Prawa podstawowe w sercu Europy
W dniach 7-11 grudnia ub. R. odbył się w Nicei szczyt przywódców i rządów 15 państw Unii Europejskiej. Zainaugurowała go proklamacja Karty Praw Podstawowych, z której na prośbę premiera Francji Lionela Jospina wykreślono fragment powołujący się na dziedzictwo religijne Unii Europejskiej. Decyzja ta wywołała liczne głosy protestu w środowiskach religijnych, politycznych i intelektualnych. 5 grudnia, we wtorek, biskup francuskiej diecezji Saint-Denis i przewodniczący Komisji Socjalnej francuskich biskupów, Olivier de Berranger wygłosił odczyt na temat Praw Fundamentalnych w Europie. Oto jego treść:
Tu w Nicei, 7 grudnia zakończy się przewodnictwo Francji w Unii Europejskiej. Przywódcy państw i rządów Piętnastki zostali tu zaproszeni głównie po to, by ratyfikować Kartę Praw Podstawowych tejże Unii, której główne zasady określono podczas Rady Europy w Kolonii, 3-4 czerwca 1999 r. W ramach „konwencji”, której przewodniczył Roman Herzog, były prezydent Republiki Federalnej Niemiec, parlamentarzyści państw członkowskich i parlamentarzyści ze Strasburga, a także przedstawiciele społeczeństwa obywatelskiego mogli się wypowiadać oraz proponować wniesienie poprawek do ostatecznej redakcji Karty. Organizacje związkowe czy związki zawodowe pracodawców, organizacje pozarządowe, Kościoły, pracowały nad tym projektem i wypowiadały się oficjalnie na jego temat. Bez względu na rezultaty szczytu w Nicei, proces ten można uznać za istotny postęp, gdyż stworzył opinii publicznej możliwość decydowania, choć jeszcze bardzo nieśmiało, o przyszłości zjednoczonej Europy. Moim zadaniem dzisiaj wieczoru, jest podkreślenie duchowych wyzwań stojących przed zjednoczoną Europą, co też uczynię z racji mojej funkcji przewodniczącego Komisji Społecznej francuskich biskupów, której członkiem jest także biskup Nicei Jean Bonfils, sprawujący funkcję przewodniczącego Komitetu społeczno-politycznego wchodzącego w skład tejże Komisji. Zamierzam poruszyć kolejno czysto społeczne aspekty Karty, jej odniesienie do etyki w pojęciu globalnym, i wreszcie jej związek ze sferą kulturową, a zwłaszcza religijną, Europy.
Europa praw społecznych
Ponieważ mamy do czynienia z tekstem prawnym, toteż nikogo nie powinno dziwić stwierdzenie, że komentatorzy przywiązują tak ogromną wagę do Preambuły Karty. Wszyscy bowiem spodziewają się znaleźć w niej główne zasady, na jakich zostaną oparte Prawa Podstawowe, wyrażone w pięćdziesięciu trzech artykułach w sposób przepisowo zwięzły i treściwy. Już pierwsze słowa Preambuły nadają ton całości, chodzi w nich bowiem o dzielenie pokojowej przyszłości, opartej na wspólnych wartościach. Po odzyskaniu niepodległości przez byłe państwa bloku komunistycznego na wschodzie Europy i stosunkowej stabilizacji na Bałkanach, nadszedł moment, by z rozsądną nadzieją patrzeć w przyszłość kontynentu, który „biorąc pod uwagę kończące się stulecie (…) doprowadził dwukrotnie świat do tragedii i zniszczeń wojennych”. Nawet radzieckie słownictwo dotyczące „wartości” zaczęło ewoluować tuż po katastrofie w Czarnobylu, czego bezpośrednią przyczyną, jak pewnie pamiętacie, była konieczność zwrócenia się o międzynarodową pomoc. W oficjalnych przemówieniach „wartości uniwersalne” zastąpiły niespodziewanie „wartości klasy robotniczej”….A mówiąc o Europie, Gorbaczow użył pięknego sformułowania, „wspólny dom”….Ale co to za „wspólne wartości”, które ponad