Sens życia
Sensem naszego bytu jest nasza niewiedza.
Godzina 15.30. Zaraz spotkamy się z Tadeuszem Konwickim. Piotr, fotograf, przywiózł mnóstwo sprzętu, lampy, statywy, generator. – Tam przecież może być za ciemno – tłumaczy. Jesteśmy na ulicy Górskiego, pora właściwa, naciskam guzik domofonu. – Co się dzieje? – pyta chrapliwie domofon. – Ludzie z „Newsweeka” – odpowiadamy. Konwicki obserwuje nas sceptycznie z progu mieszkania. – Po co tego tyle, po co? – denerwuje się w końcu. – Czy macie też bombę? Macie czy nie, chyba was jednak wpuszczę.
Mieszkanie jest ciemne i kręte. Piotr plącze się w kablach, a ja siadam i czekam. Chwilę później Piotr puszcza pisarzowi w twarz oślepiający snop światła. Ten się tylko nieznacznie marszczy i zwraca ku mnie twarz. – O czym to mieliśmy rozmawiać? – pyta. Odpowiadam, że o sensie życia. A on na to, że jest stary, że ma pełne prawo nie pamiętać i nawet nie dosłyszeć. Ze mam go pytać głośno. I jak najkrócej, bo nie lubi długich pytań. Zadaję więc jedno krótkie pytanie, najkrótsze, jakie udało mi się wymyślić: – Sens życia? Wykrzykuję je, zgodnie z sugestią pisarza, ale on zżyma się: – Słyszę przecież. Nie jest aż tak źle. Ale do rzeczy. Nad sensem życia głowimy się od tysięcy lat. A dla człowieka, który zbliża się do kresu swojego istnienia, to pytanie robi się bardzo istotne. Taki człowiek myśli: pożyłem długo, nazbierałem bardzo dużo danych, powinienem mieć odpowiedź. Konwicki pochyla się i splata dłonie na kolanach. Pisarz, oświetlony przez reflektor, wygląda jak ikona. Piotr skrada się do niego w kucki, trzaskając zdjęcie za zdjęciem. A Konwicki nagle otwiera oczy. – Mam zrobić jakąś mądrą minę? – pyta. – Zrobię minę mędrca specjalnie do zdjęcia. A potem mówi dalej: – O sensie życia wstyd teraz w dobrym towarzystwie rozmawiać. To pytanie, przez wieki nie znajdujące dobrej odpowiedzi, stało się banalne. Ale gnębi nas ciągle, choć coraz głębiej jest w nas ukryte. A może gnębi tylko mnie? Wiem, że ludzkość wymrze, nie wiedząc, po co żyła. Staram się przyjąć wobec tej tajemnicy męską postawę. – Mam teraz zrobić coś szczególnego dla Piotra? – pyta nagle fotografa, który usiłuje zrobić zdjęcie z góry. – Może przestawię którąś ze ścian, zburzę część mieszkania! Tu jest mało przestrzeni. Piotr gotów się zabić. – Nie, nie trzeba – odpowiada fotoreporter. I Konwicki mówi dalej: – Staroświecka męska postawa znaczy: przyjąć rzecz taką, jaka ona jest. Podejść do nierozwiązywalnej tajemnicy bez lęku. Nie przeć ku rozwiązaniu, zrozumieć niemożliwość. Pewne rzeczy, które wynikają z filozofii czy religii Wschodu, są w części zadowalające. Mogą pomóc w życiu z brzemieniem tajemnicy. W życiu zgodnym z naturą, z respektem dla bliźniego. Ja nie powiedziałem, że trzeba kochać bliźniego, bo to dość trudne, ale przynajmniej respektować. Piotr zamarł i słucha. – Niewielu potrafi się na to zdobyć. A to, w moim przekonaniu, powinno wystarczyć, żeby właściwie żyć. I tak żyć się starałem. Oczywiście, moja banalna ciekawość sensu życia trawi mnie. Pytam, jak wstrząsnąć sobą i kimś, żeby rąbek tej tajemnicy na chwilę się odsłonił. Pisarz musi notować takie olśnienia. Same próby komunikacji między ludźmi są bardzo ważne. Te próby napędzają świat sztuki. Pytania są nieodłącznymi towarzyszami każdego człowieka. Gdyby pytań nie było, nie szukalibyśmy odpowiedzi i świat stanąłby w miejscu. I cieszę się, że nie znajdziemy odpowiedzi, bo sensem naszego bytu jest nasza niewiedza. Konwicki nalewa mi kieliszek brandy i zauważa, że Piotr to fotograficzny pasjonat. – Proszę tylko spojrzeć, jaki rumiany – dodaje. – Pyta pani, dlaczego mówię, że pytanie o sens życia coraz bardziej nas gnębi? Bo to dla mnie nie jest miłe; wiem, że nie znajdę odpowiedzi. A i tak pytam. Pytają też inni, choć może się do tego nie przyznają. Będziemy pytać coraz rozpaczliwiej, bo świat pędzi coraz szybciej, widać to choćby po tempie życia Warszawy. Zaczynamy się coraz bardziej gubić w tym przyspieszonym ruchu i coraz trudniej nam znaleźć oparcie w czymkolwiek. Szukamy więc oparcia w szukaniu sensu bytu. To nawet łatwiejsze, bo wiemy, że odpowiedzi nie będzie i możemy się bezpiecznie skupić na samym szukaniu. Czy wzrost zainteresowania sektami nie świadczy o tym, jak dotkliwe stało się pytanie o sens życia? Nowi mesjasze, nowi guru, tego jest przecież coraz więcej. Pewnie błądzą, ale kto to może wiedzieć. Ważne, że szukają. A ja się śmieję z mojego szukania – ciągnie pisarz, patrząc jednocześnie z napięciem, jak Piotr wchodzi pod stół. – Ale zawsze sam z siebie się śmiałem. Nie pytajcie mnie, jak żyć w dzisiejszym świecie, bo co powiem, to zaraz odwrócę, sam siebie zdyskredytuję. Mówiłem o męskiej postawie wobec nieznanego. Uważam, że trzeba nie poddawać się modzie na histerię, na wybuchy ekstazy, na najtańszą metafizykę. Histeria przynależna jest kobietom, one mają prawo do odrobiny gniewu. Mężczyźnie tego nie wolno. Ale świat wypełnia się coraz bardziej żeńskim pierwiastkiem. Może to i dobrze. Histeria – tak, ale też większa wrażliwość, tolerancja, intuicja. Może tak powinno się szukać sensu? Ja jednak zachowam męską postawę, czyli spokojną tolerancję niewiedzy. A kiedy widzę czasem na ulicy dzisiejsze kobiety, spośród których najniższa ma metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, a najbrzydsza jest piękna niczym obraz, a za nimi plączą się jakieś pokraki z ogolonymi głowami, z krokiem spodni opadającym do kolan, to nie dziwi mnie, że tak wielu typków chce stać się kobietami, że uważają je za coś lepszego od siebie samych. Koniec. Czy to dobra puenta? Proszę tylko, niech Agnieszka to mądrze spisze, choć nie było mądre, i nie zrobi ze mnie osła.