O wierze 11-15
Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Lektura Tagi: brak tagów
Tajemnica stworzenia
- Najpierw gotuje się kapustę. Ale koniecznie całą główkę. Tak, żeby liście były miękkie. W tym czasie przygotowuje się farsz – ugotowany ryż i zmielone mięso miesza się z przyprawami w jednym naczyniu, aby potem zawinąć go w liście i rzędem ułożyć w brytfance i wsunąć jeszcze na jakiś czas do piekarnika. Tak mniej więcej powstają gołąbki. Najbardziej boska potrawa świata. Bez nich świat nie miałby sensu…
- Z gołąbkami jest tak, że wśród składników trzeba mieć jeszcze serce i zapał i dobre chęci… wtedy są najsmaczniejsze… natomiast kiedy Bóg stwarzał świat, to miał tylko swoje serce i wolę stworzenia… poza tym – zupełnie nic. Wierzymy bowiem, że Bóg, aby stwarzać, nie potrzebuje niczego istniejącego wcześniej ani żadnej pomocy. [1]
- Święty Teofil z Antiochii tak o tym opowiada: „Cóż nadzwyczajnego byłoby w tym, gdyby Bóg wyprowadził świat z istniejącej już wcześniej materii? Ludzki twórca, gdy otrzyma materiał, zrobi z niego wszystko, co zechce. Tymczasem moc Boga okazuje się właśnie w tym, że wychodzi On od nicości, by uczynić wszystko, co zechce…
- Gołąbki mają istotny wpływ na życie człowieka. Natomiast co mi po tym, że wierze w stworzenie świata z nicości? Otóż jednak ma to pewne znaczenie.
- Ponieważ Bóg może stwarzać z niczego, może także, przez Ducha Świętego, dać życie duchowe grzesznikom, stwarzając w nich serce czyste, oraz przez zmartwychwstanie udzielać życia zmarłym. On bowiem – jak mówi List do Rzymian – „ożywia umarłych i to, co nie istnieje, powołuje do istnienia”.
- Więcej jeszcze – ponieważ przez swoje słowo mógł sprawić, by światło zajaśniało w ciemnościach, może również udzielić światła wiary tym, którzy Go nie znają. Tu tkwi wiara w ogromny sens modlitwy za tych, którzy są niewierzący, których serce jest pustynią. Za tych, którzy znaleźli się w zupełnie beznadziejnej sytuacji…
- Niech rozpali ich serca… Gołąbki będą mi wtedy smakować jeszcze bardziej…
[1] Tekst opracowany na podst. KKK 295-298
Opatrzność Boża[1]
- Jest taka znana opowieść o pożarze pewnego domu. Ogień, dym, strach. Wysoko w oknie stoi mały chłopiec i płacze. Na dole stoi ojciec z wyciągniętymi rękoma i woła: skacz! Ale malec krzyczy: nie widzę cię, tato! Na to ojciec: ale ja cię widzę! Skacz śmiało!
- Opowieść ta pokazuje doskonale charakter Bożej Opatrzności. Bóg pewną ręką prowadzi ten świat do swojej doskonałości. Czuwa nad nim. Wie wszystko. Nawet to, co ma się stać w przyszłości na skutek mojego wolnego działania.
- Ale Opatrzność to nie tylko opieka i Boża troska. To przede wszystkim zrządzenia, przez które Bóg prowadzi ten świat do pełni. Bo całe stworzenie jest pełne dobroci, ale nie wyszło z ręki Boga całkowicie wykończone. Jest ono stworzone jakby „w drodze” do ostatecznej doskonałości, którą ma dopiero osiągnąć, i do której Bóg je przeznaczył.
- Teraz nie widać jeszcze celu. Teraz jestem jak ten chłopiec nic nie widzący z powodu dymu. Ale jedno jest pewne – Bóg wie, co robi. Czuwa w swojej Opatrzności i posługuje się różnymi sytuacjami, moimi wolnymi wyborami, aby wszystko w końcu doprowadzić do siebie.
- No właśnie. Bóg posługuje się moimi zamysłami, jakby moim współudziałem. Nie jest to znakiem słabości Boga, ale wręcz przeciwnie – jest to znak wielkości i dobroci Boga wszechmogącego. Bóg dał mi nie tylko istnienie. Chce, abym był przyczyną i współpracownikiem w dziele doprowadzania tego świata do pełni. Po to powiedział na początku stworzenia do pierwszych ludzi: „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Mogę panować nad światem dla dobra świata, innych ludzi i całego stworzenia.