wszystkimi, tak licznymi różnicami jakie cechują nasze narody, wpłynęły na ukształtowanie wizerunku Europy do tego stopnia, by móc wróżyć z niego „pokojową przyszłość”, o ile nadal będziemy stosować ją w praktyce społecznej? Preambuła Karty wspomina o pewnych niepodzielnych wartościach, wynikających ze struktury głównych jej artykułów. Nie warto ich tutaj wyliczać. Wystarczy odnotować, że ich fundament stanowi „godność osoby ludzkiej”. Unia Europejska „plasuje osobę ludzką w centrum swojego działania”. To od niej, a nie od „jednostki”, pochodzą wartości wolności, równości, obywatelskości i solidarności. To do niej owe wartości prowadzą dziś obywatela Europy. Chodzi tu o wybór zgodny z myślą społeczną, zrodzoną na gruncie nauczania żydowskich proroków i Ewangelii. Możemy tylko się z tego cieszyć, i to nie tylko ze względu na Europę, ale z myślą o narodach całego świata, których znaczna część dołącza do nas w miarę postępującej globalizacji ekonomicznej. Karta zresztą uwzględnia tę nową sytuację w kolejnych artykułach.
Po wymogu solidarności, potwierdzonym już na samym początku, Preambuła wymienia zasadę, która nam, zachodnim chrześcijanom, jest bardzo dobrze znana. Chodzi tu o zasadę pomocniczości, którą Karta odnosi do instytucji i organów unijnych. Zastanawiam się, czy teologiczne pojęcie „Sobornosti”, znane prawosławiu, nie dotyczy tej samej zasady? A czy my, katolicy zachodniej Europy, nie używany dziś chętniej w naszej praktyce kościelnej słowa „synodalność”? A to oznacza, że wraz ze wspólnotami chrześcijańskimi jesteśmy zaangażowani w rodzaj zbiorowej działalności, we wzajemnym współdziałaniu zmierzającej do większego poszanowania zasady, którą także staraliśmy się zaszczepić w społeczeństwie.
Istota subsydiarności przejawia się w zaufaniu do ciał przedstawicielskich pośredniczących w rozwiązywaniu problemów, które zanim trafią do wyższych instancji, trafiają najpierw do nich.
I wreszcie Preambuła posługuje się stosunkowo nowym określeniem zrównoważonego i trwałego rozwoju. Karta zdaje się promować ten typ rozwoju, co jest niebezpośrednią formą krytykowania zbyt woluntarystycznej koncepcji postępu ekonomicznego, którego zgubne skutki podkreślała, pozwolę sobie przypomnieć, nasza Komisja na samym początku 2000 r. w deklaracji nt. poszanowaniu stworzenia. Ubolewaliśmy w niej nad antropocentrycznym charakterem tej koncepcji podkreślając, że przez niszczenie natury, która została powierzona człowiekowi, taka koncepcja obróci się przeciwko niemu. Czuję się więc bardzo szczęśliwy widząc, że Karta dalej konsekwentnie broni zasady zrównoważonego i trwałego rozwoju w nawiązaniu do ochrony środowiska. Zastrzegając sobie prawo do poruszenia także innych aspektów Preambuły w dalszej części mojego expose, proszę o zwrócenie uwagi , w jaki sposób Karta podchodzi do trzech zbliżonych do siebie kategorii, rozpatrując każdą z nich w odniesieniu do dwóch pozostałych. Myślę tutaj o prawie do pracy, swobodnym przepływie kapitału i prawie własności. Jest w tym zawarta pewna idea człowieka, kłócąca się niejednokrotnie z ultra liberalną atmosferą, jaka zapanowała po 1989 roku. Dlatego ważne jest, by zostało wyraźnie odnotowane prawo do pracy i wykonywania dowolnie wybranego i akceptowanego zawodu, podobnie jak to, by emigranci posiadający zezwolenie na pracę na terenie państw członkowskich, mieli prawo pracować na takich samych warunkach jak obywatele Unii.
