Rozmowa o życiu i śmierci
Czy można uprawiać niebezpieczne sporty i kto bardziej chroni życie – sprzeciwiający się aborcji politycy czy broniący Rospudy ekolodzy?
Michał Stangret: Nie zabijaj, czyli broń życia. Są w Polsce ludzie, którzy sami siebie nazwali „obrońcami życia”. Skupili się na krytyce aborcji i eutanazji, tymczasem gdzie dziś najwięcej osób jest zabijanych? Nie na łóżkach szpitalnych ani w gabinetach ginekologicznych, ale na naszych drogach. Codziennie giną tam dziesiątki, a jakoś nie słychać, by „obrońcy życia” w ogóle zauważali problem. Może to hipokryzja z tą „obroną”?
Jan Turnau: Na Zachodzie w Kościele katolickim temat bezpieczeństwa na drogach nie jest nowy, już 30 lat temu czytałem w Niemczech specjalną modlitwę dla kierowców. Kościół w Polsce też zajmuje się tym problemem, apeluje nawet Episkopat, ale pewnie za mało o tym w kazaniach.
Pamiętajmy też, że na drogach ludzie giną przeważnie przypadkiem, nie zostają zamordowani z premedytacją. Problem aborcji i eutanazji jest bardziej skomplikowany. Generalnie moja zasada jest taka: im większa wrażliwość moralna, chęć obrony życia, tym lepiej. Co do aborcji – jeśli nawet zarodek czy płód ludzki nie jest osobą, to jest to życie ludzkie. Niszczenie takich potencjalnych osób jest o wiele częstsze niż śmiertelne wypadki na drogach.
Prośba o eutanazję jest z kolei zawsze krzykiem rozpaczy spowodowanym tym, że człowiek chory czuje się niepotrzebny. Kiedyś o. Jacek Salij powiedział – i ja się tu z nim zgadzam – że zamiast takiego człowieka zabijać na jego własne życzenie, trzeba go próbować wyciągnąć z tej rozpaczy.
M.S.: A co z tymi, którzy są już tak chorzy i umierający, że nie mogą wyrazić swojej woli, bo nie ma z nimi kontaktu? Ich funkcje życiowe podtrzymuje jedynie aparatura. Czy jest sens utrzymywać ich w tym stanie w nieskończoność i szpikować silnymi środkami? Nauka Kościoła na to pozwala, a te substancje również osłabiają organizm i skracają funkcje życiowe. Mało tego – człowiek egzystuje jak roślina. Tego nie nazywa się zabijaniem, tylko skracaniem cierpienia.
J.T.: Rozwój medycyny stwarza problemy moralne także Kościołowi. Obecnie nie zaleca on uporczywej terapii osoby umierającej, ale uważa za niedopuszczalne odłączenie od aparatury człowieka w sile wieku.
Niemniej doktryna katolicka ulega zmianom. Tak było choćby z karą śmierci, którą kiedyś Kościół dopuszczał. To po stronie laickiej była od dawna wielka wrażliwość na zabijanie, jakim jest ta kara. W Kościele sprzeciw wobec niej dojrzewał dłużej, dopiero Jan Paweł I i jeszcze mocniej Jan Paweł II wykluczyli potrzebę jej stosowania. To jest coś, czego Kościół nauczył się od niewierzących. Podobnie w przyszłości może być w sprawie ekologii. Usłyszymy więcej apeli moralnych Kościoła w tej sprawie. Bo piąte przykazanie dotyczy też zwierząt, naszych braci mniejszych. Ich męczenie jest grzechem. Z „Pisma Świętego” wynika etyka ekologiczna. Jest zdanie u św. Pawła w „Liście do Rzymian”, że całe stworzenie oczekują w bólach zbawienia, czyli może dołączą do nas w niebie nasze psy i koty.
M.S.: Ale to przesada, że wegetarianie grzeszą mniej od mięsożerców, a frutarianie jeszcze mniej, bo jedzą tylko owoce.
J.T.: Powiem tylko tyle, że choć jem mięso, podziwiam wrażliwość moralną wegetarian, na pewno większą od mojej.
