Nikt nie straci wiary z powodu „Ewangelii Judasza”
Gazety ogólnopolskie podały na pierwszych stronach sensacyjną wiadomość: oto odnaleziono „Ewangelię Judasza”. „Judasz nie byt zdrajca, Jezus go wyznaczył. Ewangelia Judasza odnaleziona po stuleciach” – głoszą nagłówki.
Jeżeli gazety donoszą o czymś wytłuszczonymi literami na pierwszych stronach, to albo rzeczywiście chodzi o coś bardzo ważnego, albo coś, co mało znaczy, a ma się stać ważne w świadomości społecznej, ponieważ chcą tego wydawcy i redaktorzy.
Pierwsze pytanie, jakie nasuwa się w związku z doniesieniami o sensacyjnym odkryciu „Ewangelii Judasza”, to kwestia autentyczności tego znaleziska. Trzeba ustalić, czy naprawdę mamy do czynienia z oryginałem, czy ze zręcznie podrobionym falsyfikatem, który ma do spełnienia jakieś ideologiczne przestanie.
W ostatnich latach na czołówki gazet trafiały informacje o rozmaitych odkryciach z zakresu archeologii biblijnej. Wkrótce okazywało się, że mamy do czynienia z fałszerstwami. Czasami byty one nastawione na konkretne korzyści finansowe, częściej jednak na wzbudzenie sztucznych dyskusji teologicznych, albo szerzenie wątpliwości podcinających wiarę chrześcijańską. Wiele do myślenia daje fakt, że tego typu doniesienia dotyczą zazwyczaj właśnie problematyki wiary chrześcijańskiej, szczególnie w jej wydaniu katolickim.
Jakie to były znaleziska?
Bodaj najbardziej głośne w ostatnich lalach były doniesienia o znalezieniu tzw. ossuarium Jakuba. Ossuarium to skrzynka, zazwyczaj kamienna, do której w starożytności, zgodnie z semickimi zwyczajami grzebalnymi, w jakiś czas po śmierci człowieka składano jego kości. Takie ossuaria często były opatrywane inskrypcjami. Rozpowszechniano wiadomość, że odnaleziono ossuarium „Jakuba, syna Józefa, brata Jezusa” – jak brzmiała inskrypcja – co natychmiast powiązano z „bratem Pańskim”, wzmiankowanym na kartach Nowego Testamentu. Sugerowano, że chodzi o rodzonego brata Jezusa, a skoro tak, wyprowadzano wniosek, że Jezus przyszedł na świat w najzwyczajniejszej rodzinie żydowskiej i w zwyczajnych okolicznościach, miał bowiem rodzeństwo. Znaczyłoby to, że macierzyństwo Maryi, Matki Jezusa, niczym się nie różniło od macierzyństwa każdej innej kobiety.
Nie trzeba wyjaśniać, że jest to zakamuflowany zamach na podstawową prawdę naszej wiary dotyczącą dziewiczego poczęcia Jezusa. Także w części środków przekazu w Polsce dorabiano ideologię, że mamy do czynienia z sensacyjnym odkryciem, które ukazuje i potwierdza człowieczeństwo Jezusa. Ossuarium stanowiłoby dowód na to, że Jezus, urodzony i żyjący w zwyczajnej rodzinie, właśnie dzięki temu jest bratem każdego człowieka.
Wiadomości o ossuarium nagłośniono w mediach. Co więcej, urządzono wielką wystawę w Toronto, na której starannie wyeksponowane znalezisko stanowiło jej centralny punkt. Wystawę obejrzały setki tysięcy zwiedzających i zarobiono na niej wielkie pieniądze. Gdy eksperci, archeolodzy biblijni i historycy starożytni, coraz głośniej domagali się niezależnej ekspertyzy znaleziska, wkrótce po zakończeniu wystawy eksponat nagle uległ całkowitemu zniszczeniu, został rozbity i nie dopuszczono do jego zbadania. Wkrótce pojawiły się zdawkowe informacje, że był to falsyfikat, ale poza drobnymi przeprosinami skierowanymi do zwiedzających wystawę, nikt już nic odniósł się do dyskusji, jaką wcześniej próbowano wzniecić.