Wiele stowarzyszeń wyraziło zdziwienie, że Karta nie podeszła śmielej do problemu odszkodowań dla bezrobotnych. To całkiem zrozumiałe, biorąc pod uwagę niezgodność ustawodawstwa obowiązującego w krajach Piętnastki. Jeśli chodzi o nas, to w tej sprawie Francja wypowiadała się podczas świąt 1998 r., gdy fala manifestacji bezrobotnych już nieco opadła. Zwróciliśmy przy tym uwagę na dwa punkty, które należy wziąć pod rozwagę, i które były między innymi omawiane na 75. sesji Tygodni Społecznych. Z jednej strony uznaliśmy za zupełnie normalne, że stowarzyszenia bezrobotnych nie konkurując lecz występując wspólnie ze związkami i w porozumieniu z organizmami, w których gestii leży wypłata należnych im odszkodowań, umożliwiły bezrobotnym zabranie głosu tam, gdzie są podejmowane decyzje w ich sprawie. Z drugiej strony pisaliśmy, że należy zachęcać wspólnoty lokalne, urzędy socjalne, przedsiębiorstwa państwowe i hipermarkety do tworzenia miejsc pracy, które choć nie są bezpośrednim czynnikiem rentownośi ekonomicznej, zapewniają lepszą atmosferę w miejscach publicznych.
Nie jestem zafascynowany żadnym „modelem azjatyckim”. Ale we wrześniu tego roku, podczas wizyty w Pekinie, raz jeszcze stwierdziłem, że ulice i wielkie arterie tej megalopolii są wyjątkowo czyste, i że we wszystkich miejscach publicznych, siła robocza, bardzo uprzejma w obejściu, zapewnia ten typ usług, bez których nasza ekonomia, już w latach 80. postanowiła się obejść. To samo stwierdziłem kilkanaście lat temu, choć w kontekście znacznie większego ubóstwa, w Bengalu i w Indiach.
Nie skarżymy się na to, że Karta potwierdza prawo każdego do organizowania się wraz z innymi w związki zawodowe i do wstępowania do nich, by bronić własnych interesów, ani na to, rzecz jasna, że pracownikom zostało przyznane prawo do strajku. Szczęśliwie się składa, że prawo to wraz z innym, dość niejasnym, do organizowania tzw. akcji zbiorowych, znalazło się na drugim miejscu w stosunku do prawa, które wypadałoby raczej nazwać obowiązkiem negocjacji pomiędzy pracodawcą a pracownikiem w przypadku konfliktu. Znamy brytyjską powściągliwość w kwestii prawa do strajku. Karta, jako ostatnia instancja, przyznaje to prawo, podobnie jak doktryna społeczna Kościoła uznaje jego legalność w razie ostateczności. Ale zawsze winno brać górę poczucie wspólnego dobra oraz konieczność relatywizowania interesów grupowych wobec interesu narodu i całego świata.
Zdaję sobie sprawę, że mówiąc to mogę być podejrzewany, że, świadomie lub nie, powołuję się na „model azjatycki”. Wolę odwołać się w tej dziedzinie, jak również w wielu innych, do sugestii CAFECS (Carrefour pour une Europe civique et sociale – Skrzyżowanie dróg społecznej i obywatelskiej Europy), który, uważając że Szczyt w Nicei nie może przynieść definitywnego rozwiązania wszystkich kwestii zawartych w Karcie, przyznaje, że okres „po Nicei” jest odpowiednim czasem na kontynuowanie i pogłębienie debaty o prawach, które prekonizuje, na ich uściślenie i uzupełnienie.
