Więźniowie sytuacji
Magisterium pracuje nad dokumentem dotyczącym duszpasterstwa chorych na AIDS. Wśród opracowywanych zagadnień znalazła się sprawa dopuszczalności prezerwatywy w zapobieganiu rozprzestrzenianiu się tej choroby. Przy moralnej ocenie niektórych związanych z tym kwestii Kościół stanie wobec poważnych trudności, jeśli będzie chciał zachować nauczanie w dotychczasowym kształcie.
Fakt zajmowania się od ponad roku przez kilka watykańskich dykasterii takim dokumentem ujawnił 23 kwietnia kard. Javier Lozano Barragan, przewodniczący Papieskiej Rady Duszpasterstwa Pracowników Służby Zdrowia. Pretekstem stała się głośna wypowiedź kard. Carlo Marii Martiniego dla włoskiego tygodnika „L’Espresso”, w której ten cieszący się dużym autorytetem hierarcha nazwał „mniejszym złem” używanie prezerwatyw przez małżonków, jeśli jedno z nich jest nosicielem wirusa HIV (pisał o tym w poprzednim numerze „TP” Józef Majewski). Wypowiedzi obu hierarchów sprowokowały spekulacje, czy czyniąc wyjątek od zasady, Kościół zamierza zmienić dotychczasowe nauczanie w dziedzinie etyki seksualnej.
Watykan szybko odrzucił takie sugestie. O żadnych zmianach w nauce Kościoła nie może być mowy – zapewnił dwa dni później w rozmowie z niemiecką agencją KNA ks. Antonio Soto Guerrero, przedstawiciel wspomnianej Papieskiej Rady. Dodał, że jest kwestią całkowicie otwartą, czy na podstawie prowadzonych badań w najbliższych miesiącach, a nawet latach Watykan wyda specjalny dokument i jakie stanowisko zajmie na temat prezerwatyw. „O szybkim jego opublikowaniu nie może być mowy” – podkreślił ks. Guerrero. Tego samego dnia kard. Barragan mówił jednak w Radiu Watykańskim, że „trudny podręcznik duszpasterstwa chorych na AIDS” powinien być gotowy jeszcze w tym roku. Tę niespójność wypowiedzi można tłumaczyć obawą Kościoła przed niechcianą reklamą medialną. Sprawa bowiem wymaga spokoju.
Mniejsze zło
Wspominaną przez hierarchów zasadę „mniejszego zła” należy dobrze rozumieć, już bowiem sama jej nazwa jest myląca. Nigdy nie wolno wybierać zła moralnego (niezależnie od jego „wielkości”!), gdyż godziłoby to w sam fundament moralności. Reguła „mniejszego zła” – obok innych podobnych zasad, np. podwójnego skutku i zasady potocznie wyrażanej sentencją „cel nie uświęca środków” – precyzuje zakres obowiązywania norm moralnych w pewnych szczególnych sytuacjach, w tym przypadku – nieuchronnego konfliktu nierównoważnych aksjologicznie dóbr. Głosi ona, że w przypadku realnego zagrożenia większego dobra powinno się je chronić nawet kosztem dobra mniejszego, o ile nie ma innego wyjścia. Mamy więc do czynienia z niechcianą alternatywą: albo ratujemy większe dobro kosztem mniejszego, albo pozwalamy na zniszczenie dobra większego, zachowując dobro mniejsze. Brak zaangażowania w takiej sytuacji nie jest obojętny moralnie – stanowi „grzech zaniechania”.
Podręcznikowym przykładem takiej sytuacji jest chirurgiczne wycięcie chorego organu w celu ratowania życia lub zdrowia całego organizmu – lekarz wtedy leczy, a nie kaleczy. Naruszenie cielesnej integralności w przypadku zabiegu chirurgicznego nie jest zatem złem o charakterze moralnym. Byłoby takim, gdyby okoliczności nie pozwalały właśnie na zastosowanie zasady „mniejszego zła”.