Co Ksiądz Profesor sądzi o odkryciu „Ewangelii Judasza”?
Jeżeli to znalezisko ma się stać przedmiotem badań i debat także teologicznych, powinno być najpierw poddane wnikliwej i rzetelnej ekspertyzie – niezależnej, pozbawionej jakichkolwiek nacisków oraz wpływów politycznych i ideologicznych. Takich wiarygodnych ekspertyz dotychczas nie ma, natomiast uczeni, na których powołują się media, ich prestiż i autorytet naukowy, nie są na tyle poważne, żebyśmy mogli bezpiecznie polegać na ich opiniach i ocenach. Dopiero wtedy, gdy jesteśmy pewni, że coś jest oryginalne, możemy rozpocząć debatę nad treścią i znaczeniem tego znaleziska.
Czy fakty podane w związku z odkryciem „Ewangelii Judasza” budzą jakiś niedosyt?
Gazetowy opis okoliczności odnalezienia „Ewangelii Judasza” i jej losów starczyłby na gotowy scenariusz filmu przygodowego. Kto wie, czy wkrótce laki nic powstanie… Jako miejsce znalezienia podaje się okolice miasta al Minya w środkowym Egipcie. Znam dobrze tę okolicę; rzeczywiście, obfituje ona w liczne groty.
Ale sam ten fakt może oznaczać, że cala historia została zręcznie sfabrykowana. Głosi ona, że rękopis najpierw znalazł się w Kairze, później trafił do USA, gdzie był przechowywany w lodówce i w sejfie. Na pierwszy rzut oka to historia zbyt barwna, żeby była wiarygodna.
Czy podane przez media nazwiska uczonych, którzy badali dokument, są znane Księdzu Profesorowi?
Od lat z uwagą zajmuję się archeologią biblijną, ale żadne z cytowanych nazwisk nie jest mi znane. Na lokalnych uczelniach, jakich są setki w USA, zawsze można znaleźć naukowca, który powie to, co dziennikarz chce usłyszeć.
Jedyną poważną firmą związaną z rękopisem jest „National Geographic”, ale to przecież czasopismo popularnonaukowe. Jeśli chodzi o stronę historyczną i archeologiczną, nic wiem, czy redaktorzy dołożyli wszelkich starań, by zasięgnąć opinii odpowiednich specjalistów.
Nie można też wykluczyć, że mamy do czynienia z wprowadzeniem redakcji czasopisma w błąd. Ta sprawa jest bardzo podobna do fabrykowania wieści na temat tzw. ossuarium Jakuba. Stwierdzenie, że specjaliści ze Szwajcarii, czy USA badali manuskrypt to za mato. Powinniśmy znać ich personalia, a także przyjęte przez nich procedury badawcze i ich szczegółowe rezultaty. Ekspertyza powinna być uwiarygodniona pod każdym względem, podpisana i porównana z innymi ekspertyzami. Stworzenie jednego zespołu badawczego, który dochodzi do określonych konkluzji, nie wystarczy. Dzisiejsza nauka jest bardzo mocno zabarwiona polityką i podatna na ideologizację. Przykłady. które przytoczyłem, nakazują daleko posuniętą ostrożność.
Dopiero gdy się pamięta o tych wymaganiach, można powiedzieć, że istnieje prawdopodobieństwo, iż w Egipcie, w jednej z grot nad Nilem, znaleziono rękopis, który może stanowić fragment tekstu nazwanego „Ewangelią według Judasza”, a rzeczowe analizy potwierdzą jego autentyczność i datowanie na II wiek po Chrystusie.
I co wtedy?
Wtedy można i trzeba podejść do tych doniesień z powagą i zaznaczyć, że w dziejach archeologii biblijnej sensacyjne znaleziska się zdarzały. W tym przypadku mielibyśmy do czynienia z fragmentem bądź fragmentami jakiegoś pisma apokryficznego, jakich wiele powstawało w pierwszych stuleciach ery chrześcijańskiej.
