Miłość nieprzyjaciół
EDWARD STANIEK, MIŁOŚĆ NIEPRZYJACIÓŁ
Wczoraj zwróciłem uwagę na pierwszą, podstawową formę ewangelicznej miłości, na miłość bliźniego. Celem miłości bliźniego jest przezwyciężenie obojętności. Dokonuje się to bez walki, drogą czynienia dobra. Dziś chciałbym zwrócić uwagę na drugą formę ewangelicznej miłości, na miłość nieprzyjaciół. Celem tej formy miłości jest przezwyciężenie w świecie nienawiści, to jednak dokonuje się drogą walki. Nieprzyjaciel to mój wróg, to człowiek niechętnie do mnie ustosunkowany, nastawiony na niszczenie mnie bezpośrednio albo pośrednio, przez atakowanie wielkich wartości, które są dla mnie drogie, jak rodzina, Ojczyzna, Kościół, wiara, prawda czy sprawiedliwość. Nieprzyjaciela trzeba również kochać.
Miłość nieprzyjaciół w formie przykazania występuje wyłącznie w religii chrześcijańskiej. Oto dwie wypowiedzi: przedstawiciela religii żydowskiej, eksperta w dziedzinie relacji między judaizmem a chrześcijaństwem, oraz jednego z irackich teologów mahometańskich.
Montefiore C. – Żyd angielski, powiada wyraźnie, iż Stary Testament nie zna przykazania miłości nieprzyjaciół. Przyznaje, że to ewangeliczne przykazanie jest piękne, zaznacza jednak, że jest niemożliwe i z tej racji jest niepotrzebne, a nawet szkodliwe.
Seyyed Naser – mahometanin, przedstawiciel drugiej wielkiej monoteistycznej religii, pozostającej w ścisłym związku z chrześcijaństwem i judaizmem uważa, że wojna jest częścią historii ludzkości. Koran uznał prawo wojny jako prawo święte. Celem każdej wojny jest niszczenie nieprzyjaciół. W tej sytuacji przykazanie miłości nieprzyjaciół dla muzułmanina jest nie do przyjęcia, a nawet godne pogardy.
Jesteśmy zatem sami z tym trudnym przykazaniem Chrystusa.
Formy miłości nieprzyjaciół
Słowa Jezusa nie podlegają dyskusji. W Kazaniu na Górze wyraźnie powiada:
Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą, tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,43-48; por. Łk 6,27).
Wyraźny nakaz miłości nieprzyjaciół i jasne stwierdzenie, że chodzi tu o coś ponad przeciętność. Uczeń Chrystusa musi się spośród innych wyróżniać miłością nieprzyjaciół. O co w tym przykazaniu Chrystusowi chodzi? Czy chodzi o nieprzyjaciela, naszego wroga, czy chodzi o nas? Chrystusowi zawsze chodzi o ucznia, o bogactwo jego serca, o to, aby w tym sercu nie powstała nienawiść. Nasze serce musi być wypełnione miłością i w ten sposób podobne do serca Ojca niebieskiego. W przykazaniu miłości nieprzyjaciół idzie zatem o naszą własną doskonałość, abyśmy byli dziećmi godnymi Ojca niebieskiego. Równocześnie Chrystus podaje sposób realizacji tego trudnego przykazania. I jak odnośnie do przykazania miłości bliźniego w pięknej przypowieści o miłosiernym Samarytaninie ukazał, jak należy tę miłość praktykować, że trzeba podejść, pochylić się, opatrzyć rany, pielęgnować, zapłacić, przywrócić człowieka do pełnej sprawności, tak samo jest tu. Chrystus podaje trzy sposoby realizacji miłości nieprzyjaciół.
Pierwszy: Módlcie się za tych, którzy was przesiadują. To jest minimum. Żaden kapłan nie może w imieniu Boga udzielić rozgrzeszenia temu, kto czuje niechęć lub nienawiść do drugie- go człowieka, jeśli nie usłyszy, że wyznający grzech modli się za swego wroga. Ta modlitwa za nieprzyjaciela jest znakiem przebaczenia.
Drugi sposób i drugi stopień: Dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą. A więc, jeśli ktoś wychodzi do mnie z karabinem, ja muszę wyjść do niego z chlebem.
Trzeci, niezwykle trudny sposób, to nie odpowiedź ciosem na cios.
Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam: nie stawiajcie oporu złemu: jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące (Mt 5,38-41). To jest fragment Ewangelii, który gorszy ludzi i za żadne skarby nie mogą zrozumieć, jak nieskończona Mądrość, sam Chrystus, potrafił powiedzieć: Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu drugi. Ażeby te słowa Chrystusa właściwie zrozumieć, trzeba przyjść z Chrystusem przed arcykapłana w Wielki Piątek i zobaczyć, jak On otrzymuje policzek i wcale nie nadstawia drugiego, ale temu, który Go uderzył, powiada: Jeśli źle powiedziałem, daj świadectwo prawdzie, a jeśli dobrze, dlaczego mnie bijesz? (J 18,23). Ta scena dowodzi, że nie należy słów Chrystusa interpretować w ten sposób: ktoś mnie uderzył w jeden policzek, nadstawiam drugi i tak w kółko. To byłby idiotyzm. O co Chrystusowi chodzi? O to, aby sile fizycznej przeciwstawić potęgę moralną człowieka. Siła fizyczna ma się rozbić o potęgęmoralną Chrystusowego ucznia. Jest w tym wezwaniu rezygnacja z prawa zemsty: krzywda za krzywdę, zło za zło, bo tą drogą świata nie odnowimy. Według Chrystusa zło zwycięża się dobrem, nienawiść miłością, a przemoc potęgą moralną. Stąd też Chrystus powiada Piotrowi, który w Ogrodzie Oliwnym stanął w Jego obronie i uciął prawe ucho słudze arcykapłana: Schowaj miecz swój do pochwy, bo kto mieczem wojuje, od miecza zginie (Mt 26,52). Aby jednak zrealizować przykazanie miłości nieprzyjaciół, przeciwstawiając potędze fizycznej potęgę moralną, trzeba ol- brzymiej dojrzałości i odwagi. Niech nikt tego nie próbuje, kto do tego nie dorasta. To jest ten trzeci sposób praktyki miłości nieprzyjaciół, na który Chrystus wyraźnie zwraca uwagę.
Przebaczyć i okazać przebaczenie
Punktem wyjścia miłości nieprzyjaciół jest przebaczenie. Zanim zaczniemy się modlić, zanim potrafimy wyjść z chlebem do tego, kto idzie z karabinem, zanim potrafimy stanąć i nie odpowiedzieć na cios, ale spojrzeć odważnie i z mocą zwycięzcy, wcześniej trzeba zrobić ten pierwszy, podstawowy i najtrudniejszy krok – przebaczyć w sercu. Chrystus domaga się przebaczenia, które zawiera rezygnację z zemsty oraz dopuszczenie drugiego człowieka do normalnego spotkania. Kiedy 13 maja został ciężko zraniony Papież, wielu nawet dobrych chrześcijan zgrzytało zębami na zamachowca. A kiedy po pewnym czasie Papież na tyle wrócił do sił, że mógł mówić, przebaczył temu, który strzelał. I wówczas wielu zaczęło się martwić, że Papież jest gotów prosić o to, ażeby mordercę zwolniono z więzienia. Powiedzcie mi jednak, co ten cierpiący Papież miał uczynić, skoro pierwszy Papież, św. Piotr, podszedł wprost do Pana Jezusa i postawił Mu pytanie:
„Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?” Jezus mu odrzekł: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18,21-22). Co miał zrobić obecny Papież? Pomny na słowa Mistrza musiał powiedzieć: przebaczam.
Pan Jezus jednak nie poprzestał tylko na tej odpowiedzi danej Piotrowi. Wyjaśnił sprawę dokładniej, po swojemu, to znaczy w przypowieści.
Podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną i dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: „Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam”. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który był mu winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: „Oddaj, coś winien!” Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: „Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie”. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: „Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?” I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. I teraz dodaje Pan Jezus:
Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu (Mt 18,23-35). Zwróćmy uwagę na podstawowe rozróżnienie: co innego jest przebaczyć, a co innego objawić przebaczenie. Każdy chrześcijanin musi przebaczyć, ponieważ w sercu nie wolno świadomie i dobrowolnie zachować nienawiści ani na jedną sekundę. A więc w sercu musi być natychmiast odruch przebaczenia, ale w miłości chodzi także o tego, który wyrządził krzywdę. Jemu trzeba objawić przebaczenie, i to w ten sposób, by to objawienie przebaczenia było wezwaniem skierowanym do niego, aby i on również nauczył się kochać, aby i on odkrył, czym jest przebaczająca miłość. Jeśli tego nie odkryje, jeżeli do tego nie dorasta, to nie wolno mu okazać przebaczenia, on bowiem uzna je za zgodę na popełnione zło i pozwolenie na dalsze podobne postępowanie. W tej sytuacji nie wolno objawić przebaczenia. Matka popełnia wielki błąd, jeżeli przebacza dziecku wykroczenie, nie żądając konsekwentnie zadośćuczynienia. Dziecko musi się z okazji złego czynu czegoś nauczyć, bo jeśli nie, to wyrośnie na samoluba, który kiedyś zniszczy nawet rodzoną matkę.
