Bez sakramentu
Kościół szuka sposobów na to, by osoby rozwiedzione nie czuły się z niego wykluczone
Niedopuszczanie rozwodników do sakramentów staje się dla Kościoła problemem coraz bardziej dotkliwym. Także w Polsce, bo dotyczy coraz większej liczby wiernych. Szuka się dla nich „duszpasterskich by-passów”, by nie czuli się wykluczeni.
Rozgrzeszenie dostają złodzieje, rozpustnicy, nawet mordercy. My jesteśmy od sakramentów odsuwani jak trędowaci. Jesteśmy katolikami drugiej kategorii – skarżą się często osoby żyjące w małżeństwach niesakramentalnych. Kiedy pojawiają się emocje, argumenty tracą wagę, a próby tłumaczenia, dlaczego tak jest, są dla Kościoła coraz bardziej kłopotliwe. Właśnie dlatego nawet wśród biskupów pojawiają się głosy zdecydowanie postulujące zmiany. Jesienią ub. roku w Rzymie, w czasie ostatniego synodu poświęconego eucharystii, abp Pierre-Antoine Paulo z Haiti postulował, aby do komunii św. dopuszczać rozwiedzionych wiernych. Również abp John Atcherly Dew z Nowej Zelandii mówił, że papież powinien zrewidować stanowisko Kościoła w tej kwestii i na nowo określić warunki, na jakich rozwodnicy – również pozostający w nowych związkach – mogliby przystępować do komunii. W końcowym orędziu do wiernych biskupi napisali: „Znany jest nam smutek tych, którzy nie mogą przystępować do komunii sakramentalnej ze względu na sytuację rodzinną, niezgodną z przykazaniem Pańskim. (…) Powtarzamy, że chociaż nie podzielamy ich decyzji, potwierdzamy, że nie są wykluczeni z życia Kościoła”. – Nie wyobrażam sobie, by można było uznać dyskusję na ten temat za zakończoną – zapewniał niemiecki kardynał Walter Kasper, kierujący Papieską Radą ds. Popierania Jedności Chrześcijan.
Prawda jest wieczna. Dziś osoby żyjące w związkach niesakramentalnych, czyli tych na kocią łapę, w małżeństwach tzw. cywilnych, w tym w powtórnych małżeństwach rozwodników, nie mogą przystępować do komunii św. Ludzie, którzy żyją bez ślubu kościelnego, nie mogą również być rodzicami chrzestnymi. – Nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo od czasów Chrystusa Kościół naucza, że małżeństwo jest nierozerwalne – tłumaczy ks. prof. Wojciech Góralski, kierownik Katedry Kościelnego Prawa Małżeńskiego i Rodzinnego Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. – Tego stanowiska Kościół nie zmieni nigdy – dodaje.
Przez stulecia nie brakowało krytyków tak nieugiętej postawy Kościoła. „Nie zarzucajcie mi, że prawa cywilne pozwalają wam dokonać rozwodu i opuścić żonę. Nie według tych praw Bóg was będzie sądził w wielkim dniu sądu, ale według praw, jakie sam ustanowił” – pisał św. Jan Chryzostom do krytyków kościelnego prawa. Nieugięta postawa Kościoła w kwestii nierozerwalności sakramentu małżeństwa była jedną z przyczyn walk średniowiecznych władców Europy z papiestwem. W 1534 roku doszło nawet do rozłamu w Kościele, gdy papież Klemens VII odmówił królowi Anglii Henrykowi VIII zgody na kolejne małżeństwo. Na ultimatum Henryka: rozwód albo odszczepieństwo papież odpowiedział: „Raczej jedno odszczepieństwo więcej niż jedna prawda mniej; różnowierstwa przemijają, a prawda jest wieczna”. Dyskusje na temat dopuszczenia rozwodników do Stołu Pańskiego trwają i dziś. Przed 12 laty kard. Walter Kasper, jeszcze jako biskup Diecezji Rottenburg-Stuttgart, oraz kard. Karl Lehmann z Moguncji i abp Oskar Saier z Fryburga opublikowali dokument zezwalający na przyjmowanie komunii przez osoby porzucone przez współmałżonków, wskazując na duszpasterski wymiar eucharystii. Jednak już kilka miesięcy później kard. Joseph Ratzinger, ówczesny prefekt Kongregacji Nauki Wiary, dziś papież Benedykt XVI, anulował ich decyzję.
