie spotykałem się przy różnych okazjach. Z wdzięcznością pragnę również wspomnieć biskupa Franciszka Jopa, biskupa pomocniczego tej diecezji, a później także administratora i biskupa opolskiego. Wiele zawdzięcza mu archidiecezja krakowska, której był administratorem, w trudnych latach pięćdziesiątych. Biskup Jop był także moim współkonsekratorem.
Dzisiaj w Sandomierzu wraz z wszystkimi tu zgromadzonymi wielbię Boga za to wielkie duchowe dziedzictwo, które w czasach zaborów, niemieckiej okupacji i totalitarnego zniewolenia przez komunistyczny system pozwoliło ludziom tej ziemi zachować narodową i chrześcijańską tożsamość. Trzeba się nam wsłuchiwać z ogromną wrażliwością w ten głos przeszłości, aby wiarę i miłość do Kościoła i Ojczyzny przenieść przez próg roku dwutysięcznego i przekazać następnym pokoleniom. Tu z łatwością możemy uświadomić sobie, jak bardzo czas człowieka, czas wspólnot i narodów nasycony jest obecnością Boga i Jego zbawczym działaniem.
- Na szlaku mojej pielgrzymki po Polsce towarzyszy mi Ewangelia ośmiu błogosławieństw wypowiedzianych przez Chrystusa w Kazaniu na Górze. Tu, w Sandomierzu, Chrystus woła do nas:
«Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą» (Mt 5, 8). Słowa te wprowadzają nas w głębię ewangelicznej prawdy o człowieku. Znajdują Jezusa ci, którzy Go szukają, tak jak szukali Maryja i Józef. To wydarzenie rzuca światło na tę wielką sprawę w życiu każdego człowieka, jaką jest szukanie Boga. Tak, człowiek rzeczywiście szuka Boga; szuka Go swoim umysłem, swoim sercem i całą swoją istotą. Mówi święty Augustyn: «niespokojne jest serce ludzkie, dopóki nie spocznie w Bogu» (por. Wyznania I, 1, CSEL 33,1). Ten niepokój, to niepokój twórczy. Człowiek szuka Boga, ponieważ w Nim, tylko w Nim może znaleźć swoje spełnienie – spełnienie swoich dążeń do prawdy, dobra i piękna. «Nie szukałbyś mnie, gdybyś mnie nie posiadał» – tak mówi o Bogu Blaise Pascal (Myśli, rozdz. II, nr 737). Znaczy to, że Bóg sam uczestniczy w tym szukaniu, że chce, aby człowiek Go szukał i stwarza w człowieku potrzebne warunki, ażeby mógł Go znaleźć. Sam się zresztą do człowieka zbliża, sam mu o sobie mówi, pozwala mu poznać Siebie. Pismo Święte jest wielkim zapisem na temat tego szukania i znajdowania Boga. Ukazuje też wiele wspaniałych postaci szukających Boga i znajdujących Go. Uczy zarazem, jak człowiek winien zbliżać się do Boga, jakie warunki winien spełnić, ażeby tego Boga spotkać, poznać Go, i z Nim się zjednoczyć.
Jednym z tych warunków jest czystość serca. Czym ona jest? Dotykamy w tym miejscu samej istoty człowieka, który dzięki łasce odkupienia przez Chrystusa odzyskał harmonię serca utraconą w raju przez grzech. Mieć serce czyste to być nowym człowiekiem, przywróconym przez odkupieńczą miłość Chrystusa do życia w komunii z Bogiem i z całym stworzeniem – tej komunii, która jest jego pierwotnym przeznaczeniem.
Czystość jest przede wszystkim darem Boga. Chrystus dając się człowiekowi w sakramentach Kościoła zamieszkuje w sercu człowieka i rozjaśnia je «blaskiem Prawdy». Tylko ta Prawda, którą jest Jezus Chrystus zdolna jest oświecić rozum, oczyścić serce i ukształtować ludzką wolność. Bez zrozumienia i przyjęcia Prawdy gaśnie wiara. Człowiek traci widzenie sensu spraw i wydarzeń, a jego serce szuka nasycenia tam, gdzie go znaleźć nie może. Dlatego czystość serca to przede wszystkim czystość wiary.
Czystość serca bowiem przysposabia do widzenia Boga twarzą w twarz w wymiarach wiecznej szczęśliwości. Dzieje się tak dlatego, że już w życiu doczesnym ludzie czystego serca potrafią dostrzegać w całym stworzeniu to, co jest od Boga. Potrafią niejako odsłaniać Boską wartość, Boski wymiar, Boskie piękno wszystkiego, co stworzone. Błogosławieństwo z Kazania na Górze wskazuje nam niejako na całe bogactwo i całe piękno stworzenia i wzywa nas, abyśmy umieli odkrywać we wszystkim to, co od Boga pochodzi i to, co do Boga prowadzi. W konsekwencji człowiek cielesny i zmysłowy musi ustępować, musi robić miejsce w nas samych dla człowieka duchowego, uduchowionego. Jest to proces głęboki. Łączy się z wewnętrznym wysiłkiem. Wysiłek ten jednak, wsparty łaską Bożą, przynosi wspaniałe owoce.
