Wychowanie
1. Wychowanie domowe
WSTĘP
Zupełnie naturalnym zadaniem dla rodziców jest wychowanie swoich dzieci. Zazwyczaj ma ono jakis cel. Wychowuje się dziecko „ku czemuś”, czyli aby nabrało pewnych cech i właściwości niezbędnych w życiu codziennym w rodzinie i społeczeństwie.
Skupmy się na początku na celach dotyczących rzeczy chyba najwazniejszej. Jakie cele ma przygotowanie i wychowanie dziecka do życia w rodzinie?
AKTYWIZACJA
Praca w parach. Formularz – reklama.[1] Zadanie jest nastepujące: poszukujemy odpowiedzi na w/w pytanie: Jakie cele ma przygotowanie i wychowanie dziecka do życia w rodzinie? Prezentacja na forum. Czas na dyskusję.
PUENTA
Małżeństwo i rodzinę należy traktować jako powołanie, będące zadaniem, które człowiek podejmuje. Przygotowanie do małżeństwa i życia w rodzinie nie może być tylko sumą zdobytej wiedzy teoretycznej czy praktycznej. Jest to praca nad sobą, nad swoim własnym „ja”. Praca ta jest potrzebna po to, aby człowiek umiał prawdziwie kochać drugiego człowieka. Małżeństwo bowiem jest głęboką jednością, w której dwoje ludzi oddaje się niepodzielnie sobie nawzajem.
W szerokim znaczeniu przygotowanie dziecka do małżeństwa i życia w rodzinie polega na umożliwieniu mu prawidłowego dojrzewania w jego człowieczeństwie. Rozpoczyna się ono już w chwili, gdy rodzice podjęli nowe dla siebie zadanie rodzicielstwa. Ta decyzja jest aktem świadomej woli rodziców, którzy od chwili poczęcia oczekują dziecka i stwarzają mu optymalne warunki. Dzisiaj wiadomo, że wielkie znaczenie dla rozwoju człowieka ma okres prenatalny i fakt pełnej akceptacji dziecka przez rodziców.
Właściwy klimat rodzinny jest pierwszym przygotowaniem do życia w rodzinie. Dziecko wraz ze wzrostem, coraz bardziej świadomie dostrzega wzajemną miłość rodziców i ich odniesienia i czuje się bezpiecznie w zasięgu ich miłości. Rodzice przekazują wzory ról małżeńskich i kształtują obraz więzi małżeńskiej. Ukształtowanie dojrzałej osobowości opiera się przede wszystkim na zaspokojeniu najważniejszych potrzeb dziecka takich, jak potrzeba miłości, bezpieczeństwa, akceptacji, kontaktu, samodzielności, twórczości, a także pomocy w interioryzowaniu właściwej hierarchii wartości.
Rodzice powinni zapewnić dziecku właściwe warunki dojrzewania fizycznego. Rozwój fizyczny o tyle ma znaczenie dla przyszłego małżeństwa, że może stanowić – przy pewnych komplikacjach – przeszkodę. Schorzenia fizyczne nabyte w dzieciństwie mogą rzutować na zdolność spełnienia małżeństwa.
Dla prawidłowego funkcjonowania człowieka w małżeństwie szczególne znaczenie posiada okres jego dojrzewania. Dla prawidłowego przygotowania do życia w rodzinie ten okres ma szczególne znaczenie, ponieważ małżeństwo ma zadania, które wprost dotyczą ludzkiej płciowości. Nie jest więc obojętne, jaką koncepcję człowieka i jego płciowości przyjmuje młody człowiek. Niepokój okresu dojrzewania może być tonowany przez właściwą informację biologiczną. Informacja ta ma zawsze łączyć się z całościowym spojrzeniem na rzeczywistość ludzkiej płciowości.
Dorośli, a szczególnie rodzice, powinni nauczyć dorastającą młodzież prawidłowej wizji męskości i kobiecości. Przynależność do określonej płci coś oznacza, do czegoś zobowiązuje. Dlatego musi być odpowiedzialnie traktowana i przeżywana. Prawidłowe wychowanie powinno prowadzić do akceptacji własnej płci i szacunku dla płci przeciwnej, a także do uznania wartości samego człowieczeństwa. Postawa szacunku dla każdego człowieka jest podstawą wychowania. Może się zdarzyć, że dziecko, które się narodzi, już we własnej rodzinie będzie upośledzone i będzie wymagało specjalnej troski.
Wychowanie do życia w rodzinie polega głównie na kształtowaniu prawidłowej koncepcji miłości. Powinna ona płynąć z właściwej wizji człowieka. W świetle antropologii chrześcijańskiej człowiek jest osobą stworzoną na obraz Boga i jedynie miłość jest adekwatnym odniesieniem człowieka do człowieka. Prawdziwa miłość musi opierać się na godności osoby ludzkiej, jej relacji do Stwórcy i jej prawie do samorealizacji. Wzorami są postacie i ich wzajemne relacje w Rodzinie Nazaretańskiej: Jezusa, Maryi i Świętego Józefa.
Młodego człowieka należy uczyć świadomej refleksji, obiektywizacji tego, co przeżywa i nazywa miłością. Poznanie jest konieczne do prawdziwej miłości, bo tylko wtedy ma ona szansę trwania, gdy poznaje się i akceptuje ukochaną osobę. Prawdziwa miłość jest wspólną drogą do świętości – jest rozwojem, który niczego nie niszczy, ale przeciwnie, wydobywa dobro. Miłość pragnie dawać i zarazem pragnie przyjmować osobę kochaną jako dar. Równocześnie trzeba uczyć młodego człowieka, że kochając, nie może przywłaszczać osoby bądź traktować jej jako przedmiotu użycia. W miłości małżeńskiej następuje wzajemne obdarowywanie się. Potrzebna jest świadomość daru, jakim jest kochana osoba i wdzięczność za dar. To zobowiązuje, ale i sprawia, że miłość jest siłą twórczą.
Formą kształtowania odpowiedzialnej miłości jest wdrażanie dzieci do niesienia pomocy innym. Dobry przykład rodziców, ich wzajemna troskliwość i serdeczność, szacunek i wyrozumiałość, stanowią bardzo ważny czynnik utrwalania i rozwoju postawy miłości dziecka. Dzieci powinny być włączone we współpracę z rodzicami w utrzymaniu ładu w domu i w pomoc w wychowaniu młodszego rodzeństwa. Kształtowanie postawy miłości winno także dotyczyć troski o rozwój przyjaźni, życzliwych zainteresowań innymi, ich potrzebami. W rodzinie dziecko uczy się respektowania potrzeb innych, uczy się szacunku dla starszych – rodziców, dziadków.
