Opatrzność Boża
1. Koszmar na jawie
WSTĘP
Gdy niespodziewanie zdarzy się coś wyjątkowo dobrego i pięknego, jesteśmy wtedy bardzo szczęśliwi i zachwyceni. Czekamy na taki swoisty łut szczęścia. Gdy zdarzy się coś bardzo złego, często z żalu płaczemy i kiwamy głowami mówiąc: TAK MUSIAŁO BYĆ.
AKTYWIZACJA
Praca w grupach. Formularz – koszmar na jawie. Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytanie: czy naprawdę jesteśmy wolni jako ludzie? Czy może jest jakieś przeznaczenie, które nami steruje, może jakaś opatrzność, która kieruje życiem człowieka? Prezentacja na forum.
PUENTA
Heimarmene
A więc po pierwsze, człowieka mogą determinować bezduszne siły tego świata. Przekonanie o tym Grecy wyrażali wiarą w heimarmene, czyli przeznaczenie (zauważmy wszakże od razu, że Nowy Testament nigdy nie używa tego słowa na określenie przeznaczenia do zbawienia; wybrano tu nie obciążone filozoficznie słowo prooridzo).
Grecy sądzili, że człowieka otaczają tak potężne moce, iż niedorzecznością jest mniemać, jakoby mógł on sam stanowić o swoim losie. Człowiek jest raczej łupin± na falach oceanu, nie mającą żadnego wpływu na to, co się z ni± dzieje, zmuszoną podporządkować się siłom, wobec których sam jest bezsilny. Klasycznym wyrazem wiary w heimarmene było przekonanie, leżące u podstaw astrologii, że wszystko, co się dzieje na ziemi, jest zdeterminowane przez procesy dokonujące się w bez porównania potężniejszym od ziemskiego świecie gwiazd. […]
Należy starannie odróżnić naukę o heimarmene jako opis i jako wiarę. Grecy byli bystrymi obserwatorami, a rozmaite ograniczenia i zniewolenia człowieka przez siły od niego niezależne s± po prostu faktem. Natomiast wiara w heimarmene jest nieuzasadnioną ekstrapolacją tego faktu. Zawierała w sobie pesymistyczne przeświadczenie, jakoby człowiek był tylko rzecz±. W dalszej perspektywie mogła uzasadniać różne manipulacje człowiekiem i jego urzeczawianie. […]
Chrześcijaństwo odrzuciło generalnie tę wiarę. Zbyt wyraźnie sprzeciwiała się ona nauce o miłości Boga do człowieka, a zwłaszcza przekonaniu o odpowiedzialności człowieka za swoje czyny. Dochowała się na przykład relacja z dyskusji, jaką jeszcze w roku 382 przeprowadził na ten temat św. Grzegorz z Nyssy z jakimś nieznanym bliżej poganinem […]. Musiały to więc być w tamtym czasie problemy jeszcze żywe, skoro ludzie się o nie kłócili.
Wszakże wiara w heimarmene miała się utrzymać również wśród chrześcijan. Wyrazem jej choćby żywe po dziś dzień ludowe przekonanie o przeznaczeniu człowieka do konkretnych wydarzeń, odzywające się zwłaszcza w obliczu tragedii, do której doszło w wyniku przypadkowego splotu przyczyn.
„Widać tak mu było przeznaczone” powiadają wówczas ludzie, Panu Bogu przypisując zazwyczaj tę ciemną rolę, jaką Grecy przypisywali niepojętym siłom tego świata. Groźniejsze zaś formy wiary w heimarmene pojawiły się w ostatnich wiekach, zwłaszcza na gruncie współczesnej psychologii i socjologii, które maj± wręcz upodobanie w przedstawianiu człowieka jako istoty rzekomo całkowicie bezradnej w obliczu różnorakich mocy od niego potężniejszych.
