Katolicyzm kontra prezerwatywizm
Katolicyzm kontra prezerwatywizm – czyli etyka absolutna vs. moralność sytuacyjna
W związku z pojawieniem się choroby AIDS, w łonie Kościoła katolickiego na nowo odżyły spory, które wstrząsały nim w końcówce lat 60 – tych ub. wieku w związku z publikacją encykliki Pawła VI „Humanae Vitae”. Co prawda dzisiejszym kontrowersjom wokół kościelnej nauki o zakazie antykoncepcji brakuje gwałtowności jaka towarzyszyła im przed ponad 30 laty, to jednak warto na chwilę zatrzymać się nad nimi, albowiem poza samym zagadnieniem sztucznego zapobiegania ciąży dotykają one samej istoty moralności katolickiej.
Przeciwnicy doktryny katolickiej piętnującej używanie środków antykoncepcyjnych powoływali się na różne względy: począwszy od tych motywowanych hedonizmem (chęć użycia życia, kariera, możliwość nieskrępowanej żadnymi obawami rozpusty), skończywszy zaś na bardziej poważnych i doniosłych przesłankach tj. materialna nędza, troska o zdrowie, itp.. Od kiedy na horyzoncie dostrzeżono wirus HIV, do tych wszystkich argumentów doszedł najpoważniejszy – środki antykoncepcyjne, a konkretnie prezerwatywa, mogą ratować ludzkie życie.
Wydaje się, iż przynajmniej ostatni z tych argumentów przemówił do niektórych hierarchów kościelnych. Oto bowiem, poczynając od połowy lat 90 – tych, co pewien czas pojawiają się oświadczenia poszczególnych pasterzy Kościoła, w których twierdzi się, iż użycie prezerwatywy w ramach małżeństwa może być aktem moralnie dopuszczalnym, gdyby służyć miała ona ochronie przed śmiertelną chorobą AIDS. Bodajże pierwszą deklarację takiej treści złożyła komisja ds. zdrowia francuskiego Episkopatu. Później podobne stwierdzenia padały m.in. z ust prymasa Holandii – kardynała Simonisa, prymasa Belgii – kardynała Gotfrieda Daneelsa, kardynała Cornaca Murphy – O’ Connora z Wielkiej Brytanii. Ostatnio zaś, ks. Juan A. Martinez – sekretarz hiszpańskiego episkopatu rzekł, iż prezerwatywy mogą być, obok seksualnej abstynencji i wierności, środkiem walki z AIDS. Indagowany o to, hiszpański kardynał Javiero Barragan odparł, iż Kościół odrzuca prezerwatywę jako metodę obrony przed HIV. Ten sam hierarcha jednak pytany o to, czy żona wiedząca, iż jej mąż jest nosicielem HIV może żądać od niego użycia prezerwatywy, odparł: „Uważam, że ma do tego prawo” (por. „Tygodnik Powszechny”, 30 stycznia 2005, s. 2).
Trzeba przyznać, że styl myślenia objawiający się w wypowiedziach wyżej wymienionych hierarchów kościelnych daleki jest od radykalnego relatywizmu, który przesiąka nasz krąg kulturowy. Pasterze ci wcale nie mówią, iż każdy ma prawo kreować sobie własne kryteria dobra i zła, czyniąc wszystko co mu się podoba, póki nie narusza się wolności innych ludzi. Wprost przeciwnie, w tych deklaracjach podkreśla się, iż istnieją obiektywne normy moralne, które normalnie winny być honorowane i przestrzegane. Jednocześnie jednak twierdzi się, iż pewne moralne nakazy i zakazy nie mogą mieć wartości absolutnej i bezwzględnej. Innymi słowy; istnieją wyjątkowe sytuacje i okoliczności, które zwalniają od obowiązku nie przekraczania zakazów w sferze moralnej. Taką ekstremalną przesłanką ma być konieczność ratowania życia za pomocą – zabronionej w normalnych warunkach – prezerwatywy. Tak też, troska o życie jest wartością cenniejszą, aniżeli zakaz antykoncepcji, dlatego to drugie musi ustąpić temu pierwszemu. Można śmiało przypuszczać, iż większa część z tej małej liczby katolików wierzących jeszcze w obiektywną niegodziwość antykoncepcji, cudzołóstwa, rozpusty i aborcji – myśli w podobnym schemacie. To znaczy, dopuszcza różne wyjątki, w których łamanie Bożych przykazań może być moralnie usprawiedliwione. Na tle relatywizmu i obojętności moralnej dzisiejszych czasów takie podejście może wydawać się szczytem ortodoksji. Mimo to, z katolicką prawowiernością nie ma ono niczego wspólnego. Opinia o moralnej dopuszczalności używania prezerwatyw w celu ratowania życia ludzkiego jest tylko jednym z przykładów na którym widać jak w pewne środowiska teologiczne korzenie zapuściła tzw. etyka sytuacyjna, będąca system poglądów zdecydowanie odrzuconych przez tradycyjną naukę Kościoła świętego tzw. etyki sytuacyjnej. Być może, gdyby mocniej wczytano się w wiekopomną, stanowiącą „Magna Charta” katolickiej teologii moralnej, encyklikę Ojca świętego Jana Pawła II „Veritatis splendor”, dziś uniknęlibyśmy gorszących i wprowadzających chaos do serc wiernych wypowiedzi niektórych wysoko postawionych hierarchów.