Istotną rolę w przygotowaniu do przyszłego życia rodzinnego odgrywa atmosfera rodzinna. Przykład rodziców, ich zachowanie się i postępowanie w codziennych sytuacjach życiowych tworzą u dziecka zespół wzorów, które utrwalają się i zachowują w pamięci jako przyszły obraz rodziny. Przygotowanie do pełnienia ról małżeńskich i rodzinnych jest procesem długotrwałym. Oprócz rodziny, której wzór i oddziaływania odgrywają fundamentalną rolę, ważne stają się także kontakty z rówieśnikami, z przyjaciółmi, modele propagowane przez środki masowego przekazu, literaturę, a także oddziaływanie szkoły, parafii i katechetów.
2. Wychowanie szkolne
WSTĘP
Szkoła nie zastąpi rodziców, jak chcieliby to, niestety, niektórzy z nich. Jednak jej funkcjąjest nie tylko wykształcenie, ale też wychowywanie. Pewne cele są zbieżne z celami wychowania w rodzinie. Szkoła przynosi jednak ze sobą właściwe dla siebie cele i metody ich osiągania.
AKTYWIZACJA
Dyskusja na forum.[2] Poszukujemy odpowiedzi na następujące pytania: jaka szkoła nie spełnia oczekiwań ze strony rodziców? Do jakiej szkoły nidgy nie wysłałbyś swojego dziecka? Czego chciałbyś uniknąć dla niego w procesie edukacji i wychowania szkolnego?
PUENTA
W tej katedrze usłyszeliśmy przed chwilą słowa ostatniego polecenia, mandatu skierowanego przez Chrystusa do apostołów po wszystkie czasy: „Uczcie wszystkie narody zachowywać wszystko to, co wam przykazałem” (por. Mt 28,20). Kościół, wypełniając swoją misję, otwiera się na wszystkich ludzi każdego języka i narodu, na dzieci, młodzież i dorosłych. Tak zrodziła się od samego początku i trwa u progu trzeciego tysiąclecia ewangelizacja, a w jej ramach katechizacja Kościoła, różne formy katechizacji w zależności od wieku, wykształcenia, zawodu, środowiska.
Wysoce znamienna jest tutaj obecność przybyłych z całej Polski nauczycieli i katechetów, a więc środowiska skupionego wokół szkoły, nauczania i wychowania.
Młodzież i dzieci są przyszłością świata, są przyszłością narodu i Kościoła, są tą przyszłością oni, młodzi ludzie, ale są nią w oparciu o rodzinę, o szkołę, o Kościół, o naród, o cały naród.
Dlatego też Sobór Watykański II uczy, iż szkoła „mocą swego posłannictwa
- kształtuje (…) władze umysłowe,
- rozwija zdolność wydawania prawidłowych sądów,
- wprowadza w dziedzictwo kultury wytworzonej przez przeszłe pokolenia,
- kształci zmysł wartości,
- przygotowuje do życia zawodowego,
- sprzyja dyspozycjom do wzajemnego zrozumienia się,
- stwarzając przyjazne współżycie wśród wychowanków różniących się charakterem czy pochodzeniem” (Deklaracja o wychowaniu chrześcijańskim, 5).
Oto w wielkiej syntezie zadanie szkoły, która ma kształcić i wychowywać. W podejmowaniu tego zadania nie wystarczy patrzeć tylko w wyimaginowaną przyszłość, ale trzeba ją już teraz jakoś tworzyć, trzeba mieć przed oczyma całą tradycję narodu, społeczeństwa, państwa. Powiedział ktoś słusznie, że narody, które tracą pamięć, schodzą do rzędu plemienia.[3]
3. Duchowość a wychowanie
WSTĘP
Duchowość to zdolność człowieka do zrozumienia własnej tajemnicy. Tylko człowiek duchowy może świadomie kierować własnym życiem. Nie ma zatem wolności bez duchowości. Trzecim ważnym wymiarem wychowania jest wychowanie do życia duchowego. Jak pomóc dziecku w procesie duchowego dojrzewania?
AKTYWIZACJA
Praca w parach. Formularz – ulotka.[4] Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na w/w pytanie. Czas na dyskusję.
PUENTA
Duchowość to zdolność człowieka do zrozumienia własnej tajemnicy. Tylko człowiek duchowy może świadomie kierować własnym życiem. Nie ma zatem wolności bez duchowości.
Kształtowanie dojrzałości w sferze duchowej, podobnie jak kształtowanie dojrzałości w sferze moralnej, należy do tych zadań, które zwykle są zaniedbywane lub traktowane jako drugorzędne w dominujących obecnie systemach pedagogicznych. Tymczasem dążenie do dojrzałości w sferze duchowej jest nieodzownym elementem wychowania człowieka jako osoby. Żyjemy w czasach, w których u wielu wychowanków zanika aspiracja i pragnienie rozwoju duchowego. Młodzi podejmują zwykle wysiłki w tym celu, by stać się raczej kimś bogatym materialnie niż duchowo. Tymczasem wychowawca – personalista zdaje sobie sprawę z tego, że świadome i odpowiedzialne pokierowanie własnym życiem nie jest możliwe bez osiągnięcia dojrzałości i pogłębionego rozwoju w sferze duchowej.
Realistyczny wychowawca rozumie też, że rozwój duchowy nie jest nigdy procesem spontanicznym. Potrzeby wychowanka w tej sferze nie są bowiem tak „krzykliwe” i tak bezpośrednio przez niego odczuwane, jak na przykład potrzeby cielesne, emocjonalne czy społeczne. Dziecko zwykle chętniej poprosi rodziców o coś do zjedzenia, niż o coś do przemyślenia. Im bardziej dany człowiek jest niedojrzały i ograniczony duchowo, tym bardziej nie potrafi w rozsądny sposób korzystać z dobrobytu materialnego, jeśli nawet taki dobrobyt osiągnie. Posiadanie pieniędzy przez ludzi prymitywnych duchowo jest groźne dla nich samych. Doświadczenie potwierdza, iż tacy ludzie nie potrafią korzystać z posiadanych środków materialnych w taki sposób, by się rozwijać, by bardziej kochać czy by odważniej szukać prawdy. Przeciwnie, im są bogatsi materialnie, tym bardziej popadają w egoizm, cynizm i kryzys życia.
Dla ludzi niedojrzałych duchowo dobrobyt materialny nie jest szansą na rozwój, lecz raczej okazją do krzywdzenia, a nawet niszczenia samych siebie. Zjawisko to można wyraźnie zaobserwować w Europie Zachodniej, gdzie już od kilkudziesięciu lat znaczna część społeczeństwa żyje w dobrobycie materialnym, któremu towarzyszy coraz większe zubożenie psychiczne i duchowe. „Ideałem” staje się wtedy człowiek ciała i emocji, pozbawiony duchowych horyzontów.
