Telewizyjne dzieci
Naukowcy spierają się o to, czy sceny przemocy i gwałtu pokazywane w telewizji stanowią wzór do naśladowania i dlatego wpływają na wzrost agresji u widzów, czy też tylko wzmacniają już wcześniej posiadane przez telewidza cechy charakteru. Niezależnie jednak od tego, która teza jest prawdziwa, coraz częściej telewizja jest oskarżana o to, że ma zły wpływ na wychowanie dzieci i młodzieży.
Według badań OBOP w 1994 roku wszystkie dzieci mogły oglądać w swoim mieszkaniu program I TVP, a 97 procent także program II. Czworo na dziesięcioro dzieci ma telewizor w pokoju, w którym się bawi lub odrabia lekcje, co trzecie w pokoju, w którym śpi, a 30 procent w miejscu spożywania posiłków. Sześcioro na dziesięcioro ma w domu magnetowid.
Kiedy w latach sześćdziesiątych Maria Braun-Gałkowska badała wpływ telewizji na osobowość dzieci, nie było jeszcze problemu z wyodrębnieniem dwóch podobnych pod względem sytuacji rodzinnej i materialnej grup dzieci, z których pierwsze posiadały w domu telewizor, a drugie nie miały go i nie oglądały telewizji częściej niż raz w tygodniu. Wyniki badań wykazały, że dzieci „telewizyjne” miały gorsze wyniki w myśleniu abstrakcyjnym i wyobraźni przestrzennej, cechowały się też mniejszą pobudliwością i niższym poziomem niepokoju (Maria Braun-Gałkowska „Wpływ telewizyjnych obrazów przemocy na psychikę dzieci”. Biuro Studiów i Analiz Kancelarii Senatu RP) . Autorka pisze, że wynik ten był sprzeczny z hipotezą roboczą, zakładającą większą nerwowość dzieci oglądających telewizję, a przez to narażonych na dużą dawkę przeżyć emocjonalnych. A więc zamiast spodziewanej nerwowości oglądanie telewizji jest przyczyną niewrażliwości i obojętności. Można przypuszczać, że dzieci pod wpływem dużej ilości szybko po sobie następujących wrażeń, których nie mają czasu zasymilować, stają się mniej wrażliwe — konkluduje Maria Braun-Gałkowska.
Wujek ekran
Telewizja oglądana przez kilka godzin dziennie zmniejsza liczbę rozmów w rodzinie. Włączony bez przerwy telewizor, towarzyszący nawet wspólnym tradycyjnym posiłkom, utrudnia wymianę zdań. Telewizor staje się jakby członkiem rodziny, który też zabiera głos, ale trzeba go tylko słuchać, nie można go o nic zapytać. Często matka, by zająć czymś dziecko, włącza mu po prostu telewizor. Telewizor kradnie czas, który młody człowiek mógłby spędzić w inny, bardziej aktywny sposób, na przykład na spotkaniu towarzyskim, uprawianiu sportu, czytaniu książek, zajęciach domowych czy chociażby śnie. Kiedy zaś w domu jest kilka odbiorników, ginie zwyczaj wspólnego zasiadania przy telewizorze, co chyba jest jeszcze gorsze (nawet jeśli program nie był opowiedni dla wszystkich członków rodziny, to jednak pełnił rolę integrującą, a rodzice mogli na żywo, komentując oglądane treści, tłumaczyć dzieciom pokazywane sceny) . Rodzice tracą wtedy kontrolę nad tym, co oglądają ich dzieci. Jak pisze Renata Wojdan-Jaskulska, we Włoszech spora grupa pięcio- i siedmiolatków obejrzała nadany w nocy film „Milczenie owiec”, powszechnie uznany za niezwykle brutalny.
30 scen agresji na godzinę
Lucyna Kirwil podaje w opracowaniu „Wpływ telewizji na dzieci i młodzież” (wydanym w cytowanym wyżej biuletynie Senatu) , że filmy kreskowe dla młodych widzów zawierają od 17 do 30 scen agresji na godzinę, podczas gdy programy dla dorosłych tylko około 8 na godzinę.
Telewizja nie ukazuje świata, w którym samoloty i autobusy docierają do celu, rodzice opiekują się dziećmi, a sąsiedzi pozdrawiają przy spotkaniu, ale to, co odbiega od normalności: samolot rozbija się, autobus wpada w przepaść, ojciec gwałci dziecko, a sąsiad morduje sąsiada — zauważa Maria Braun-Gałkowska
i podaje, że według badań amerykańskich zbrodni „telewizyjnych” jest 10 razy więcej niż w życiu realnym przeciętnego Amerykanina.
Autorka w styczniu tego roku przeprowadziła badania wszystkich programów dziecięcych w TVP nadanych w ciągu tygodnia. W tym okresie na 68 programów przeznaczonych dla dzieci 39 zawierało sceny nasycone przemocą, złośliwością, a co czwarty program był praktycznie tylko tymi emocjami wypełniony. W ciągu jednej godziny, od 19. 00 do 20. 00, scen destrukcji było 34, zczego 14 znajdowało się w „Wieczorynkach”, a 20 w „Wiadomościach”.
Przemoc dobra na wszystko
Oczywiście, nie można dzieci pozbawiać wiedzy oistnieniu przemocy w społeczeństwie, jednak jej nadreprezentatywność w programach telewizyjnych powoduje wypaczenie tej wiedzy. A przyjęcie wizji świata, w którym przemoc jest czymś powszechnie występującym, powoduje zobojętnienie na ludzką krzywdę. Maria Braun-Gałkowska przytacza wyniki eksperymentów, które wykazały, że oglądanie aktów przemocy może zahamować reakcje na przemoc spotykaną w życiu realnym. Inne zaś eksperymenty (Bandury) wykazują, że dzieci naśladują zachowania agresywne oglądane w filmach, rozwijają je i uogólniają na inne sytuacje, a wpływ ten jest trwały.
O tym, że przemoc jest dobrym sposobem regulacji stosunków z innymi ludźmi, telewizja w dziecięcych programach przekonuje w różny sposób. Przy czym, na co zwraca uwagę Lucyna Kirwil, przemoc ta jest pokazywana nierealistycznie. A więc na przykład jako „czysta” (pozbawiona negatywnych skutków dla ofiary, jej rodziny i samego napastnika) , usprawiedliwiona (na przykład jako słuszny odwet grupy społecznej lub dokonywana przez policję dla ukarania kryminalisty) , efektywna (skuteczny sposób osiągania celów przez bohaterów pozytywnych) i humorystyczna (często na ścieżce dźwiękowej obrazowi agresji fizycznej towarzyszy śmiech fikcyjnej widowni) . Uczenie się z telewizji dokonuje się przez samą obserwację, a wyuczone zachowanie może się nie ujawniać bez sprzyjających okoliczności — ostrzega Lucyna Kirwil.
Anna Paciorek
Źródło tekstu: Rzeczpospolita, marzec 995