Niezmienna doktryna katolicka uczy bowiem, iż istnieją zachowania, które same w sobie, są bezwzględnie złe i nieuporządkowane. Takich czynów nie wolno dopuszczać się, nigdy i w żadnych – choćby najskrajniejszych i najtrudniejszych okolicznościach. Czyny, które ludziom zostały przez Pana Boga absolutnie i bezwzględnie zakazane, są ujęte w formie negatywnych norm moralnych. W Dekalogu takie negatywne normy moralne rozpoczynają się od słów: „Nie będziesz …”. I tak np. Wszechmogący zabronił w I przykazaniu – bałwochwalstwa, herezji, apostazji, czarów, wróżb, itp.; II – bluźnierstwa i wszelkiego lekceważącego stosunku do Imienia Bożego; V – niszczenia niewinnego życia ludzkiego; VI i IX – wszelkich pożądliwych czynów oraz myśli względem osób, z którymi nie jest się połączonym węzłem małżeńskim; VII – kradzieży; VIII – kłamstwa (tzn. celowego wprowadzania w błąd osób, które mają prawo znać prawdziwą informację); X – pożądania cudzej własności. Jeżeli jakiś akt jest naruszeniem takiego absolutnego zakazu moralnego to żaden, choćby najszlachetniejszy cel, nie może go usprawiedliwić ani uczynić moralnie dopuszczalnym. Przykładowo, nie wolno cudzołożyć aby uratować w ten sposób wiele niewinnych istnień ludzkich, nie godzi się dokonać aborcji w celu ocalenia życia matki, niedozwolone jest czczenie pogańskich bałwanów nawet gdyby tym sposobem można było ustrzec od śmierci nie tylko siebie ale i wielu bezbronnych ludzi. W takich niezwykle trudnych i dramatycznych sytuacjach chrześcijanie winni odłożyć na bok wszelkie ludzkie kalkulacje i wykazać się całkowitym, bezgranicznym zaufaniem Bożej Opatrzności. Naszym zadaniem jest wierność Bożemu Prawu, reszta zaś należy do Wszechmogącego.
Obowiązkiem każdego chrześcijanina jest dążyć do świętości. Święci bardzo dobrze wiedzieli, iż największym złem na tym świecie nie są choroby, kataklizmy, materialna nędza, czy nawet śmierć, ale grzech – czyli nieposłuszeństwo Bożej woli. Niejednokrotnie Święci potwierdzali tę prawdę świadectwem swej męczeńskiej śmierci. Jako przykład takiej heroicznej, bohaterskiej postawy może posłużyć postać Austriaka, żołnierza Wermachtu – Otto Schimka, który odmówił strzelania do ludności cywilnej. Człowiek ten, mógłby brać udział w mordowaniu bezbronnych i niewinnych, tłumacząc się, iż jego opór ściągnie tylko gniew dowódcy, który może uderzyć nie tylko w niego, ale również w jego bliskich. Otto Schimk miał jednak wciąż przed oczyma święte Prawo Boga zabraniające zawsze i wszędzie czyhania na niewinne życie. Wiedział, że depcząc Boże przykazania, na dłuższą metę, wcale nie pomoże swym bliskim, gdyż umocni tym jedynie panowanie zła w ludzkich duszach, dlatego też wybrał wierność Chrystusowi aż do końca, ufając, iż ostatecznie rzecz biorąc Wszechmogący wyciągnie z tego dobro. Do podobnej bohaterskiej postawy chrześcijańskiej jesteśmy, w razie potrzeby, powołani w obronie każdej z negatywnych norm moralnych objawionych i wypisanych w sercach ludzkich przez Pana Boga.