Ananke
Potężne siły determinujące człowieka bywają ślepe, ale bywają też złośliwe. Nie znaczy to zaraz, że są to siły osobowe. Po prostu człowiek może odczytywać ich działanie jako złośliwe. Mianowicie, mało że siły te potrafią zniszczyć człowieka, mogą one doprowadzać do tego, że człowiek własnymi rękami działa przeciwko samemu sobie: Złośliwość losu (grecka ananke, łacińskie fatum) na tym właśnie polega, że człowiek sam sprowadza na siebie nieszczęście, którego nie chce. […]
Zwróćmy jeszcze uwagę na fatalne skutki uniku i ucieczki w obliczu zagrażającego zła. Są one dosłownie fatalne, to znaczy właśnie przez unik i ucieczkę spełnia się przeklęty wyrok losu. Gdyby ludzie więcej cenili swoją zdolność do sprzeciwienia się złu, wyszliby z zagrożenia obronną ręką. Ponieśliby co najwyżej koszty fizyczne swojej walki ze złem, zachowaliby jednak to co najważniejsze. Tymczasem ustępowanie pola złu, byleby samemu wyjść obronną ręką, musi człowieka niszczyć. Bo jest to zgoda na zwycięstwo zła. Jakże przeciwstawna mitowi Edypa będzie mądrość biblijna: przypomnijmy choćby Zuzannę, która nie ustąpi złu nawet w obliczu haniebnej śmierci, albo bohaterstwo Daniela, który nie ulęknie się groźby rzucenia go lwom ani spalenia w hutniczym piecu.
Mojry
Doktryna o heimarmene powstała jakby z przerażenia, że ograniczeni jesteśmy – co jest zresztą faktem – niezliczonymi wprost i tylko częściowo nam znanymi determinantami. Zamiast przyjąć te determinanty jako sytuację, w której ma się realizować nasza ludzka wolność, zwątpiono tu w ogóle w możliwość rzeczywistej wolności. Z kolei doktryna o ananke genialnie opisuje, jak fatalne skutki może sprowadzić na siebie człowiek przerażony złem, które mu zagraża. Jeśli jest wiarą, a nie czystym opisem, jest to doktryna niewiary w siebie i samozniszczenia. Wreszcie mit o Mojrach, córach Konieczności, podkreśla niemożliwość czystej wolności z innego jeszcze punktu widzenia: mówi się tu o tym, jak niezmiernie potężną determinantą jest moja własna biografia. Nie można być na tym świecie ciągle kawalerem, który każdego dnia wybiera sobie, co i jak mu się podoba. Każdy z nas – chce czy nie chce – jest jakoś związany wyborami poprzednimi.
Podsumowując: Greckie przedstawienia naszych różnorakich uwarunkowań i zniewoleń potraktować można jako opisy odkrywające prawdę o człowieku. Wskazuj± one na jakieś potężne, bezduszne przeznaczenia, które rzeczywiście ciążą nad nami. Wszakże my chrześcijanie znamy ponadto, nowinę o Bożej Opatrzności, nowinę o tym, że Bóg jest potężniejszy niż wszystkie moce tego świata. Przy czym Jego potęga jest jakościowo inna: jest to potęga Miłości, a więc potęga, która obdarza, nie umie zaś przytłaczać. W nowinie o Bożej Opatrzności zawiera się nowina o godności człowieka, która jest tak wielka, że nawet największy zbrodniarz nie traci jej doszczętnie. W nowinie tej zawiera się ponadto obietnica mocy Bożej, której Bóg nie poskąpi nikomu, kto szuka wolności.
Ale też nowina o Opatrzności byłaby niepełna i abstrakcyjna, gdyby nie uwzględnić faktu, że odnosi się ona do nas jako do istot uwikłanych w różnorakie więzy i obciążonych rozmaitymi brzemionami.
Pięknie pisał o tym Zygmunt Krasiński w swoim liście do ojca z 18 września 1831: „Ile mogę, staram się hartować duszę przeciw temu, co ma nadejść, bo myślę, że coraz gorzej będzie. Ja to nazywam Przeznaczeniem. Czyli że u mnie wola innych ludzi i okoliczności zowie się Przeznaczeniem. Jest to Fatum starożytne, okrutne, niczym nie odwrócone w swojej zawziętości – ale góruje nad tym Opatrzność boska, która czasem łamie i kruszy to Fatum; która w tym świecie niekiedy, a w tamtym zawsze oblewa promieńmi chwały i nieśmiertelności”.