Dzisiejsza demokracja, by być rzeczywista – twierdzą autorzy reprezentujący udział CAFECS w opracowaniu Karty – wymaga (…) kształcenia obywateli zainteresowanych sprawami publicznymi, odpowiedzialnych i świadomych swych praw i obowiązków, to znaczy takich, którzy przyswoili sobie reguły rządzące demokracją.
Odniesienie do etyki
Byłoby zbyt proste, gdyby, mówiąc o etyce, wyłowić z Karty te miejsca, które z punktu widzenia zasad moralności chrześcijańskiej nastręczają pewne trudności. Wolę się do tego zabrać inaczej, a to przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że nauczanie społeczne Kościoła katolickiego pragnęło tradycyjnie oprzeć się na prawie naturalnym, a więc na tym, co Jan Paweł II w „Fides et ratio” nazywa prawym umysłem. A prawdą jest, że pojęcie „prawa naturalnego” nie jest dzisiaj w modzie. Ale skoro Karta posługuje się sformułowaniami prawnymi, czemu nie pokusić się o powrót do tej kluczowej koncepcji teologii, według której pierwsze zasady etyczne objawione ludowi Przymierza zostały zapisane w sercu każdego człowieka bez względu na to, jaką kulturę reprezentuje? I tak na przykład „Nie będziesz zabijał” stanowi podstawę uniwersalnej filozofii odmienności, co niejaki Emmanuel Levinas zdołał wyrazić, jak nikt inny, przez myśl czerpiącą swe korzenie nie gdzie indziej jak właśnie w Piśmie Świętym.
Inną przyczyną, dla której wolę nie zaczynać od krytyki Karty jest to, że z samego tylko punktu widzenia tradycji moralności chrześcijańskiej, daje ona znacznie więcej powodów do radości niż do niepokoju. Już samo to, że umieściła człowieka w samym sercu działalnośc” Unii Europejskiej stanowi mocną podstawę pozwalającą budować lub burzyć, w zależności od sposobu interpretacji i stosowania tego stwierdzenia. Dla autorów tekstu, osoba ludzka stanowi pełen dynamizmu fundament, na którym opierają się prawa i obowiązki tak wobec drugiego człowieka jak i wobec całej ludzkiej wspólnoty i przyszłych pokoleń. A jest to perspektywa niosąca z sobą nadzieję. Kieruje się bowiem, drogą Hansowi Jonasowi, zasadą odpowiedzialności. Jest rodzajem zobowiązania podjętego z myślą o przekazywaniu pewnej koncepcji człowieka w nauczaniu młodzieży. Ma przy tym wiele implikacji takich jak: prawo do integralności fizycznej i umysłowej, zakaz wszelkich praktyk z zakresu eugeniki czy handlu istotami ludzkimi, poszanowanie życia prywatnego i rodzinnego, prawo dostępu każdej osoby do danych zebranych na jej temat oraz do ich sprostowania, prawo do zawierania małżeństw i zakładania rodziny, równość kobiet i mężczyzn, poszanowanie i integracja osób niepełnosprawnych, nieoficjalne wprowadzenie tzw. wybranego czasu na godzenie życia rodzinnego i zawodowego, prawo każdego do bycia wysłuchanym nim zostaną wobec niego zastosowane środki indywidualne, które mogłyby godzić w niego w jakikolwiek sposób, domniemanie niewinności, zakaz stosowania tortur czy innych poniżających sposobów traktowania….to godne uwagi gwarancje praw osób, do których opracowania przyczyniła się w znaczny sposób europejska kultura, nawet jeśli w praktyce często bywały omijane, a ich dzisiejsze przełożenie na istniejącą rzeczywistość pozostawia wiele do życzenia. Za to przyszłe pokolenia będą przynajmniej wiedziały, na jakich ideałach opiera się przyszłość Unii Europejskiej.