Konsekwencją tego stanu rzeczy jest coraz większa liczba samobójców, osób chorych psychicznie, narkomanów, przestępców, rozbitych rodzin, nieszczęśliwych dzieci. Raz jeszcze potwierdza się zasada, że poszczególne osoby i całe cywilizacje rozpadają się i niszczą, jeśli ulegają pustce duchowej. Gdy zjawisku temu towarzyszy bogactwo materialne, to rozpad dokonuje się jeszcze szybciej i staje się jeszcze bardziej nieuchronny. Człowiek żyjący w dobrobycie materialnym łatwiej bowiem może się łudzić, że samo posiadanie pieniędzy wystarczy mu do tego, by być szczęśliwym. Nie ma dla wychowanków groźniejszej sytuacji niż ta, w której naturalnej tęsknocie za dobrobytem materialnym nie towarzyszy tęsknota za dojrzałością i bogactwem duchowym.
Duchowość – podobnie jak sfera moralna – istnieje wyłącznie w świecie osób. Jest to ta niezwykła sfera, dzięki której człowiek potrafi postawić sobie pytanie o własną tajemnicę i zrozumieć samego siebie. Duchowość to zatem rodzaj superinteligencji. To zdolność człowieka do postawienia sobie pytania o to, skąd pochodzi, kim jest i dokąd czy do kogo zmierza.
W konsekwencji duchowość – i tylko duchowość – może stać się centralnym systemem zarządzania naszym życiem. Dopóki dana osoba nie rozwinie sfery duchowej, czyli nie zrozumie sensu własnego istnienia, dopóty nie może zająć dojrzałej postawy wobec siebie, wobec własnego życia oraz wobec otaczającego ją świata. Nikt nie może przecież zająć świadomej i rozważnej postawy wobec rzeczywistości, której nie rozumie.
Człowiek nie może zrozumieć samego siebie z jakiejkolwiek innej perspektywy, niż perspektywa duchowa. Jeśli na przykład ktoś kontaktuje się z samym sobą jedynie poprzez swoją cielesność, to ciało nie może mu wyjaśnić natury człowieka, ani sensu jego istnienia. Ludzkie ciało nie wie przecież, kim jest człowiek, ani po co żyje. Ono odczuwa jedynie własne potrzeby i fizjologiczne uwarunkowania. Pozostawione własnej spontaniczności staje się rodzajem nowotworu, który podporządkowuje sobie pozostałe sfery ludzkiej rzeczywistości i zniewala daną osobę. Człowiek skupiony jedynie na swojej cielesności pozbawia się szansy na to, by zrozumieć całego siebie i by odpowiedzialnie kierować własnym życiem. Z konieczności poddaje się wtedy dyktaturze ciała.
Podobnie człowiek nie może zrozumieć siebie, jeśli próbuje rozszyfrować własną tajemnicę poprzez pryzmat sfery psychicznej, czyli wtedy, gdy skupia się na swoich subiektywnych przekonaniach lub doraźnych przeżyciach emocjonalnych. Psychika bowiem nie jest źródłem człowieczeństwa, ani źródłem prawdy o człowieku. Jest jednym z jego sposobów doświadczania samego siebie i spotykania się z samym sobą. Jest intelektualną i emocjonalną reakcją człowieka na własną tajemnicę i sytuację życiową. Umysł ludzki posiada zdolność myślenia, ale nie jest źródłem wiedzy o naturze i powołaniu człowieka. Może tę tajemnicę odkrywać, ale nie może jej własną mocą wymyślić czy ustalić. Człowiek, dla którego jego własne myślenie jest najwyższym i jedynym autorytetem, kieruje się tak zwaną logiką prywatną i wprowadza samego siebie w świat subiektywnych iluzji. W konsekwencji pozbawia siebie szansy na zrozumienie samego siebie i na odpowiedzialne pokierowanie własnym życiem.
Z tego samego względu również z perspektywy emocji człowiek nie może zrozumieć tego, kim jest i po co żyje. Zdominowany własną emocjonalnością nie wie, jaką postawę powinien zająć wobec samego siebie ani nawet wobec emocji, które przeżywa. Taki człowiek szuka jedynie dobrego samopoczucia. Zwykle natychmiast i za wszelką cenę, nawet za cenę popadnięcia w śmiertelne uzależnienia.
Duchowość zaczyna się dopiero tam, gdzie człowiek wznosi się ponad swoje ciało i ponad swoją psychikę, aby postawić sobie pytanie o to, jaki sens ma jego ciało, jego myślenie i jego emocje, a także jaki sens ma on sam oraz życie, które stało się jego udziałem. Niezwykłością sfery duchowej jest zatem fakt, że tylko w tej sferze człowiek może zapytać siebie i innych o własną tajemnicę nie z jakiejś perspektywy cząstkowej (np. cielesnej czy psychicznej), lecz z perspektywy całej swojej rzeczywistości jako osoby. I tylko w sferze duchowej człowiek staje się kimś w pełni wolnym. Wolność ludzka oznacza bowiem w swej istocie zdolność zajęcia świadomej i dojrzałej postawy wobec siebie i świata wokół siebie. Nie ma zatem wolności bez duchowości.
Sfera duchowa – podobnie jak sfera moralna – należy do natury człowieka jako osoby. Z tego względu nikt z wychowanków nie może uniknąć pytania o własną tajemnicę oraz o sens ludzkiego życia. Jednak samo pojawienie się tego typu pytań nie daje nam automatycznie gwarancji, że potrafimy znaleźć prawdziwe odpowiedzi i osiągnąć duchową dojrzałość.
Jednym z poważnych zagrożeń jest fakt, że w naszych czasach pojawia się coraz więcej wychowawców, którzy uznają za duchowość coś, co w rzeczywistości duchowością w ogóle nie jest. Przeżycia artystyczne, zachwyt nad przyrodą czy ćwiczenia koncentracji i skupienia uwagi – to wszystko bywa obecnie mylone z duchowością. W rzeczywistości są to jedynie różne sposoby rozwijania psychicznej czy estetycznej wrażliwości, a także psychiczne sposoby kontaktowania się z tym, co się w nas dzieje. Nie są to natomiast sposoby odkrywania natury i sensu ludzkiej egzystencji.
W konsekwencji mylenia duchowości z czymś, co duchowością nie jest, coraz więcej współczesnych wychowanków zadowala się jakąś namiastką czy karykaturą duchowości. Doświadczają oni wprawdzie duchowych potrzeb czy aspiracji, ale zatrzymują się na samym początku drogi, która prowadzi człowieka do odkrycia własnej tajemnicy. Przykładem takiej sytuacji jest szukanie duchowości w sektach czy niektórych subkulturach młodzieżowych. Inny przykład to politycznie i pedagogicznie „poprawny” obecnie zachwyt nad buddyzmem.