Kościół niesakramentalnych. Niemożność przyjmowania sakramentów przez ludzi rozwiedzionych z roku na rok staje się dla Kościoła coraz większym problemem. Na świecie, a zwłaszcza w Europie Zachodniej, systematycznie spada liczba zawieranych małżeństw, rośnie za to liczba rozwodów. Tym samym rzesza ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych drastycznie się powiększa. Tę tendencję widać także w Polsce. Skalę zjawiska pokazują kartoteki prowadzone przez parafie. W jezuickiej, św. Andrzeja Boboli w Warszawie, gdzie jest ok. 23 tys. osób, od kilku lat ok. 30 proc. chrzczonych dzieci pochodzi ze związków niesakramentalnych. We wstępie do książki „Tęsknota i głód” o. Mirosław Paciuszkiewicz, na Rakowieckiej zajmujący się duszpasterstwem niesakramentalnych, opowiada: „Kiedy (…) szukałem w kartotece parafialnej zapisów »k. c. (kontrakt cywilny) z przeszkodami«, »k. c. bez przeszkód«, znalazłem ich ponad 700. A przecież kartoteka jest niekompletna. Duszpasterze nie dotarli do wielu rodzin. Sądzić należy, że wśród tych, do których nie dotarli, znalazłoby się jeszcze około 300 par niesakramentalnych. A więc około tysiąca takich par żyje tylko w jednej z parafii Mokotowa, liczącej nieco ponad 30 tys. mieszkańców”.
Nie odrzucajcie ich. Latami niesakramentalnych traktowano w Kościele jak katolików drugiej kategorii. Dlatego wielu odeszło od Kościoła. Niemały wpływ na ich decyzję miała i ma postawa samych duszpasterzy. I dziś są tacy, którzy gotowi są bronić tezy, że rozwodnicy sami są sobie winni. Wciąż się zdarza, że ksiądz odmawia chrztu dziecku, które pochodzi ze związku niesakramentalnego. – To pokolenie księży musi po prostu wymrzeć. Oni są niereformowalni – mówi ks. Jan Pałyga, pallotyn od lat prowadzący w Warszawie duszpasterstwo dla nieskramentalnych (szczegóły w ramce na str. 42). – Kościół nigdy nie wyrzucał takich związków poza nawias.
Nieznany z imienia biskup syryjski już w III wieku pisał: „(…) Pan nasz i Zbawiciel nie odtrącał całkowicie ani nie odrzucał celników i grzeszników, lecz przeciwnie, nawet siadał z nimi do stołu. (…) I wy zatem, biskupi, obcujcie z nimi i starajcie się ich pozyskać, otaczajcie opieką, rozmawiajcie z nimi, pocieszajcie ich, podnoście na duchu, nawracajcie”. Rewolucja nastąpiła jednak za pontyfikatu Jana Pawła II. W 1981 r. w kwartalniku teologiczno-duszpasterskim „Homo Dei” bp Władysław Miziołek, ówczesny wikariusz generalny Archidiecezji Warszawskiej, pisał: „Miłosierdzie zaś Chrystusa, który nikogo nie odsądzał od możliwości zbawienia, każe Kościołowi zająć się tymi rodzinami [niesakramentalnymi]”. Pod koniec tegoż roku Jan Paweł II w adhordacji apostolskiej „Familiaris Consortio” zaapelował do wszystkich katolików, by nie odwracali się od rozwodników żyjących w nowych związkach. „Wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, i jako ochrzczeni powinni uczestniczyć w jego życiu” – pisał Jan Paweł II.