Pewne wyjątki istnieją jedynie od tzw. pozytywnych norm moralnych, a więc takich, które ze swej istoty są przykazaniami nakazującymi pewne zachowania .W dziesięciu Bożych przykazaniach tradycyjna teologia moralna wyróżnia dwie takie pozytywne normy: III – nakładające obowiązek szczególnego uczczenia dnia świętego, m.in. poprzez unikanie prac służebnych, IV – nakazujące szacunek i posłuszeństwo wobec rodziców, a także wszelkich prawowitych zwierzchności. W odróżnieniu od negatywnych norm moralnych (od których nie istnieją żadne wyjątki) w przypadku III i IV przykazania mogą istnieć ważne powody zwalniające chrześcijan od ich zachowania. Obowiązek powstrzymania się od prac służebnych nie obejmuje np. czynności koniecznych dla utrzymania porządku publicznego, opieki nad chorymi, nakarmienia głodnych. Sam Pan Jezus dał nam w tym względzie jasną wskazówkę, karmiąc głodnych i uzdrawiając chorych w dzień szabatu. Z kolei nakaz posłuszeństwa ludzkim autorytetom jest wiążący tak długo, póki te nie polecają nam łamania negatywnych norm moralnych, np. mordu, bluźnierstwa, czarów, rozpusty, krzywoprzysięstwa, kradzieży, itd.
Powyższe wywody nie są jakimiś prywatnymi wizjami „fanatyka” i „ekstremisty zapatrzonego w przeszłość”. Ni mniej, ni więcej, dokładnie to samo można odnaleźć w aktach posoborowego Magisterium Kościoła: encyklikach „Humanae Vitae” Pawła VI, „Veritatis splendor” Jana Pawła II i ogłoszonym w 1992 roku, Katechizmie Kościoła Katolickiego: (….) normy negatywne prawa naturalnego mają moc uniwersalną: obowiązują wszystkich i każdego, zawsze i w każdej okoliczności. Chodzi tu bowiem o zakazy, które zabraniają określonego działania semper et pro semper, bez wyjątku, ponieważ wyboru takiego postępowania w żadnym przypadku nie da się pogodzić z dobrocią woli osoby działającej, z jej powołaniem do życia z Bogiem i do komunii z bliźnim. Nikomu i nigdy nie wolno łamać przykazań, które bezwzględnie obowiązują wszystkich (…) istnieją zachowania, które nigdy i w żadnej okoliczności nie mogą uchodzić za działania właściwe – to znaczy za zgodne z ludzką godnością (…) Kościół zawsze nauczał, że nie należy nigdy popełniać czynów zabronionych przez przykazania moralne, ujęte w formie negatywnej w Starym i Nowym Testamencie (…) Wierni mają obowiązek uznawać i zachowywać szczegółowe normy moralne, ogłoszone i nauczane przez Kościół w imię Boga, Stwórcy i Pana. Kiedy apostoł Paweł stwierdza, że przykazanie miłowania bliźniego jak siebie samego stanowi wypełnienie całego prawa (por. Rz 13, 8 – 10), nie osłabia znaczenia przykazań, ale raczej je potwierdza, ukazuje bowiem ich wymogi i ich powagę. Miłość Boga i miłość bliźniego jest nieodłączna od zachowywania przykazań Przymierza odnowionego przez krew Chrystusa i przez dar Ducha Świętego. (…) Dzięki świadectwu rozumu wiemy (…), że istnieją przedmioty ludzkich aktów, których nie można przyporządkować Bogu, ponieważ są one radykalnie sprzeczne z dobrem osoby stworzonej na jego obraz. Tradycyjna nauka moralna Kościoła mówi o czynach, które są „wewnętrznie złe”: są złe zawsze i same w sobie, to znaczy ze względy na swój przedmiot, a niezależnie od ewentualnych intencji osoby działającej