Relacja z katechezy o roli osób z upośledzeniem umysłowym
Do potrzeb katechezy zaadoptowałem tekst Ojca Jacka Salija OP. Pod jego wpływem wróciłem też do książek napisanych przez Jeana Vaniera, w których przejrzałem kilka rozdziałów. Po kilku dniach miałem już konspekt i mogłem ruszyć do szkoły. Nie wiedziałem jednak, jak uczniowie poradzą sobie z tym problemem, więc temat przeprowadziłem w czterech wybranych klasach: jednej klasie 2 (pierwsze dwa kroki) oraz dwóch klasach 4 (dyskusja metodą pustego krzesła, list oraz metaplan). Mogłem podjąć taką decyzję również dlatego, że byłem kilka dni na wycieczce szkolnej i nie chciałem rozpoczynać omawiania nowych tematów, a także bardzo chciałem sprawdzić, jakie będą owoce tej katechezy. Młodzież potrafi pracować już w grupach, na widok kartek odruchowo sięgają już po długopisy, albo rozglądają się po klasie, z kim trzeba im będzie tym razem pracować w grupie. Nie chroni to jednak zajęć przed sytuacjami nerwowymi i kłopotliwymi, oczywiście czasami jest trochę zamieszania, które wymyka mi się spod kontroli, ale wtedy sięgam po dziennik i wpisuję uwagę z zachowania. To zazwyczaj skutkuje.
Po wstępie na temat lusterka rozdałem uczniom po kilka kartek z bloczku i poprosiłem o wykonanie zadania. Uprzedziłem, że nie trzeba się podpisywać, że nikt nie będzie ich musiał na głos czytać, że hasła wypisujemy w tajemnicy i po zakończeniu pisania kartki odwracamy czystą stroną do góry. Poprosiłem uczniów, aby jeszcze raz przejrzeli swoje kartki i podzielili je zgodnie ze scenariuszem na dwie grupki. Po kilu chwilach zacząłem zbieranie kartek. Zawsze zajmuje mi to dłuższy czas, są bowiem uczniowie, którzy nie wiedzą, co napisać lub potrzebują więcej czasu na wykonanie tego ćwiczenia. Czekam zatem na takich cierpliwie. Po zebraniu kartek wybrałem losowo po kilka kartek z obu grup i przeczytałem przykładowo wypisane na nich hasła.
Narysowałem też na tablicy schematycznie wielki mur z niewielką furtką na środku, aby na tym murze i furtce przykleić zebrane kartki. Poprosiłem o pomoc w wykonaniu tego dwóch-trzech uczniów, a sam chwaliłem klasę za owocną pracę. Zazwyczaj w takich momentach ludzie usiłują wprowadzić zamieszanie i rozmawiają, ale ja zdecydowanie proszę o spokój, aby nie stracić kontroli nad klasą, ciszą i zajęciami.
Uczniowie przyklejając kartki na tablicy stanęli w pewnym momencie przed trudnym zadaniem. Okazało się bowiem, że mój odruchowy rysunek zupełnie nie pasuje do ilości kartek. Liczyłem na to, że kartek z uczuciami oddzielającymi nas od tych niecodziennych miejsc i ludzi będzie dużo więcej niż kartek z uczuciami nas tam przybliżającymi. Tych pierwszych było bowiem dwa razy więcej! Poleciłem więc chłopakom przemodelować rysunek tak, aby muru było niewiele, natomiast aby zdecydowanie powiększyli furtkę. Posłużyli się kilkoma zdecydowanymi kreskami i rysunek nabrał zupełnie innego kształtu: brama była dużo większa od muru! To był dla mnie pierwszy szok!
Gdy już na tablicy wszystko było gotowe wtedy dokładniej przedstawiłem wyniki pracy. Lista przykładowych haseł przedstawia się następująco: współczucie, żal, bezsilność, chęć pomocy, tolerancja, ból, wściekłość na ludzką głupotę, zainteresowanie, szacunek (uczucia przybliżające), strach, wstręt, bezsilność, samotność, bezradność, smutek (uczucia oddalające). Powiedziałem tez o zaskoczeniu, jakie przeżyłem i pochwaliłem ich serdecznie za taką postawę. Wyjaśniłem następnie, że w dalszej części katechezy skupimy się na odniesieniu tylko do osób upośledzonych.
Wtedy już byli „kupieni” i mogłem wtedy spokojnie iść dalej. Opowiedziałem, jak w różnych kulturach kształtuje się podejście do ludzi upośledzonych. Następnie podzieliłem uczniów na grupy i przedstawiłem następne zadanie. Praca w zasadzie przebiegała spokojnie, chodziłem po klasie, aby przyglądać się postępom i temperować co bardziej gwałtowne zachowania. Po kilku minutach przedstawiciele grup przeczytali na forum klasy rezultaty pracy.