- Jak pisze św. Paweł w Liście do Filipian: „albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą”.
- Nawet jeśli jeszcze nie widać wyraźnie celu, nawet jeśli wydaje się, że ten świat nie zmierza do pełni, ale do zagłady – warto z Bogiem współpracować.
- On mówi do mnie – jak w tej opowieści – Ja cię widzę! Skacz śmiało…
[1] KKK 302 nn
Stworzenie i cztery strony świata
- Północ, południe. Wschód, zachód. Cztery strony świata. Wiadomo. Ale czytając Katechizm znalazłem tam trochę inne cztery strony świata. Wiesz, co tam jest napisane?
- W rozdziale o stworzeniu mówi się najpierw o Stwórcy, następnie – o Jego stworzeniu, potem – o upadku na skutek grzechu, a w końcu o tym, że na świat przyszedł Jezus Chrystus, Syn Boży, aby nas podnieść z tego grzechu.[1]
- Tutaj mam więc jakby cztery strony świata: Stwórca – – świat – – grzech – – Zbawiciel.
- Dlaczego o tym mówię?
- Ponieważ od tysiącleci ludzie zastanawiają się nad powstaniem świata, badają jego początek, wysuwają kolejne hipotezy. Badania naukowe niesamowicie wzbogaciły naszą wiedzę o człowieku i wymiarach wszechświata, o powstawaniu form żywych, o pojawieniu się człowieka. Wszystko to sprawia, że aż się chce dziękować Bogu za talenty, których udziela ludziom do pracy i do różnych poszukiwań.
- Na wielkie zainteresowanie tymi poszukiwaniami szczególnie silny wpływ wywierają zagadnienia dotyczące innego porządku, który przekracza zakres nauk przyrodniczych. Ważne jest nie tyle poznanie, kiedy i w jaki sposób wyłonił się kosmos, kiedy pojawił się w nim człowiek, co raczej odkrycie, jaki jest sens tego początku: czy rządzi nim przypadek, ślepe przeznaczenie, anonimowa konieczność czy też transcendentny, rozumny i dobry Byt, nazywany Bogiem. A jeżeli świat wywodzi się z mądrości i dobroci Bożej, to dlaczego istnieje zło? Skąd pochodzi? Kto jest za nie odpowiedzialny? Czy można się od niego wyzwolić?
- Na te pytania można znaleźć odpowiedź. Wystarczy przyglądać się stworzonemu przez Boga światu, kierować się światłem rozumu. I choć często poznanie tych tajemnic będzie jakby zaciemnione i zniekształcone przez błędy, to jednak w tym momencie przychodzi nam z pomocą wiara, aby umocnić i oświecić rozum w poznawaniu tej prawdy.
- Mówi o tym List do Hebrajczyków: „przez wiarę poznajemy, że słowem Boga światy zostały stworzone, iż to, co widzimy, powstało nie z rzeczy widzialnych”.
- Na pytania związane z sensem początku istnienia świata i człowieka można znaleźć odpowiedź. Wystarczy rozejrzeć się w czterech kierunkach: Stwórca – – świat – – grzech – – Zbawiciel.
[1] Opracowano na podstawie KKK 279-289.
Prawdziwy Człowiek
- Malutkie rączki, stópki, śliczne oczka… tak tak, nie dziwie się zachwytem mamy nad swoim maleństwem… Ale jest jeszcze coś bardzo szczególnego – ZAPACH CIAŁA. Malutkie dziecko wspaniale pachnie. Oczywiście o ile nie zrobiło aktualnie kupy…
- Dlaczego tak się zachwycam? Bo właśnie takim małym ciałem stało się Słowo Boże, gdy poczęło się i urodziło z Maryi w Betlejem. A skoro niebawem Boże Narodzenie, to warto pochylić się nad tajemnicą Jezusa Chrystusa jako prawdziwego Człowieka. Czyli nad tajemnicą Wcielenia.