Młodzi wyznawcy buddyzmu twierdzą zwykle, że zachwyciła ich duchowość buddyjska, gdyż polega ona na tym, by nie zadawać nikomu cierpienia: ani ludziom, ani zwierzętom, ani roślinom. Tymczasem w rzeczywistości mamy tu do czynienia nie z ideałem, lecz ze wzruszającą – a zatem tym groźniejszą – utopią. Po pierwsze dlatego, że utopią jest stan, w którym człowiek nie zadaje cierpienia nikomu i niczemu. Na tej ziemi nie jest to po prostu możliwe. Sam Budda zadał przecież dotkliwe cierpienie swojej żonie i synkowi, gdy ich na zawsze opuścił. Po drugie, buddyzm zakłada, że cierpienie jest największym nieszczęściem. Tymczasem cierpienie jest cenną informacją, która pomaga człowiekowi odróżniać dobro od zła, prawdę od iluzji i które mobilizuje go do tego, by przemieniać oblicze tej ziemi.
Po trzecie, chrześcijaństwo proponuje znacznie większy ideał niż powstrzymywanie się od zadawania cierpienia. Uczy nas, w jaki sposób dojrzale kochać siebie i innych ludzi. A kochać to przecież znacznie więcej niż powstrzymywać się od zadawania cierpienia. Ponadto miłość – w przeciwieństwie do pragnienia, by nigdy nie zadawać cierpienia – jest ideałem realistycznym, bo na co dzień przekonujemy się, że potrafimy kochać pomimo tego, że czasami zadajemy cierpienie sobie czy innym ludziom.
Buddyzm jest jedynie namiastką duchowości również dlatego, że w wielu aspektach nie respektuje logicznej zasady niesprzeczności, a przecież istotą duchowości jest zdolność do odkrycia prawdy o człowieku, a nie zatrzymywanie się na poziomie enigmatycznych i wewnętrznie sprzecznych ogólników. Medytacja buddyjska polega bardziej na skupianiu się danego człowieka na jego oddechu, niż na odkrywaniu sensu ludzkiego istnienia. W obliczu nieuchronności cierpienia, które system ten uznaje za największe zło, proponuje zło jeszcze większe, a mianowicie zobojętnienie człowieka na własny los. Jednak największą słabością buddyzmu jest to, że nie traktuje on człowieka jako osoby oraz że twierdzi, iż człowiek może odkryć własną tajemnicę oraz dojrzale pokierować swoim życiem bez odwołania się do osobowego Boga i Stwórcy.
Gdy dany wychowanek okazuje się pusty duchowo lub gdy zadowala się jedynie jakąś namiastką duchowości, wtedy odbiera sobie szansę na to, by zrozumieć własną rzeczywistość i zająć dojrzałą postawę wobec siebie oraz otaczającego go świata. W konsekwencji nie jest w stanie w sposób świadomy i wolny kierować własnym istnieniem. Wychowanek pozbawiony dojrzałej sfery duchowej to ktoś z definicji uzależniony od jednej ze swoich sfer cząstkowych, albo od nacisków płynących ze środowiska zewnętrznego. To człowiek, który kieruje się jedynie fizjologiczną czy emocjonalną spontanicznością. To ktoś, kto funkcjonuje na poziomie małego dziecka. To ktoś, kto biernie poddaje się wewnętrznym lub zewnętrznym bodźcom, które oddziałują na niego w danym momencie.
Wychowanek, który nie osiągnął dojrzałości duchowej, uzależnia się od swego ciała (np. od jedzenia, lenistwa, popędów), od subiektywnych przekonań (myślenie „pozytywne” lub myślenie katastroficzne), od emocji (ucieczka od bolesnych emocji albo bierne uleganie emocjom), od nacisków środowiska (robię to, co tak zwana większość, bo sam nie wiem, kim jestem i po co żyję), od określonych osób czy rzeczy (np. pieniądze, władza).
Wychowanek pozbawiony sfery duchowej jest w pewnym stopniu uzależniony od wszystkich tych czynników jednocześnie, chociaż zwykle jakaś forma zniewolenia okazuje się dominująca i łatwiej dostrzegalna z zewnątrz.
Istotnym elementem pedagogiki personalistycznej jest zatem towarzyszenie wychowankowi w drodze ku dojrzałej świadomości duchowej. Formy odpowiedzialnej pomocy w tym względzie mogą być bardzo różne, by wychowanek odkrywał prawdę o sobie oraz by mógł zająć świadomą i dojrzałą postawę wobec własnego istnienia. Warunkiem wstępnym jest pomaganie wychowankowi w osiągnięciu wewnętrznego wyciszenia, a także stawianie mu podstawowych pytań o sens życia, o hierarchię wartości, o zasady postępowania, o ideały i aspiracje. Formowanie duchowości to także pomaganie wychowankowi, by nie zadowalał się powierzchownymi czy naiwnymi odpowiedziami. Kompetentny wychowawca potrafi wykorzystać każdą sytuację życiową oraz każde doświadczenie, które pozwala wychowankowi krytycznie analizować jego dotychczasowe sposoby rozumienia samego siebie i własnego istnienia.
Stopień duchowego rozwoju danego wychowanka może być weryfikowany w oparciu o kilka podstawowych kryteriów w tym względzie.
Pierwszym z nich jest sposób rozumienia własnej rzeczywistości cielesnej oraz postawa wobec ciała. Dojrzały duchowo wychowanek nie redukuje siebie do sfery cielesnej, ani nie ulega dyktaturze ciała. Przeciwnie, jest zdolny do świadomego kierowania własną cielesnością w taki sposób, by wyrażało ono odpowiedzialną miłość wobec samego siebie i innych ludzi.
Po drugie, dojrzałość duchowa jest weryfikowana w oparciu o sposób rozumienia i odnoszenia się wychowanka do własnych przeżyć emocjonalnych. Dojrzały wychowanek nie ucieka od bolesnych emocji, ani się nimi nie kieruje. Podejmuje decyzje w oparciu o miłość, prawdę i odpowiedzialność, a nie w oparciu o doraźne stany czy naciski emocjonalne.
Równie ważnym sprawdzianem dojrzałości duchowej jest postawa wychowanka wobec własnego myślenia. Dojrzałość duchowa to świadomość, że istnieje ścisły związek między jakością myślenia danego człowieka a jakością jego postępowania. Dojrzały wychowanek ma odwagę szukania całej prawdy o sobie – także wtedy, gdy jest ona dla niego bolesna, albo gdy wymaga dokonania zasadniczej zmiany w dotychczasowej filozofii życia. Taki wychowanek dąży do tego, by mieć rację w postępowaniu, a nie tylko w myśleniu.
Niezwykle ważnym sprawdzianem dojrzałości duchowej wychowanka jest świadomość, że nie może być kimś szczęśliwym taki człowiek, który próbuje zaspokoić jakąś cząstkę siebie lub pewien rodzaj swoich potrzeb, jeśli jednocześnie pomija inne sfery czy aspiracje, lub jeśli dokonuje tego kosztem całej reszty swojej rzeczywistości.
Dojrzały wychowanek nie łudzi się, że może doświadczyć trwałej satysfakcji wtedy, gdy troszczy się o potrzeby ciała kosztem norm moralnych czy więzi międzyosobowych, albo wtedy, gdy respektuje swoje aspiracje społeczne i religijne, ale ignoruje lub zaniedbuje swoje potrzeby cielesne czy emocjonalne.