A czy możemy pominąć siedemnaście przedmiotów dyskryminacji, której Karta surowo zabrania? Nie ma wśród nich ani jednego, pod którym my, jako chrześcijanie, nie podpisalibyśmy się z pełnym przekonaniem. Dotyczą one: płci, rasy, koloru skóry, korzeni etnicznych i społecznych, cech genetycznych, języka, religii lub przekonań, opinii politycznych oraz wszystkich innych opinii, przynależności do mniejszości narodowych, majątku, urodzenia, kalectwa, wieku lub orientacji seksualnej.
Wypada tu jednak wspomnieć o różnego rodzaju wątpliwościach wyrażanych przez rozmaite instancje wyznaniowe, a dotyczących zasad etycznych, na które powołuje się Karta. Ale przedtem pozwolę sobie na pewną uwagę. W demokracjach pretendujących do miana państwa prawa, liczy się przede wszystkim większość. A czy wszystkim wiadomo, w przeciwieństwie do tego, co często zwykło się twierdzić, że chrześcijanie, a zwłaszcza katolicy, nadal stanowią większość wśród populacji reprezentowanych w łonie Unii Europejskiej? Świadczą o tym statystyki opublikowane w materiałach CSEI (Komisji Społecznej, Ekonomicznej i Międzynarodowej) francuskiej Federacji Protestanckiej z kwietnia 1999 r. W trzecim zeszycie tych materiałów, zatytułowanym „Relacje Kościół-państwo w Unii Europejskiej”, każdy kraj został potraktowany nadzwyczaj szczegółowo i wnikliwie. Rezultaty mówią same za siebie. O ile w Niemczech protestanci stanowią 43% populacji (katolicy 45%), w Danii 88%, w Finlandii 87%, w Szwecji 92%, i o ile w Grecji prawosławni reprezentują 96% społeczeństwa, o tyle wszędzie indziej oprócz Wielkiej Brytanii, większość stanowią katolicy: w Austrii 76%, w Belgii 84%, w Hiszpanii 97,3%, we Francji 67%, w Irlandii 93%, we Włoszech 86%, w Luksemburgu 95%, w Portugalii 94,5%… Licząc nawet pobieżnie, nie sposób nie zauważyć, że jeśli chodzi o przynależność formalną, to katolicyzm ma się wciąż całkiem nieźle.
Jestem, rzecz jasna, świadom tego, że między religią wyznawaną formalnie a przekonaniami zobowiązującymi do ich stosowania w praktyce, istnieje często zadziwiająca rozbieżność. Liczby, jakie podaje Holandia, gdzie już w 1986 r. tylko 26% populacji przyznawało się do katolicyzmu, podczas gdy 48,60% podawało się za „bezwyznaniowców”, świadczą o zanikaniu tradycji religijnych w tym kraju i pozwalają zrozumieć, czemu właśnie u naszych holenderskich sąsiadów prawa dotyczące drażliwych kwestii moralnych są dziś wyjątkowo liberalne. Ale chrześcijańska większość Europy nie może być uważana za zjawisko przestarzałe. Bo gdybyśmy nawet byli w mniejszości, nie zwalniałoby to Kościoła z obowiązku obrony i przedkładania ponad własne interesy uniwersalnych ludzkich wartości.
Wiemy, z jaką rezerwą odnoszą się do problemów etycznych biskupi z CCEE (Konferencji Episkopatów Europejskich). A jest to organizacja reprezentująca 34 kraje, czyli – jeśli wierzyć słowom Jacques’a Delorsa – mniej więcej wszystkich tych, którzy tworzyć będą prawdopodobnie Unię Europejską w perspektywie 2020 r. Biskupi z CCEE uznali niektóre sformułowania za niekompletne lub wręcz nie do przyjęcia, jak np. to, które ustanawia zakaz klonowania istot ludzkich, ale ograniczony wyłącznie do klonowania reprodukcyjnego oraz ten, który wprowadzając rozróżnienie pomiędzy prawem do zawierania małżeństw i prawem do zakładania rodziny, legalizuje inne formy związków nazywając je także rodziną.