Aby okazać przebaczenie, potrzebne są dwa elementy. Po pierwsze, ten drugi człowiek musi uznać zło, które wyrządził, uznać krzywdę i starać się zmienić swoje postępowanie. W przypowieści pan darował zawrotną sumę swemu słudze, ale kiedy się zorientował, że on nie nauczył się kochać, wezwał go z powrotem nie po to, aby zemścić się na nim, ale aby go sprawiedliwie ukarać. Przebaczenie nie jest sprzeczne ze sprawiedliwą karą.
Drugi element bardzo istotny. Chrystus w tej przypowieści łączy ściśle przebaczenie z pojednaniem z Bogiem. Mówią o tym ostatnie słowa:
Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu (Mt 18,35). Sprawa jest niezwykle ważna, ponieważ sam Chrystus, ucząc nas modlitwy „Ojcze nasz”, włożył w nią dziwne słowa: Ojcze, odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. A kiedy podał cały tekst modlitwy, dodał:
Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień (Mt 6,12-15). Pan Jezus zastawił tu na nas pułapkę. Proszę na to zwrócić uwagę. Mówimy te słowa od dziecka i prosimy Ojca niebieskiego, aby nam tak przebaczył, jak my przebaczamy. Może się okazać, że staniemy przed Ojcem niebieskim i Ojciec nam powie: „no tak, jak mnie prosiłeś przez trzydzieści, pięćdziesiąt czy osiemdziesiąt lat: tyś nie przebaczył, ja ci teraz też nie przebaczę”. Jeżeli nie umiemy przebaczyć, to winniśmy opuścić ten werset w „Ojcze nasz”, a włączyć tu swoje własne słowa: „Ojcze, naucz nas przebaczać”. Nie wolno prosić Boga przeciw sobie. Sprawa musi być niezwykle ważna, skoro codziennie modlimy się o przebaczenie i codziennie przed Bogiem wzywamy samych siebie do przebaczenia.
Chrześcijanin wśród nieprzyjaciół
Pozostaje pytanie zasadnicze, a mianowicie: czy chrześcijanin może przejść przez życie nie mając wrogów? Okazuje się, że jest to rzecz niemożliwa. Dla prawdziwego ucznia Chrystusa niemożliwe jest przejście przez życie bez nieprzyjaciół. Chrystus mówi o tym wyraźnie:
Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy (Mt 10,34-36). A więc nie szukajmy nieprzyjaciół daleko, za Odrą czy Bugiem. Nieprzyjaciel może być bardzo blisko, niezwykle blisko: ojciec, matka, brat, siostra, mąż czy żona. Każdy bowiem, kto przeszkadza w spotkaniu z Chrystusem, staje się nieprzyjacielem człowieka. Ta nieprzyjaźń może prowadzić do prześladowania aż do śmierci.
Brat wyda brata na śmierć, i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 10,21-22).
Dlaczego przynależność do Chrystusa jest ściśle połączona ze spotkaniem z nieprzyjaciółmi? Otóż, trzeba pamiętać, że Chrystus jest największym „rewolucjonistą”, jaki kiedykolwiek pojawił się na ziemi. Wszyscy bowiem rewolucjoniści tego świata próbują reorganizować życie w oparciu o prawa tego świata. Chrystus natomiast przyszedł i postanowił zorganizować życie na ziemi w oparciu o zupełnie inne prawo, o prawo miłości. Stąd też od samego początku spotkał się z nieprzyjaciółmi, którzy chcą Go zniszczyć.
Nieprzyjaźń między światem a Chrystusem możemy obserwować od Betlejem. Jezus wyraźnie powiada: Mnie prześladowali i was prześladować będą.
Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, (…) dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: (…). Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować (J 15,18-20). Gdybyśmy otworzyli Ewangelię i zaczęli śledzić Chrystusa i Jego spotkania z ludźmi, to okaże się, że On bez przerwy ucieka przed nieprzyjaciółmi. Ucieka z Betlejem, ucieka z Nazaretu, ucieka przed faryzeuszami, ucieka przed uczonymi w Piśmie, ucieka przed Samarytanami, przed Herodem, przed arcykapłanami… Jest osaczony. Jest taki moment, gdy nie ma na palestyńskiej ziemi ani jednego metra kwadratowego, gdzie byłby bezpieczny. Uciekł z Judei na teren Galilei, ale przychodzą i powiadają: uciekaj stąd, bo Herod chce Cię zabić. I wtedy powiada: Idźcie, powiedzcie temu lisowi, że potrzebuję tylko trzech dni, abym doszedł do Jerozolimy, bo nie wypada, aby prorok zginął poza Jerozolimą (por. Łk 13,31-33). Chrystus jest bez przerwy osaczany. I to nie tylko przez otwartych wrogów, ale i przez swojego przyjaciela, którym jest Judasz. Zło jest bardzo blisko Chrystusa. On był ciągle prześladowany, ponieważ nie należał do tego świata. I sam wyraźnie zaznacza, że pod koniec czasów, u kresu dziejów świata jednym z wyraźnych znaków zbliżającego się końca będzie wzrost prześladowania Jego uczniów.
Wydadzą was na udrękę i będą was zabijać, i będziecie w nienawiści u wszystkich narodów, z powodu mego imienia. Wówczas wielu zachwieje się w wierze; będą się wzajemnie wydawać i jedni drugich nienawidzić. Powstanie wielu fałszywych proroków i wielu w błąd wprowadzą, a ponieważ wzmoże się nieprawość, oziębnie miłość wielu. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 24,9-13). Okazuje się, że ktokolwiek szukałby w chrześcijaństwie tak zwanego „świętego spokoju”, to się bardzo rozczaruje. Chrześcijanin to człowiek walki; walki, którą trzeba prowadzić na każdym kroku, walki niezwykle trudnej, ponieważ trzeba i walczyć, i kochać swoich wrogów.
Odwaga
Tu dotykamy sprawy niezwykle istotnej. Okazuje się, że nie można praktykować miłości nieprzyjaciół bez odwagi. Nie można. Teraz chciałem wam postawić pytanie: kiedy ostatnio słyszeliście dobre kazanie o tej fundamentalnej chrześcijańskiej cnocie? Jest to cnota prawie całkiem zapomniana w naszym pokoleniu. Jak można mówić o wychowaniu do miłości nieprzyjaciół? W tym punkcie obecnie przeżywamy dramat w stanie wojennym. Rozmawiałem z górnikami i pytałem, co dla nich jest najtrudniejsze? Oni mi odpowiedzieli: „To, że nie możemy iść do Komunii św.” A dlaczego nie możecie? „Bo my ich nienawidzimy”. To, co było najtragiczniejsze, to nie puste sklepy, to nie krach gospodarczy i ekonomiczny. Najtragiczniejsze było to, że w sercach ludzi zasiano nienawiść. Zabrakło tego, co stanowi o postawie chrześcijanina, tj. odwagi potrzebnej do miłowania nieprzyjaciół. Po tym, co powiedziałem, wielu z was chętnie by się podpisało pod wypowiedzią tego wspomnianego wyżej Żyda z Anglii, który twierdzi, że przykazanie miłości nieprzyjaciół jest piękne, ale niemożliwe do wykonania. Otóż chciałem wam powiedzieć, że jest możliwe do wykonania. Jest trudne, jest bardzo trudne, ale piękne i jest możliwe do wykonania. Dowodzą tego ludzie na przestrzeni wieków, od św. Szczepana, którego kamienują poza murami świątyni, a on modli się: Ojcze, nie poczytaj im tego grzechu, do naszego O. Kolbe, który kilkadziesiąt kilometrów od Krakowa umiera zagłodzony przez nieprzyjaciół, do końca się modląc. W każdym pokoleniu są ludzie, którzy dowodzą, że to przykazanie jest możliwe do wykonania. Chrystusowi jednak chodzi nie o wyjątki, lecz o to, by całe pokolenia były świadkiem, że to trudne przykazanie, wymagające ryzyka i odwagi, jest możliwe do wykonania. Kończę naszą drugą naukę rekolekcyjną pytaniami: Czy w moim sercu nie pielęgnuję kiełkującego ziarna niechęci lub nienawiści? Innymi słowy: czy przebaczyłem moim winowajcom?