Dojrzała duchowość jest możliwa nie tylko dzięki temu, że człowiek potrafi być świadomy samego siebie, ale także dzięki temu, że prawda o ludzkiej naturze oraz o sensie naszego istnienia jest obiektywnym faktem, który możemy odkryć i respektować.
Dojrzała duchowość oznacza ostatecznie, że wychowanek nie wymyśla „wizji” samego siebie, lecz szuka obiektywnej prawdy o tym, skąd pochodzi i do czego, a raczej – do Kogo zmierza. Odpowiedzialne wychowanie to szczególna troska o promowanie u wychowanka takiej właśnie dojrzałej duchowości. Wszystko inne będzie mu wtedy dodane.
4. Wychowanie emocji
WSTĘP
Emocje to wewnętrzny przyjaciel, który mówi nam prawdę o nas samych i o sytuacji, w której się znajdujemy.
AKTYWIZACJA
Praca na forum. Metoda – dyskusja. Poszukujemy odpowiedzi na pytania: dzięki czemu możemy właściwie ukształtować przyjaźń z emocjami? Co jest dla niej zagrożeniem? Na czym polega dojrzała przyjaźń i dojrzałe korzystanie z emocji?
PUENTA
Emocje to wewnętrzny przyjaciel, który mówi nam prawdę o nas samych i o sytuacji, w której się znajdujemy.
Formacja sfery emocjonalnej to istotny element wychowania w pedagogice personalistycznej. Emocje i uczucia spełniają bowiem niezwykle ważną rolę w życiu człowieka. Są one jednym z podstawowych sposobów kontaktowania się danej osoby z samą sobą oraz z innymi osobami.
Proces wychowania powinien objąć obydwa te aspekty. Przyjrzyjmy się najpierw pierwszemu z nich.
Sfera emocjonalna jest miejscem intensywnego spotykania się wychowanka z samym sobą. Termin emocje jest tu użyty w znaczeniu szerokim i obejmuje wszelkie stany emocjonalne (uczucia, nastroje, humory i inne poruszenia emocjonalne). Sferę emocjonalną można zdefiniować jako sposoby przeżywania wszystkiego, co dzieje się w nas samych i wokół nas. Emocje to reakcje człowieka na jego własne zachowania i własną sytuację życiową, a także reakcje na osoby, sytuacje i wydarzenia zewnętrzne, które wpływają na jego los. W zależności od okoliczności reakcje te wyrażają się poprzez radość, wzruszenie, satysfakcję, poczucie bezpieczeństwa, zaufania, pewności siebie, albo poprzez niepokój, wstyd, poczucie winy, depresję, gniew, desperację, nienawiść.
Pierwszym zadaniem wychowawców–personalistów jest pomaganie wychowankom, by zrozumieli sens ludzkiej sfery emocjonalnej. Wbrew ciągle jeszcze spotykanym, naiwnym stereotypom myślenia, przeżywanie emocji nie jest przejawem niedojrzałości czy słabości danego człowieka, lecz cennym źródłem informacji na temat własnej sytuacji życiowej. Z tego względu błędem jest dzielenie emocji na pozytywne i negatywne, jak to ma miejsce w większości podręczników z zakresu psychologii czy pedagogiki. W rzeczywistości bowiem wszystkie emocje są pozytywne. Można je dzielić jedynie na radosne i bolesne, pamiętając jednak, że te drugie też są czymś pozytywnym, gdyż są nośnikami informacji o naszym aktualnym położeniu. Co więcej, im bardziej bolesne są emocje, które w danym momencie przeżywamy, tym cenniejszą stanowią one dla nas informację. Sygnalizują bowiem jakiś stan zagrożenia, kryzysu czy krzywdy, który warto zmienić. Emocje są zatem rodzajem psychicznego „termometru”, który informuje nas o naszej sytuacji egzystencjalnej oraz o naszym sposobie reagowania na tę sytuację.
Z tego właśnie względu emocje są cennym darem od Boga. Darem, który umożliwia nam dostęp do prawdy o naszym życiu. Dar ten okazuje się szczególnie potrzebny wtedy, gdy manipulujemy własnym myśleniem w taki sposób, aby uciekać od tych prawd o nas samych i o naszym postępowaniu, które stawiają nam trudne wymagania i które zobowiązują nas do zmiany życia. Im bardziej dany człowiek jest niedojrzały, tym silniejszą ma skłonność do manipulowania swoim myśleniem, tym bardziej zawęża i zniekształca swoją świadomość w odniesieniu do tego, co czyni i w jakiej znajduje się sytuacji. Taki człowiek tworzy coś w rodzaju wewnętrznej cenzury, gdyż usiłuje nie dopuścić do swojej świadomości bolesnych prawd o nim samym.
W takiej sytuacji emocje spełniają funkcję drugiego – obok myślenia – obiegu informacji. Jest to możliwe dlatego, że informacje emocjonalne na temat tego, co dzieje się w nas samych i w naszym kontakcie ze światem zewnętrznym, w znacznej mierze pozostają niezależne od naszej woli, od naszych przekonań, oczekiwań czy pragnień. Człowiek nie ma bezpośredniej władzy nad swoimi emocjami. Nie może ich sobie po prostu nakazać czy zakazać siłą swojej woli. Nie może też modyfikować ich mocą intelektualnych analiz czy osobistych przekonań. Emocje można zatem porównać do rozgłośni radiowej, która transmituje informacje na nasz temat, ale jest od nas w znacznym stopniu niezależna. W tej sytuacji mamy tylko dwie możliwości: korzystać z tych informacji, albo wyłączyć wewnętrzne „radio”.
Emocje są nie tylko źródłem informacji. Niosą ze sobą także energię i motywację do działania w kierunku pozytywnym oraz do powstrzymywania się od działań dla nas szkodliwych. Gdy czynimy coś dobrego i dojrzałego, wtedy towarzysząca temu satysfakcja emocjonalna mobilizuje nas, by nadal postępować w podobny sposób. Z kolei naszym niewłaściwym i niedojrzałym zachowaniom towarzyszy niepokój, ból, gniew, rozczarowanie, a czasem nawet rozpacz. Tego typu stany emocjonalne mobilizują nas do tego, by unikać w przyszłości podobnych zachowań czy sytuacji. Właściwie wykorzystane emocje stają się rodzajem cennego przyjaciela, który informuje nas o naszej sytuacji życiowej i który jednocześnie mobilizuje nas do wykorzystania tych informacji w praktyce.