W kwestii klonowania istot ludzkich warto nadmienić, że GGE (Grupa Europejska ds. Etyki), której przewodniczy Nicole Lenoir i która nie ma nic z grupy wyznaniowej, 14 listopada przedłożyła prezydentowi Chiracowi raport na temat etycznych aspektów badań nad ludzkimi komórkami macierzystymi. Raport ten, przyjęty jednogłośnie przez jedenastu ekspertów, wyraźnie zaleca zawieszenie klonowania w celach terapeutycznych: Nie wystarczy – czytamy w nim – kierować się słusznością obranego celu, którym jest niesienie ulgi ludzkim cierpieniom, trzeba również brać pod uwagę środki, jakimi zamierza się to osiągnąć. Nadzieje terapeutyczne – podkreśla raport – jakie budzi użycie komórek macierzystych, są jeszcze bardzo hipotetyczne i kontrowersyjny Kard. Jean-Marie Lustiger „wzbogacił debatę” o zapładnianiu człowieka w wartej odnotowania rozmowie z dziennikarzem gazety „Le Monde”, w której nie wahał się potępić eugeniki i praktyk którym służy, nawołując do przestrzegania zasad etyki, odmawiającj czynienia z przestępstwa środka naukowego postępu.
A co do praw rodzinnych, to wart odnotowania jest tu niewątpliwie punkt widzenia COMECE (Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej) zawarty w tzw. memorandum wyjaśniającym z 8 lutego 2000 roku:
Skoro rodzina jest podstawową komórką społeczną od zarania ludzkości, to należy wziąć pod uwagę, że obok rodziny opartej na małżeństwie istnieją dziś również inne formy związków: formy monoparantalne, związki nieformalne. W tym przypadku dzieci też mają prawo do ochrony. Jednak nie wolno pozwolić, by na tego typu ewolucji ucierpiała tradycyjna rodzina, która zawsze zasługuje na ochronę ze strony państwa i społeczeństwa. Toteż nie wolno dopuścić do tego, by system zniechęcał jedno z małżonków do pozostania w domu w celu wychowywania dzieci. W tym samym duchu, należy zarezerwować główne cechy małżeństwa dla tej jednej tradycyjnej instytucji.
Zamknijmy rozważania nad tym aspektem Karty opinią eksperta, speca od spraw ludzkości:
Dziś w obliczu otwartego pola dla badań naukowych, głównie z zakresu genetyki i biologii, w obliczu nadzwyczajnego postępu środków komunikacji i wymiany na skalę całej planety, Europa może i powinna pracować nad ochroną godności człowieka od poczęcia po poprawę warunków jego egzystencji,. działając na rzecz sprawiedliwego podziału dóbr, umożliwiając wszystkim ludziom zdobywanie wiedzy, która pomoże im odgrywać rolę w życiu społecznym, oraz pracę, która pozwoli im żyć i zaspokajać potrzeby swoich bliskich.. Warto również przypomnieć, w porę czy nie w porę, miejsce nieocenionej wartości związku małżeńskiego i rodziny, których nie można stawiać na równi ze związkami innego typu, co grozi poważną destrukturyzacją społecznej tkanki, zgubną dla dzieci i młodzieży.
Pamięć korzeni
„Pamięć korzeni” to wyrażenie, które zapożyczam od Jeana-Baptiste’a de Foucauld, autora jednego z wybitniejszych rozdziałów dokumentu wydanego przez grupę CAFECS, poświęconego Karcie Praw Podstawowych. Dokument, o którym już wspominałem, nosi tytuł: „Prawo dostępu do świadomości oraz symbolicznego dziedzictwa ludzkości”.
Czy mówiąc o dziedzictwie Europy, o jego kulturowym i humanistycznym charakterze, należało utrzymać w Preambule Karty przymiotnik „religijne”? Bp Hippolyte Simon, delegat Konferencji Francuskich Biskupów do COMECE, wyraził się na ten temat w sposób całkowicie jednoznaczny, w kronice gazety „Le Monde” z 14 października ub. r. (zob. DC 2000, nr 236, s. 985-986). Nie chodzi jedynie o dziedzictwo, ale także (…) o rozumienie czasów obecnych i przyszłych, podkreślił z naciskiem.
