Odkupienie i zbawienie
Jak mówić dzisiaj o zbawieniu? Perspektywa dogmatyka
Co to znaczy, że Jezus nad odkupił?
Najpierw porównajmy może ze sobą dwa pojęcia: odkupienie i zbawienie. W języku potocznym zbawienie to ratunek przychodzący w sytuacji śmiertelnego zagrożenia. Przez odkupienie rozumiemy wyzwolenie z niewoli – zwłaszcza wtedy, kiedy o własnych siłach nie potrafilibyśmy się z niej wyrwać.
Wydaje się, że oba pojęcia mówią o tej samej rzeczywistości: dotyczą grzechu, w którym rozpoznaliśmy wroga i dlatego już go nie chcemy, ale on jest silniejszy od naszych dobrych chęci.
Otóż jeżeli przeraża nas to, że grzech uśmierca w nas życie Boże, wówczas błagamy Chrystusa, ażeby okazał się dla nas Zbawicielem.
Jeżeli natomiast widzimy przede wszystkim to, że grzech pozbawia nas wolności i czyni nas swoimi niewolnikami, wówczas tęsknimy za Chrystusem jako naszym Odkupicielem.
Niektórym ludziom pojęcie odkupienia wydaje się kontrowersyjne. Jest jakby uwikłane w język wymiany handlowej. Bo czy godzi się mękę Chrystusa Pana opisywać w kategoriach ekonomicznych? – że On, jak się modlimy, odprawiając Drogę Krzyżową, „przez swoją mękę i krzyż świat odkupić raczył”, że „za wielką cenę zostaliście nabyci” (1 Kor 6,20; 7,23), że „zostaliśmy wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1 P 1,18–19)?
A ponadto: Jeżeli zostaliśmy odkupieni, to od kogo? Czyżby od szatana?
Dwie intuicje starotestamentalne
W wyjaśnieniu idei odkupienia pomoże nam niepozorne wydarzenie opisane w Księdze Rut. Kiedy Noemi, matka zmarłego Elimeleka, męża Rut, dowiedziała się, jaką życzliwość Booz okazuje jej synowej, powiedziała do niej: „Człowiek ten jest naszym krewnym, jest jednym z mających względem nas prawo wykupu” (Rt 2,20). Innymi słowy: Ten człowiek mógłby podjąć wobec nas obowiązki goela, czyli najbliższego krewnego.
Instytucja goela była bardzo charakterystyczna dla społeczności starotestamentalnej. Wyglądało to tak: Jeśli ktoś znalazł się w sytuacji bez wyjścia, np. w długach nie do spłacenia albo w niewoli lub w jakimś innym beznadziejnym utrapieniu, jeden z jego najbliższych krewnych brał na siebie obowiązek zrobienia wszystkiego, co możliwe, żeby wyciągnąć go z niewoli, wykupić zadłużoną ziemię (dla niego, nie dla siebie), a jeżeli on umarł bezpotomnie – poślubić wdowę, aby dzieci zrodzone z tego związku były uważane za dzieci zmarłego. Dla biedaka, który się znalazł w sytuacji rozpaczliwej, oraz dla wdowy po nim – brak krewnego, który ma prawo wykupu, był prawdziwym dramatem (por. Rt 4,14). Podjęcie obowiązków goela było nie tyle przywilejem, ile obowiązkiem i trudem, niekiedy ponad siły. To dlatego faktycznie najbliższy krewny Elimeleka wymówił się od tego obowiązku i przekazał go Boozowi (por. Rt 4,1–13).
Ilekroć w Starym Testamencie mówi się, że Bóg dokonuje odkupienia swojego ludu, zawsze stoi za tym intuicja, że Bóg w swoim miłosierdziu raczył wejść w rolę goela, czyli naszego najbliższego krewnego, i w sytuacji beznadziejnej przyszedł nam z pomocą. W Starym Testamencie Bóg wielokrotnie nazywa siebie Goelem swojego ludu
(np. Iz 43,14; 44,6 i 26; 47,4; Jr 50,34).
Pierwszym wydarzeniem zbawczym, które w Piśmie Świętym jednoznacznie przedstawione jest jako odkupienie, było wyprowadzenie ludu Bożego z niewoli egipskiej. Przecież jesteśmy Twoim ludem – modlił się król Dawid – „który wykupiłeś z Egiptu!” (1 Krn 17,21). „Nie gardź dziedzictwem Twoim, które wykupiłeś dla siebie z Egiptu”– wołał Mardocheusz w momencie śmiertelnego zagrożenia narodu (Est 4,17g).
Zauważmy: Nawet przez myśl nam nie przejdzie, że Bóg mógłby mieć coś z tego, że odkupił swój lud. Zatem co to znaczy, że odkupił?
Odpowiedź wydaje się prosta: Nasza przynależność do Boga jest pierwotna, wynika z tego, że On nas stworzył, a w odniesieniu do ludu wybranego nawet więcej – uczynił swoją własnością. Jednakże uległa ona zatarciu wskutek tego, że zdecydowaliśmy się służyć bogom, którzy nie są Bogiem. A to z zasady kończy się sprowadzeniem na siebie utrapień, od których sami nie potrafimy się uwolnić.
Zatem odkupienie jest to wejście Boga w nasze biedy, które sami na siebie sprowadziliśmy. Bóg nie wchodzi wówczas w żadne relacje z faraonem ani z bożkami, ani z żadnymi innymi swoimi wrogami. Odbiera tylko to, co jest Jego. Kiedy mówimy, że odkupił swój lud, to znaczy, że go odzyskał, bo wyrwał go z mocy faraona oraz wszelkich innych ciemnych sił.