Gdy wychowanek rozumie, że przeżywane przez niego emocje są cenną informacją o jego sytuacji życiowej, że w znacznym stopniu są one niezależne od jego świadomości i woli oraz że mobilizują go do pozytywnego działania, wtedy ma szansę zająć dojrzałą postawę w tej sferze. Punktem wyjścia w pracy nad sobą jest demaskowanie błędnych postaw w tej dziedzinie. Grożą nam one zwłaszcza wtedy, gdy dominują w nas bolesne stany emocjonalne. Zajęcie dojrzałej postawy wobec emocji radosnych jest stosunkowo łatwe. Natomiast w obliczu silnego bólu i niepokoju emocjonalnego grozi nam uleganie postawom skrajnym.
Skrajność pierwsza polega na próbie ucieczki od bolesnych emocji, a skrajność druga to bierne poddanie się przeżyciom emocjonalnym, które dominują w nas w danym momencie. W pierwszym przypadku człowiek sięga zwykle po alkohol, papieros, narkotyk czy leki uspokajające. Unika ciszy i refleksji nad sobą. Ucieka w hałas i w przesadną aktywność. W konsekwencji wyrządza sobie podwójną krzywdę: próbuje zagłuszyć jakąś prawdę o sobie, a w dodatku ryzykuje popadnięcie w uzależnienia chemiczne. W drugim przypadku – poddając się aktualnie przeżywanym nastrojom – człowiek staje się niewolnikiem sfery emocjonalnej. W obu sytuacjach pozbawia się szansy na życie w wolności, świadomości i miłości. W konsekwencji skazuje siebie na jeszcze większe niż dotąd cierpienia.
Aby zająć dojrzałą postawę wobec sfery emocjonalnej, wychowanek powinien nie tylko rozumieć, na czym polegają wyżej opisane błędy w tej dziedzinie, ale też posiadać informacje na temat przejawów i przyczyn zaburzeń w sferze emocji.
Podstawowe zaburzenie to sytuacja, w której emocje nas dezinformują, zamiast informować o naszej sytuacji życiowej. Najczęściej przejawia się to w postaci stałych i nie związanych z żadnym faktycznym zagrożeniem stanów lękowych.
Drugim typowym przejawem zaburzeń jest wyraźny brak proporcji między daną sytuacją a jej sposobem emocjonalnego przeżywania. Ów brak proporcji może wyrażać się zarówno w postaci nadwrażliwości emocjonalnej (np. rozpacz czy stany samobójcze w obliczu drobnych niepowodzeń życiowych), jak też w postaci obojętności emocjonalnej (oziębłość lub zupełny brak reakcji emocjonalnej w obliczu najbardziej nawet dramatycznych krzywd czy wydarzeń). Podstawowe przyczyny tego typu zaburzeń emocjonalnych to: uszkodzenia neurologiczne (zwłaszcza mózgu), zaburzenia hormonalne (np. w funkcjonowaniu tarczycy czy innych gruczołów, albo wskutek stosowania hormonalnych tabletek antykoncepcyjnych czy odchudzających), a także dramatyczne krzywdy czy długofalowe bolesne przeżycia, zwłaszcza w okresie życia płodowego i we wczesnym dzieciństwie.
Popatrzmy teraz na najważniejsze kryteria dojrzałości w sferze emocjonalnej z perspektywy pedagogiki personalistycznej. Podstawowym sprawdzianem w tym względzie jest sytuacja, w której emocje informują nas o naszej aktualnej sytuacji, ale nami nie rządzą. Ucieczka od bolesnych emocji, jak również bierne poddawanie się emocjom nie wymaga wysiłku, ani dojrzałości. Jest to postawa typowa dla małych dzieci oraz dla ludzi niedojrzałych lub chorych psychicznie. Tymczasem człowiek dojrzały to ktoś, kto zdaje sobie sprawę z przeżywanych stanów emocjonalnych – nawet tych najbardziej bolesnych i dramatycznych – ale się im nie poddaje, ani się nimi nie kieruje. Taki człowiek traktuje emocje, zwłaszcza bolesne i niepokojące, jako punkt wyjścia do refleksji nad własnym życiem i zachowaniem. Postępuje zatem jako osoba, czyli jako ktoś, kto kieruje się świadomością, wolnością, miłością i odpowiedzialnością. Zdaje sobie sprawę z tego, że przeżywane przez niego emocje mogą sygnalizować problemy, których dotąd sobie nie uświadamiał. Jednak emocje same w sobie nie „wiedzą” ani tego, co jest przyczyną tych problemów, ani w jaki sposób można te problemy przezwyciężyć. To może odkryć tylko człowiek mocą własnej rozumności oraz mocą kontaktów z ludźmi i z Bogiem.
Zajęcie dojrzałej postawy w sferze emocjonalnej wymaga od wychowanka osiągnięcia jeszcze kilku innych umiejętności i kompetencji. Jedną z nich jest świadomość, że bolesne emocje nie są problemem, lecz raczej sygnałem problemów w innych sferach życia, np. w sferze fizycznej, moralnej, duchowej, społecznej czy religijnej. Dojrzałość emocjonalna nie oznacza zatem, że przeżywamy jedynie miłe nastroje, czy że nie doznajemy żadnych bolesnych stanów, typu lęk, niepokój, gniew czy rozgoryczenie. Taka sytuacja byłaby przejawem zaburzenia, gdyż emocje informują nas o naszej sytuacji życiowej, a ta podlega zmianom i przynajmniej czasami – z naszej lub bez naszej winy – jest trudna.
Kolejnym warunkiem zajęcia dojrzałej postawy w sferze emocjonalnej jest prawidłowe rozumienie relacji między emocjami a moralnością. Otóż uczucia i emocje są neutralne moralnie, gdyż są spontaniczną reakcją naszego organizmu na określone osoby, sytuacje czy wydarzenia. „Uczucia same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Nabierają one wartości moralnej w takiej mierze, w jakiej faktycznie zależą od rozumu i od woli” (KKK 1767). Uczucia i emocje nie są zatem grzechem. Nie są też zasługą, gdyż nie wynikają z naszych działań świadomych i dobrowolnych. Ocenie moralnej podlega natomiast nasza postawa wobec tego, co dzieje się w naszej sferze emocjonalnej, a także nasze zachowania związane z przeżywanymi emocjami (oczywiście na tyle, na ile zachowania te są dokonane w sposób świadomy i wolny). Im silniejsze oraz im bardziej bolesne są nasze przeżycia, tym bardziej zawężają one naszą świadomość i wolność. Ocena moralna takiej sytuacji zależy od tego, na ile my sami doprowadziliśmy się do silnego, bolesnego poruszenia emocjonalnego (np. gniewu, nienawiści czy rozpaczy), a na ile jest to sytuacja spowodowana działaniem innych osób albo niezależnych od nas wydarzeń.
Cnotą moralną jest odwaga stawania wobec prawdy o sobie, w tym także wobec prawdy emocjonalnej. Wymaga to postawy pokory (zwłaszcza wobec tych przeżyć, które świadczą o naszej niedojrzałości), a także odwagi i wewnętrznej wolności. Z kolei winą moralną jest nie sam fakt przeżywania określonych stanów emocjonalnych, ale ewentualne oszukiwanie samego siebie w tej sferze lub uciekanie od informacji na nasz temat, zawartej w doświadczanych przez nas uczuciach czy emocjach.
