Jezus i ludzkie zniechęcenie
„Przyciągnąwszy lodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim”
W szarej codzienności ludzkiego życia przeplatają się momenty radosnego entuzjazmu i chwile bolesnego zniechęcenia. Optymizm zrodzony w dniach powodzenia gaśnie nagle, gdy trudne doświadczenie przygniata ciężarem, który wydaje się być ponad siły. Pokusa bezwolnego poddania się biegowi spraw staje się coraz mocniejsza. Kto jej ulega, traci wewnętrzny pokój, przestaje się uśmiechać, nie wierzy już we własne możliwości, ani w pomoc kogokolwiek. Postrzega całe otoczenie jako nieprzyjazne. Nawet jeżeli nie pozwala dojść do głosu agresji, maska pewności siebie oddala go od innych. Im bardziej cierpi, tym bardziej jest osamotniony. Kto jednak w tak krytycznym momencie potrafi dostrzec obecność Chrystusa, nie załamie się. Pokusa zniechęcenia ustąpi miejsca woli współdziałania z Nim w misji przemiany tego świata. Wydarzenie nad jeziorem Genezaret jest doskonałą tego ilustracją.
Zmęczeni nocnym połowem Szymon i jego towarzysze zajęli się czyszczeniem sieci. Tej nocy nic nie złowili. Nadzieja na zarobek, który pozwoliłby przeżyć ten dzień bez niepokoju o utrzymanie rodzin, znowu okazała się płonna. Tyle trudu i wszystko na nic. Szymon pogrążony w myślach, mechanicznie wykonywał czynności powtarzane od lat. Z zamyślenia wyrwała go prośba Jezusa, by odpłynął nieco od brzegu. Zrobił to chętnie, widząc tłum, który cisnął się, aby słuchać Mistrza. Sam był ciekaw Jego słów. Wsłuchiwał się w nie, usiłując odnaleźć w nich swoją własną rzeczywistość. Codzienne troski nie przestały być ważne. To, co słyszał z ust Jezusa, niosło jednak jakieś nowe, tajemnicze światło, które pozwalało dostrzec prawdziwą wartość życia, pracy, modlitwy…
Każdy chrześcijanin jest słuchaczem Jezusa. Pismo św., nauczanie Kościoła, katecheza i zwyczajne zdarzenia, analizowane w świetle wiary, niosą ze sobą ten sam ładunek Bożych treści, który pozwalał Szymonowi i innym uczniom Mistrza z Nazaretu odkrywać pozytywną stronę codzienności. Potrzeba jedynie odrobiny uwagi, chęci wniknięcia w słowo Pana, aby to, co przykre, smutne, złe przestało zagrażać wewnętrznemu pokojowi. Do człowieka nastawionego na słuchanie może w pewnym momencie dotrzeć wezwanie: „Wypłyń na głębię i zarzuć sieci na połów!” (Łk 5, 4). Spróbuj wejść głębiej w swoją własną rzeczywistość, aby odkryć nowe możliwości rozwiązania problemów. Spróbuj sięgnąć do ich korzeni, aby przekonać się, że – wbrew piętrzącym się trudnościom – są one do rozwiązania. Zobaczysz, że masz wystarczające siły, aby przezwyciężyć niedogodności. Być może i świat, który cię otacza, przyjdzie ci z pomocą.
Wobec tej zachęty pokusa zniechęcenia odezwie się na nowo. Zdrowy rozsądek podsunie na jej poparcie cały stos argumentów, zbudowany na przeżytym doświadczeniu. „Mistrzu, przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili” (Łk 5,5). Jezu, tyle razy próbowaliśmy odbudować naszą miłość małżeńską i nadal nie możemy się zrozumieć… Panie, tylekroć już przebaczałem… Boże, może Ty doliczysz się moich „postanawiam się poprawić i więcej nie grzeszyć”… Wszystko na nic…
Doświadczenie można przeważyć jedynie wiarą. Potrzeba zaufania, aby zanegować własne, minione przeżycia i pójść za głosem Jezusowego wezwania. Trzeba zaufania, by powiedzieć: „Na Twoje słowo zarzucę sieci” (Łk 5, 5). Na Twoje słowo podejmę raz jeszcze trud odbudowywania miłości, przebaczania, nawrócenia…
Udało się! W sercu drgnęła radosna struna powodzenia. Ale w tym momencie można też wszystko przegrać. Można tak zachłysnąć się odniesionym sukcesem, materialną lub duchową korzyścią, że Chrystus przestanie nas w ogóle interesować. Nie będzie miał już nic do zaoferowania. Dlatego jedynie akt pokory może uratować od największego błędu. Trzeba, jak Szymon, przypaść Jezusowi do kolan z wyznaniem: „Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiek grzeszny” (Łk 5, 8). Dla niego nie liczyły się ryby wymykające się z podartej sieci, ani te, które w niej pozostały, zwiastując niezły zarobek i koniec kłopotów. On spojrzał na całe to wydarzenie oczyma wiary i odczytał właściwie Boży znak. Nie zachłysnął się sukcesem, ale zrozumiał, że przełamanie zniechęcenia, które opanowywało jego serce, zawdzięcza Jezusowi. Pan docenił jego zaufanie. Zapowiedź przyszłej misji była tego dowodem.
Tak też w życiu chrześcijanina kryzys może być czasem wzrostu. Wystarczy wsłuchać się w słowo Boga, zaufać Jego wszechmocy i nawet wbrew nadziei podjąć wezwanie. Gdy trudności ustąpią miejsca powodzeniu, nie wolno zatrzymać się na osobistym doświadczeniu, ale dostrzec wyciągniętą, pomocną dłoń Boga i uchwycić się jej na całe życie. Jezus mówi każdemu zdesperowanemu, zagubionemu, zrozpaczonym: „Nie bój się” (Łk 5, 10). Nie jesteś sam. Zaufaj mi. Wypłyń na głębię – a zwyciężysz!
Ks. Paweł Ptasznik, ŹRÓDŁO, nr 6/95, 5 niedziela zwykła