Pierwsze przykazanie Boże. Relacja z katechezy
Komentarz i relacja z katechezy w LO.
- We wstępnej katechezie dotyczącej Dekalogu przeprowadziłem ćwiczenie „przygotowanie do wywiadu z Panem Bogiem”[1]. Gdy pozbierałem wypowiedzi uczniów – ich pytania i wątpliwości związane właśnie z Dekalogiem, okazało się, że mam w ręce kopalnię zagadnień i problemów do rozwiązania. Przygotowując się uważnie przeglądałem kartki i notowałem pytania uczniów, aby w trakcie zajęć na nie odpowiadać.
- Do katechezy nt. pierwszego przykazania Bożego wybrałem szczególnie dwa pytania uczniów:
- treść przykazania może sugerować, że realnie istnieją inni bogowie; czy to przykazanie dopuszcza zatem istnienie obcych bogów, poza Bogiem Starego Testamentu?
- załóżmy, że są inni bogowie, czy zakaz oddawania im czci nie jest zatem gestem zazdrości wobec Boga narodu wybranego?
- Powyższe dwa zagadnienia postanowiłem naświetlić młodzieży przez poruszenie trzech spraw i w oparciu o nie zbudowałem konspekt katechezy:
- o co Bóg może być zazdrosny w człowieku?
- na czym polega ta Boża zazdrość? czy człowiek może zdradzać Boga?
- czy inni bogowie – jeśli istnieją, tym razem już nam współcześni – zawsze robią człowiekowi krzywdę?
- Na wstępnie opowiedziałem młodzieży bajkę, kolejno rysując jej treść również na tablicy. Potem w kilku słowach komentowałem bajkę[2]. Uczniowie na ogół chętnie słuchają takiej „duszoszczipatielnej” historii, szybko się z nią identyfikują i przeżywają. Nie było zatem problemu z zrozumieniem bajki oraz komentarza. Następnie zachęcałem uczniów do wykonania ćwiczenia.
Robiłem to przynajmniej na dwa sposoby. Gdy katecheza odbywała się wcześnie rano, to proponowałem zaspanym uczniom nabranie z rana dobrego nastroju. Gdy katecheza była później, odwoływałem się do tego, aby poprawić sobie humor po jakiejś surowej lekcji, czy dodać sobie otuchy np. przed zbliżającym się sprawdzianem czy odpytywaniem. Wyjaśniałem następnie sens ćwiczenia: każdy z uczniów otrzymuje kartkę A6 (format fiszki) z rysunkiem akumulatora, powyżej były napisane słowa:
„To ja, czyli ………………………………………………………… napisz do mnie kilka ciepłych słów… (np. jesteś jak… podoba mi się w Tobie… cenię w Tobie… masz talent do… lubię Cię za to, że…)”
W miejsce kropek uczniowie wpisywali swoje imię i nazwisko i podawali kartkę rówieśnikom w ławce i wokół siebie, którzy na odwrocie wpisywali komplementy, podpisując się lub nie. Początki były nieśmiałe, chodząc między ławkami przyglądałem się zakłopotanym minom uczniów, którzy nie wiedzieli, co mają napisać… Podpowiadałem po cichu, zabierałem kartki i podawałem innym uczniom. Jednak po kilku chwilach zabawa nabierała tempa z prędkością samolotu startującego z lotniskowca. W niektórych klasach nie musiałem zabierać kartek i podawać innym, uczniowie sami zorganizowali „patrole” krążące po klasie, które podawały specjalnie zamówione kartki. Uczniowie na ogół się starali, wpisy były przemiłe i rzeczywiście sprawiały dużo przyjemności.
Nie włączałem się do tej zabawy, mimo namów uczniów, ponieważ straciłbym kontrolę nad czasem, jej przebiegiem i porządkiem w klasie.
Niebezpieczeństwem jest hałas, który się przy tym tworzy oraz ogromna trudność z przerwaniem tej zabawa. Jasną rzeczą jest, że na to ćwiczenie można przeznaczyć kilka minut, natomiast uczniowie koniecznie chcą wpisać coś KAŻDEMU i mają potem żal, gdy ogłaszam koniec ćwiczenia. Jedynym wyjściem jest w tej sytuacji zabranie kartek (udając, że już są potrzebne do przeprowadzenia dalszego ciągu katechezy) albo poproszenie dyżurnych, aby zdecydowanie je pozbierali. Sytuacja jest opanowana, gdy katecheta ma je wszystkie w ręce i może spokojnie położyć na stole informując, że odda je po katechezie.