2. Opatrzność
WSTĘP
Kiedy czytam Ewangelie, wydaje mi się, że Bóg czasem z nas szydzi. Choćby te słowa, że wszystkie włosy na naszych głowach Bóg ma policzone i że żaden nie spadnie bez Jego wiedzy. Co mi z tego, że Bóg wie, jeśli to nie zmienia faktu, że ja po prostu cierpię? Albo to wezwanie Pana Jezusa: Nie troszczcie się o to, co będziecie jeść i pić, albo w co się przyodziewać; przypatrzcie się ptakom niebieskim i liliom polnym.
Oba te teksty odnoszą się w gruncie rzeczy do jednego problemu: oba mówią o Bożej Opatrzności.
Czy przypadkiem Bóg sobie z nas nie szydzi, dając nam takie pouczenia? Sądzę, że optykę Ewangelii trzeba by zubożyć o dwa istotne elementy, aby hipoteza szyderstwa stała się jako tako prawdopodobna.
Tymczasem, po pierwsze: Szukając sensu tych pouczeń, trzeba koniecznie pamiętać, że ewangeliczne orędzie o Bogu to przede wszystkim nowina o Bogu, kochającym człowieka.
Po wtóre: Oba cytowane tu pouczenia Pan Jezus sformułował w języku obrazowym, a więc wskazującym na jakąś inną rzeczywistość, wobec której obraz jest tylko pośrednikiem. Paradoksalność obrazu nie jest wobec tego autonomiczna, wskazuje jedynie na paradoksalność obrazowanej rzeczywistości. Sens, zawierający się w pouczeniu, dotyczy oczywiście tej drugiej paradoksalności, a nie pierwszej.
A prawda o Opatrzności jest rzeczywiście paradoksalna. Spróbujmy ją sformułować w kilku zdaniach: Nad dziejami świata i nad każdym z nas czuwa Bóg, który jest kochającym Ojcem. Nie trzeba więc się lękać, należy patrzeć z ufnością w nieznaną przyszłość, nawet jeśli rysuje się ona w ciemnych barwach: Bo wszystkie nasze włosy są policzone, bo ważniejsi jesteśmy niż ptaki niebieskie i lilie polne. Ale jednocześnie uwierzenie w kochającego Ojca niczego doraźnie nie zmienia w naszej sytuacji. Nadal podlegamy nieszczęściom, niesprawiedliwościom, nieoczekiwanym utrapieniom.
Niełatwo i nie od razu człowiek odkryje, że ta paradoksalność Opatrzności jest świadectwem tajemnicy, która — jeśli raz zacznie się ją dostrzegać — staje się jednocześnie coraz bardziej zrozumiała i coraz więcej niezgłębiona. Jeśli jednak ktoś osobiście nie przeżywa prawdy o Opatrzności jako tajemniczego światła, dostępnego tylko w miarę pogłębiania naszej duchowej pojętności, nie trzeba się dziwić, że w pewnych sytuacjach bluźnierstwa same cisną się na usta: Gdzież jest ten kochający Bóg, jeśli nie broni nas przed niesprawiedliwością? Cóż mi z tego, że wszystkie moje włosy są u Niego policzone, jeśli ja po prostu cierpię?
AKTYWIZACJA
Praca w grupach. Formularz – nic nie widać. Zadanie jest następujące: poszukujemy odpowiedzi na pytania: Gdzież jest ten kochający Bóg, jeśli nie broni nas przed niesprawiedliwością? Cóż mi z tego, że wszystkie moje włosy są u Niego policzone, jeśli ja po prostu cierpię? Prezentacja na forum
PUENTA
Czy jest odpowiedź na to pytanie? Owszem, ale trzeba ją najpierw przeżyć, a dopiero potem można ją formułować. Trzeba uwierzyć Chrystusowi, że naprawdę Kochający Ojciec czuwa nad każdym naszym krokiem. Wówczas człowiek przekona się namacalnie, że jest właśnie tak, a każdy dzień będzie przynosił kolejne dowody Bożej Opatrzności. Wówczas pewność miłosiernej opieki Boga nad nami nie opuści człowieka nawet w chwilach nieszczęścia. To prawda, czasem ulegnie zachwianiu, czasem jakiemuś oczyszczeniu, ale w sumie w takich momentach człowiek jeszcze wyraźniej dostrzega obecność Ojca. Cierpienie przez to nie zniknie, jest nadal boleśnie realne, ale człowiek jest pewien, że jeśli Bóg je dopuszcza, niewątpliwie ma ono jakiś sens.
