Tolerancja i wychowanie
Kilka lat temu byłem świadkiem ciekawej sytuacji. Wraz z kolegami spotykałem się, aby grać w piłkę na osiedlowych boiskach. Zwykle nasza grupa liczyła tylu zawodników, że mogliśmy stworzyć dwie drużyny, aby grać między sobą. Jednakże pewnego dnia frekwencja nie dopisała, a boisko, na którym zazwyczaj toczyły się nasze mecze było zajęte. Postanowiliśmy szukać innego miejsca i partnerów do gry. Udało się. Zaczęliśmy grać. Chociaż podczas boiskowej walki często dochodziło do spięć i nerwowych sytuacji, zawsze staraliśmy się trzymać swój język na uwięzi. Tymczasem nasi nowi partnerzy do gry swoją sportową złość wyładowywali nie tylko kopiąc piłkę, ale także kwitując każdą nieudaną (a często też udaną) akcję przekleństwami. Pochłonęła nas gra. Po pół godzinie, pomimo tego, że rzadko zauważam coś poza grą w piłkę w czasie meczu, stwierdziłem, że nasi przeciwnicy coraz rzadziej uciekają się do niesportowego wyrażania uczuć. Pod koniec gry pozostał tylko jeden niereformowalny zawodnik. Schodziłem z boiska w przekonaniu, że tym razem udało nam się, oprócz oczywiście wygranego meczu, osiągnąć coś więcej.
Przykład być może nie najlepszy – niejeden może skrytykowałby nas za to, że nie zwróciliśmy chłopakom uwagi – ale dobrze pokazuje pewną prawdę. Próba zwracania komuś uwagi, heroicznego reformowania za wszelką cenę, nie zawsze działa, a czasem działa wręcz odwrotnie, niż byśmy tego chcieli. Myślę, że tak właśnie stałoby się z naszymi boiskowymi przeciwnikami. Natomiast nasz nie całkiem świadomy, bezsłowny przykład – można powiedzieć tolerancja ich zachowania – odniósł sukces, być może chwilowy i jednorazowy, ale mimo to, sukces.
Każdy z nas, jak sądzę potrafi w swoim życiu wskazać osobę, która kiedyś denerwowała go, w towarzystwie której niechętnie przebywał, której unikał, ale którą z konieczności tolerował. Być może dzieje się to nawet teraz. Wielu jednakże z nas może wśród tych samych osób wskazać również te, które później mile go zaskoczyły, pozytywnie go rozczarowały, z którymi nawet się zaprzyjaźnił. Okazuje się, że tak pojęta tolerancja prowadzi do poznania osoby, odkrycia jej talentów. Często jest właśnie tak, że ludzie postrzegani jako osoby mało towarzyskie, uciążliwe, nachalne, poruszające do znudzenia jeden temat rozmowy, z czasem zostają ekspertami w jakiejś dziedzinie. Niejednokrotnie z ust osób trzecich dowiadujemy się zaskakujących nowin o człowieku, którego niesprawiedliwie osądziliśmy w naszym sercu. A może jest też tak, że to my bywamy postrzegani przez kogoś jako ci, których trzeba z wysiłkiem tolerować.
Nadszedł zatem czas, aby poruszyć najistotniejszą kwestię. Poprzez nieświadomy przykład, następnie przez „tolerowanie” uciążliwych osób, dochodzimy do sedna problemu – tolerancji jako postawy wychowawczej. Otóż zachowanie pełne cierpliwości i zrozumienia, odpowiedzialne i mądre „przyzwolenie” na błędy, złe przyzwyczajenia, stanowi zwykle podstawę do wprowadzenia zmian w procesie edukacji. Jest to świadome i celowe działanie, które wymaga mądrości i doświadczenia, a czasem także czegoś nieuchwytnego, co zwykliśmy nazywać intuicją. Dobrze wiedzą o tym pedagodzy, którzy podjęli ryzyko zbliżenia się do swoich podopiecznych, zrozumienia świata, w którym oni żyją. Przy tego typu działaniach należy wszakże pamiętać o samokontroli, zdrowym rozsądku, pewnym dystansie pozwalającym zadać sobie pytanie: „Czy nadal wychowuję, czy już bardziej naśladuję?” Można nauczyć się tej trudnej sztuki wychowania innych przez tolerancję tylko wtedy, gdy pozna się wystarczająco własną osobę. Pierwszym krokiem musi być zawsze tolerancja naszych własnych wad, świadomość tego, że sami nie jesteśmy doskonali.
Tutaj wyłania się przed nami jeszcze jedna refleksja. Każda osoba, która jest lub będzie naszym wychowankiem jest i będzie jednocześnie po części także naszym wychowawcą. Pełne miłości, cierpliwe odkrywanie osób, owa wychowująca tolerancja, paradoksalnie odsłania przed nami najgłębsze pokłady naszej własnej natury. Trudności wychowawcze, bolesne poświęcenie – ubogacają nasze wnętrze. Okazuje się, że człowiek o trudnym charakterze, którego spotkaliśmy na naszej drodze, został nam podarowany przez Pana Boga jako wskazówka. Jan Chrzciciel, człowiek o hardej naturze, z ciętym językiem, został podarowany współczesnym mu Izraelitom, aby wskazać na Zbawiciela. Podobnie i my odkrywając człowieka, poznając w nim dobroć i piękno, zostajemy zwróceni w kierunku Bożej Miłości, odkrywamy obecność Pana Boga w naszym życiu.