Czy mam odwagę świadomie wybrać Chrystusa, jako przewodnika w swoim życiu, wiedząc, że od tego momentu Jego wrogowie staną się moimi wrogami? Chrystus ma wielu wrogów.
Źródło tekstu: opoka.org.pl
Miłość nieprzyjaciół
To, co Jezus głosi, z pewnością wyzwala protest odbiorcy. Któż bowiem byłby aż tak naiwny, by bijącemu nadstawiać drugi policzek? Kto by dorzucał podarunek komuś, kto niesprawiedliwie czegoś żąda?
Wielu twierdzi, że Jezus nie wniósł do etyki nic lub niewiele nowego. W komentarzach i podręcznikach znajdujemy odniesienia słów Jezusa do licznych „paralel” z egipskiej literatury mądrościowej, Starego Testamentu, literatury wczesnożydowskiej, Talmudu, Filona, Plutarcha, Epikteta i autorów znanych już tylko specjalistom. W starciu z zawrotną ilością trudnych do uporządkowania odniesień czytelnik staje zdezorientowany i pyta: Czy to rzeczywiście są paralele? Jeżeli tak, to w jakim sensie? Jaka jest ich rzeczowa ranga i wymowa?
Sytuując konkretne wskazania Jezusa w kontekście Jego czasów, natrafiamy na trzy etyczne przykazania, które w tamtej epoce bulwersowały, a nawet więcej – były „rewolucyjne”. Zresztą do dziś sami chrześcijanie mają z nimi pewne trudności. Obok wezwania do troski o ubogich i zakazu rozwodów takim rewolucyjnym przykazaniem był nakaz miłości nieprzyjaciół, któremu chciałbym poświęcić poniższe refleksje.
Oko za oko
Zwięzłe zestawienie obiegowych w starożytności paralel pozwoli na uwypuklenie zupełnie innego w tym kontekście nauczania Jezusa. Żyjący w VII wieku przed Chrystusem grecki poeta Archiloch dumnie głosi: „Wyznaję się na jednej jedynej rzeczy i to wielkiej: temu, który wyrządził mi zło, odpłacać złem”. Inskrypcja na grobowcu żyjącego na przełomie II i I wieku przed Chrystusem rzymskiego wodza Sulli – którą sam miał sobie ułożyć – głosi, że żaden przyjaciel nie przewyższył go w czynieniu dobra, a żaden wróg w czynieniu zła. Wedle opinii współziomków polityk ten przesadził chyba w jednym i w drugim, ponieważ zgodnie z przekonaniem antyku podejmowany rewanż zawsze musiał być proporcjonalny: oko za oko, ząb za ząb. Sofoklesową Elektrę chór napomina: „Nie nienawidź twych wrogów ponad miarę, ale też ich nie zapominaj!”. W starożytności powszechnie obowiązywała zasada: Kochaj tego, kto cię kocha, i odwiedzaj tego, kto przychodzi do ciebie. Kto tobie daje, temu dawaj; niczego natomiast nie dawaj temu, który tobie nie daje.
Podobne reguły postępowania znajdujemy również w Starym Testamencie: Dawaj bogobojnemu, ale nie wspomagaj grzesznika. […] Nie wierz nigdy twemu wrogowi, jak bowiem spiż śniedzieje, tak i jego przewrotność – czytamy w Księdze Syracha (Syr 12, 4. 10). Nienawiść znajduje drastyczny wyraz także w Psalmach. Modlący się życzy na przykład swemu wrogowi: Niech dni jego będą nieliczne, a urząd jego niech przejmie kto inny! Niechaj jego synowie będą sierotami, a jego żona niech zostanie wdową! (Ps 109, 8-9).
Również w obiegowym myśleniu Greków dominowało przekonanie, iż przyjaciołom należy pomagać, a na swych nieprzyjaciół nastawać i szkodzić im. To przeświadczenie ugruntowało się także w okresie cesarstwa rzymskiego i można powiedzieć, że przetrwało do dzisiaj, szczególnie w stosunkach międzynarodowych. „Jak ty mnie, tak ja tobie” lub bardziej „pobożnie” – „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. Sprawa zaczyna się od dwojga i rychło rozwija się ruchem spirali. To przecież złota reguła wielkiej polityki i najlepszy argument za prowadzeniem wojen. Każdy atak zderza się z kontratakiem i polityką zastraszania ze strony wielkich mocarstw. A tymczasem już w antyku podkreślano, że nienawiść wroga nie może przekraczać miary, którą stanowi: oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę (Wj 21, 24).