Czystość serca jest zatem człowiekowi zadana. Musi on stale podejmować trud opierania się siłom zła, tym działającym z zewnątrz i tym z wewnątrz – które chcą go od Boga oderwać. I tak w sercu ludzkim rozgrywa się nieustanna walka o prawdę i szczęście. Aby zwyciężyć w tej walce człowiek musi się zwrócić ku Chrystusowi. Może zwyciężyć tylko umocniony Jego mocą, mocą Jego Krzyża i Jego zmartwychwstania. «Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste» (Ps 51, 12) – woła Psalmista, który świadomy jest swojej słabości i wie, że aby być sprawiedliwym wobec Boga, nie wystarczy sam ludzki wysiłek.
- Drodzy Bracia i Siostry, to orędzie o czystości serca dziś staje się bardzo aktualne. Cywilizacja śmierci chce zniszczyć czystość serca. Jedną z metod tego działania jest celowe podważanie wartości tej postawy człowieka, którą określamy cnotą czystości. Jest to zjawisko szczególnie groźne, gdy celem ataku stają się wrażliwe sumienia dzieci i młodzieży. Cywilizacja, która w ten sposób rani lub nawet zabija prawidłową relację człowieka do człowieka, jest cywilizacją śmierci, bo człowiek nie może żyć bez prawdziwej miłości.
Mówię te słowa do wszystkich obecnych na tej Eucharystycznej Ofierze, ale w szczególny sposób kieruję je do licznie zgromadzonej tu młodzieży, do żołnierzy służby zasadniczej i do harcerzy. Głoście światu «dobrą nowinę» o czystości serca i przekazujcie mu swoim przykładem życia orędzie cywilizacji miłości. Wiem, jak bardzo jesteście wrażliwi na prawdę i piękno. Dziś cywilizacja śmierci proponuje wam między innymi tak zwaną «wolną miłość». Dochodzi w tym wypaczeniu miłości do profanacji jednej z najbardziej drogich i świętych wartości, bo rozwiązłość nie jest ani miłością, ani wolnością. «Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża, co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe» (Rz 12, 2) – napomina nas święty Paweł. Nie lękajcie się żyć wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości! Nie dajcie się zniewolić! Nie dajcie się uwieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wielką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia! Pragnę wam powtórzyć to, co kiedyś już powiedziałem do młodzieży: «Tylko czyste serce może w pełni kochać Boga! Tylko czyste serce może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości, jakim jest małżeństwo! Tylko czyste serce może w pełni służyć drugiemu. Nie pozwólcie, aby zniszczono waszą przyszłość. Nie pozwólcie odebrać sobie bogactwa miłości. Brońcie waszą wierność; wierność waszych przyszłych rodzin, które założycie w miłości Chrystusa» (Asunción, 18.05.1988).
Zwracam się również do naszych polskich rodzin – do was, ojcowie i matki. Trzeba, aby rodzina stanęła zdecydowanie w obronie czystości swoich progów domowych, w obronie godności każdej osoby. Strzeżcie wasze rodziny przed pornografią, która dzisiaj pod różnymi postaciami wdziera się w świadomość człowieka, zwłaszcza dzieci i młodzieży. Brońcie czystości obyczajów w waszych ogniskach domowych i społeczeństwie. Wychowanie do czystości jest jednym z wielkich zadań ewangelizacyjnych, jakie stoją obecnie przed nami. Im czystsza będzie rodzina, tym zdrowszy będzie naród. A chcemy pozostać narodem godnym swego imienia i chrześcijańskiego powołania.
«Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą» (Mt 5, 8).
- Wpatrujemy się w Niepokalaną Dziewicę z Nazaretu, Matkę Pięknej Miłości, która towarzyszy ludziom wszystkich czasów w ich «pielgrzymce wiary» do domu Ojca. Przypomina nam o Niej nie tylko dzisiejsze wspomnienie liturgiczne, ale także wspaniała bazylika katedralna, która góruje nad tym miastem. Nosi ona Jej imię – wymowna to zbieżność miejsca i chwili. Nawet Matka Jezusowa, której najpełniej została objawiona tajemnica Boskiego synostwa Chrystusa, długo musiała się uczyć tajemnicy Krzyża: «”Synu, czemuś nam to uczynił? – przypomina nam dzisiejsza Ewangelia – Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział» (Łk 2, 48-50). Jezus mówił bowiem o swojej mesjańskiej misji.
«Z bólem serca» uczy się człowiek Ukrzyżowanej Miłości zanim ją zrozumie. Lecz jeśli – jak Maryja – «chowa wiernie w swym sercu» (por. Łk 2, 51) wszystko, co mówi Chrystus; jeśli jest wierny Bożemu wezwaniu, pojmie u stóp Krzyża to, co najważniejsze, że prawdziwa jest tylko miłość złączona z Bogiem, który jest Miłością.