Przedmiot debaty jest znany. 22 września ub. r., dowiedzieliśmy się ze zdumieniem z depeszy agencji, że premier Francji telefonował do Romana Herzoga, by mu przypomnieć, że Francja jest Republiką świecką i odwoływanie się do dziedzictwa religijnego Unii Europejskiej, figurujące w wersji Karty przyjętej przez biuro Konwencji, jest dla niej nie do przyjęcia. W ten sposób, 28 września dotychczasowe sformułowanie: Czerpiąc ze swego dziedzictwa kulturowego, humanistycznego i religijnego, Unia opiera się na niepodzielnych wartościach uniwersalnych godności osoby ludzkiej… zostało przekształcone następująco: Świadoma swego duchowego i moralnego dziedzictwa, Unia opiera się … Czy należy wnioskować, że dla francuskiego przywództwa Unii Europejskiej, dzieła Fra Angelico i Jana Sebastiana Bacha, dzieła Pascala i Dostojewskiego, klasztory, katedry, ikony i arcydzieła sztuki romańskiej są jedynie szczątkami przeszłości? Czy jego zdaniem, wszystko to będzie bez znaczenia w nadchodzącym stuleciu? To pierwsze pytanie. A teraz drugie: Czy wolność sumienia i religii, którą uznaje Karta, dotyczy jedynie wierzących, czy też zapis ten pozostaje nie bez konsekwencji dla wszystkich populacji Unii Europejskiej? I wreszcie trzecie i ostatnie pytanie: Jaki sens rzeczywisty należy nadać uniwersalności zasad, które przytacza Karta?
Witając niedawno w „Le Monde” wydanie w kolekcji Pleiade „O państwie Bożym” św. Augustyna, Philippe Sollers słusznie zauważył że Dante i Pascal są nim przesiąknięci, ale w republikańskiej szkole świeckiej nigdy nam o nim nie mówiono, podobnie zresztą jak o Biblii. Niewykluczone, że francuskie obiekcje dotyczące przymiotnika „religijny” nie wynikają jedynie z cokolwiek archaicznego odruchu laicyzmu. Ja bym w tym widział raczej zadawnioną wolterowską niechęć do wiary chrześcijańskiej, a konkretniej do Kościoła katolickiego, pod którą kryje się słuszna obawa przed wzrostem rozmaitych integryzmów i ryzykiem pojawiającego się komunotaryzmu, którego nie należy lekceważyć.
I tu właśnie refleksja Jeana-Baptiste’a de Foucould rzuca całkiem nowe światło na tę kwestię: Ta prywatyzacja części zasobów świadomości – pisze – jest przede wszystkim przyczyną zubożenia dziedzictwa kulturowego, którym dysponuje demokratyczne społeczeństwo, a które czerpiąc z pokładów historii, uzdalnia je do samodzielnego myślenia i kształtowania własnej tożsamości. Prywatyzacja ta jest następnie źródłem głębokich nierówności odczuwanych dotkliwie przede wszystkim przez środowiska upośledzone pod względem socjalnym. Zasłaniając się bowiem neutralnością, nie daje wszystkim ludziom szans dostępu do różnych systemów interpretacji ludzkiego życia i budowania własnej tożsamości. Nie pozwala na to, by każda jednostka mogła wyrazić publicznie to, co w jej kulturze ma dla niej największe znaczenie. Wypierając ze wspólnej kultury moralny i duchowy charakter ludzkiej egzystencji, podsyca zjawiska fundamentalistyczne, komunotarystyczne i sekciarskie. A tym samym zagraża prawidłowemu funkcjonowaniu i witalności demokracji, osłabiając jej twórczą wyobraźnię.