W tym kontekście niezwykle wyraziście brzmią słowa Jezusa z Ewangelii według św. Łukasza: Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeżeli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Dawaj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie. Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to [należy się] wam wdzięczność? Przecież i grzesznicy okazują miłość tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to [należy się] wam wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to [należy się] wam wdzięczność? I grzesznicy pożyczają grzesznikom, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6, 27-36).
W Ewangelii według św. Mateusza znajdują się kolejne dwie wypowiedzi Jezusa ustanawiające nowe prawo: o cierpliwym znoszeniu przeciwności oraz o miłości do nieprzyjaciół (por. Mt 5, 38-42. 43-48). Oba te żądania zostały przeciwstawione starotestamentowym nakazom oko za oko, ząb za ząb i Kochaj swego bliźniego, nienawidź swego nieprzyjaciela. Porównanie z przytoczonym powyżej tekstem Łukasza pokazuje, że powtórzone przez niego wypowiedzi nie nawiązują do Starego Testamentu.
Pozostańmy jednak przy Kazaniu na Górze w wersji Mateusza. Zarysowuje się tutaj aspekt tolerancji. Starotestamentowe oko za oko, ząb za ząb nie jest u Mateusza zezwoleniem na akt zemsty, lecz stanowi zasadę postępowania karnego: Czym ktoś zgrzeszył, tym zostawał ukarany. Kto zabił człowieka, sam musiał umrzeć. Kto skradł owcę, musiał ją zwrócić z dodaniem jeszcze jednej owcy. Kto drugiemu wybił oko, sam je tracił itd. Kara nie była jednak wykonywana przez poszkodowanego – byłaby to pomsta, lecz należała do instancji państwowej. Prywatną zemstę wykluczył już Mojżesz. W Księdze Kapłańskiej czytamy: Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów tego ludu. W tym samym wierszu Mojżesz mówi także o przykazaniu miłości bliźniego: Będziesz miłował bliźniego jak siebie samego (Kpł 1 9, 1 8). Mimo iż za czasów Jezusa zasada odpłaty „pięknym za nadobne” jeszcze obowiązywała, jest rzeczą sporną, czy w sądownictwie nadal była stosowana.
A Ja wam powiadam
Żądanie Jezusa, by znosić urazy bez stawiania oporu, może brzmieć nieco sztucznie w kontekście prawniczego kanonu o prastarej zasadzie odwetu. Jezus nie tyle żąda zrezygnowania z zemsty, która potępiona była już w Starym Testamencie, czy odstąpienia od środków prawnych, lecz radykalnie występuje przeciwko wszelkiemu nauczaniu mędrców zarówno żydowskich, jak i pogańskich głoszących prawo odwetu. Mistrz z Nazaretu żąda nawet rezygnacji z dozwolonej samoobrony: Jeżeli ktoś cię uderzył, nie oddawaj mu! Prawo Jezusa nie mówi: „Kochaj tego, który ciebie kocha!”, lecz: „Miłuj twego bliźniego, nawet jeśli jest twoim nieprzyjacielem”. Jezus nie głosi hasła: „Dawaj dobremu, a człowiekowi złemu nie!”, ale: „Dawaj każdemu, który cię prosi, a kiedy ci coś zabiera, nie żądaj od niego zwrotu”.
W Kazaniu na Górze Jezus próbuje obezwładnić logikę zemsty. Wobec wszelkich reguł postępowania najwidoczniej nie żywił szczególnego respektu. Sam jest wystarczającym autorytetem do zmian owych starych prawideł. Jezus wkracza zdecydowanie ze swoim: A Ja wam powiadam. To, co mówi, podwyższa temperaturę do stanu wrzenia. Uświadamia swoich słuchaczy między innymi w kwestii składania przysięgi. Przysięganie na bóstwo lub na siebie samego jest prastarym zwyczajem, który przetrwał do dziś. Jezus natomiast nie rozwodzi się nad tym, jak należycie przysięgać, lecz naucza: Macie w ogóle nie przysięgać! Nie wystarczy bowiem, kiedy ktoś mówi prawdę w określonych okolicznościach. Nasza mowa zawsze ma pokrywać się z prawdą. I dlatego „tak” ma oznaczać „tak”, a „nie” -„nie” (por. Mt 5, 37).
