23 niedziela zwykła, rok C

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Homilia Tagi: 23 niedziela zwykła, Flm, Łk 14, Mdr 9, Miłość i nienawiść, Onezym, Ps 90, rok C

HOMILIA 1

1. Czy Pan Jezus nie przesadził dzisiaj z tą nienawiścią do najbliższych? Otóż nie! W Ewangelii możemy na to wskazać dwa mocne argument, dwie sceny:

  • 12-letni Jezus został w Jerozolimie, przez 3 dni Maryja z Józefem szukają Go; w końcu znajdują w świątyni; „Czemu Mnie szukaliście? Czy nie wiecie, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”,
  • Jezus naucza, wokół tłum ludzi, Jezusowi będącemu w domu ktoś przynosi wiadomość, że Jego Matka i bracia (rodzina) są przed domem i chcą z Nim rozmawiać… co wtedy mówi? „Oto moja matka i moi bracia”

2. To dwie sytuacje, w których bliskim Jezusa mogło zrobić się po ludzku bardzo przykro. Tylko dlaczego? Skoro wiek 12 lat był czasem na Bar Micwa, kiedy chłopiec po raz pierwszy mógł nieść zwój Biblii i go publicznie czytać. Tylko dlaczego? Skoro bliscy chcieli odwieść Pana Jezusa od nauczania, aby wrócił do domu i zarabiał, jak wszyscy, na swoje utrzymanie.

3. Pan Jezus nie przesadził dzisiaj ze wskazówkami. Przestrzega przed dwoma niebezpieczeństwami:

  • szukaniem swojej korzyści w relacji z Bogiem – bo najlepiej byłoby „po mojemu”,
  • przed brakiem konsekwencji – czy żyjemy przyrzeczeniami chrztu świętego? czy pamiętamy o przyrzeczeniach z I Komunii św., bierzmowania, ślubu?… wieża życia może się okazać wciąż nieukończonym projektem ze zwyczajnego lenistwa.

4. Dawaj nam, Panie, stale mądrości, abyśmy mieli na względzie nie tylko swoje własne korzyści, a także dotrzymywali słowa danego i obietnic Bogu składanych.

23 niedziela zwykła, rok C, Gidle, 8 września 2019, Mdr 9,13-18b; Ps 90,3-4.5-6.12-13.14 i 17; Flm 9b-10.12-17; Łk 14, 25-33

HOMILIA 2

1. Tłumy, tłumy i jeszcze raz tłumy… Jezus jest u szczytu popularności, w czasie długiej podróży do Jerozolimy. Przychodzą do Niego chorzy, zatroskani, słuchają Go celnicy i grzesznicy, szemrają na to wszystko faryzeusze, ale gasi ich przepięknymi przypowieściami.

2. Św. Łukasz podkreśla ten czas popularności używając w tekście słowa gr. ochlos = tłum, w odróżnieniu od laos = lud. Lud pojawi się dopiero po wejściu Jezusa do Jerozolimy.

3. Lecz twarde słowa, które dziś Jezus kieruje w stronę tłumu – także w naszą stronę – zawierają w sobie w istocie dwa pytania:

  • dlaczego idziesz za Jezusem w swoim życiu?
  • na czym to życie opierasz?

4. Dlaczego idziesz za Jezusem?

  • ponieważ wybrałem tę drogę, podjąłem decyzję, że chcę być Jego uczniem,
  • „mieć w nienawiści” bliskich to zwrot hebrajski znany w Biblii, który nie mówi o uczuciu nienawiści we współczesnym rozumieniu, lecz o wyborze jednego, a odrzuceniu drugiego, typowy hebraizm, który nie powinien gorszyć tych, którzy go znają,
  • chcesz być uczniem, to się zdecyduj! wybierz, idź! weź krzyż codzienności i nieś go z Jezusem przez życie,
  • dlaczego idę? bo chcę! bo mi na tym zależy, tego właśnie potrzebuję i pragnę! to prawda, że w tłumie można się ukryć, iść ze wszystkimi; tłum to obecne przekleństwo Kościoła – tłum ludzi to marzenie proboszcza, ale ilu w tym tłumie jest ludem?
  • wczoraj ledwie jedna dominikanka podzieliła się pytaniem usłyszanym od pewnej mamy: „Proszę Siostry, a ten pierwszy piątek miesiąca to będzie tak co tydzień?”
  • wyrzec się wszystkiego dla Boga oznacza Jego samego postawić na pierwszym miejscu,
  • wiadomo, że w tłumie ludzi na serio zrobi tak niewielu… to będzie właśnie LUD Boży,
  • dlatego też tuż po ostatnich słowach dzisiejszej Ewangelii jest wzmianka o soli – jej odrobina wystarczy dla smaku!