- Następnie trzymając kartki w ręce komentowałem to ćwiczenie.
W komentarzu ująłem następujące myśli:
- każdy z nas jest obdarowany przez Boga, jest dobry i potrafi czynić dobro, teksty wypisane przez was na kartkach są tego znakiem,
- dobro otrzymaliśmy od Boga, On jest jego twórcą i każde dobro wskazuje na Jego niezmierzoną dobroć,
- dla Boga jesteśmy bezcenni, On jest „zazdrosny” (wiele razy o tym mówi Biblia),
- ofiarowywanie Bożych talentów na służbę bożkom jest ich niweczeniem, zatracaniem, człowiek zatraca siebie samego, i właśnie tego Bóg nie chce, właśnie od tego Bóg chce nas ocalić, dając nam to przykazanie,
- powiedziałem, że Bóg jest zazdrosny, jak to zatem rozumieć?
- Przechodzimy teraz do drugiej części katechezy, w której przyjrzymy się Bożej zazdrości. Podzieliłem uczniów na kilkuosobowe grupki, którym rozdałem kartki z opisaną krótko historią pewnego małżeństwa: „Co o tym sądzić? Pewien człowiek wyjechał na 3 lata za granicę, aby zapracować na rodzinę. Po powrocie i 2-3 kolejnych latach małżeństwa wydawało się, że jego żona już go nie kocha. Chodził strapiony i smutny. Myślał: jak sprawdzić, czy żona obdarza go jeszcze miłością czy nie? W końcu wpadł na taki pomysł: zacznę jej sugerować w codziennych rozmowach, że byłem i jestem (wzajemnie) zainteresowany kimś innym. Może w ten sposób żona znów zacznie mnie cenić? Napiszcie, co myślicie o tej sytuacji?” Uczniowie zajęli się rozstrzygnięciem i wymyśleniem rady dla wspomnianych małżonków. Po kilku minutach przedstawiciele grup głośno odczytali teksty będące owocem pracy w grupie.
Oto kilka przykładowych wypowiedzi:
- „Mąż nie powinien robić czegoś takiego, skoro łączy ich prawdziwe uczucie, mogą podjąć ze sobą rozmowę i wyjaśnić te kwestie”.
- „Nie powinien sugerować tego, że ma kogoś innego. Powinien z nią szczerze i otwarcie porozmawiać o swoim problemie, wysłuchać jej zdania, okazać jej miłość. Jeżeli będzie tak sugerował, żona może zrozumieć, że on chce od niej odejść.”
- „Uważamy, że ten mężczyzna postępuje źle, ponieważ prawdziwej miłości nie wystawia się na próbę. W małżeństwie najważniejsza jest szczerość i zaufanie. Poza tym kobieta w ten sposób potraktowana nigdy nie powie mu prawdy. Jeżeli jego wahania okażą się niesłuszne, to zniszczy on ich miłość”.
