Ameryka, Ameryka – kochana i znienawidzona

Grupa docelowa: Dorośli Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Patriotyzm

Co Polacy myślą dzisiaj o Stanach Zjednoczonych? Irak, tarcza antyrakietowa, wizy, offset, basement – czy to nam przychodzi na myśl w pierwszej kolejności? Ameryka jest kochana i nienawidzona.

Stan wojenny zastał mnie na międzynarodowej konferencji w RFN. Gdy usłyszeliśmy tę informację, pierwszymi uczestnikami, którzy wyrazili solidarność z obecnymi tam Polakami, byli biorący udział w imprezie kongresmeni amerykańscy.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem antyamerykańską demonstrację nie w telewizji PRL-owskiej, lecz zachodnioeuropejskiej. Byłem trochę zaskoczony siłą antyamerykańskich nastrojów. Później, gdy miałem okazję na stypendium w Anglii rozmawiać ze studentami z całego świata, zaskoczenie było jeszcze większe. Francuzi, Hiszpanie, Saudyjczycy – prawie wszyscy nienawidzili USA. W ciągu kilkunastu lat mojego pobytu w RFN na każdym kroku spotykałem się z nienawiścią w stosunku do Ameryki, zwłaszcza ze strony młodych Niemców.

W ciągu ostatniego ćwierćwiecza miałem okazję spędzić w USA ponad 3 lata. Nie byłem tylko na Alasce. Kilka razy przejechałem Amerykę wzdłuż i wszerz. Mając kontakty nie tylko z Polonusami, ale także z amerykańskimi profesorami czy studentami poznałem ten kraj, zmieniając o nim zdanie. Mogłem porównać USA z Kanadą i Europą Zachodnią, gdzie dość długo mieszkałem.

Pierwsze wrażenie to szok cywilizacyjny, fascynacja wielkością. W oczy rzuca się, że wszystko jest tu szersze, dłuższe, wyższe niż w Europie. Niekwestionowaną prawdą jest (a nie tylko sloganem), że Ameryka to nadal kraj wielkich możliwości. Człowiek może zacząć od zera i jeśli ma pomysły, jest pracowity i przebojowy, może osiągnąć swój cel. To nadal prawda, że z pucybuta może stać się milionerem. Irytująca jest moralna hipokryzja (o czym już pisałem w artykule nt. granic między sztuką i pornografią). WASP – White-Anglo-Sakson-Protestant – czyli Biały-Anglosaski-Protestant to podstawowy model moralności w USA. Od pewnego czasu – jak mówią niektórzy biali Amerykanie – zaczęła w Stanach tykać swego rodzaju bomba zegarowa. Przyrost naturalny kolorowej ludności USA jest znacznie większy niż białej. Może to faktycznie w przyszłości prowadzić do jeszcze poważniejszych konfliktów rasowych niż w przeszłości.

Polacy zazwyczaj mówią, że w USA każdy jest traktowany tak samo. Nie ma rasizmu takiego jak w Europie. Próby wynagrodzenia okresu niewolnictwa i rasizmu z przeszłości przybierają czasami absurdalne formy. Kolorowa ludność ma swego rodzaju dodatkowe punkty (kiedyś w PRL-u funkcjonowały punkty za pochodzenie społeczne), gdy stara się o pracę w instytucjach państwowych czy stanowych.

Z jednej strony Ameryka to kraj naprawdę wolny, a z drugiej skrępowany biurokracją. Świetnie funkcjonuje wszystko, co jest prywatne, a fatalnie to, co jest państwowe lub stanowe. Gdy pracowałem na University of Illinois w Chicago (uczelni stanowej), byłem zaszokowany amerykańską biurokracją. W Niemczech też takowa funkcjonuje i czasami przybiera absurdalne formy. Ta amerykańska jest jednak znacznie większa (co może w pierwszej chwili zaskoczyć przybysza zza oceanu) i funkcjonuje gorzej. Niepowodzenia armii amerykańskiej (instytucji państwowej) można by po części wytłumaczyć właśnie zbiurokratyzowaniem. Świetnie sytuację obrazuje dowcip: Komputery wybrały dla CIA idealnego agenta, który został przerzucony na teren Związku Sowieckiego. Agent miał być doskonały: znał język rosyjski, historię Rosji, geografię etc. i mimo to został natychmiast aresztowany przez KGB. Eksperci amerykańscy nie mogli tego zrozumieć. W końcu ktoś im podpowiedział, że to może dlatego, że był czarnoskóry?

Jedno słowo należy przy tej okazji powiedzieć o Polonii. Zdecydowana większość Polaków, których spotkałem w USA w ciągu ostatnich 25 lat to autentyczni patrioci. Gdyby ci ludzie mieszkali nad Wisłą, jestem pewien, że sytuacja polityczna i ekonomiczna w naszym kraju byłaby znacznie lepsza niż teraz.

USA to brak czasu. Nawet jeśli ktoś ma duże pieniądze, to nie ma kiedy ich wydać. Jeśli już ktoś jest na emeryturze, to nie poszaleje, gdyż jest ona proporcjonalnie znacznie niższa niż w rozwiniętych krajach Europy Zachodniej. Czasami, gdy starałem się porównać życie w USA i np. w Niemczech, Danii czy Holandii, dochodziłem do wniosku, że to tak jakbyśmy porównali sytuację człowieka na lotnisku i w hamaku. Jeden i drugi jest zamożny, z tym że ten pierwszy się śpieszy, a drugi np. popija whisky i pali cygaro.

A co warto zobaczyć w USA? Na mnie największe wrażenie zrobił Grand Canyon, Niagara mnie rozczarowała. Nowy Jork jest fantastycznym kotłem kultur, a Kalifornia – jak słusznie zauważyła kiedyś polonijna dziennikarka Łucja Śliwa – to nie tylko nie jest Ameryka, to nie jest ten świat. Hawaje oczywiście też warto zobaczyć, choć jeśli ktoś jest fanem basenu Morza Śródziemnego – jak piszący te słowa – nie padnie na kolana. Oprócz miejsc odwiedzanych przez turystów w pierwszej kolejności, polecałbym parki narodowe. Przepiękny jest Park Narodowy Yellowstone. Amerykę naprawdę można pokochać, ale można ją też znienawidzić.

Źródło tekstu: www.wiadomosci24.pl