Sens życia
Cywilizacja jest cieniutką skórką na ciele ludzkości. Trzeba uczyć ludzi, że ta cieniutka warstwa musi być bardzo chroniona.
Moj polski jest stary, ma 50 lat, ale jak pani chce, możemy rozmawiać po polsku. Wyrastałem w Tomaszowie Lubelskim. Nie było mi źle, bo rodzice byli bogaci i szanowani, choć bardzo ortodoksyjni – ojciec nosił brodę, matka perukę. Na pewno pani widziała w Nowym Jorku, jak tacy ludzie wyglądają. Ja już nie marzyłem o religii, ale o świeckich studiach w Jerozolimie. Co myślałem o życiu? Młody chłopak nie filozofuje, lecz działa. Chciałem być obywatelem świata. Oczywiście, że rosłem w poczuciu krzywdy. Pragnąłem czuć się Polakiem, ale nie chciałem, by oznaczało to rezygnację z mojego żydostwa. A w Polsce wtedy antysemityzm był bardzo silny. Nie chodziło w nim o to, by mordować Żydów, ale by ich odłączyć, zabrać prawa, nie wpuścić do szkół. Zawsze czuliśmy, że nie jesteśmy przyjęci w^ zupełności. Zdawaliśmy sobie też sprawę, że jeśli Niemcy wkroczą do Polski, to będą okropne prześladowania. Ale nigdy nikomu nie przyszło do głowy, że wymordują cały naród. Podczas wojny życie ludzkie przestało się liczyć. Udało mi się uciec z obozu pracy i walczyłem w partyzantce pod Lwowem. Akurat w tych okolicach AK walczyła z ukraińskimi nacjonalistami, pomoc żydowskiej partyzantki była dla nich bardzo ważna, więc walczyliśmy ramię w ramię. Ale jak któryś z nas został ranny, to Polaka można było zostawić ludziom we wsi, Żyda nie, bo groziłoby mu jeszcze większe niebezpieczeństwo. To, że walczyłem, nie miało nic wspólnego z poszukiwaniem sensu życia. Wiedzieliśmy, że nas wymordują, i nie mieliśmy innego wyjścia, jak narobić im tyle szkód, ile się da. Każdy nosił ostatnią kulę przeznaczoną dla siebie, bo niewola była gorsza niż śmierć. Potem wojna się skończyła, wróciłem do domu i to był najokropniejszy moment: matka zamordowana, siostra zamordowana, jej dzieci zamordowane, i szwagier, i kuzynostwo. Chodziłem po ulicach i miałem wrażenie, że stąpam po kamieniach nagrobnych. Nie było z kim porozmawiać ani do kogo pójść, bo Żydzi wciąż byli zabijani. Dlaczego nie popełniłem wtedy samobójstwa? Wcale nie dlatego, że znalazłem w życiu jakiś sens. Natura ludzka jest taka, że albo człowiek chce się mścić, albo mieć nadzieję, że przeżyje. W partyzantce chęć zemsty była silniejsza. Ale kiedy chodziłem po popalonych ulicach Tomaszowa, Niemcy już przegrali i pojawiła się nadzieja. A celem człowieka jest przede wszystkim przeżyć. Nie chce umierać, nie chce cierpieć, nie chce, żeby go bito. Póki ma nadzieję, nie chce się zabijać. Co czułem? Wszystko: nienawiść do morderców, wdzięczność dla tych, którzy pomagali nam przeżyć, i gorycz, strasznie dużo goryczy. Kiedy wyjeżdżałem rok później z Europy, to czułem, że opuszczam ziemię przesiąkniętą krwią i nieszczęściem. Nie mogłem się doczekać, aż zniknie mi z oczu. Wojna nauczyła mnie, że to, co nazywamy cywilizacją, jest bardzo cieniutką skórką na ciele ludzkości. Wystarczy lekko ją zadrapać i wyłażą straszne cechy człowieka. Dlatego nie można pozwolić na żadne zadrapania. Nie można pozwolić na nienawiść, bo jest jak nowotwór, który niszczy wszystko. Trzeba uczyć ludzi, że ta cienka warstwa cywilizacji musi być bardzo chroniona. Właśnie to jest sens życia: nauka dobroci. Nie jestem aniołem. Znam uczucia nienawiści i braku litości – w partyzantce nie braliśmy jeńców. Ale też wiem, jak straszne są konsekwencje tych uczuć. Sensem mego istnienia jest to, by przyszłe pokolenia zrozumiały, do czego prowadzi nienawiść, jak straszny jest antysemityzm, rasizm, „antychińszczyzm”, wszystko anty. Trzeba żvć według pryncypiów, z których najważniejszym jest szacunek dla życia i praw drugiej osoby. Za to cenię kulturę Stanów Zjednoczonych. Pewnie, że nie ma tu samych dobrych rzeczy, ale jest to kraj, w którym panuje poszanowanie praw człowieka. A ja pochodzę z kraju, w którym kapral, kiedy się upił, chodził nocą po ulicach i bil Żydów. Czy jestem dziś szczęśliwy? Ani tak, ani nie. Cywilizacja posuwa się do przodu, ale ja jestem ostrożny. Moje osobiste szczęście nie jest tu najważniejsze, bo jeśli nie jestem częścią ruchu, który woła o konieczność budowy lepszego jutra, moje życie nie ma sensu. Tak, pytanie, dlaczego akurat mnie udało się przeżyć wojnę, powraca do mnie niemal codziennie. Dlaczego ja? Przecież jestem tylko jednym z tysięcy. Ostatnie 20 lat życia poświęciłem budowie Muzeum Holocaustu, wcześniej zawsze byłem związany z różnymi organizacjami. Moja żona przeżyła Oświęcim i nigdy nie przestawaliśmy o tym mówić. Nie można o tym zapomnieć – po to, by się nie powtórzyło. I nie, proszę pani, to nie była konieczna lekcja. Tak nie powinno było być. Ale było. Lata nazizmu to klęska ludzkości. Ten wielki świat wcale nie jest taki dobry, jak się zdaje. Ale jest wielki i dla każdego musi znaleźć się w nim miejsce. W przeciwnym razie przemieni się w koszmar.