Popękane serca
We współczesnym świecie, w którym wielką rolę odgrywają media, miłość małżeńska i związana z nią wierność, wystawiona jest na wiele trudnych prób. Na szklanym ekranie i w kolorowych czasopismach bywa ośmieszana i ukazywana jako przejaw zacofania.
Zapewne gdyby większość małżeństw w swoim życiu kierowała się słowami św. Pawła i pamiętała, że „miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma” (1 Kor,13)– byłoby mniej dramatycznych kryzysów, zdrad i ostatecznych rozstań.
Skąd zdrada?
Zdaniem ojca dr. Ksawerego Knotza OFM, opiekuna grupy apostolskiej „Komunia Małżeństw”, współczesne epatowanie erotyzmem niewątpliwie ma wpływ na wierność małżeńską, ponieważ wzorce kulturowe propagowane przez media wpływają na zachowania ludzi.
– Mało kto jest tak silny,żeby był wolny od wpływu otoczenia. Ostatnio czytałem książkę Patryka Carnes, wieloletniego terapeuty erotomanów, który wprost twierdzi, że medialne wzorce prowadzą do erotomanii, do niepanowania nad seksualnością, a tym samym, siłą rzeczy, do wzrostu liczby zdrad małżeńskich – stwierdza ojciec Ksawery. Pośród wielu przyczyn zdrad małżeńskich zwraca uwagę na popularne wyjazdy za granicę w celach zarobkowych. W rozłączonych małżeństwach rozluźnia się więź, narastają problemy, nie każdy umie sobie poradzić z samotnością i choć małżonkowie za sobą tęsknią i wydaje im się, że się jeszcze kochają, to tak naprawdę stają się sobie obcy i są od siebie oddaleni.
– Realny brak drugiej osoby po jakimś czasie zapełniają obecnością innej – przestrzega ojciec Knotz. Jego zdaniem nie można uogólniać przyczyn zdrady małżeńskiej. – Może to być ludzka niedojrzałość, uwikłanie się w przejściowy romans, dłuższy kryzys małżeński, który doprowadził do otwarcia się na inną osobę, może to być brak współżycia seksualnego w wyniku nierozwiązanych konfliktów – zauważa ojciec Knotz. Dodaje też, że młodzi ludzie nie są wychowywani do seksualnej wstrzemięźliwości, co ma duży wpływ na późniejsze wzajemne zaufanie. W jego pracy z małżeństwami niejednokrotnie spotykał się z sytuacjami, kiedy jedno ze współmałżonków, najczęściej dotyczyło to kobiet, żyło w ustawicznym lęku przed zdradą. Lęk ten rodzi się ze świadomości, że przed ślubem współmałżonek miał wiele kochanek. Okazuje się zatem, że byłe miłosne historie zakłócają po jakimś czasie relacje małżeńskie.
Wspieraj, kochaj i rozmawiaj
Z doświadczenia ojca Ksawerego Knotza wynika, że wiarołomności małżeńskiej można przeciwdziałać poprzez wzajemne wspieranie się w szarym, codziennym, małżeńskim życiu. Jeśli małżonkowie wzajemnie sobie pomagają, ze sobą rozmawiają, a także wspólnie się modlą, to w takim małżeństwie panuje dobry klimat do rozwiązywania wszelkich, nawet najtrudniejszych problemów. Ludzie głęboko wierzący o wiele bardziej troszczą się o wierność, natomiast osoby, które są pragmatycznie i konsumpcyjnie nastawione do życia, mogą nie przejść trudnej próby dochowania wierności.
– Jestem też bardzo daleki od stwierdzenia, że dziś niewierność małżeńska jest większym problemem niż w latach ubiegłych. Nie popadajmy w jakąś nieprawdziwą histerię, formułując tezę o gwałtownym wzrastaniu problemu zdrad małżeńskich – konstatuje ojciec Ksawery.
Podobną opinię wyraża Jerzy Grzybowski, krajowy opiekun Stowarzyszenia Spotkań Małżeńskich, który uważa, że media nagłaśniają ten problem, stąd jest on bardziej widoczny. Jego zdaniem cudzołóstwo jest najczęściej rezultatem narastającego kryzysu, braku dogadania się, rozczarowań już w pierwszych latach małżeństwa, na które nakłada się problem niedojrzałości emocjonalnej.