Bardziej skomplikowany i niejednoznaczny przypadek omówił Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae”. Dotyczył on pytania, czy katolicki parlamentarzysta może poprzeć ustawę aborcyjną, jeżeli jest ona bardziej restrykcyjna od obowiązującej dotychczas i nie ma w danej chwili politycznych szans na uchwalenie prawa całkowicie zakazującego przerywania ciąży. Papież stwierdził, że poparcie dla takiej ustawy jest moralnie słuszne. „Tak postępując bowiem, nie współdziała się w sposób niedozwolony w uchwalaniu niesprawiedliwego prawa, ale raczej podejmuje się słuszną i godziwą próbę ograniczenia jego szkodliwych aspektów” (p. 73). Jest to sytuacja o tyle skomplikowana, że dotyczy działań odnoszących się równocześnie do dwóch poziomów rzeczywistości, związanych z ochroną konkretnych osób i ze stanowieniem prawa. Większym dobrem byłaby tu ochrona życia dzieci, na których aborcję nie zezwolą proponowane restrykcje, a poświęconym mniejszym dobrem – nieudzielanie poparcia dla prawa, które w dalszym ciągu w jakimś zakresie zezwala na aborcję. Zauważmy, że parlamentarzysta, który powstrzymałby się od głosu w proteście przeciwko prawu do aborcji, tym samym sankcjonowałby stare prawo.
Dotychczas Magisterium wykluczało możliwość uzasadnienia antykoncepcji odwołaniem się do zasady „mniejszego zła”. Nie znaleziono bowiem okoliczności usprawiedliwiających jej zastosowanie. „Nie można też dla usprawiedliwienia stosunków małżeńskich z rozmysłem pozbawionych płodności odwoływać się do następujących, rzekomo przekonywających racji: że mianowicie z dwojga złego należy wybierać to, które wydaje się mniejsze” – czytamy w encyklice „Humanae vitae”. Paweł VI uzasadnia to następująco: „W rzeczywistości bowiem, chociaż wolno niekiedy tolerować mniejsze zło moralne dla uniknięcia jakiegoś zła większego lub dla osiągnięcia większego dobra, to jednak nigdy nie wolno, nawet dla najpoważniejszych przyczyn, czynić zła, aby wynikło z niego dobro. Innymi słowy, nie wolno wziąć za przedmiot aktu woli tego, co ze swej istoty narusza ład moralny – a co tym samym należy uznać za niegodne człowieka – nawet w wypadku, jeśli zostaje to dokonane w zamiarze zachowania lub pomnożenia dóbr poszczególnych ludzi, rodzin czy społeczeństwa” (nr 14).
Doktrynalnie przesądzając problem antykoncepcji, Papież nie mógł jednak przewidzieć epidemii AIDS – encyklika ogłoszona została w 1968 r. Czy rozprzestrzeniający się śmiertelny wirus HIV na tyle zmienił kontekst etyczny, że dokonane już rozstrzygnięcia wymagają reinterpretacji?
Sytuacje patologiczne
Okoliczności pozwalające na zastosowanie zasady „mniejszego zła” rozpoznać można w przypadku patologicznych sytuacji występujących w kontekście AIDS. Jeżeli relacje między osobami, z których jedna jest nosicielem wirusa HIV, charakteryzują się patologiczną seksualnością (przymusem lub nieodpartym działaniem instynktownym), co oznacza, że do stosunku seksualnego nieuchronnie dochodzi, nie pora, by ufać jedynie skuteczności propagowania ideału wstrzemięźliwości. Trzeba działać szybko, chroniąc osoby jeszcze niezarażone. Prezerwatywa może się wówczas okazać jedynym środkiem skutecznie opóźniającym zarażenie, dając tym samym czas na o wiele bardziej żmudne działania zmierzające do podnoszenia kultury zachowań seksualnych (jedno drugiego – wbrew stanowisku rygorystów – nie musi wykluczać). Trudno też mówić o moralnej winie współżyjących z użyciem prezerwatywy, skoro nie potrafią oni siebie inaczej ochronić: nie można wymagać zachowań przekraczających w danej chwili możliwości osoby.