Co do wolności myśli, sumienia i religii, biskupi COMECE uznali za stosowne zauważyć, że ich uwaga nie byłaby kompletna, gdyby nie uwzględniała wymiaru zbiorowego, przez co – sprecyzowali – należy rozumieć, że Kościoły, stowarzyszenia i wspólnoty religijne winny móc wydawać postanowienia będące konkretnym wyrazem owej wolności, a postanowienia te winny posiadać moc prawna. Jeśli owa moc prawna będzie rzeczywiście gwarantowana przez każde państwo członkowskie Unii, można uznać, że Karta zaspokaja ten wymóg gdy mówi o wolności wyrażania swojej religii czy przekonań indywidualnie lub zbiorowo, publicznie lub prywatnie przez kult, nauczanie, praktyki i spełnianie obrządków. Ten punkt jest zaznaczony bardzo wyraźnie, jeśli chodzi o edukację i prawo rodziców do nauczania dzieci za pomocą takich metod pedagogicznych, i takich instytucji, które odpowiadają ich przekonaniom religijnym i filozoficznym.
Ale chodzi tu, jak mi się zdaje, nie tylko o wolność wierzących, którą gwarantują Konstytucje naszych państw. Peguy twierdził, że objawiając ludziom ich wieczną wolność, Chrystus ratował jednocześnie ich wolność doczesną. Wolność religijna w narodzie – co Jan Paweł II często podkreślał- jest kamieniem węgielnym wszystkich innych wolności .Nie chodzi więc o to, by władze publiczne przyznawały ją obywatelom, lecz o to, by uznały, iż jest wpisana w najgłębsze ludzkie aspiracje. Sam Ojciec Święty w Liście apostolskim otwierającym przygotowania do Jubileuszu, zwracał się do Kościoła o oczyszczenie pamięci z dowodów nietolerancji. To nam pozwala marzyć, by u zarania trzeciego tysiąclecia młodzież naszych państw czuła się zaproszona do sięgnięcia w głąb swojej duchowej świadomości, by korzystać z autentycznej wolności religijnej, w takim sensie, w jakim zostało to naświetlone w deklaracji „Dignitatis humanae” przez II Sobór Watykański. Przywilej ludzkiego ducha, ta wolność ofiarowana wszystkim ludziom, jest w rzeczywistości wewnętrznym wezwaniem do poszukiwania prawdy.
Na zakończenie niech wolno mi będzie wrócić do uniwersalności praw podstawowych, potwierdzonej w preambule Karty. Komisja społeczna, wydając17 lutego 1999 r. – a więc tuż przed ostatnimi wyborami europejskimi – deklarację zatytułowaną „Zrehabilitować politykę”, zaapelowawszy o kulturę pokoju, tak dzisiaj niezbędną, jeden z paragrafów deklaracji zatytułowała: „Zachować otwarcie na świat”. Zjednoczona Europa – piszemy w nim – nie może jedynie skupiać się na sobie. Jest otwarta na świat, czego niejednokrotnie dowiodła w swojej historii przez szeroką działalność misyjną, przez swoją więź ze wszystkimi narodami zamieszkującymi naszą planetę. Pokonanie granic i konfliktów może stanowić punkt odniesienia dla innych kontynentów i czynnik równowagi w zagubionym świecie. Trzeba będzie nauczyć się dzielić z narodami Południa i Wschodu i nadając większe znaczenie rodzajowi niż poziomowi życia, jakości wzajemnych relacji niż gromadzeniu dóbr. Nawet jeśli Karta, czego nie omieszkałem podkreślić, poświęca wiele uwagi emigrantom przebywającym na terytorium Unii, to należy żałować, że to rzeczywiste, konkretne otwarcie na sprawy uniwersalne, nie jest wyrazistsze. A przecież stanowi ono integralną część dziedzictwa kulturowego i moralnego, duchowego i religijnego Europy. Ma więc, bez względu na wszystko, wielką przyszłość przed sobą.
Przekład: Katarzyna Skawina