i od okoliczności. Dlatego nie umniejszając w niczym wpływu okoliczności, a zwłaszcza intencji na moralną jakość czynu, Kościół naucza, że << istnieją akty, które jako takie, same w sobie niezależnie od okoliczności, są zawsze wielką niegodziwością ze względu na przedmiot>> (…) Jeśli czyny są wewnętrznie złe, dobra intencja lub szczególne okoliczności mogą łagodzić ich zło, ale nie mogą go usunąć: są to czyny nieodwracalnie złe, same z siebie i same w sobie niezdatne do tego, by je przyporządkować Bogu i dobru osoby (…) Tak więc okoliczności lub intencje nie zdołają nigdy przekształcić czynu ze swej istoty niegodziwego ze względy na przedmiot w czyn <> godziwy lub taki którego wybór można usprawiedliwić (…). Chrześcijanie szczycą się tym, że słuchają raczej Boga niż ludzi (por. Dz 4, 19; 5, 29), co gotowi są poświadczyć nawet męczeństwem, jak to uczynili święci i święte Starego i Nowego Testamentu, którzy zasłużyli sobie na to miano, ponieważ woleli oddać życie raczej niż dokonać jakiegoś czynu sprzecznego z wiarą lub cnotą (…) Już w Starym Przymierzu spotykamy się z godnymi podziwu świadectwami wierności wobec świętego prawa bożego, aż do dobrowolnego przyjęcia śmierci. Ich symbolem może być historia Zuzanny: dwaj niesprawiedliwi sędziowie, którzy grożą jej śmiercią ponieważ nie chce ulec ich nieczystym żądzom słyszą odpowiedź: << jestem w trudnym ze wszystkich położeniu. Jeżeli to uczynię, nie ujdę waszych rąk. Wolę jednak niewinna wpaść w wasze ręce , niż zgrzeszyć wobec Pana>>. Zuzanna, która wolała niewinna wpaść w ręce sędziów, daje świadectwo nie tylko wiary i zaufania do Boga, ale także posłuszeństwa wobec prawdy i absolutnych wymogów porządku moralnego: swoją gotowością przyjęcia męczeństwa głosi, ze nie należy czynić tego, co prawo Boże uznaje za złe, a by uzyskać w ten sposób jakieś dobro. Wybiera dla siebie lepszą cząstkę: przejrzyste, bezkompromisowe świadectwo prawdzie dotyczącej dobra (…). Kościół ukazuje wiernym przykłady licznych świętych (…), którzy głosili i bronili prawdę moralną aż do męczeństwa, ALBO WOLELI UMRZEĆ NIŻ POPEŁNIĆ CHOĆBY JEDEN GRZECH ŚMIERTELNY. Wyniósł ich do chwały ołtarzy , to znaczy kanonizował ich świadectwo i publicznie uznał za słuszne ich przekonanie, ŻE MIŁOŚĆ BOGA KAŻE BEZWARUNKOWO PRZESTRZEGAC JEGO PRZYKAZAŃ NAWET W NAJTRUDNIEJSZYCH OKOLICZNOŚCIACH I NIE POZWALA ICH ŁAMAĆ NAWET DLA RATOWANA WŁASNEGO ŻYCIA (…) Męczeństwo odrzuca JAKO ZŁUDNE I FAŁSZYWE WSZELKIE LUDZKIE TŁUMACZENIA, JAKIMI USIŁOWAŁOBY SIĘ USPRAWIEDLIWIĆ – NAWET W WYJĄTKOWYCH OKOLICZNOSCIACH – AKTY MORALNIE ZŁE ZE SWEJ ISTOTY (…) Jeśli męczeństwo jest najwyższym świadectwem o prawdzie moralnej, do którego stosunkowo nieliczni są wezwani, to istnieje także obowiązek świadectwa, które wszyscy chrześcijanie winni być gotowi składać każdego dnia, nawet za cenę cierpień i wielkich ofiar. Wobec rozlicznych bowiem trudności czy też w najzwyklejszych okolicznościach wymagających wierności ładowi moralnemu, chrześcijanin jest wezwany, z pomocą łaski Bożej wypraszanej na modlitwie, do heroicznego nieraz zaangażowania, wspierany przez cnotę męstwa (…) ( Jan Paweł II, „Veritatis splendor, 52, 76, 80 – 81, 91 – 93).