To, co Jezus głosi, z pewnością wyzwala protest odbiorcy. Któż bowiem byłby aż tak naiwny, by bijącemu nadstawiać drugi policzek? Kto by dorzucał podarunek komuś, kto niesprawiedliwie czegoś żąda? Nie może to chyba być regułą w każdym przypadku. Jezus nie był też prawnikiem, który miałby rozstrzygać spory dnia powszedniego. Wygłaszane przez Niego zdania sięgają jednak samego korzenia zła. Logika oko za oko, ząb za ząb zostaje zdeptana, ponieważ odwet to nic innego jak spirala śmierci. I właśnie ową spiralę nieprawości Jezus pragnie przełamać – zemsta bowiem jeszcze nigdy nie przyniosła rozwiązania. Postawę tę dobrze określają słowa Pawła Apostoła: Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj (Rz 1 2, 21 ). Ta dewiza stała się programem życia ks. Jerzego Popiełuszki, aż po grób. Tylko taka postawa otwiera się na oścież ku przyszłości.
Raz jeszcze powraca podchwytliwe pytanie: Czy miłość nie wymaga, by gwałtowi przeciwstawić gwałt? Jeśli publiczna instancja jest podmiotem odpowiedzialności i ma po temu środki, czy nie powinna na niesprawiedliwy gwałt zareagować gwałtem? Od tego pytania nie można się uchylić wymówką, że Jezus i pierwsi chrześcijanie z takim problemem nie byli konfrontowani, ponieważ nie stanowili podmiotu publicznej odpowiedzialności. Przeciwnie – jak wiemy z Ewangelii – Jezus cieszył się wśród ludu wielkim uznaniem; bez wątpienia miał możliwości wezwania do akcji na przykład przeciwko Rzymianom, świątynnym kapłanom albo herodianom. W tym sensie ciążyła także na Nim określona odpowiedzialność. Odpowiedzią na te wyzwania jest milczenie Jezusa. Chodziło Mu przecież o coś innego niż zryw do protestu. Podejmowanie akcji przeciwko komukolwiek sprzeciwiałoby się Jego właściwym celom. Przynajmniej dwukrotnie proszono Go, by wystąpił jako sędzia – w sporze o spadek (por. Łk 12, 13-21) iw procesie karnym przeciwko kobiecie cudzołożnej (por. J 8, 1-11). W obu przypadkach odmówił.
Jezus sam musiał zadawać sobie pytanie: Czy miłość do rodaków nie wymagałaby podjęcia gwałtownego oporu przeciwko rzymskiej władzy okupacyjnej (por. Łk 13, 1-3)? Postawiono Mu nawet wyraźne pytanie, czy nie byłby na miejscu co najmniej bierny opór, jak chociażby odmowa zapłacenia podatku. Jezus podejmuje tu jednoznaczną decyzję: Oddajcie […] cezarowi to, co należy do cezara (Mk 12, 17). Żadnego biernego oporu, żadnej odmowy płacenia podatku. Zło nie zostaje wyrugowane ze świata przez stosowanie gwałtu. Zadany rykoszetem gwałt generuje nowy i tak rodzi się diabelski krąg bez końca. Jeżeli natomiast nie stawia się oporu złu, to trafia ono w próżnię i zamiera. Wymownym tego przykładem jest całe życie Jezusa: przez krzyż do Zmartwychwstania.
Dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą
Do pełnego zrozumienia przykazania miłości nieprzyjaciół konieczne jest doprecyzowanie pojęcia „nieprzyjaciel”. Wymaga ono bowiem oczyszczenia z fałszywego rozumienia. Z całą siłą trzeba podkreślić, że nieprzyjacielem nie jest ktoś, kto przez drugich jest nienawidzony, lecz na odwrót: osoba, która sama innych nienawidzi. Nie mogę przecież jednocześnie miłować kogoś, kogo nienawidzę. Mogę natomiast miłować człowieka, który mnie nienawidzi i ustawicznie rzuca mi kłody pod nogi. I o to chodzi Jezusowi. Wynika to też ze słów: Dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą. Rzecz w tym, by miłować i świadczyć dobro także ludziom, którzy nas nienawidzą i stwarzają trudności. Szczerze jednak trzeba przyznać, że nie jest to łatwe.