Oczekiwania, że Bóg znów upomni się o nas jako o swoją własność i zechce powtórzyć swoje odkupieńcze dzieło z czasów wyjścia, szczególnie często formułuje prorok Izajasz. „Owego dnia to się stanie: Pan podniesie po raz drugi rękę, aby wykupić Resztę swego ludu, która ocaleje, z Asyrii i z Egiptu, z Patros i z wysp na morzu” (11,11; por. 48,20; 51,9–10).
Izajasz mówi, że być odkupionym to znaczy znów należeć do Boga, należeć jako do Tego, kto kocha: „Tak mówi Pan, Stworzyciel twój, Jakubie, i Twórca twój, o Izraelu: Nie lękaj się, bo cię wykupiłem, wezwałem cię po imieniu; tyś moim!” (43,1). Spójrzmy na jeszcze jedną wypowiedź Izajasza o Bogu Odkupicielu, która spontanicznie przywołuje obraz Pasterza z miłością biorącego na ramiona odnalezioną owieczkę: „W miłości swej i łaskawości On sam ich wykupił. On wziął ich na siebie i nosił przez wszystkie dni przeszłości” (63,9).
Zauważmy: Bóg, Odkupiciel ludu, nikomu nic nie płaci. Dlaczego więc, kiedy miało się dokonać odkupienie w całym tego słowa znaczeniu, odkupienie na życie wieczne, Bóg chciał, aby dokonało się ono „drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1 P 1,19)?
Już odkupieni istotnie, na odkupienie ostateczne jeszcze czekamy
Zanim spróbujemy odpowiedzieć na powyższe pytanie, powiedzmy jasno: Ani bunt i cała złowroga działalność szatana nie są w stanie zmniejszyć władztwa Boga nad światem, ani największe nawet grzechy nie wyłączają ludzi spod podlegania Bogu. Jeżeli „cały świat leży w mocy Złego” (1 J 5,19) i jeżeli „wszyscy zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3,23), to dlatego że Bóg, dopuszczając zło, chce uszanować wolność stworzeń, zarazem jednak absolutnie nie pozwoli, ażeby zło zwyciężyło ostatecznie. W wymiarze metafizycznym Bóg nie musi niczego odzyskiwać, bo żadne z Jego stworzeń nie przestało i nigdy nie przestanie być Jego własnością.
O odkupieniu jako odzyskaniu przez Boga Jego własności można więc mówić tylko w wymiarze miłości. Jeżeli Bóg pragnie odzyskać stworzenie, to w tym sensie, że chce, aby ono – poranione i wypaczone przez grzech i utratę miłości – dobrowolnie do Niego wróciło, uleczone przez Jego miłość. Z kolei ze strony nas grzesznych tęsknota za odkupieniem to tęsknota za wyzwoleniem od tego wszystkiego, co czyni nas niezdolnymi do całkowitego oddania się Bogu.
Krótko mówiąc, odkupienie jest dziełem realnej i niewyobrażalnie potężnej miłości Boga do człowieka i do świata. „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego nam dał” (J 3,16). Również Syn Boży nie tylko całkowicie dobrowolnie zgodził się być naszym Odkupicielem (por. J 10,18), ale niewątpliwie uczynił to z miłości do nas. Opis ostatniej wieczerzy zaczyna się od słów: Jezus „umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13,1).
Czy nasze odkupienie musiało się dokonać przez tak straszną mękę Syna Bożego? Pytanie to było wielokrotnie podejmowane, my zawierzmy Bogu, że to Jego mądrość i miłość stoją za tym, iż odkupienia dokonał Jeden z nas. To prawda, że jest On Synem Bożym, Bogiem prawdziwym, ale odkupił nas jako Jeden z nas, jako prawdziwy Człowiek. Odkupił w ten sposób, że zgodził się wejść w sytuację, w której, wydawało się, że miłość nie ma już nic do powiedzenia. I chociaż sprzysięgły się przeciwko Niemu wszystkie siły zła, nie były w stanie pozbawić Go (a nawet tylko zaciemnić) miłości, którą On był wypełniony.
W krzyżu Chrystusa okazała się ostateczna bezsilność szatana i wszystkich sił wrogich Bogu. Owszem, siły te mogą wiele zniszczyć, zakłamać, wypaczyć, ale nie mogą oderwać od Boga tych, którzy rzetelnie trzymają się Chrystusa. Dzięki zwycięstwu Chrystusa na krzyżu naśladowanie Go w cierpliwym znoszeniu różnych sytuacji trudnych i nieludzkich niezawodnie prowadzi nas do zmartwychwstania – i żadne złe siły nie są w stanie temu przeszkodzić.
Paradoksalnie można powiedzieć tak: To nie tyle przez swoje straszliwe cierpienia Chrystus Pan nas odkupił, ile odkupił nas przez miłość, która była w Nim tak potężna, że nawet straszliwe cierpienia Kalwarii jej w Nim nie zachwiały.
Niewątpliwie już teraz jesteśmy odkupieni. „Z radością dziękujcie Ojcu – woła na przykład apostoł Paweł – za to, że uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów” (Kol 1,12–14).
Zarazem nie brak w Nowym Testamencie przypomnień, że na ten dzień, kiedy już naprawdę i bez reszty będziemy należeć do Boga, dopiero czekamy. Sam Pan Jezus mówił, że stanie się to w ostatni dzień ludzkiej historii, w dzień wypełnienia się dziejów: „A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łk 21,28). Ten sam apostoł Paweł, którego radość, że już teraz jesteśmy odkupieni, odnotowaliśmy dosłownie przed chwilą, napisał zarazem: „Również my, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, całą istotą swoją wzdychamy, oczekując odkupienia naszego ciała” (Rz 8,23; por. Ef 4,30).