Przywrócić godność pracy
„Każda osoba ludzka ma prawo do posiadania pracy. Kościół szuka sposobów, by wyjaśniać i wychowywać chrześcijan do tego, by wykwalifikowani i zainspirowani wiarą, przyczyniali się do znajdowania konkretnych rozwiązań tego nabrzmiałego i bolesnego problemu. Wierzę, że Kościoły lokalne będą w stanie opracować i wprowadzić w życie konkretne programy służące bezrobotnym i ich rodzinom”. Jan Paweł II – 27.11.1986
Jeszcze kilkanaście lat temu początek maja kojarzony był powszechnie z tak zwanym Świętem Pracy. Składano wówczas hołd różnej profesji przodownikom pracy, wręczano odznaczenia za wybitne zasługi w rywalizacji pracy; wszystko kręciło się – jakżeby inaczej – wokół tematu pracy. Osoby będące w opozycji do ówczesnego systemu walczyły głównie o to, by pracy było jak najmniej. Na listach słusznych żądań walczących o swe prawa robotników postulaty skrócenia tygodnia pracy sąsiadowały z głosami domagającymi się wolnych od pracy weekendów, by „niedziela była Boża i nasza”.
Klimat pierwszych dni maja Anno Domini 2002 to całkowite zaprzeczenie, jakby negatyw tamtego świętowania sprzed epoki wolnego rynku… Świat stanął na głowie! Tegoroczny początek najpiękniejszego z miesięcy jest bowiem – jak nigdy dotąd w najnowszej historii Polski – naznaczony piętnem braku pracy. Nawet w sferze kościelnej akcent przesunął się z dnia św. Józefa Robotnika (lub Rzemieślnika, jak wolą niektórzy), na Dzień Modlitw i Solidarności z Bezrobotnymi. To między innymi dzięki niemu uświadamiamy sobie z coraz większą bezradnością, że co piąty z naszych rodaków pozostaje bez stałego zatrudnienia. Doskwierająca zaś (przynajmniej niektórym) bezczynność najdłuższego weekendu nowoczesnej Europy utwierdziła nas jeszcze bardziej w przekonaniu, że praca stała się dzisiaj dobrem naprawdę rzadkim.
Władzom naszego kraju nie śpieszno do tego, by wyprowadzić nas z tego przekonania. Po objęciu władzy, nowy rząd premiera Millera przedstawił plan działań mających na celu szybkie i skuteczne ożywienie gospodarki. Obejmował on tzw. trzy pakiety: „Przede wszystkim przedsiębiorczość”, „Infrastruktura – klucz do rozwoju” oraz „Pierwsza praca”. Miały one zapewnić efektowne „odbicie się od dna”, pobudzenie aktywności i inicjatywy pracodawców, ułatwienia w zdobywaniu pracy i koniecznego wykształcenia. Realne owoce działań gospodarczych rządu są jednak mało optymistyczne. Odsetek ludzi pozostających bez pracy dawno już przekroczył 18 proc. i nadal ma tendencję zwyżkową. Niepokojące są pewne nasilające się od pewnego czasu trendy, które źle wróżą całemu procesowi wychodzenia z recesji. Oto jedna trzecia młodych ludzi w wieku 17-26 lat pozostaje bez pracy, lecz jedynie 6 proc. spośród nich aktywnie szuka zatrudnienia. Na horyzoncie społecznym pojawia się pokolenie ludzi pozbawionych planów życiowych oraz ambicji, by je realizować, ale chcących żyć na dobrym poziomie i domagających się od rodziców i państwa zagwarantowania tego poziomu życia.
Wydaje się, że utrata nadziei obok braku pracy oraz katastrofalnej sytuacji finansowej państwa jest najbardziej palącym obecnie problemem naszego społeczeństwa. Brak wiary we własne siły prowadzi do gorzkiej akceptacji wizji świata skorumpowanego, w którym to nie dobro powszechne, ale pożytek własny staje się najwyższym prawem. Ta wizja ma w naszym kraju głębokie historyczne korzenie, głębsze niż stan bezrobocia, ale jednak bezrobocie szczególnie skutecznie ją rozplenia. Próżno liczyć na siłę moralną bez wiary we własne siły. Tym bardziej bez tej wiary nie można wyobrazić sobie woli wypracowywania dobra swojego i wspólnego. Budowa wiary we własne siły każdego i wszystkich – to wielkie wyzwanie dla współczesnego polskiego duszpasterstwa i katolików świeckich. Ten duch powinien przenikać także wszelkie programy związane z rynkiem pracy. Inicjatywą godną uwagi jest powstawanie przyparafialnych Klubów Pomocy Koleżeńskiej „Praca”. Jej koncepcja zrodziła się z zaobserwowania dwóch zjawisk świadczących o narastającej pasywności społecznej, widocznej szczególnie wśród długotrwale bezrobotnych.
Zapadają oni na tzw. syndrom ślimaka. Każde niepowodzenie w zdobyciu pracy sprawia, że coraz dłużej i skuteczniej izolują się oni od świata zewnętrznego, zamykając się w muszli własnego mieszkania, wąskiego kręgu znajomych, czasem nałogu. Narasta bierność w ich małym świecie, gdzie poprzeczka wymagań stawianych sobie samemu obniżana jest coraz bardziej. Druga obserwacja dotyczy tzw. zasady trzech nisz społecznych. Nasze życie koncentruje się wokół trzech rzeczywistości (środowisk) społecznych: rodziny, pracy oraz sfery kontaktów dobrowolnych. O ile dwie pierwsze stanowią środowisko trudno dostępne i w pewnym sensie hermetyczne dla wpływów zewnętrznych, to trzecia przestrzeń życia społecznego człowieka – odnosząca się do kontaktów dobrowolnych – może stanowić środowisko terapeutycznego wpływu wspólnoty parafialnej. Celem działania Parafialnych Klubów Pomocy Koleżeńskiej jest przede wszystkim wsparcie duchowe bezrobotnych, nabywanie przez nich lepszego rozeznania w swojej sytuacji – praw i obowiązków; pozyskiwanie wiedzy i umiejętności aktywnego i skutecznego poszukiwania pracy; nawiązywanie użytecznych kontaktów z ludźmi i instytucjami itd. Chodzi jednym słowem o to, by zbudować u pozostających bez zatrudnienia zdecydowaną motywację do metodycznego poszukiwania pracy i rozbudzić na nowo nadzieję i poczucie własnej wartości.
Nie można dzisiaj godzić się z bezrobociem, jako istniejącym faktem społecznym, pokładając całą ufność w mechanizmach rynkowych. Kościół, dając swoją „ideę przewodnią”, przypomina, że nie wystarczą sprawne struktury gospodarcze i instytucje oraz ambitne projekty ekonomiczne. Struktury muszą uwzględniać kulturę moralną, która podtrzymuje je i wspiera.
W dokumencie „Kościół na Śląsku wobec bezrobocia” ks. abp Damian Zimoń przypominał, że przywracając godność pracy, trzeba jednocześnie przywracać godność pracowitości i cnotom z nią związanym: rzetelności, wiarygodności, słowności, punktualności itp., że potrzeba też niejednokrotnie najprostszych gestów solidarności, koleżeństwa i przyjaźni, które powodują, że przestrzeń pracy staje się bardziej ludzka.