M.S.: To właśnie tak nielubiani przez tzw. obrońców życia ekolodzy przypominają nam o najważniejszym zagrożeniu wynikającym z nieprzestrzegania przykazania „nie zabijaj”: o tym, że niedługo brak naszej dbałości o środowisko doprowadzi nas wszystkich do zagłady. I będzie to morderstwo na dużo większą skalę niż wojny, aborcje, eutanazje razem wzięte, bo może zginąć cały rodzaj ludzki. Wyrzucając śmieci do lasu, niszczysz las, a w konsekwencji niszczysz siebie, swoje dzieci, wnuki i całą ludzkość. Dlatego ja właśnie Zielonych nazwałbym dziś „obrońcami życia”, a tych, którzy ich zwalczają – przedstawicielami tzw. cywilizacji śmierci.
J.T.: Wrażliwość ekologiczna powinna być wzorem dla chrześcijan. Ale sami ekolodzy też mogliby przejawiać większą troskę o życie nienarodzonych. Na razie jakoś specjalnie jej nie widzę. Ironizując: czy zarodek, płód ludzki, nie jest choćby tak samo ważny jak kilka drzew?
M.S.: Także przeciwnikowi jakiejkolwiek aborcji można zadać pytanie: „Co by pan radził swojej ciężarnej żonie, gdyby stała przed wyborem: ratować własne życie i godzić się na aborcję, czy ratować życie dziecka i godzić się na własną śmierć?”. Gdy pytam o to prawicowych polityków, nie potrafią odpowiedzieć, choć przecież z ich programu wynika, że skazaliby inne żony – będące w podobnej sytuacji – na śmierć. Rozwiązać ten problem można tylko we własnym sumieniu, a politycy chcieliby rozwiązać go za innych. To nie jest dobry pomysł.
Podobnie nie rozumiem – zupełnie innego pomysłu – by bojkotować produkty „Made in China”, ponieważ w niektórych chińskich fabrykach wykorzystuje się dzieci do niewolniczej pracy i one tam czasami giną. Mój przyjaciel do tego nawoływał i twierdził, że gdyby wszyscy zbojkotowali chińskie produkty, te fabryki by zamknięto i dzieci nie byłyby wykorzystywane.
J.T.: Nie należy uważać za wariatów wrażliwych ludzi, którzy mówią: „Ja nie będę pił tej kawy, bo produkują ją potwornie wyzyskiwani ludzie w Ameryce Południowej”. Ale być może ludzie, którzy są wyzyskiwani przy jej produkcji, inaczej w ogóle nie mieliby pracy, nawet tego dolara za godzinę.
Równie trudne jest pytanie, czy człowiek, który uprawia sporty ekstremalne i ryzykuje własnym życiem, grzeszy przeciwko piątemu przykazaniu? Jan Paweł II życzliwie przyjął himalaistkę Wandę Rutkiewicz, mówiąc: – Oboje zaszliśmy tak wysoko…
Natomiast grzeszą turyści, którzy w niepewną pogodę idą w góry, narażając życie nie tylko swoje, ale też ratowników, którzy będą musieli iść im z pomocą.
M.S.: Pewien ksiądz powiedział mi kiedyś, że wszyscy – szczególnie mieszkańcy miast – są samobójcami: tu żyje się szybciej niż na wsi, pracuje w stresie, mieszczuchy bardziej trują się kawą i papierosami, częściej stosują drakońskie diety. A przecież moglibyśmy wybrać bezstresowe życie w Bieszczadach, lepić dzbanki dla turystów. Paradoksalnie, właśnie takie życie na wsi byłoby dla wielu z nas powolną śmiercią. Człowiek, który chce sobie pożyć pełną parą, nie może się nie zabijać.
J.T.: Mimo wszystko powinniśmy się troszczyć o zdrowie. Kawę bym wyłączył, ale nikotynizm to na pewno jakiś lekki grzech. Pamiętajmy, że w niczym nie można przesadzać. Alkoholizm jest grzechem, ale nie można uogólniać, że alkohol to zło: przecież Jezus zafundował weselnikom wino w Kanie Galilejskiej.
Źródło tekstu: http://serwisy.gazeta.pl/metro/8,50145,4042672.html