W dokumencie tym Ojciec Święty przywołał też nauczanie św. Augustyna: Jeśli czyny są same z siebie grzechami, jak na przykład kradzież, cudzołóstwo, bluźnierstwo, lub tym podobne, to któż ośmieliłby się twierdzić, że gdy dokonane zostają dla dobrych powodów, nie są już grzechami lub – co jeszcze bardziej nielogiczne – są grzechami usprawiedliwionymi? („Contra mendacium”) oraz Soboru Trydenckiego: Żaden człowiek, choć usprawiedliwiony, nie może się uważać za zwolnionego z przestrzegania przykazań; nikt nie powinien podzielać błędnego mniemania, potępianego przez Ojców, wedle którego przestrzeganie Bożych przykazań jest dla człowieka usprawiedliwionego niemożliwe. Bóg bowiem nie nakazuje tego, co niemożliwe, lecz nakazując przynagla cię, byś czynił wszystko, co możesz, a prosił o to, czego nie możesz, On zaś pomoże ci, byś mógł, albowiem „przykazania Jego nie są ciężkie” (1 J 5, 3), a „jarzmo Jego jest słodkie i brzemię lekkie” (por. Mt 11, 30)” (Sesja VI, „Dekret o usprawiedliwieniu”, rozdz. 11), oraz Pawła VI: W rzeczywistości (…) chociaż wolno niekiedy tolerować mniejsze zło moralne dla uniknięcia jakiegoś większego zła lub dla osiągnięcia większego dobra, to jednak nigdy nie wolno, NAWET DLA NAJPOWAŻNIEJSZYCH PRZYCZYN. CZYNIĆ ZŁA, ABY WYNIKŁO Z NIEGO DOBRO. Innymi słowy, nie wolno wziąć za przedmiot pozytywnego aktu woli tego co ze swej istoty narusza ład moralny – a co tym samym należy uznać za niegodne człowieka – nawet w wypadku, JEŚLI ZOSTAJE TO DOKONANE W ZAMIARZE ZACHOWANIA LUB POMNOŻENIA DÓBR POSZCZEGÓLNYCH LUDZI, RODZIN LUB SPOŁECZEŃSTWA („Humanae vitae” 14). Dokładnie ta sam nauka zawarta została w Katechizmie Kościoła Katolickiego promulgowanym w 1992 roku: Błędna jest więc ocena moralności czynów ludzkich, BIORĄCA POD UWAGĘ TYLKO INTENCJĘ, KTÓRA JE INSPIRUJE, LUB OKOLICZNOŚCI (ŚRODOWISKO, PRESJA SPOŁECZNA LUB KONIECZNOŚĆ DZIAŁANIA, ITD.) STANOWIĄCE ICH TŁO. ISTNIEJĄ CZYNY, KTÓRE Z SIEBIE I W SOBIE, NIEZALEŻNIE OD OKLICZNOŚCI I INTENCJI, SĄ ZAWSZE I BEZWZGLĘDNIE NIEDOZWOLONE ZE WZGLĘDU NA ICH PRZEDMIOT, JAK BLUŹNIERSTWO I KRZYWOPRZYSIĘSTWO, ZABÓJSTWO I CUDZOŁOSTWO. Niedopuszczalne jest czynienie zła, by wynikło z niego dobro (KKK 1756). Dobra intencja (np. pomoc bliźniemu) NIE CZYNI ANI DOBRYM, ANI SŁUSZNYM ZACHOWANIA, KTÓRE SAMO W SOBIE JEST NIEUPORZĄDKOWANE (jak kłamstwo czy oszczerstwo). Cel nie uświęca środków (…) (KKK 1753). Okoliczności, a w tym także konsekwencje, są drugorzędnymi elementami czynu moralnego. Przyczyniają się one do powiększenia lub zmniejszenia dobra lub zła moralnego czynów ludzkich (np. wysokość skradzionej kwoty). Mogą one również zmniejszyć lub zwiększyć odpowiedzialność sprawcy (np. działanie ze strachu przed śmiercią). Okoliczności NIE MOGĄ SAME Z SIEBIE ZMIENIĆ JAKOŚCI MORALNEJ SAMYCH CZYNÓW; NIE MOGĄ UCZYNIĆ ANI DOBRYM, ANI SŁUSZNYM TEGO DZIAŁANIA, KTÓRE JEST SAMO W SOBIE ZŁE ( KKK 1754).