Co więc może oznaczać miłość nieprzyjaciół? Najpierw rezygnację z rewanżu. Ewangelista Łukasz nie na darmo podporządkował zemstę tematowi miłości nieprzyjaciół. Biblia dostarcza bowiem materiału dowodowego. Dla przykładu: Boży mężowie Starego Testamentu nie widzieli nic zdrożnego w sprawowaniu swej władzy także poprzez wyrządzanie krzywdy swoim nieprzyjaciołom. Mojżesz pozwala ziemi pochłonąć Koracha i jego wspólników, którzy zbuntowali się przeciwko niemu. Prorok Eliasz ogniem z nieba niszczy pięćdziesiątnika razem z jego żołnierzami. Elizeusz srogo każe ukarać czterdziestu dwóch chłopców natrząsających się z niego… Jezus natomiast odrzuca prośbę uczniów o cud kary wymierzonej jednej z samarytańskich wiosek, która odmówiła Mu gościny (por. Łk 9, 51-56). Duch miłości zabrania odwetu.
Samo zaniechanie zemsty i odwetu sprawy jednak nie załatwia. Błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają – zaleca Jezus. Staje się jasne, że miłość nie jest przede wszystkim sprawą uczucia, przychylności, lecz wyrazem postawy i stylem zachowania. Ten, kto raz próbuje świadczyć dobro także swym nieprzyjaciołom, zamiast życzyć im złego, nagle zaczyna widzieć rzeczywistość innymi oczyma: zaczyna dostrzegać w swoich przeciwnikach także dobre strony i widzieć w nich ludzi, którzy stali się jego przeciwnikami być może z powodu nieszczęsnego zbiegu okoliczności. Należałoby zadać sobie pytanie: Jak do tego doszło? Czy nie ma w tym także mojej winy?
Miłość nieprzyjaciół musi więc zdążać – na krótszą lub dłuższą metę -do sytuacji, kiedy nieprzyjaciel już więcej nie będzie moim nieprzyjacielem; co więcej – gdy relacja już się znormalizuje, stać się może nawet prawdziwym przyjacielem. Ten stan osiągnąć może tylko miłość. Wrogie nastawienie sprawia, że nieprzyjaciel pozostaje nieprzyjacielem na zawsze. Jezus oczywiście nie tyle ma na myśli osobistych nieprzyjaciół, ale dostrzega także w tym kontekście przeciwników światopoglądowych i politycznych. Nieprzyjacielem, którego uczniowie mają miłować, jest uciskający naród wybrany pogański Rzymianin; jest nim arcykapłan z nienawiścią ścigający Jezusa; jest nim celnik kolaborujący z okupacyjną władzą i ograbiający rodaków; w późniejszych czasach jest nim także prześladowca chrześcijan. Za nich chrześcijanin ma się modlić i świadczyć im dobro.
Wszystko to łatwo przenieść i odnieść także do dzisiejszych warunków: chrześcijańska miłość obejmować ma nie tylko złego sąsiada, którego mamy kochać, lecz winna rozciągać się także na politycznych przeciwników, członków innej partii czy konkurenta w miejscu pracy, który zagraża naszemu stanowisku itd.
Mateuszową perykopę o miłości nieprzyjaciół zamyka żądanie jeszcze bardziej gwałtowne: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5, 48). Czyż my, zbłąkane owce, możemy być doskonali? Nie, tego idealnego stanu nie osiągniemy chyba nigdy. Nie jesteśmy i nigdy nie będziemy jako Bóg. Wiemy, że między ziemią a niebem rozpościera się niezgłębiona przepaść. A jednak Kazanie na Górze uporczywie przypomina: Wy jesteście światłem świata! (Mt 5, 14). Czy rzeczywiście? Może jesteśmy tylko migotliwymi światełkami, których w zalegającej ciemności w ogóle nie widać? Światłem dla świata nigdy nie jesteśmy sami z siebie. Możemy nim się stać w najlepszym wypadku wtedy, kiedy poprzez nas prześwieca światłość samego Boga.
Ks. Alfons J. Skowronek (ur. 1928), teolog, emerytowany profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, wieloletni członek Komisji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu i Podkomisji ds. Dialogu z Kościołami zrzeszonymi w Polskiej Radzie Ekumenicznej. Opublikował między innymi: Aniołowie są wśród nas; Kim jest Jezus zNazaretu?; Kościół w burzliwych czasach.
Źródło tekstu: www.deon.pl