Przykładowe wypowiedzi:
- czuję strach przed tym, że może to spotkać również mnie; bo nie wiemy, do czego ten człowiek może być zdolny, co w danej chwili zrobi; boimy się, aby nam nie zrobił krzywdy,
- czujemy żal, ponieważ szkoda nam drugiego człowieka; bo to niczyja wina, że on taki jest… a już na pewno to nie jego wina; bo boimy się tego, czego nie rozumiemy
- wściekłość czujemy, bo ci ludzie są nieszczęśliwi z powodu reakcji BLIŹNICH, a nie z powodu jakiejś swojej ułomności,
- czuję bezradność, bo nie wiem, jak im pomóc;
- czuję żal, ponieważ szkoda mi tych ludzi… przecież mogliby chodzić po mieście nie czując na sobie tysiąca oczu,
- czujemy strach, ponieważ boimy się, że taki człowieka nie będzie czuł potrzeby, aby mu pomóc i nie będzie tego chciał, a konsekwencją tego może być nawet śmierć; ponieważ boimy się o tego człowieka,
- czujemy bezsilność, ponieważ ten człowiek jest taki, a nie inny i nie jesteśmy w stanie mu pomóc, bo nie jesteśmy specjalistami;
- czujemy wstręt, bo gdy widzimy człowieka zniekształconego, to kojarzy nam się z jakimś mutantem; myśl o tym, że moglibyśmy tak wyglądać przyprawia nas o dreszcze.
Zapytałem, jak się czuli wypisując te kartki w grupach oraz co było tu najtrudniejsze. Bardzo spokojnie i w skupieniu przedstawiłem puentę tej części katechezy. Zostało jeszcze trochę czasu na zrobienie porządnej notatki w zeszycie i luźną rozmowę na temat tej lekcji.
Na początku zajęć z klasą 4 krótko opowiedziałem wrażenia po poprzednich zajęciach z młodszymi uczniami. Była to pewna forma wstępu i wprowadzenia w tematykę zajęć. Uczniowie pracowali już metodą pustego krzesła, z chęcią przyjęli propozycje dyskusji na zadany temat. Po prezentacji postaw, które miałem wypisane na dużych kartkach, wybrali odpowiadające im postawy i szukali przemawiających za nimi argumentów. Nikt z uczniów nie opowiedział się za postawą nr 2 i 4. Jedna osoba usiadła przy kartce ze znakiem „?” – chłopak był zdania, że nie można krzywdzić drugiego człowieka – szczególnie dziecka – tylko dlatego, że jest inne; istotna funkcja człowieczeństwa jest opieka nad bezbronnym dzieckiem. Kilka osób miało nadzieję, że być może dziecko nie będzie tak upośledzone, w dyskusji opierały się na zwykłej ludzkiej nadziei oraz wierze w stały postęp medycyny. Najwięcej osób wyrażało postawę absolutnej miłości do upośledzonego dziecka. W dyskusji kierowały się nakazem poszanowania płynącym z wiary, miłością do dziecka, zaufaniem do Boga, „ponieważ skoro dał życie, to na pewno miał w tym jakiś cel”. Przedstawiciel grupy mówił też o strachu, niepokoju płynącym z serca, ale i nadziei na pokonanie trudności. Uczniowie zdecydowanie twierdzili, że skoro para zdecydowała się, aby mieć dziecko, to powinna się liczyć z różnymi konsekwencjami, a nie myśleć, że wszystko musi być „ładnie i pięknie”. Ja również zabrałem głos w dyskusji. Z przekory kontrowałem poglądy moich uczniów posługując się tanią retoryką, piętrząc trudności przez nimi, wątpiąc serdecznie w ich idealistyczne podejście do życia i przedstawionego problemu. Nie było mi jednak łatwo. Rozmowa zajęła nam całą katechezę. Zamykając dyskusję pytałem uczniów, jak się czuli w jej trakcie, co im zostanie po lekcji. Bardzo wyraźnie przypomniałem uczniom, że moja postawa służyła tylko i wyłącznie prowokowaniu w dyskusji, a nie ma nic wspólnego z moimi poglądami w omawianej sprawie. Na koniec opowiedziałem uczniom jeszcze bajkę.