Tradycyjne nauczanie katolickie do rzędu uczynków „złych ze swej istoty” zalicza również wszelakie sztuczne ubezpładnianie aktu płciowego. Mówi o tym Pius XI: Jednakże, żadna przyczyna, choćby najpoważniejsza, nie jest w stanie dokonać tego, by rzecz sprzeczna z naturą wewnętrznie stała się z naturą zgodna i godziwa. Otóż akt małżeński zmierza ze swej natury ku płodzeniu potomstwa. Zatem każdy, kto spełniając akt małżeński, świadomie go pozbawia naturalnej skuteczności, działa przeciw naturze i dopuszcza się przez to czynu haniebnego i nieuczciwego w swej istocie („Casti connubii” II, 1) i Paweł VI: Kościół (…) naucza, że konieczną jest rzeczą, aby każdy akt małżeński zachował swoje wewnętrzne przeznaczenie do przekazywania życia ludzkiego (…)Odrzucić należy również wszelkie działanie, które – bądź to w przewidywaniu zbliżenia małżeńskiego, bądź podczas jego spełniania, czy w rozwoju jego naturalnych skutków – miałoby za cel uniemożliwienie poczęcia lub prowadziłoby do tego (…) Błądziłby zatem całkowicie ten, kto by mniemał, że płodne stosunki płciowe całego życia małżeńskiego mogą usprawiedliwiać stosunek małżeński z rozmysłu ubezpłodniony i dlatego z ISTOTY SWEJ MORALNIE ZŁY („Humanae vitae” 11, 14). Tak też nawet dla ratowania życia nie wolno małżonkom uciekać się do stosowania jakichkolwiek środków antykoncepcyjnych. W wypadku, gdy stosunek płciowy wiąże się z ryzykiem zarażenia małżonka wirusem HIV optymalnym wyjściem dla pary małżeńskiej pozostaje rezygnacja z pożycia seksualnego.
Niektórzy próbują kwestionować zasadność zakazu antykoncepcji mówiąc, iż nie da się go wywieść z kart Pisma świętego. Nie jest to prawdą. Tradycyjna egzegeza katolicka upatrywała bowiem w potępieniu przez Boga czynu Onana, również odrzucenie wszelkich praktyk onanistycznych i antykoncepcyjnych (por. Rdz 38, 9 – 10). Poza tym, nawet gdyby z tego fragmentu nie dało by się jasno wywieść zakazu takich uczynków, to coś takiego jeszcze niczego nie dowodzi. Dwoma równorzędnymi źródłami Bożego Objawienia są bowiem: Biblia i Tradycja Apostolska. Nie wszystko w co, jako katolicy mamy obowiązek wierzyć zostało wyrażone w Piśmie świętym; część prawd wiary ujęta została w Tradycji, np. wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. Dodajmy wreszcie, iż lud żydowski bał się bezpłodności jak przekleństwa, tak też jakiekolwiek zabiegi przeciwne życiu (zapobieganie poczęciu bądź atak na nienarodzone dziecko) nie mieściły się w kulturowej mentalności narodu wybranego. Z tego względu nie znajdziemy w Piśmie świętym np. bezpośredniego i jednoznacznego potępienia aborcji.