5. Drugie pytanie: na czym opierasz swoje życie?

  • tu mamy obraz inwestora chcącego wybudować wieżę, oraz króla – dowódcy rozważającego siłę swojej armii,
  • taka kalkulacja i przeliczanie jest potrzebne nie tylko dlatego, aby nie wstydzić się nieudanego pomysłu lub przegranej bitwy, lecz przede wszystkim dlatego, aby decyzja o więzi z Jezusem, o wędrowaniu jego drogami była rozsądna, przemyślana, trwała i owocna,
  • kiedy działa rozsądek, wtedy mogę wybrać Boga i powiedzieć UFAM TOBIE! znam swój kapitał, znam swoją siłę, możliwości – dzięki temu wszystko, co mam, mogę zwrócić/nakierować na Boga i współpracę z Nim,
  • ta kalkulacja i namysł są potrzebne, aby uniknąć w przyszłości pomyłek, które kiedyś może sam krytykowałem, wyśmiewałem, komentowałem…

6. Takie rzeczy mozolnie się odkrywa…Księga Mądrości mówi: „Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy to, co mamy pod ręką”.

7. Dlatego właśnie Twojego Ducha potrzeba nam, Panie, abyśmy nasze drogi prostymi czynili. Tak, jak wyprostowałeś drogi tego niewolnika Onezyma, którego po pojmaniu i uwięzieniu, św. Paweł ochrzcił w więzieniu i oddał właścicielowi jako brata w Chrystusie.

8. Z tym Onezymem jest ciekawa sprawa, bo wg Tradycji zaczął on zbierać pisma Pawłowe jakby w podzięce za ocalenie życia…

9. Ty, Panie, chcesz i nasze życie ocalić. Do nas mówisz dzisiaj słowami psalmu: „Wracajcie, synowie ludzcy… Naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca…”

Radonie, 23 niedziela zwykła, rok C, 4 września 2022.

HOMILIA 3

Przykazania Dekalogu normujące odniesienie do lu­dzi, poza przykazaniem czwartym, posiadają cha­rakter negatywny. „Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj”. Chodzi w nich o to, by nie wyrządzać drugiemu krzywdy. Jest to pierwszy stopień mi­łości człowieka. Nasza wolność musi być tak wykorzystana, byśmy umieli szanować wolność drugiego człowieka i to każdego, nawet nienarodzonego. Każda krzywda jest naru­szeniem wolności drugiego.

Gdyby ten pierwszy stopień miłości był zachowany, życie na ziemi wyglądałoby zu­pełnie inaczej. Nie byłoby łez płynących z powodu wyrządzonej krzywdy. Co najwyżej człowiek krzyw­dziłby siebie samego i pła­cił za to własny rachunek. W oczach pojawiałyby się łzy żalu świadczące o odpowiedzialności za popełnione przez niego błędy.

Życie jest jednak inne. Skrzywdzonych ludzi na ziemi jest miliony. Jedni krzywdzą, inni płaczą, a najczęściej bywa tak, że sami skrzywdzeni krzywdzą innych. Życie dowo­dzi, że nawet ten pierwszy stopień miłości nie jest za­chowany.

Ewangelia wzywa natomiast do wejścia na drugi stopień miłości, do troski o dobro człowieka. Nie wystarczy po­wstrzymać się od cudzołóstwa, kradzieży, morderstwa. Trze­ba pomóc drugiemu, by on sam nie czynił nic złego, bo wówczas niszczy siebie i innych. Dlatego Jezus podaje szczegółowe wskazania dotyczące braterskiego upomnienia.

Warto podkreślić, że chodzi o upomnienie w gronie ludzi wierzących i należących do Kościoła. Tak bowiem należy rozumieć słowo „brat”, którym posługuje się Jezus ł tak należy rozumieć finał bezskutecznego upomnienia, które zdaniem Mistrza z Nazaretu kończy się zerwaniem z brater­stwem i zaliczeniem upominanego do pogan lub celników.