Duszpasterskie by-passy. Adhordacja Jana Pawła II dla wielu była szokiem. Księża i wierni nie mogli lub nie potrafili zrozumieć słów Papieża. Gdy w r. 1983 w Gdańsku nieżyjący już kapucyn o. Roman Dudak zorganizował pierwsze w Polsce rekolekcje dla niesakramentalnych, wielu proboszczów odmówiło poinformowania o tym wiernych. Mimo to na pierwsze rekolekcje przyszło 450 osób. W kolejnych latach ich liczba wzrastała. Tym, którzy nie mogli zrozumieć, dlaczego zajmuje się osobami żyjącymi w grzechu, o. Dudak odpowiadał: „Ich rodzinna sytuacja – z punktu widzenia Kościoła – jest nieustabilizowana, ale to nie znaczy, że oni kiedyś ten grzech wybrali świadomie, na zimno”. Dziś sytuacja niesakramentalnych w polskim Kościele wygląda dużo lepiej. Kilka lat temu episkopat ustanowił dla nich specjalne duszpasterstwa. Działają one niemal w każdym większym mieście. Organizowane są rekolekcje, dni skupienia. Księża sami coraz lepiej rozumieją, więc i coraz odważniej nauczają, że gdyby Jezus dzisiaj ogłosił przypowieść o sądzie, usłyszelibyśmy nie tylko: „Byłem głodny… spragniony… obcy… nagi… zachorowałem… byłem w więzieniu… ”, lecz także: „Byłem chory na AIDS… byłem homoseksualistą… byłem rozwiedziony… – a nie odrzuciliście mnie”. Jezuita o. Norbert Frejek od roku prowadzi duszpasterstwo niesakramentalnych we Wrocławiu. – Ci ludzie naprawdę potrzebują naszej pomocy – mówi. – Nie możemy się na nich zamykać, bo przecież przez chrzest są członkami Kościoła. Wprawdzie nie mogą przyjmować komunii, lecz mogą uczestniczyć w życiu Kościoła na inne sposoby: przez modlitwę, czytanie Pisma Świętego, katolickie wychowanie dzieci. Ja to nazywam by-passami – gdy główna żyła jest niedrożna, trzeba wstawić naczynia, które doprowadzą krew do serca.
Możecie wrócić. Wbrew pozorom Kościół nie zamyka niesakramentalnym drogi do sakramentów. Osoby żyjące w związkach nieformalnych, które nie mają za sobą wcześniejszego ślubu kościelnego, bez przeszkód mogą wrócić do Kościoła. Wystarczy, że przystąpią do sakramentu małżeństwa. Księża mówią, że są przypadki, gdy po nieudanym związku cywilnym ktoś zawiera kolejny (po rozwodzie) w Kościele. Z punktu widzenia nauki Kościoła katolickiego jest to możliwe. Jak wyjaśnia dominikanin o. Jacek Salij, wcześniej trzeba zbadać, czy nowy związek nie pociąga za sobą krzywdy poprzedniego partnera, a zwłaszcza dzieci. – Zdarza mi się błogosławić taki związek. Ale muszę przyznać, że czynię to z mieszanymi uczuciami – mówi. Istnieje inna droga powrotu do Kościoła. Niesakramentalni małżonkowie zobowiązują się do życia w czystości. Są to tzw. białe małżeństwa, zero seksu. – Wytrwanie w takim postanowieniu jest bardzo trudne – przestrzega jednak o. Frejek. – Dlatego to nie jest droga, którą polecamy zbyt wielu parom. Jeśli już, to osobom w podeszłym wieku. Coraz częściej księża informują też wiernych, że mogą oni wystąpić do sądu biskupiego z wnioskiem o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Chodzi o to, by nie trwać za wszelką cenę w związkach toksycznych, a przez rozwód nie utrudniać sobie funkcjonowania w Kościele. Zresztą o tej możliwości mówił też w styczniowym przemówieniu do członków Trybunału Roty Rzymskiej papież Benedykt XVI: „Orzeczenia kościelne w tej materii wpływają na możliwość bądź niemożność otrzymywania komunii eucharystycznej przez niemałą liczbę wiernych”.
Spór z Bogiem. O. Wojciech Nowak, jezuita prowadzący duszpasterstwo niesakramentalnych w Warszawie, mówi, że praca z nimi jest bardzo trudna, bo wielu już skazało się na wieczne potępienie. – Im szczególnie potrzebne są słowa otuchy i zachęty, a nie potępienia – mówi. – Są to często ludzie głębokiej wiary i mogliby służyć przykładem wielu tzw. wzorowym katolikom. Chętnie przyjmują księdza po kolędzie, posyłają dzieci na spotkania w parafii, sami biorą udział w jej życiu. O. Mirosław Paciuszkiewicz mówiąc o nich, powtarza za Chrystusem: „Nie widziałem tak wielkiej wiary w Izraelu”. Ks. prof. Józef Tischner relacje tych ludzi z Bogiem tłumaczył tak: „Oni [małżonkowie niesakramentalni] pokazują [Bogu]: »Zrozum, to jest ponad nasze siły, żebyśmy się rozstali«. A właściwie pokazują coś więcej: »To jest nasza miłość i ona jest dobra«. Dochodzi w ten sposób do sporu między miłością a Miłością. I to jest właściwy spór człowieka z Bogiem!”.