Ogólnie rzecz biorąc, uczniowie niemal za każdym razem proponowali szczerą rozmowę, podziękowałem im przy okazji za ich zaufanie do słów, do dialogu (chyba brakuje już tego starszym ludziom…). Ćwiczenie zakończyłem komentarzem: Proszę sobie wyobrazić, że jest to podobna sytuacja, która ma miejsce między człowiekiem i Bogiem. Kiedy człowiek ma wrażenie, że Bóg jest gdzieś daleko, że przestaje się człowiekiem zajmować, że człowiek „nie czuje” już Jego obecności, wtedy znajduje sobie innego bożka, który będzie bliższy, cieplejszy… czasem człek myśli, że ten prawdziwy Bóg powodowany zazdrością da szczególnie o sobie znać… Wystawia Go na próbę… Człowiek bowiem w stworzeniach zaczyna widzieć swoje spełnienie ostateczne i opiekę. Na tym właśnie polega bałwochwalstwo. To powierzanie siebie bożkom obcym i pozornym doskonale wiedząc, że jest jeden jedyny Bóg, któremu należy się miłość. Dokładnie na tym polega BAŁWOCHWALSTWO – wiem, że jest jedyny Bóg, a mimo to szukam sobie kogoś bardziej przystępnego… Ktoś powiedział, że człowiek staje się obrazem Boga, którego wielbi. Upodabnia się do tego, w kim znalazł swoją wartość najwyższą…W swojej duszy buduje ołtarz Bogu Prawdziwemu lub innym bogom. Na czym zatem polega Boża zazdrość? Stworzył nas, ponieważ nas chciał. Bo jest Miłością. Chciał nas dla nas samych. Istniejemy nie byle jak, ale jako ludzie noszący Jego obraz – stworzeni na obraz i podobieństwo Boże. Zdolni do poznania prawdy, mogący kochać i być kochani, wezwani do wolności. Bóg ofiarował nam to wszystko i wymarzył sobie, że odpowiemy miłością na Jego miłość… I Jego zazdrość polega nie na czymś brudnym i zaborczym, ale na nieskazitelnym pragnieniu dobra dla każdego człowieka… Nie chce, aby to, co w nas włożył się zmarnowało…
- Trzecią część katechezy otworzyłem następującą kwestią: Ktoś może powiedzieć: denerwuje mnie ta Boża zazdrość. Czy to czasem nie jest jakaś zachłanność? Albo brak tolerancji?… Czy tylko, wyłącznie u Niego można znaleźć szczęście, a może jest jeszcze gdzieś indziej, tylko trzeba dobrze poszukać? Może zaryzykować złamanie tego przykazania, a „otworzą się oczy człowiekowi”?
- To był wstęp do ćwiczenia. Następnie rozdałem uczniom kartki z ksreokopią dwóch stron z „Uśmiechniętej Biblii”[3]. Przedstawiają one syna marnotrawnego siedzącego między sympatycznymi prosiaczkami z garścią strąków. Zmodyfikowałem go jednak, dodając „dymki” dialogowe tymże prosiaczkom. Polecenie dla uczniów było następujące: wyobraźcie sobie, że syn marnotrawny miał dużo czasu, aby świniom opowiedzieć swoją historię ze szczegółami. Co zatem pomyślą o nim świnie? Refleksje współtowarzyszy niedoli syna marnotrawnego i wybitnych znawców roślin strączkowych uczniowie mieli wpisać w „dymki”. Zabrali się do tego raźnie, bo ćwiczenie to sprawia dużo uciechy, wyzwalając poczucie humoru.
- Oto kilka tekstów:
- „czuję się zagrożony o swoją pozycję, jesteś większym wieprzem niż ja… Stary, nie umiesz sobie radzić w życiu, ty nie zszedłeś na psy, zszedłeś jeszcze gorzej – na świnie…”
- „skończyłeś już? plecy mnie swędzą… stary, takie życie to bajka… mamy nadzieję, że nie zjadłeś dużo naszych koleżanek… chrumnij se, stary, obierków, to się pocieszysz…”
- „dlaczego on jest taki smutny? ma takie fajne, brudne ubranko, błotko pod sobą i kupę jedzenia w garści… czego można jeszcze chcieć od życia?… daleko frajer nie zajechał na tatuśka pieniądzach…”
- Katechezę zakończyłem następującym komentarzem: syn marnotrawny był człowiekiem doświadczonym w naszym temacie. Wielu bożkom oddawał cześć po opuszczeniu Boga jedynego i pozostawieniu rodzinnego domu (można je tu wymienić, ożywiając pamięć uczniów). Nigdy jednak na tym dobrze nie wyszedł. Postanowił więc wrócić. Jego los może nam odpowiedzieć na postawione wcześniej pytanie: czy inni bogowie to tylko krzywda?
[1] Opis znajduje się w Katechecie 7-8/1999.
[2] Zob. konspekt katechezy, punkt 1; jesteśmy jak takie zbiorniki…
[3] Uśmiechnięta Biblia, Opracowanie wydania polskiego ks. Waldemar Chrostowski, Oficyna Wydawnicza Vocatio, Warszawa 1997. UWAGA: wydawnictwo zabroniło jakiegokolwiek kopiowania książki, nie wydaje mi się jednak, aby dla wykorzystania jednego rysunku na katechezie miałbym się zwracać z pisemnym pozwoleniem. W razie korzystania z niej na większą skalę wypada to uczynić.