Upomnienie jest znakiem odpowiedzialności za drugiego człowieka i próbą sprowadzenia go z niewłaściwej drogi, odwiedzenia od czynów złych. Jezus wyraźnie sygnalizuje jak ta walka o serce brata ma przebiegać. Rozpoczynamy od głębokiego przemyślenia postępowania drugiego człowieka i ustalenia gdzie i kiedy należy mu zwrócić na nie uwagę. Pierwsze upomnienie winno być dyskretne, w cztery oczy, bez świadków, bez rozgłosu.

Jeśli to upomnienie nie skutkuje, należy sprawę omówić z zaufanym człowiekiem, który jest również zaniepokojony złym postępowaniem upominanego. Wspólna rozmowa, a więc upomnienie wobec świadka, ma większą siłę. Upomi­nany wie, że sprawa staje się głośna.

To drugie upomnienie winno być również dyskretne. Do­piero gdy ono nie skutkuje należy sprawę postawić publicz­nie i zaangażować tych, którzy mają władzę w Kościele. Sankcje takiego upomnienia mogą być bardzo przykre dla upomnianego, aż do wykluczenia z Kościoła.

Taktyka braterskiego upo­mnienia wskazanego przez Jezusa ma na uwadze dobro upomnianego i dobro wspól­noty do której należy. Chodzi o czas potrzebny do zastano­wienia. Przechodzenie z jed­nego etapu na drugi wymaga czasu, w którym tak upomina­jący jak i upominany mogą rzecz głębiej rozważyć. Cho­dzi również o obiektywne spojrzenie. Człowiek skrzyw­dzony działa na zasadzie od­ruchu i często nie jest w stanie wyzwolić się z subiektywne­go spojrzenia. Jeśli w troskę o ratowanie błądzącego anga­żują się inni, obiektywizm spojrzenia zostaje zachowa­ny.

Rzecz jasna, iż nawet wykluczenie kogoś ze wspólnoty nie jest równoznaczne z jego przekreśleniem. Zawsze, jeśli ze­chce zmienić postawę, może wrócić. To dla jego dobra, dla opamiętania i zmiany drogi życia Kościół stosuje wyklucze­nie ze wspólnoty. Gdy upomnienie się kończy, miłość zamie­nia się w modlitwę za błądzącego, a ta forma miłości nigdy się nie kończy.

Upominanie nie jest rzeczą łatwą. Dlatego też niewiele spraw Jezus zaopatrzył w tak dokładną instrukcję jak brater­skie upomnienie. Wiedział, że niewłaściwym podejściem do upomnienia można człowieka zepsuć, ugruntować w jego złej postawie. Częsty błąd rodziców i wychowawców. Upo­mnienie przekazywane sto razy na dzień, świadczy źle nie o upominanym, lecz upominającym. To on przede wszystkim winien zrezygnować z upominania przynajmniej na rok i głęboko przemyśleć wskazania Jezusa. Mądre upomnienie z reguły jest skuteczne, upomniany bowiem dostrzega w nim gest prawdziwej miłości. To ta autentyczna miłość decyduje w głównej mierze o sukcesie upomnienia.

Ks. Edward Staniek, ŹRÓDŁO, nr 36/93, 23 Niedziela zwykła, Ez 33, 7-9; Ps 95; Rz 13, 8-10; Mt 18,15-20

LEKTURA DODATKOWA

Kim był Onezym wymieniony w Flm 9b-10.12-17?

Onezym, wzmiankowany w Liście do Filemona był niewolnikiem należącym do bogatego człowieka pochodzącego z Kolosów (zob. Kol 4,9). Jak się wydaje, musiał on być szanowanym niewolnikiem, gdyż łatwość, z jaką uciekł on od swojego pana, sugeruje, że był często wysyłany poza obręb domu. Najbardziej zaufani słudzy często towarzyszyli transportom oraz nadzorowali zakupy lub interesy swoich właścicieli w dalekich miastach. Ponadto, w obcym mieście, posiadając wolną rękę do wykonywania pracy powierzonej przez pana, niewolnikowi łatwiej było uciec próbując zyskać wolność niż w rodzinnym mieście właściciela.