Najpierw trzeba zwrócić uwagę na naturę, przeznaczenie i charakter oraz autorstwo i adresatów starożytnych apokryfów. Ewangelie apokryficzne powstawały na kanwie Ewangelii kanonicznych, których jest cztery: według św. Mateusza, Marka, Łukasza i Jana. Ewangelie kanoniczne zostały napisane w drugiej połowie I wieku. Najstarszą jest prawdopodobnie Ewangelia św. Marka, albo być może. Mateusza, lecz nie w wersji, jaką znamy – greckiej, a aramejskiej lub hebrajskiej, zaś najpóźniejsza to Ewangelia św. Jana.
Ewangelie kanoniczne przedstawiają życie, działalność i los Jezusa Chrystusa z perspektywy kilkudziesięciu lat. Cieszą się one autorytetem kanoniczności, bowiem już w II wieku zostały uznane za normatywne dla wiary chrześcijańskiej. Podstawowe kryterium ich autentyczności stanowi pochodzenie apostolskie, to znaczy, że autorzy i redaktorzy Ewangelii wywodzą się z grona bezpośrednich świadków życia i nauczania Jezusa.
To samo dotyczy zawartych w Nowym Testamencie Dziejów Apostolskich oraz kilkunastu Listów i Apokalipsy. Kanon Nowego Testamentu został definitywnie zamknięty w połowie II w., aczkolwiek oficjalne orzeczenia Kościoła nastąpiły nieco później. Te orzeczenia nic tworzyły kanonu, lecz odzwierciedlały ustaloną wiarę Kościoła.
Poczynając od drugiej połowy I wieku ukazywały się także rozmaite pisma apokryficzne. Ta rozległa twórczość odzwierciedlała układ i tematy trzech zbiorów zawartych w kanonie Nowego Testamentu: Ewangelie i Dzieje Apostolskie, Listy św. Pawła i św. Piotra, Jakuba i Jana oraz Apokalipsa. Naśladując ten układ, powstawały trzy gatunki apokryfów – Ewangelie, Listy i Apokalipsy. Nazwa „apokryf” wskazuje, że ich autorów w gruncie rzeczy nic znamy.
Dlaczego powstawały?
Przede wszystkim, by uzupełnić cztery Ewangelie i pozostałe pisma kanoniczne w tych miejscach, które uważano za niewystarczające. Przykładowo, wielkim zainteresowaniem cieszyła się tzw. Ewangelia dzieciństwa, bo chciano się dowiedzieć jak najwięcej o początkowym okresie życia Jezusa, o którym Ewangelie kanoniczne mówią niewiele.
Apokryfy zawierają więc nowe motywy, np. z tzw. Protoewangelii Jakuba, datowanej na drugą połowę I w., pochodzi informacja, że rodzice Najświętszej Maryi Panny mieli na imię Joachim i Anna. Tradycja Kościoła poszła za pamięcią utrwaloną w tej Ewangelii apokryficznej, z czego wniosek, że najstarsze apokryfy zawierały elementy prawdy.
Jednak już wtedy obok rzetelnego rozeznania dawała o sobie znać fantazja i wyobraźnia, a później ten proces się nasilił. Inny aspekt to dopowiadanie – obok słów Jezusa zapisanych w Ewangeliach kanonicznych krążyły tzw. agrafa, czyli Jego powiedzenia zapamiętane w tradycji ustnej. Badaniami tej problematyki zajmował się np. Joachim Jeremias. Niektóre wypowiedzi Jezusa aktualizowano i adaptowano do nowych sytuacji, a potem wtaczano do piśmiennictwa apokryficznego.
Były również jeszcze inne powody powstawania apokryfów, wśród nich motywy polemiczne. Pewne działania czy słowa Jezusa lub Apostołów wydawały się części chrześcijan za trudne, niezrozumiałe, wymagające wyjaśnienia oraz interpretacji.