Inni by dokonać wyłomu w odwiecznej doktrynie katolickiej o absolutnej nienaruszalności negatywnych norm moralnych, próbują się powoływać na tradycyjną naukę Kościoła, która w pewnych wypadkach akceptuje udział w wojnie sprawiedliwej, karę śmierci, uśmiercenie napastnika w samoobronie, zabranie cudzej rzeczy. Te zastrzeżenia tylko w pozorny sposób osłabiają wymowę nauki kościelnej. Piąte przykazanie w absolutny i bezwzględny sposób zabrania jedynie niszczenia niewinnego życia ludzkiego. Nie wolno np. zabić niewinnego, choćbyśmy mogli w ten sposób uratować tysiące innych niewinnych ludzi. Intencją Bożego zakazu nie było jednak otaczanie bezwzględną ochroną życia złoczyńców, napastników i agresorów. Jeśli ktoś dokonuje ciężkiego przestępstwa, bierze udział w wojnie niesprawiedliwej, czyha na życie bliźniego, nie może być traktowany jako osoba niewinna, tak też w pewnych określonych wypadkach może zostać bez grzechu uśmiercony. Podobnie, zabranie cudzej rzeczy w sytuacji konieczności (np. głodu) nie jest kradzieżą, albowiem żaden człowiek nie jest absolutnym władcą dóbr materialnych. Zostały mu one użyczone jedynie we władanie przez Wszechmogącego – ich absolutnego Pana i właściciela. Pan Bóg rozdzielając ludziom dobra doczesne dokonał tego, by służyły one również biednym i nędzarzom. Święty Jan Chryzostom uczył: Niedopuszczanie ubogich do udziału w swych własnych dobrach oznacza kradzież i odbieranie życia. Nie nasze są dobra, które posiadamy – należą one do ubogich („In Lazarum 1,6). Św. Grzegorz Wielki przypomina z kolei: Gdy dajemy ubogim rzeczy konieczne, nie czynimy im ofiar osobistych, ale oddajemy im to, co należy do nich; spłacamy raczej powinność sprawiedliwości, niż wypełniamy dzieło miłości („Regula pastoralis”, III, 21). Zabranie przez nędzarza rzeczy koniecznej do życia, nie jest kradzieżą, gdyż tak naprawdę, prawowicie należy ona do niego.
Nie istnieją więc w tradycyjnej teologii katolickiej żadne przesłanki, które mogłyby moralnie uprawomocnić użycie środków antykoncepcyjnych w ramach małżeństwa. Wszelkie tego typu zabiegi wypływają z odrzucenia, albo nieznajomości pewnych podstawowych zasad moralności chrześcijańskiej stale nauczanych przez Kościół święty.
Jedyne co może być w takich wypadkach rozważane to ranga popełnionego grzechu. Katolicka nauka moralna głosi bowiem, że pewne nadzwyczajne okoliczności wprawdzie nie mogą usprawiedliwić aktu ze swej natury niegodziwego, jednak mogą złagodzić ciężar winy sprawcy. Jan Paweł II naucza o tym: (…) zarówno teologia moralna, jak i praktyka duszpasterska dobrze znają przypadki, w których czyn poważny ze względu na swoją materię nie stanowi grzechu śmiertelnego z powodu braku pełnej świadomości lub całkowitej zgody osoby, która go dokonuje („Veritatis splendor” 70). Strach przed śmiercią może (choć trzeba dodać, że niekoniecznie musi) być jedną z okoliczności ograniczających dobrowolność dokonania danego aktu. Jednakże nawet, gdyby ciężka bojaźń powodowała zmniejszenie ciężaru winy, to nie może ona przemienić nieprawości w prawość. Także grzech powszedni jest ohydą w oczach Pana Boga. Nie można więc mówić, iż jest on moralnie usprawiedliwiony, albo chociażby dopuszczalny. Kwestia kategorii grzechu jest zresztą, przed wszystkim sprawą pomiędzy sumieniem grzesznika a Wszechmogącym. Każdy bowiem w swym sercu wie najlepiej, na ile świadomie i dobrowolnie dokonywał zła. Dodajmy tylko, iż im bardziej jest się świadomym, iż coś obraża Pana Boga, tym mniej można tłumaczyć się strachem, lękiem, etc. Ze zrozumieniem i współczuciem trzeba podchodzić do trudnych i dramatycznych sytuacji, w których wydaje się ludziom, iż nie są w stanie dochować wierności Bożemu Prawu. To zrozumienie i współczucie nie może jednak prowadzić do przemilczania albo negowania doktryny katolickiej. Jak naucza Jego Świątobliwość Jan Paweł II: W rzeczywistości prawdziwa wyrozumiałość i szczere współczucie muszą oznaczać miłość do osoby, umiłowanie jej prawdziwego dobra, jej autentycznej wolności. Z pewnością nie może to polegać na ukrywaniu lub osłabianiu prawdy moralnej, lecz na ukazywaniu, że w swej istocie jest ona promieniowaniem odwiecznej Mądrości Bożej, objawionej nam w Chrystusie, i służbą człowiekowi, która pomaga mu wzrastać w wolności i dążyć do szczęścia („Veritatis splendor” 95).