Gdy ktoś unika kontaktu z tym, co dzieje się w jego sferze emocjonalnej, wtedy nie tylko traci szansę na zrozumienie własnej sytuacji życiowej, ale też ryzykuje, że emocje, których sobie nie uświadamia, zaczną kierować jego myśleniem, postępowaniem i w końcu całym jego życiem. Dla przykładu, jeśli ktoś przeżywa zazdrość i nie ma odwagi, by to sobie uświadomić, to taka nieuświadomiona zazdrość będzie nadal kierowała jego postępowaniem, a on nie będzie w stanie tego zmienić. Człowiek nie może przecież zapanować nad czymś, z czego nie zdaje sobie sprawy. Jeśli natomiast dysponuje wewnętrzną wolnością i odwagą, by zdemaskować swoją zazdrość, wtedy ma szansę wyciągnąć wnioski ze swoich przeżyć. Może odtąd czuwać, by nie skrzywdzić osoby, której zazdrości. Może też odkryć i wyeliminować źródła zazdrości, np. swoją skłonność do porównywania się z innymi ludźmi, poddawanie się kompleksom lub dążenie do emocjonalnego odreagowania swoich napięć i problemów kosztem innych ludzi.
Kolejnym elementem dojrzałości w omawianej sferze jest zdolność do uznawania odpowiedzialności psychicznej za własne stany emocjonalne. Inni ludzie są odpowiedzialni za ich zachowania wobec mnie, ale nie odpowiadają za moje reakcje emocjonalne na ich zachowania. Nie mogę zatem obarczać drugiego człowieka odpowiedzialnością za moje przeżycia. Ma to bardzo pozytywną konsekwencję, gdyż oznacza, że posiadam władzę modyfikowania moich reakcji emocjonalnych. Jeśli zachowanie innych osób jest niedojrzałe czy przykre dla mnie i nie mogę zmienić tego stanu rzeczy, to mogę modyfikować moje sposoby emocjonalnego reagowania w tym względzie. Mogę stać się kimś bardziej zrównoważonym i emocjonalnie zdystansowanym w obliczu danych osób, wydarzeń czy sytuacji.
Inne ważne kryterium dojrzałości to świadomość, że nie można na trwałe poprawić przeżywanych uczuć i nastrojów bez pozytywnej modyfikacji własnego postępowania i własnej sytuacji egzystencjalnej. Nasze przeżycia nigdy nie są czymś przypadkowym. Osoba ludzka jest całością, a jej sfera psychiczna nie jest odizolowana od pozostałych wymiarów człowieczeństwa. Psychika to rodzaj lustra, w którym człowiek może zobaczyć sytuację, w jakiej się znajduje. Byłoby naiwnością dążenie do korygowania tego psychicznego lustra zamiast korygowania własnej sytuacji życiowej. Nie jest możliwe modyfikowanie własnych przeżyć psychicznych bez jednoczesnego modyfikowania samego siebie, własnych zachowań, postaw, reakcji czy więzi. Mimo to niemal wszystkie modne obecnie systemy psychologiczne obiecują swoim klientom poprawę nastroju bez potrzeby modyfikowania ich zachowań oraz ich sytuacji życiowej. Tego typu systemy stają się rodzajem opium dla ludzi i redukują same siebie do roli psychicznego alkoholu czy narkotyku. Przecież ludzie, którzy nie radzą sobie z życiem i w konsekwencji z emocjami, sięgają po substancje psychoaktywne właśnie po to, by osiągnąć poprawę nastroju bez poprawiania własnego zachowania i sytuacji, w której się znajdują.
Dojrzały wychowanek nie poddaje się tego typu iluzji. Zdaje sobie sprawę z tego, że celem jego życia jest dobre postępowanie, a nie szukanie dobrego nastroju. Rozumie, że szczęście nie jest osiągalne wprost. Jest ono konsekwencją życia w miłości i prawdzie. Człowiek dojrzały czyni nie to, co w danym momencie jest emocjonalnie przyjemniejsze lecz to, co jest wartościowsze. Miłość i odpowiedzialność jest zawsze trudniejszą postawą niż wygodnictwo i egoizm, ale za to owocuje radością, poczuciem bezpieczeństwa i wewnętrznym pokojem, którego człowiek leniwy czy egoista nigdy nie zazna.
Najdoskonalszym wzorem dojrzałości emocjonalnej jest Chrystus. Potrafił On przeżywać i wyrażać różne stany emocjonalne: od wielkiej radości i wzruszenia do gniewu, niepokoju i oburzenia. W Ogrójcu doświadczał aż tak dramatycznego cierpienia, że pocił się krwią. Na krzyżu ogarnęła go rozpacz i emocjonalne poczucie opuszczenia. Wykrzyczał swoje przeżycia w dramatycznych słowach: Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił? Chrystus nie kierował się jednak emocjami, lecz wolą swego Ojca, miłością i prawdą, troską o człowieka, wiernością swojej misji. Nawet w obliczu śmierci potrafił zdobyć się na postawę zawierzenia i zaufania: Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego. Wychowawcy–personaliści zdają sobie sprawę z tego, że naśladowanie tego typu postawy i osiąganie równowagi w obliczu najbardziej nawet bolesnych emocji wymaga nie tylko pracy nad sobą w tej sferze, ale osiągnięcia wewnętrznej wolności, odpowiedzialności i równowagi również w pozostałych sferach życia.
Jak wspomniałem na początku tego paragrafu, emocje są dla nas nie tylko źródłem informacji o naszej sytuacji życiowej, ale spełniają również istotną rolę w naszych kontaktach z innymi osobami. To właśnie w kontakcie z ludźmi i z Bogiem przeżywamy zwykle najsilniejsze uczucia i emocje, zarówno radosne jak i bolesne. Dzieci, osoby zakochane, a także ludzie niedojrzali opierają swe więzi z innymi głównie, a czasem nawet wyłącznie w oparciu o emocje. Tego typu więzi sprawiają, że stajemy się ekstremalnie zależni od innych ludzi. Im bardziej się nimi cieszymy, tym większą płacimy za to cenę cierpienia w postaci zazdrości, lęku, że zostaniemy opuszczeni, a także z powodu konfliktów z innymi osobami, które czują się przez nas ignorowane czy zaniedbane.
Często więzi zdominowane emocjami prowadzą nie tylko do zauroczenia, ale stają się wręcz rodzajem psychicznego uwięzienia i zniewolenia.
