Kościół a rozwody
Z ojcem Wojciechem Jędrzejewskim rozmawia Szczepan Ruman.
Dlaczego kościół nie pozwala rozwodzić się ludziom w różnych ekstremalnych sytuacjach?
To pytanie trzeba rozważać w dwóch częściach. Po pierwsze – pozwolenie kościoła nie ma nic do rzeczy, jeżeli chodzi o trwałość sakramentu małżeństwa. Jeżeli ludzie naprawdę zawarli trwały związek sakramentalny, to on jest zawarty i tyle. Powiedzieli sobie, że będą ze sobą do końca życia, że się nie opuszczą nawzajem w żadnych trudnych warunkach i nie ma żadnej instancji, która mogłaby to cofnąć, jeżeli to było w ważny sposób wypowiedziane. Także zgoda, bądź niezgoda nie ma nic do rzeczy, ten związek jest zawarty i tego się nie da cofnąć. Natomiast, można zapytać dlaczego kościół nie pozwala wchodzić w ponowny sakramentalny związek małżeński. Odpowiedź byłaby podobna – jeżeli ten pierwszy związek jest prawdziwy, to nie można tego samego obiecać drugiej osobie w sposób ważny przed Panem Bogiem, to się już raz stało. Inną sprawą jest instytucja separacji, którą może orzec sąd. Jeżeli w rodzinie zdarzy się sytuacja tak dramatyczna, tak chora, że byłoby wskazanym poradzić, żeby na jakiś czas zamieszkali oddzielnie, to można uciec się do separacji, ale nie jest to zerwanie więzi małżeńskiej. W życiu katolika, w kościele, rozwód nie istnieje.
Czym wobec tego różni się rozwód od separacji, przecież ludzie żyjący w separacji nie opiekują się już sobą nawzajem, opuszczają się. Czy nie można więc powiedzieć, że także łamią sakramentalną przysięgę?
To opuszczenie najgłębiej rozumiane znaczy: „nigdy w twoim miejscu nie będzie inna osoba”. Takie rozstanie najczęściej jest wielkim dramatem, jednak samo zamieszkanie oddzielne może być tylko inną formą bycia z drugim człowiekiem. Jeżeli na przykład ktoś jest wulgarnym, agresywnym alkoholikiem i strasznie cierpią z tego powodu jego dzieci, a on nadal może beztrosko przychodzić do domu, bo tam się nim zaopiekują, dostanie jeść, dostanie pić, to tylko przedłuża się czas, po którym ten człowiek zrozumie, że jest chory. Natomiast jeśli sytuacja jest postawiona tak: „dopóki nie zaczniesz czegoś z sobą robić, leczyć się, to nie będziesz mieszkać z nami, ponieważ to zabija całą rodzinę, zwłaszcza dzieci”, jest gestem w kierunku tego człowieka, nie przeciwko niemu.
Czy ludzie, którzy nie wypełnili złożonej przed Bogiem przysięgi, opuścili osobę, której ślubowali wierność do końca życia – rozwiedli się, a często weszli w ponowne związki, mogą jeszcze w jakiś sposób uczestniczyć w kościele?
Po pierwsze, ci ludzie dalej są w kościele, w niedoskonałej formie, ale dalej są w kościele, jest dla nich miejsce. Nie mogą przyjmować sakramentów – jeżeli jeden z nich w swoim życiu przekreślili, to zamykają sobie drogę do komunii z Panem Jezusem. Nie mogą się ważnie wyspowiadać, ponieważ jeżeli nie chcą wypełniać przyrzeczeń małżeńskich, lub na dodatek są w innym związku na stałe, to nie mogą spełnić jednego z warunków spowiedzi, czyli postanowienie poprawy. Trwają w grzechu, który nie pozwala im przystępować do komunii świętej. Natomiast to nie przekreśla ich jako chrześcijan, otwarty jest dla nich kontakt ze Słowem Bożym, ze wspólnotą kościoła, a także jakaś forma uczestnictwa w eucharystii – poprzez ich obecność, do której są jak najbardziej wzywani.
Jak można się przygotować do sakramentu małżeństwa, aby było ono trwałym związkiem?
Oczywiście obietnicę: nie opuszczę cię aż do śmierci, można zrealizować w pełnym wymiarze tylko w związku małżeńskim, ale już teraz można sobie głęboko rozważyć to, co jest zawarte w formule małżeńskiej: ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę, aż do śmierci, i każdą z tych obietnic realizować już dzisiaj, wobec swoich przyjaciół, wobec swojej sympatii. W stosunku do bliskich osób uczyć się szczerości, stałości: nie zdradzę cię, nie wycofam się z tego związku, będę o niego walczył, będę go pielęgnował, będę w sobie pielęgnował miłość, wierność, nie będę cię oszukiwał, będę starał się być we wszystkim szczery. To jak traktujemy dziś nasze przyjaźnie, czy też sympatie to już jest sposobem, w jaki nauczymy się, albo też nie, kiedyś traktować swoją małżonkę.
Źródło tekstu: www.rejs.sluzew.dominikanie.pl