Należy pamiętać o silnych napięciach, które istniały w łonie Kościoła pierwszych wieków. Nieliczna, lecz wpływowa część chrześcijan wywodziła się z judaizmu, natomiast z dekady na dekadę wzrastała liczba chrześcijan pochodzenia pogańskiego. To powodowało dyskusje, konflikty i spory o charakterze doktrynalnym i moralnym, np. dotyczące przestrzegania Prawa Mojżeszowego oraz rozmaitych zwyczajów, praktyk i obrzędów zakorzenionych w tradycji Starego Testamentu.
W Ewangeliach apokryficznych znajdujemy echa tych debat i konfliktów. Dla dodania autorytetu swoim poglądom autorzy apokryfów podszywali się pod któregoś z dwunastu Apostołów. Właściwie nic ma ani jednego Apostoła, któremu by nie przypisano jakiegoś apokryfu. Dokładne okoliczności powstania większości z tych dzieł nie są nam znane.
Co wobec tego można powiedzieć o „Ewangelii Judasza”?
Judasz jest jedną z centralnych postaci Nowego Testamentu, ponieważ należy do grona Dwunastu. Jest częściej wspominany na kartach Nowego Testamentu niż kilku innych Apostołów. W kilku przypadkach znamy tylko imiona, np. Natanaela z Kany Galilejskiej, natomiast o Judaszu Ewangelie wspominają w kilku miejscach i to w znaczących epizodach.
Wszystkie wzmianki o Judaszu na kartach Ewangelii kanonicznych odznaczają się daleko posuniętą rezerwą, a nawet niechęcią wobec niego. Czasami pojawiają się sugestie, że korzenie tej rezerwy mają związek z Jezusem, który wiedział, iż w decydującej chwili Judasz Go zdradzi.
I tu dochodzimy do najtrudniejszego problemu, który ma charakter teologiczny i jest w Ewangeliach wyczuwalny: koro Jezus zapowiadał swoją mękę i śmierć i skoro ktoś „musiał” się do tego przyczynić, więc Judasz w tajemniczy – można powiedzieć – swoiście paradoksalny sposób, został włączony w Boży plan zbawienia i stanowił integralny składnik lego planu.
Można zapytać: gdyby Judasz nic zdradził, jak wówczas wyglądałby scenariusz śmierci Jezusa? Pisanie tzw. wirtualnej historii to dzisiaj zajęcie coraz bardziej modne. Trudność dotycząca Judasza i jego roli istniała od początków chrześcijaństwa, a jej reminiscencje spotykamy wielokrotnie, np. w dziełach starożytnych Ojców Kościoła.
Zachowały się wyjaśnienia, że Bóg wykorzystał przewrotność Judasza, bo nawet ze zła i złej woli potrafi On wyprowadzić dobro, a więc włączyć złe ludzkie czyny i wybory moralne w realizację planu zbawienia. Tak pisał św. Augustyn i wielu innych myślicieli, którzy wyczuwali napięcie między uczynkiem Judasza a darem wolności. Wygląda na to, że odnaleziona „Ewangelia Judasza”, jeśli naprawdę powstała w starożytności, próbowała odpowiedzieć na takie i podobne pytania.
Można także pójść innym tropem interpretacyjnym. Zacznijmy od pytania, kim byli chrześcijanie w Egipcie w II i III wieku? – W dużej mierze wywodzili się oni z miejscowych Żydów, bo w okresie przedchrześcijańskim istniała na tych terenach bardzo duża i prężna diaspora żydowska. Wielu jej członków przyjęło wiarę w Jezusa jako Pana i Mesjasza, co musiało prowadzić do napięć z pozostałymi Żydami, którzy odrzucając wiarę w Jezusa, pozostali wyznawcami judaizmu. Na to nakładała się narastająca konfrontacja między chrześcijanami pogańskiego pochodzenia a wyznawcami judaizmu. Jej rezultatem było to, że Żydów postrzegano coraz bardziej jako naród Judasza, a coraz mniej jako naród Jezusa.