Z następną klasą poprowadziłem temat krok dalej. Po krótkim wprowadzeniu poprosiłem o wejście w rolę młodych rodziców napisanie listu. Niestety, klasa na poprzedniej lekcji miała jakiś sprawdzian, co uniemożliwiało prawidłowe myślenie na religii. Zatem z listu prawie nic nie wyszło. Napisała go tylko jedna grupa, reszta w punktach wymieniła tylko, co by w takim liście napisała. Przykłady takich punktów: powiedzenie pierwszy raz „mama” lub „tata”, opieka i miłość, spełnienie się jako rodzica, radość, pierwszy kroczek, ząbkowanie, zmęczenie, czułość, dziecko – najpiękniejsza część rodziców, owoc miłości, zapatrzenie w każdy ruch dziecka. List napisany przez jedna grupę miał następującą treść: „Kochany wujku! Odkąd pojawiło się w naszym domu to piękne maleństwo, ja i moja żona jesteśmy bardzo szczęśliwi. Wiele rzeczy nabrało dla mnie uroku, np. nie muszę już chodzić do pracy w koszulach, bo pierwszeństwo w prasowaniu mają pieluchy. Nie potrzebuję też snu, bo przy wstawaniu co godzina organizm uodpornił się na brak snu, a co najważniejsze – polubiłem zapach niemowlęcej kupy o poranku.” Takie teksty są charakterystyczne dla moich uczniów, szczególnie po klasówkowym praniu mózgu.
Ale i za tę pracę im podziękowałem, na tyle było ich stać. Tym lepiej, że punkty wypisane przez uczniów i ten liścik sprzyjały rozmowie, którą po chwili rozpocząłem. Uczniowie zgodnie stwierdzili, że rodzice dziecka upośledzonego przeżywają te same radości i smutki, co inni rodzice, nie ma tu żadnych różnic. Może tylko jest większa radość z postępów w rozwoju dziecka i nadziei, jakie daje czasami rozmowa z lekarzem na temat stanu zdrowia dziecka. Przedstawiłem następnie puentę, omówiłem nauczanie Ojca św. Na temat diagnostyki prenatalnej. Na więcej niestety klasy nie było stać.
Dokończyłem zatem scenariusz na następnej lekcji, również z 4 klasą. Krótko przedstawiłem wyniki pracy w poprzednich klasach, co spotkało się ze znacznym zainteresowaniem, łatwiej było zatem wejść już w działania z nową metodą – metaplanem, której uczniowie jeszcze nie znali. Dokładnie przedstawiłem metodę pomagając narysowaniem dużej tabeli na tablicy. Uczniowie wzięli się do pracy, dałem im dość dużo czasu, ponieważ chciałem, aby zadanie wykonali dokładnie. Nie do końca się to udało, ponieważ klasa miała już ostatnią lekcje i uczniowie myślami byli już poza murami szkoły. Niemniej jednak coś się udało. Przykłady owoców pracy prezentuję w poniższej tabelce.
Jaki jest w tej chwili nasz stosunek do osób upośledzonych (można wpisać wyniki pracy z punktu 1) |
Jakie powinno być nasze odniesienie od osób upośledzonych? | Co musi się zmienić, aby nasze odniesienie było inne? |
Jakie konkretne działania trzeba podjąć w tym celu? |
Litość, odraza, strach, przygnę-bienie, współczucie | Pomoc, szacunek, zrozumienie, współczucie, wyrozumiałość
|
Włączenie ludzi do życia codziennego, starać się traktować ich normalnie, takie wychowanie dzieci przez rodziców, aby w przyszłości były tolerancyjne i życzliwe, przyzwyczajenie do widoku takich ludzi na ulicy |
Częściej z ludźmi rozmawiać i im pomagać, uświadamianie w szkole, udostępnienie ludziom większego kontaktu ze społeczeństwem, jak najwięcej organizacji pracujących z ludźmi upośledzonymi, podjazdy przy sklepach i innych budynkach, więcej pomocy z budżetu państwa i miast przeznaczonych na potrzeby upośledzonych |
Po zakończeniu pracy z metaplanem przedstawiłem jeszcze krótko trzy chrześcijańskie zasady na temat stosunku do osób upośledzonych. Zadanie domowe nie udało się, uczniowie uprosili mnie, aby go nie było. Mają podobno dużo nauki, więc im odpuściłem.
Byłem w sumie zadowolony z przeprowadzonych katechez, dostałem informację zwrotną o tym, że zagadnienia się podobały w mejlach od uczniów i kilku rozmowach na korytarzu. Scenariusz nadaje się może bardziej na dłuższe spotkanie poza katechezą w szkole, ale dobrze się udaje i w warunkach szkolnych. Byłem bardzo szczęśliwy widząc niesłychane otwarcie uczniów na osoby upośledzone, wyrażało się ono w formułowanych poglądach, nie zauważyłem oznak zdecydowanej wrogości lub nie zaakceptowania obecności osób upośledzonych w społeczeństwie.