Gdy brakuje komunii
Epatowanie seksem w środkach masowego przekazu, rozpowszechnianie pornografii, łatwy dostęp do Internetu niewątpliwie mają wpływ na rozpad małżeństwa, ponieważ pobudzają sferę zmysłową w oderwaniu od własnego małżeństwa. Życie w tych warunkach wymaga od nas coraz większej dojrzałości emocjonalnej i coraz pełniejszego, głębszego zrozumienia, że miłość to nie jest samo tylko uczucie, ale postawa, decyzja, zobowiązanie.
Brak głębokiej „komunii osób” w małżeństwie może jednak spowodować, że na przykład koleżanka z pracy, która ma podobne problemy we własnym małżeństwie, rozumie swojego kolegę lepiej niż jego własna żona. Staje się lepszym kompanem do rozmów i towarzystwa, wydaje się bardziej atrakcyjna erotycznie… Zaczyna się tzw. amok. Zachowania i decyzje stają się potem całkowicie irracjonalne.
– Niedojrzałość emocjonalna sprawia, że osoby mające za sobą kilka, kilkanaście lat małżeństwa nagle odkrywają „prawdziwą miłość swojego życia” i rozwodzą się ze współmałżonkiem, z którym czasem już prawie zjedli całą beczkę soli. Zdarza się to także w okresie tzw. drugiej młodości. Z chrześcijańskiego punktu widzenia jest to choroba duszy – uważa Jerzy Grzybowski.
Zdrada nie jest taka zła?
We współczesnym świecie rozmywa się pojęcie zdrady. Ucieka się w rozróżnienie zdrady fizycznej, która „przecież nie jest taka zła”, od zdrady psychicznej.
W oparciu o wieloletnie doświadczenia pracy z poranionymi małżonkami Jerzy Grzybowski twierdzi, że zdrada fizyczna nie bierze się znikąd, jest konsekwencją postępującego rozpadu zdrady psychicznej, kiedy okazuje się, że w małżeństwie nie tworzymy takiej więzi i takiej jedności, że nie jest możliwy jakiś rozłam. Jednak, jak ostrzega, tego wyłomu nie możemy ograniczyć do sfery fizycznej, ponieważ człowiek jest całością psychofizyczną i rozdzielanie tych obu sfer jest pewną niebezpieczną medialną „manipulacją”.
– Zdrada jest długotrwałym procesem, dlatego szalonym uproszczeniem jest mówienie o niej jako jednorazowym wydarzeniu. Ona jest pewnym punktem kulminacyjnym tego procesu i odpowiedzialność za nią ponoszą obie strony – podkreśla Jerzy Grzybowski.
Fałszywa duma
Scenariusz najczęściej wygląda w ten sposób – osoba, która zostaje porzucona, zostaje tym faktem zaskoczona, niczego nie wie, niczego nie przewiduje, jest przerażona nagłym odkryciem, że współmałżonek prowadzi drugie życie. Jej poranienie jest ewidentne.
Jednak zdarza się, i nie są to rzadkie przypadki, że stronie, która odeszła, też nie układa się tak jak sobie to wyobrażała i powtarza się u niej scenariusz z pierwszego związku oraz pojawia się ocknięcie, że prowadziło się podwójną grę, występują tak czy inaczej rozumiane wyrzuty sumienia. Ta osoba, zdaniem Jerzego Grzybowskiego, niekiedy podjęłaby kroki powrotu do współmałżonka, ale nie robi tego, bo boi się odrzucenia, a także sama jest szalenie dumna w fałszywym tego słowa rozumieniu i nie wykona pierwszego kroku do pojednania. Dlatego tak ważny jest w tym momencie gest wyciągnięcia do siebie ręki, potrzebny jest też obustronny dialog.
Zawsze jest nadzieja
Po zdradzie potrzebna jest ogromna wzajemna wyrozumiałość. Jesteśmy w małżeństwie bardzo różni jako osobowości, dlatego ważne jest, aby nie przyspieszać procesów gwałtownej naprawy, nie oczekiwać gwałtownych zmian, nie żądać przyznawania się do winy na kolanach, nie można też w nieskończoność przedłużać procesu przebaczania.
– Potrzeba ogromnej wyrozumiałości i miłości, która może po takim kryzysie okazać się pełniejsza i dojrzalsza niż była przedtem – zauważa Jerzy Grzybowski. Po zdradzie pozostanie blizna. Można z nią żyć, ale nie wolno jej rozdrapywać. Raczej wspólnie wyciągnąć wnioski, by w przyszłości nie doszło znowu do poranienia.
http://wiadomosci.onet.pl/1347497,240,1,1,kioskart.html