Ten stereotyp utrwalił się i daje o sobie znać do dzisiaj: Żyd kojarzy się bardziej z Judaszem, niż z Jezusem, albo św. Piotrem. Jest bardzo prawdopodobne, że „Ewangelia Judasza” powstała w środowisku, które starali się Judasza wybielić, widzieć w nim pożyteczne narzędzie w Bożym planie zbawienia, ukazywać go nie tylko jako towarzysza Jezusa, lecz i wspólnika Jego losu i przeznaczenia. Jeżeli ten trop interpretacyjny jest właściwy, mielibyśmy do czynienia z próbą przezwyciężania napięć w środowisku chrześcijańskim oraz w kontaktach miedzy chrześcijanami a wyznawcami judaizmu, a także z wybielanie coraz bardziej ponurego wizerunku Judasza, kojarzonego z coraz bardziej konfrontacyjnym obrazem Żydów.
Jezus mówi Judaszowi, że przewyższy innych Apostołów, ale musi poświęcić ciało, które Go okrywa. Zbawienie zależało od Judasza, nie od Pana Jezusa. Bóg nie jest miłosierny, gdyż spisuje Judasza na straty, ale też nie jest wszechmocny, gdyż bez Judasza nie wypełniłby swojej misji.
Na aktualnym etapie znajomości tekstu (trzeba podkreślić, że zapowiadane tłumaczenie będzie nic z języka oryginału, ale z angielskiego, co znacznie obniża jego wartość poznawczą) mamy wielką trudność: na razie nic wiemy, jaki charakter ma apokryficzna interpretacja zdradzieckiego zachowania Judasza.
Z lakonicznych informacji wynika, że tekst „broni” Judasza kosztem Boga, co jest podejściem kuriozalnym. Wygląda na to, że chodzi o przedstawienie historii zbawienia jako dziejów swoistej rywalizacji, odzwierciedlającej napięcia, jakie dzielą ludzi. Z interpretacją trzeba jednak zaczekać, także dlatego, by nie wyprzedziła ona ewentualnych sprostowań, że chodzi o kolejne fałszerstwo.
Czy droga do przebaczenia była dla Judasza zamknięta? Chyba jak Dobry Łotr mógł okazać skruchę i uzyskałby przebaczenie?
Kościół nigdy nie orzekł, że Judasz został przez Boga potępiony. Ewangelie podają, że Judasz uświadomił sobie swój grzech. Wraca do arcykapłanów, oddaje im pieniądze i mówi: „Zgrzeszyłem, wydawszy krew niewinną” (Mt 27,4). Ich reakcja była przytłaczająca: „Co nas to obchodzi? To twoja sprawa” (Mt 27,5). W momencie, który był czasem żalu i skruchy, a mógł się stać początkiem nawrócenia, podobnego do tego, jakie przeżył Piotr, Judasz został odrzucony przez żydowskie autorytety religijne.
Z tego wynikła jego samotność i rozpacz, które sprawiły, że wyszedł i powiesił się. Gdyby reakcja przywódców była inna, los Judasza leż mógł być inny. Jan Paweł II napisał: „Potępienie wieczne jest z pewnością zapowiedziane w Ewangelii. O ile jest ono jednak realizowane w życiu pozagrobowym? To ostatecznie wielka tajemnica”. Nie nam wyrokować o wiecznym losie Judasza, natomiast na pewno jest to ogromna przestrzeń i sposobność dla Bożej miłości i miłosierdzia.
Jak Ksiądz Profesor ocenia sposób, w jaki media donoszą o podobnych odkryciach?
Wybór tematu „Ewangelii Judasza” i jego umiejscowienie w czasie nie jest dziełem przypadku. Najpierw tygodnik „Wprost” zapowiedział temat, a duże reprodukcje okładki czasopisma były rozklejone na plakatach. Następnie „Gazeta Wyborcza” zamieściła obszerne doniesienia, wybijając je na swoją czołówkę, a zrobiła to na dwa dni przed Niedzielą Palmową. W Niedzielę Palmową wierni słyszą w kościołach ewangeliczny opis Męki Pańskiej. Nagłośnienie „Ewangelii Judasza” było obliczone na to, że informacje o niej wywołają określone skojarzenia.