Kościół katolicki ucząc o absolutnym i bezwzględnym charakterze negatywnych norm moralnych podchodzi do sprawy bardzo realistycznie. Doskonale wiadomo, iż zraniona przez grzech pierworodny natura ludzka ma wybitnie silną tendencję do tłumaczenia i usprawiedliwiania wad oraz słabości. Dopuszczając jeden wyjątek od reguły wcale nie wiemy, iż „szczególną okolicznością” nie okaże się w końcu fakt bycia człowiekiem. „Już taki po prostu jestem. Jestem tylko człowiekiem – ułomnym i słabym. Nie mogę się oprzeć pokusom, to ponad me siły. Nic na to nie poradzę” – powie ktoś na usprawiedliwienie czynionego przez siebie zła. Tradycyjna doktryna Kościoła o moralności nie jest wcale wyrazem jakiejś faryzeistycznej i legalistycznej mentalności – jak wielu jej to zarzuca. Kościół święty głosi prawdę moralną nie jako wytwór swych teologicznych dywagacji, ale czyni to jako depozytariusz Bożego skarbca, z którego nie wolno niczego uronić albo popsuć. To Boże przykazania są podstawą szczęścia jednostek, rodzin i narodów – dlatego nie można wydawać ich na pastwę jakichkolwiek ludzkich kalkulacji. Należy wierzyć, iż wierność Panu Jezusowi zawsze i wszędzie popłaca, ostatecznie dając nam pomyślność i błogosławieństwo.
Kontrowersje wokół prezerwatyw są jednym ze zgniłych owoców czegoś, co George Weigel, znany pisarz i biograf Jana Pawła II, nazwał „cywilizacją buntu”. W swej ostatniej, znakomitej książce pt. „Odwaga bycia katolikiem”, Weigel omawiając sytuację katolicyzmu w Stanach Zjednoczonych stwierdził, iż w okresie po Soborze Watykańskim II w seminariach duchownych i na wydziałach teologicznych zagnieździło się pełno dysydentów. Ludzie ci, nieraz prezentowali radykalnie heretyckie poglądy (zwłaszcza w sferze moralności seksualnej). Mimo to, praktycznie dano im wolną rękę. Władze kościelne bardzo rzadko odwoływały się w takich wypadkach do napomnień i sankcji. W ten sposób w serca wielu duchownych i wiernych zasiany został chaos i wątpliwości co do treści nauki katolickiej. Jeśli teolodzy oficjalnie mający tytuł katolickiego głoszą przekonania niezgodne z odwiecznym Magisterium Kościoła nie można się dziwić, iż wiara wśród świeckich zanika. Pasterze nie mogą się zachowywać tak, jakby doktryna katolicka była zaledwie słowami wydrukowanymi na kartach papieru. Wierni muszą wiedzieć, iż ich pasterze ufają nauce Kościoła będąc gotowymi wprowadzać ją w życie, również poprzez odpowiednie kary i represje stosowane względem heretyków i gorszycieli. Zazwyczaj bezkarność dana złu, wcale nie powoduje, iż ono samoistnie znika. Przeważnie niemoralność, błędy i herezje rozszerzają się dzięki niej niczym komórki rakowe. Być może nadszedł czas, aby odpowiedni ludzie na odpowiednich stanowiskach poczęli oddzielać pszenicę od kąkolu, biorąc bicz do ręki i wypędzając z Domu Bożego herezje i fałszywe doktryny, które próbują się w nim zaląc. Zapewne będzie to oznaczać burzę. Burza jednak oczyszcza atmosferę. Jest to lepsze od sytuacji w której opinie ewidentnie niekatolickie skrywają się pod płaszczem katolickiej prawowierności.
Wszystkie podkreślenia w dokumentach kościelnych pochodzą od autora
Źródło tekstu: salwowski.msza.net/ 25.09.2005 r.