Właśnie o takich sytuacjach mówił przed rokiem kard. Georges Cottier, ówczesny Teolog Domu Papieskiego, z urzędu będący członkiem Kongregacji Nauki Wiary. AIDS najszybciej rozprzestrzenia się na obszarach nędzy, „gdzie ludzie są więźniami sytuacji”. „W takich warunkach, w obliczu bezpośredniego zagrożenia zakażeniem HIV, trudno przedsięwziąć normalne środki zapobieżenia pandemii, czyli wychowania do świętości ludzkiego ciała” – przyznał.
Poważną trudnością w tym przypadku jest jednak rozeznanie, czy w konkretnej sytuacji rzeczywiście mamy do czynienia z patologią, a tym samym z nieuchronną groźbą zarażenia. Dlatego trudno się dziwić, że Kościół nie chce angażować się w zakrojone na szeroką skalę programy profilaktyki AIDS, propagujące prezerwatywę masowo, bez rozeznawania za każdym razem okoliczności. Natomiast Magisterium może spotkać – i faktycznie spotyka – zarzut „grzechu zaniechania”, skoro do tej pory nie odważyło się w kontekście AIDS przypomnieć w jakimś oficjalnym dokumencie o zasadzie „mniejszego zła”, mogącej uchronić wiele bezbronnych ofiar tej strasznej choroby.
Seks małżeński
Zupełnie innym wyzwaniem dla refleksji teologów jest dobrowolne – a nie patologicznie przymusowe – współżycie małżonków, z których jedno jest nosicielem wirusa HIV. Z kontekstu wypowiedzi kardynałów Martiniego i Barragana wynika, że właśnie te przypadki mieli na myśli. Zwykle sytuację taką zbywa się uwagą, że podejmowanie współżycia ze świadomością realnej groźby zarażenia wirusem HIV musi świadczyć o jakiejś ukrytej patologii (jest w sposób nieuświadomiony przymusowe), której małżonkowie mają obowiązek się przeciwstawić. Dodatkowo wspomina się o niemoralności działania prowadzącego w konsekwencji do śmierci współmałżonka. Choć oba argumenty wydają się sensowne, budzą także wątpliwości. Czy nie będąc w sytuacji takich małżonków, jesteśmy w stanie prawidłowo ocenić ich decyzje? Czy małżonkowie, z których jedno choruje lub zachoruje na AIDS, przestają być „jednym ciałem”? Mają się od siebie fizycznie odsuwać akurat wtedy, kiedy wzajemna bliskość, jedność i oznaki miłości są im tak bardzo potrzebne? Sytuacja takich małżonków odnajduje swój niespodziewany biblijny „prototyp” w małżeńskim współżyciu Tobiasza i Sary. Czy zgodzilibyśmy się uznać, że owa wychwalana przez Pismo Święte w Księdze Tobiasza noc poślubna była patologiczna czy niemoralna, gdyż groziła śmiercią jednego z małżonków z powodu przypadłości drugiego?
Jeśli jednak Kościół w przygotowywanym dokumencie zdecyduje się zastosować wobec takich małżeństw regułę „mniejszego zła”, zezwalając im na korzystanie z prezerwatyw, będzie musiał przede wszystkim pokazać, na czym polega w tym przypadku nieuchronność zagrożenia zarażeniem, jeśli nie na wewnętrznym przymusie współżycia. Oznaczać to będzie zasadniczą korektę dotychczasowego nauczania, z wszystkimi tego konsekwencjami. Drugą trudnością będzie zmierzenie się z powstałym paradoksem: z jednej strony Kościół stanowczo zakazuje używania prezerwatywy, nawet czasowego, np. w sytuacji karmienia piersią, kiedy naturalne metody planowania rodziny są nieskuteczne i frustrujące, a prokreacja niewskazana, choć trudno dopatrzyć się w takim działaniu konkretnej szkody; natomiast z drugiej strony – zezwala na użycie prezerwatywy, choć wiadomo, że nie likwiduje ona całkowicie zagrożenia zarażeniem AIDS (z raportu Publicznej Służby Zdrowia USA z 1993 r. wynika, że mimo użycia prezerwatywy co 25. zdrowa osoba zarazi się w ciągu rocznego systematycznego współżycia z osobą chorą; po dziesięciu latach takiego współżycia chora będzie już co trzecia osoba; natomiast w przypadku współżycia bez zabezpieczenia, w ciągu roku zarazi się co piąta osoba). Ten paradoks porównać można do surowego zakazu wchodzenia do lasu, aby nie płoszyć zwierzyny, przy jednoczesnym zwolnieniu z tego zakazu w sytuacji, gdy las płonie.