Sceptyk może powie, że jest to narkotyzowanie się wiarą. Czasem może bywa i tak. Ale jeśli wiara dotkniętego nieszczęściem w obecność Ojca przyśpiesza wzrost duchowy, daje siły do poświęcenia? Może już nawet nieładnie powoływać się na ojca Kolbego — tak często przytacza się go za przykład — ale w końcu reprezentuje on w sposób szczytowy postawę, która cechuje wszystkich, choć w różnym stopniu, przeżywających mądrze swoje nieszczęścia i przeciwności życiowe. Jak wyjaśnić takie fenomeny? Dla mnie są to sytuacje dotykalnej wręcz obecności Niewidzialnego w widzialnym świecie.
Słowa Chrystusa o włosach policzonych na naszych głowach należy rozumieć dosłownie, a nie tylko jako przenośnię. Aby jednak zrozumieć rzeczywisty, dosłowny właśnie, sens tych słów, warto przypomnieć sobie, że Bóg, daleko bardziej od zewnętrznych ingerencji, woli działanie we wnętrzu człowieka, przemienianie jego duszy. Toteż zapewnienie, że żaden nasz włos nie spadnie na ziemię bez woli Ojca, nie ma w Ewangelii nic z taniej i nieprawdziwej obietnicy, jakoby Bóg zobowiązał się chronić nas przed cierpieniami. Przeciwnie, słowa o tak nadzwyczajnym czuwaniu Boga nad nami padają w ramach proroctwa, że wierzący w Chrystusa będą cierpieć szczególnie (Mt 10,24-31).
Jednak „nie bójcie się tych, którzy zabić mogą ciało, lecz duszy zabić nie mogą”. Chrystus Pan zapewnia, że Bóg czuwa nad każdym naszym włosem, bo chce nas nauczyć, że prześladowaniami i cierpieniem nie należy przejmować się ponad miarę. Mimo bowiem złej woli, która wznieca prześladowania, mimo całej dramatyczności cierpienia, nie są to doświadczenia, które muszą zaszkodzić człowiekowi. Albowiem warstwy ciemności, bólu i złej woli, które naniósł w ludzkie dzieje grzech, nie są w stanie unicestwić obecności Ojca. Nie tylko włosy, czasem nawet głowy spadają ludziom niesprawiedliwie. Chrystus jednak powiada: Nie bójcie się! Chmury mogą co najwyżej przesłonić słońce, nie mogą go zagasić. Kiedyś nadejdzie Dzień Bezchmurny, ale już teraz, mimo chmur, które nad nami zwisają, nie brak nam światła, przenikającego nawet najgroźniejsze ciemności.
Według tej samej zasady należy rozumieć słowa: Nie troszczcie się o to, co będziecie jeść i pić, i w co się będziecie ubierać. Naukę tę należy rozumieć dosłownie, ale nie można naiwnie mieć Bogu za złe, że uczynił nas odpowiedzialnymi za nasz los. On jest pierwszym, który ma dla nas szacunek jako dla istot rozumnych i wolnych — zresztą nie mogłoby być inaczej, skoro właśnie takimi nas stworzył. Toteż zachęta do bezgranicznej ufności w Bożą Opatrzność — owo „nie troszczcie się” — na pewno nie zawiera, bo nie może zawierać, żadnych obietnic, jakoby Bóg miał nas wyręczać w obowiązkach wobec samego siebie.
Chodzi tu o coś głębszego: Ponieważ Bóg jest naprawdę Panem świata i ostatecznym Celem historii, wobec tego również w sytuacjach zawikłanych i tragicznie ciemnych należy Mu zaufać i za wszelką cenę starać się zachować wierność temu, co absolutne: „Szukajcie najpierw Królestwa Boga i Jego sprawiedliwości”.