Klasyczną ilustracją takiej sytuacji jest zakochanie. Jego istotą jest wyjątkowo silne związanie się emocjonalne z osobą drugiej płci. W dużym stopniu zakochanie to powtórzenie sytuacji z dzieciństwa, gdy dziecko było zauroczone swoimi rodzicami i czuło się bezradne, kiedy choćby na chwilę zostawało samo. Istotna różnica między zakochaniem a więzią dziecka z rodzicami polega na tym, że zakochanie wynika nie tylko z potrzeb emocjonalnych, ale wiąże się także z fascynacją osobą drugiej płci, z pragnieniem, by ją poznać i zrozumieć, z budzącymi się potrzebami seksualnymi, z marzeniami o założeniu własnej rodziny.
Początkom zakochania towarzyszą intensywne, radosne przeżycia. Osoba zakochana czuje się szczęśliwa i wzruszona, czasem wręcz „porażona” emocjonalną więzią z drugą osobą. Potrafi już tylko o niej myśleć, tylko za nią tęsknić, a największym marzeniem jest pozostać z tą osobą na zawsze. Z czasem jednak zakochanie odsłania inne, bolesne oblicze. Zakochany odkrywa ze zdumieniem, że zakochanie nie oznacza jedynie emocjonalnych wzruszeń i godzin szczęścia. Pojawiają się pierwsze nieporozumienia i rozczarowania, wzajemne pretensje i emocjonalne zranienia. Zakochany ma coraz większą świadomość, że ta druga osoba wcale nie jest samą doskonałością. Uświadamia sobie też oczywisty fakt, że nie może w takim stanie pozostać do końca życia. Nie może być tak, że już do śmierci nie będzie umiał bez tej drugiej osoby uczyć się, pracować, a nawet spożyć posiłku.
Od momentu uzyskania tej świadomości, zakochany zaczyna zwykle odnawiać więzi z innymi ludźmi i staje się coraz bardziej niezależny od osoby, w której się zakochał. Dalszy kontakt z tą osobą będzie odtąd dojrzalszy i oparty na rosnącej autonomii. W ten sposób zakochanie staje się drugą, obok więzi dziecka z rodzicami, ważną lekcją życia. Zakochany odkrywa, że pomylił się sądząc, iż jest już całkiem dorosły i niezależny. Jego rosnąca niezależność emocjonalna od rodziców okazała się raczej pokonaniem pewnego etapu zależności, niż osiągnięciem całkowitej niezależności. Cierpienie, którego doznał w drugiej fazie zakochania, pozwala mu odkryć tę prawdę, która wcześniej znajdowała się poza jego zasięgiem. Prawdę, że więzi oparte na zauroczeniu emocjonalnym nie przyniosą mu nigdy pełnego szczęścia, że takie więzi będą go ciągle na nowo niepokoiły i utrudniały uczenie się dojrzałej miłości. Przeżycie zakochania z jego radościami i rozczarowaniami pozwala na wyciągnięcie wniosku, że człowiek tęskni za miłością, która jest czymś znacznie więcej niż fascynacją emocjonalną. Emocjonalne zauroczenie czy uczuciowe przylgnięcie do drugiej osoby jest czymś normalnym i właściwym w okresie dzieciństwa i zakochania. Okazuje się natomiast fatalnym sposobem na resztę życia.
Wyjątkowo niebezpieczna staje się sytuacja, gdy ktoś zakochuje się nie w jakiejś osobie, lecz w substancji chemicznej. Chodzi tu oczywiście o substancje psychotropowe, czyli o te związki chemiczne, które – podobnie jak osoby – mają niezwykle silny wpływ na nasze stany emocjonalne. Zakochanie chemiczne oznacza najczęściej uzależnienie od alkoholu. Alkoholizm w swej istocie polega na „zakochaniu się” danej osoby w tej substancji. Alkoholik to ktoś aż tak związany emocjonalnie z alkoholem, że sięganie po tę substancję staje się dla niego jedynym sposobem na życie. W zaawansowanej fazie choroby nie potrafi już funkcjonować bez alkoholu. O ile jednak zakochanie w drugiej osobie jest potrzebną fazą psychospołecznego rozwoju, o tyle popadanie w emocjonalne zniewolenie alkoholem czy narkotykiem nie jest już fazą rozwoju, lecz przejawem patologii. Mamy wtedy do czynienia z chorobą, która w większości przypadków kończy się śmiercią.
Istotnym zadaniem wychowawców–personalistów jest wyjaśnianie wychowankom dynamiki opisanych faz w budowaniu więzi emocjonalnych oraz typowych zagrożeń w tym względzie. Równie ważnym zadaniem jest życzliwe i dyskretne towarzyszenie wychowankom swoją obecnością i radą, zwłaszcza wtedy, gdy przeżywają oni silne zauroczenie drugą osobą. Pozostawieni bez pomocy wychowawczej, mogą okazać się w tej fazie wyjątkowo naiwni i bezradni. Mogą krzywdzić siebie czy innych, albo stać się ofiarą osób niedojrzałych lub cynicznych.
Kolejnym ważnym zadaniem wychowawców jest wyjaśnianie wychowankom związku, jaki istnieje między uczuciami a miłością. Nie jest sprawą przypadku, że najbardziej intensywne emocje wiążą się właśnie z miłością, gdyż to miłość stanowi największe pragnienie ludzkiego serca. Z kolei brak miłości powoduje dotkliwy lęk, cierpienie i rozgoryczenie emocjonalne. Jednak miłość w swej istocie jest czymś więcej niż uczuciem. Gdyby istotą miłości było uczucie, to nie można byłoby jej ślubować. Człowiek nie może przecież ślubować, że przez całe życie będzie przeżywał określone stany emocjonalne. Jednym zatem błędem jest redukowanie miłości do uczuć, a drugim jest redukowanie bogactwa uczuć towarzyszących miłości, do tak zwanego „pięknego” uczucia. Istotą miłości jest troska o daną osobę, niezależnie od emocji, które w stosunku do niej przeżywamy w danym momencie.
Dojrzały wychowanek to ktoś, kto osiąga znaczną autonomię emocjonalną i kto potrafi w taki sposób kierować tą sferą, że emocje stają się dla niego ważnym źródłem informacji o nim samym, a z drugiej strony ważnym narzędziem wyrażania bliskości, czułości, delikatności, cierpliwości i życzliwości w kontakcie z drugim człowiekiem. Taka bowiem sytuacja oznacza, że dana osoba dokonała rzeczywistej integracji swojej sfery emocjonalnej z dojrzałą postawą wobec samego siebie oraz z odpowiedzialną miłością wobec innych.
[1] Wykorzystałem tutaj reklamę, źródło: WPROST, 4 lipca 2004, s.47.
[2] Można skorzystać z formularza, na którym wypisujemy notatki do dyskusji. Wykorzystałem tutaj zdjęcie z reklamy wyrobów firmy CHICCO.
[3] Jan Paweł II, PRZEMÓWIENIE DO KATECHETÓW, NAUCZYCIELI I UCZNIÓW, Włocławek, 6 czerwca 1991. Źródło: www.opoka.org.pl
[4] Wykorzystałem tutaj przekornie ulotkę – zaproszenie na spotkanie jakiejś sekty.