Tradycja i życie
Nawet jeśli zapowiedziany dokument nie przyniesie nowych rozwiązań, wysiłek Kościoła zapewne nie pójdzie na marne. Problem współżycia w kontekście AIDS stał się okolicznością, która po raz pierwszy od ogłoszenia encykliki „Humanae vitae” domaga się tak gruntownego przemyślenia i pogłębienia dotychczasowej nauki o małżeństwie, o miejscu, jakie zajmuje w nim współżycie, i o roli seksualności w relacjach międzyosobowych.
Być może zostanie także wzięte pod uwagę rozwiązanie, które z punktu widzenia małżonków jawi się jako najbardziej optymalne, choć obecnie nie można go uzgodnić z tradycyjnym nauczaniem. Jeżeli pełny stosunek grozi zarażeniem, a prezerwatywa tę groźbę jedynie (choć znacznie!) zmniejsza, można się zastanawiać, czy małżonkowie nie powinni swojej seksualności angażować w inny sposób, np. przez pieszczoty niedoprowadzające do kontaktu genitalnego. Dotychczasowe nauczanie stawia ich przed alternatywą: albo niczym niezakłócone pełne współżycie, albo całkowita wstrzemięźliwość. Nadszedł czas, by się zastanowić, czy taki skrajny wybór bez stopni pośrednich rzeczywiście w każdej sytuacji życiowej chroni dobro małżeństwa. Papieska Rada Duszpasterstwa Pracowników Służby Zdrowia pracuje nad „podręcznikiem duszpasterstwa chorych na AIDS” – potwierdził jej przewodniczący kard. Javier Lozano Barragan (na zdjęciu) w Radiu Watykańskim, gdzie mówił o rozpoczynającej się w Kapsztadzie międzynarodowej konferencji na temat pandemii AIDS. „Wiemy, że wiele instytucji, co jest logiczne, kładzie akcent na zapobieganie, aby uniemożliwić szerzenie się tej choroby” – dodał kardynał, podkreślając, że ich kampanie polegają najczęściej na lansowaniu prezerwatyw. „Oczywiście my w Kościele katolickim wiemy, że najważniejszą »prezerwatywą« jest wstrzemięźliwość i wierność małżeńska, nie bardzo wiadomo jednak, co robić w przypadku par, które nie podzielają tych metod. Stąd inicjatywa przygotowania studium, zarówno naukowego i technicznego, jak i moralnego, które powinno zostać przedstawione Ojcu Świętemu”. To Papież, „kierując się swoją mądrością oraz tym, że opiekuje się nim Duch Święty”, podejmie ostateczną decyzję.
Kard. Javier Lozano Barragan (ur. w 1933 r. w meksykańskim Toluca) studiował w seminarium w Zamora, następnie na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, gdzie obronił licencjat z filozofii i doktorat z teologii. W diecezji Zamora był profesorem i prefektem ds. studiów miejscowego seminarium, stał na czele Meksykańskiego Towarzystwa Teologicznego oraz kierował Instytutem Teologii Pastoralnej przy Konferencji Biskupów Ameryki Łacińskiej. W 1979 r. wyświęcony na biskupa, od 1984 r. był ordynariuszem Zacatecas; zrezygnował z rządów w diecezji w styczniu 1997 r. (kilka miesięcy wcześniej Jan Paweł II mianował go przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Opieki Duszpasterskiej Pracowników Służby Zdrowia, a w październiku 2003 r. – kardynałem).
Źródło tekstu: tygodnik.onet.pl/