Z kolei w Wielkim Tygodniu „Gazeta Wyborcza” codziennie zapowiada opublikowanie polskiego przekładu manuskryptu. To też starannie przygotowany „upominek” na Wielkanoc. Nie można wykluczyć dalszych inicjatyw, jak szumne wykłady, wypowiedzi i konferencje prasowe. Jestem przekonany, że nic wstrząśnie to wiarą chrześcijańską ani nie zrobi specjalnego wrażenia.
Chrześcijanie w Polsce uodpornili się już na wszelkie tego typu sensacje i potrafią je prawidłowo ocenić. Skutek jest taki, że ludzie czytają gazety, ale mają do nich ograniczone zaufanie. Jest to jeszcze dziedzictwo poprzedniego okresu, lecz i w ciągu ostatnich lat dziennikarze zrobili bardzo wiele, by ten stan rzeczy utrwalić. Media po prosu lubią newsy.
Jak Ksiądz Profesor ocenia komentarze naukowe, które im towarzyszą?
Kolejność powinna być następująca: najpierw rzetelne stwierdzenie autentyczności znaleziska, następnie jego wszechstronna i dogłębna interpretacja, a potem publikowanie informacji na ten temat.
Jeżeli odnaleziona „Ewangelia Judasza” jest autentyczna, odsłania nam ona kierunki rozwoju doktryny chrześcijańskiej w środowisku chrześcijan, którzy w II i III wieku żyli na terenie środkowego Egiptu. Nie zmienia to w niczym naszej wiary ani doktryny. Historia chrześcijaństwa zawiera zarówno wątki ortodoksyjne, jak i heterodoksyjne, czyli stojące na granicy herezji, a czasami wręcz heretyckie. Jednak dla zwykłego chrześcijanina takie sensacje nie mają żadnego większego znaczenia.
Nikt nie starci wiary z powodu tej publikacji?
Żeby wiarę stracić, trzeba ją mieć. Ci, którzy mają kłopoty z takimi publikacjami, bywają ludźmi wykształconymi, zajmują prominentne stanowiska, ale zdarza się, że ich wiedza religijna jest na poziomie dziecka w wieku Pierwszej Komunii Świętej. Tego rodzaju doniesienia jedynie obnażają ignorancję i pokazują, że powinno się pogłębiać swoją wiarę i wiedzę religijną.
Czy Kościół powinien reagować na takie doniesienia?
Kościół istnieje od dwóch tysięcy lat i przeżył już nic takie herezje, a jego istnienie i misja nie zależą od gazetowych doniesień. Jeżeli odkrycie okaże się sprawą ważną, znajdzie się na pewno w obrębie zainteresowań biblistów, teologów, patrologów i historyków Kościoła, czyli zostanie podjęta naukowa debata na jej temat, a jej wyniki podane opinii publicznej.
Natomiast jeżeli za kilka tygodni nikt nic będzie o tym znalezisku pamiętał, znaczy to, że przy okazji najważniejszych chrześcijańskich świąt kolejny raz zostaliśmy wmanewrowani w problematykę, która miała przeżywanie świąt podważyć, zaciemnić i uszczuplić.
To ukazuje prawdziwość stów Jana Pawła II; „Jeśli bowiem z jednej strony jest w świecie antyewangelizacja, ma ona też swoje środki i swoje programy i z całą determinacją przeciwstawia się Ewangelii i ewangelizacji. Zmaganie się o duszę świata współczesnego jest największe tam, gdzie duch tego świata zdaje się być najmocniejszy”. Obyśmy mieli do czynienia z autentycznym znaleziskiem, które odsłania jeszcze jeden aspekt starożytnych debat religijnych i teologicznych.
Rozmawiała Alina Petrowa – Wasilewicz, Wiadomości KAI 30 kwietnia 2006
Ks. prof. Waldemar Chrostowski – profesor nauk teologicznych, kierownik Katedry Egzegezy Starego Testamentu na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, kierownik Wydziału Teologii i Egzegezy Biblijnej na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, redaktor naczelny kwartalnika teologów polskich Collectanae Theologica. Członek Komisji Episkopatu ds. Dialogu z Judaizmem, przewodniczący Stowarzyszenia Biblistów Polskich.