Późniejsza tradycja widzi w Onezymie postać biskupa Efezu, następcę Tymoteusza. Według innego podania, w trakcie prześladowań wszczętych przez Trajana został ukamienowany za niewyparcie się wiary (choć niektóre źródła mówią o ścięciu).

Wielu starożytnych pisarzy było przekonanych, że w podzięce za ocalenie i obdarowanie nowym życiem chrześcijańskim Onezym rozpoczął proces gromadzenia wszystkich znanych pism św. Pawła, by zebrać je w jeden zbiór. Taka interpretacja tłumaczyłaby, dlaczego w zbiorze Pism Pawłowych nie zachowały się np. Listy do Laodycean, lub część korespondencji z Koryntianami (oraz być może z Filipianami), a dysponujemy malutkim, prywatnym liścikiem skierowanym do jednej osoby.

Źródło tekstu: Bartłomiej Sokal, biblista.pl

„Wielkie tłumy szły za Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: ”Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk 14, 25-26).

„Wszystko bierze się stąd, że rzeczy robimy w połowie, że mówimy półprawdy, że jesteśmy dobrzy połowicznie” (Nikos Kazantzakis).

Każdemu z nas zapewne zdarzyło się podjąć niejedną pochopną decyzję. Jest wiele czynników, które sprawiają, że ochoczo lub pod przymusem rozpoczynamy pewną drogę, ale po krótkim czasie wycofujemy się i zdajemy sobie sprawę, że popełniliśmy błąd. Presja społeczna lub czasowa, lęk przed odrzuceniem lub stratą, opinia ludzka, chwilowy zapał, inne podniosłe uczucie, obietnica łatwego sukcesu. Czy ten sam mechanizm nie kieruje często wyborami związanymi z wiarą i byciem chrześcijaninem? Jak najbardziej.

Podobnie jak wspomniany w Ewangelii budowniczy wieży, który jej nie ukończył, można zatrzymać się w pół drogi lub z niej zupełnie zejść, jeśli chrześcijaństwo zostaje przyjęte jedynie jako kulturowe lub narodowe „dziedzictwo”. I nic więcej z tego nie wynika. Można też zostać pokonanym w walce jak ów nieroztropny wódz, który ze zbyt małą ilością żołnierzy wyprawia się przeciwko silniejszej armii. Dzieje się tak wtedy, gdy chrześcijanin przestaje się modlić i przyjmować sakramenty lub przyjmuje je z postawą oczekującą natychmiastowych wyników. Wtedy przegrywa przy pierwszej większej próbie wiary.

Św. Łukasz zaznacza, że za Jezusem idą „tłumy”. Pojawia się tutaj rzeczownik „ochlos” – „tłum” w odróżnieniu od „laos” – „lud”. Pierwszy ma wydźwięk negatywny, drugi pozytywny. Ewangelista używa drugiego terminu, kiedy chce podkreślić przychylność ludzi wobec Jezusa. Natomiast pierwsze określenie pojawia się, gdy mowa o ciekawskich, o tych, którzy nie chcą się zaangażować, o krzyczącej tłuszczy przed rzymskim namiestnikiem. Jezus idąc na przedzie, odwraca się w ich stronę. Wyczuwa, że ludzie idą za Nim z różnych powodów. Może Go do czegoś potrzebują. Albo przyłączają się do tłumu, bo skoro wszyscy idą, to dlaczego by też nie pójść z innymi.

Jezus nie chce poparcia tłumu, nie potrzebuje widzów i obserwatorów, nie przyszedł po to, by ludziom wypełniać i umilać czas lub spełniać ich słuszne oczekiwania. On chce prawdziwych uczniów gotowych wejść z Nim w zażyłą relację, gotowych do nauki. Dlatego stawia niezwykle wyśrubowane wymagania, jakby chciał odstręczyć niektórych od chodzenia za Nim.