- Co to jest Wcielenie? Kościół nazywa Wcieleniem fakt, że Syn Boży przyjął naturę ludzką, by dokonać w niej naszego zbawienia.[1] W niedzielnym wyznaniu wiary mówimy: „stał się człowiekiem dla naszego zbawienia…”
- Po co Syn Boży stał się człowiekiem? Powody[2] są cztery:
- Słowo stało się ciałem, aby nas zbawić i pojednać z Bogiem – święty Jan pisze o tym w swoim pierwszym liście: „Ojciec zesłał Syna jako Zbawiciela świata” oraz „On się objawił po to, aby zgładzić grzechy”,
- Słowo stało się ciałem, abyśmy poznali w ten sposób miłość Bożą – „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”,
- Słowo stało się ciałem, aby być dla nas wzorem świętości – „to jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali”,
- Słowo stało się ciałem, by uczynić nas „uczestnikami Boskiej natury”. I uwaga – przeczytam powiem teraz słowa dziwne i niezwykłe… :”Jednorodzony Syn Boży, chcąc uczynić nas uczestnikami swego Bóstwa, przyjął nasza naturę, aby stawszy się człowiekiem, uczynić ludzi bogami”… to jest próba wyrażenia ludzkimi kategoriami tego daru Boga, który dla nas jest już przygotowany…
- Ale tak naprawdę – po ludzku i bez wymądrzania się teologów, to co mi z tego, że Jezus jest Człowiekiem?
- Myślę, że Jezus jako Człowiek może mnie po prostu rozumieć. Gdyby nie był człowiekiem, to nie wiedziałby, jak to jest… Jego zbawienie byłoby jakimś wielkim darem z nieba, ale jakoś tak… czegoś mi tu by brakowało…
- I jeszcze coś – stąd właśnie bierze się chrześcijański szacunek dla ludzkiego ciała – jego akceptacja, ukochanie, troska o nie, wiara, że i ciało będzie kiedyś w niebie… a nawet ten zapach ciała małego dziecka, o ile oczywiście nie zrobiło kupy…
Rodzina – aby stanowili jedno…
- Przyszła kiedyś do mnie uczennica z 3 klasy gimnazjum. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest spłoszona i że coś się stało. Coś zobaczyła. A teraz chciała się zapytać, czy to grzech czy nie. Co zobaczyła? Jak tata całuje się z mamą. Oczywiście żadne grzech to nie był, że widziała taką scenę. A skoro już przyszła, to porozmawialiśmy potem jeszcze trochę o miłości w rodzinie i różnych pomysłach na jej okazywanie.
- Dlaczego o tym mówię? wyobraź sobie zwykła betlejemską szopkę, która stoi teraz w kościele. Co w niej przykuwa uwagę? Zazwyczaj – przykuwa Dzieciątko Jezus. Na Nim koncentruje się uwaga Maryi i Józefa, pastuszków i królów.
- Chociaż… od jednego Józefa oczekiwałbym trochę więcej uwagi poświęconej swojej żonie… i nawet sobie marzę, żeby kiedyś spotkać szopkę z Maryją zamiast w Dzieciątko – wpatrzoną w Józefa. Wiem… wiem… że to Boże Narodzenie i Zbawiciel przychodzi na świat… OK.
- Ale tak, jak ta uczennica była świadkiem chwili czułości między swoimi rodzicami, tak ja chciałbym być świadkiem czułego i miłosnego spojrzenia między Józefem i Maryją. Bo gdy widzę, że małżonkowie tak się na siebie patrzą, to wtedy jestem o nich spokojny… wtedy widzę, że łączy ich miłość i że tworzą wielką jedność…
- W Ewangelii wg św. Jana są zapisane szczególne słowa, którymi Jezus modli się w czasie ostatniej wieczerzy. Modli się tak: „Ojcze Święty, zachowaj w Twoim imieniu tych, których mi dałeś, aby tak jak my stanowili jedno… I także chwałę, którą mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy: Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś. Ojcze, chcę, aby także ci, których mi dałeś, byli ze mną tam, gdzie Ja jestem…” (J 17).
- Zazwyczaj mówi się, że jest to arcykapłańska modlitwa Jezusa za Jego uczniów, o jedność między nimi. Tak. Zgadza się. Ale przecież wśród tych „których Mi dałeś” są przecież i Józef i Maryja… i ich miłość, i to wszystko, co tworzyło rodzinę, w której Jezus się wychowywał i dorastał…[1]
- Aby małżonkowie stanowili jedno… o to się dzisiaj módlmy… a wtedy, gdy dziecko zobaczy ich w chwili czułego pocałunku nie będzie zdziwione, ale po prostu szczęśliwe…
[1] Intuicja wg ks. Henri Caffarel, Weź do siebie Maryję, twą małżonkę, Wydawnictwo M, Kraków 1997.