Wydawałoby się, że Jezus powinien być bardziej  zainteresowany powiększaniem zastępów swoich naśladowców. Nic z tych rzeczy. Całkiem świadomie przestrzega przed zewnętrznym, połowicznym zaangażowaniem. Każe się dobrze zastanowić, zanim ktokolwiek podejmie decyzję o pójściu za Nim. Nie łagodzi radykalnych warunków, które się z tym wiążą. W dzisiejszej Ewangelii aż trzy razy słyszymy o tym, kto nie może być Jego uczniem. Wspólnym mianownikiem owych warunków jest zgoda na materialne i duchowe ubóstwo. To drugie oznacza przedłożenie relacji z Jezusem nad relacje z bliskimi i samym sobą, czyli wolność wewnętrzną.

Chrystus realistycznie zakłada, że nie wszyscy po przemyśleniu zdecydują się na to, by stać się Jego uczniami. Wniosek z tego taki, że nie wszyscy na tym świecie muszą stać się uczniami. Nawiasem mówiąc, przez wieki Kościół funkcjonował w nieco innym modelu, który nazwałbym „upaństwowionym”. Całe społeczeństwa odgórnie czyniono uczniami,  którzy nie do końca zdawali sobie sprawę, w co wchodzą. Ludzie rodzili się niejako chrześcijanami. Tymczasem Jezus nigdzie nie mówi o budowaniu cywilizacji chrześcijańskiej, gdzie wszyscy i wszystko będzie wspierać wierzących, lecz o soli i świetle pośrodku zepsutego i ciemnego świata. Do dzisiaj żyjemy w przeświadczeniu,  że sam chrzest zapoczątkowuje automatyczne bycie uczniem i wypełnianie niełatwych warunków, które należy spełnić. A tak często się nie dzieje.

Zagadkowe są również dwie sytuacje z życia, które Jezus przywołuje, aby zobrazować  pozostawienie wszystkiego ze względu na Niego. Nie chodzi w tym o to, by iść przez życie z pustymi rękami i porzucić bliskie osoby, lecz by najpierw zaufać obecności i mocy Boga działającego w naszym życiu, a nie temu, co posiadamy. Jedna z tych sytuacji dotyczy budowy, a druga walki. Zarówno poszczególny chrześcijanin, jak i cały Kościół jest najpierw wezwany do budowania, do pozytywnego zaangażowania. Równocześnie toczymy bój z mocami zła, które nacierają na nas i usiłują „przemóc Kościół”. Gdzie jednak tkwi pułapka?

Po pierwsze, można podejść do sprawy czysto zewnętrznie i skupić się na budowaniu jedynie tego, co widać. Wszelkie budowle i instytucje w Kościele dają poczucie, że zrobiło się coś ważnego. Pozostawiają po nas ślad. Stwarzają wrażenie mocy, zasięgu i większego oddziaływania. Ale Nowy Testament więcej uwagi poświęca budowaniu Ciała Chrystusa, którym są ludzie niż wznoszeniu budowli z kamienia czy używaniu bogatych środków. Można też uwikłać się w pozorną walkę z wrogami, którzy w rzeczywistości nie istnieją, lecz są wytworami lęku.

Po drugie, niepowodzenia budowniczego wieży i króla, który wobec przewagi przeciwnika podpisuje kapitulację, biorą się stąd, że obaj liczyli wyłącznie na dostępne im środki materialne oraz na własne, ludzkie siły. Cały Kościół począwszy od hierarchii poprzez szeregowego wierzącego ciągle wystawiany jest na te dwie pokusy: posłużyć się narzędziami władzy i „światowymi” środkami w dobrych celach. Do tego kusił Jezusa szatan na pustyni. Kiedy nasze dobre dzieła zaczynają się sypać bądź doświadczamy klęski w duchowej bitwie, być może jest to sygnał, że za bardzo polegamy  na środkach materialnych, na szukaniu przywilejów  ze strony władzy politycznej lub opieramy się na naszej przemyślności.

Połowiczność tych rozwiązań odsłania się w tym, że niby zaczynamy z Chrystusem i dla Niego, ale w pewnym momencie w przestrzeń naszego działania wślizgują się „alternatywne” sposoby osiągnięcia szczytnych celów. Gdy zabraknie prawdziwie ewangelicznego rozeznania przed podjęciem działania, łatwo i niepostrzeżenie przystosowujemy się do metod, które z początku sami krytykowaliśmy jako charakterystyczne dla niewierzącego świata.

Źródło tekstu: gorka.jezuici.pl, Dariusz Piórkowski SJ