Trudna samotność
„Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela” (Mk 10, 9)
Pierwszym problemem z jakim zmagał się Adam była samotność. Autor natchniony, mówiąc o ukończeniu przez Boga stwarzania świata, wspomina o Adamie, który uważnie przeglądnął dzieło po dziele, nadając mu nazwę, podziwiając zarazem jego piękno i bogactwo. Równocześnie pierwszy człowiek przeżywa boleśnie swoją samotność. Nie znalazł bowiem w całym dziele stworzenia, odpowiedniej dla siebie pomocy. Innymi słowy, żadne ze stworzeń nie było w stanie uwolnić człowieka z jego samotności. Trzeba tu dodać, że Adam przestawał i rozmawiał z samym Bogiem, ale i ten kontakt nie usuwał jego samotności. Dopiero po stworzeniu Ewy, Adam z zadowoleniem stwierdził: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała”. Znalazł istotę podobną sobie, która otwarła przed nim możliwość przezwyciężenia samotności. Jedynie bowiem więzy przyjaźni, braterstwa i miłości są w stanie uleczyć człowieka z samotności.
Każdy człowiek przez wiele lat podejmuje szereg wysiłków, by nie wpaść w głęboką studnię samotności. Dziecko płaczem wzywa kogoś z obecnych, by się nim zainteresowano, by nie było samotne. Chory prosi o pomoc, nie zawsze potrzebną, byle tylko ktoś się nad nim pochylił, by nie był sam. Młoda kobieta stara się być atrakcyjną, by nie zostać niezauważoną. Również mężczyzna, by nie być samotnym szuka towarzystwa innych ludzi.
Lęk przed samotnością jest tak silny, że wielu ludzi sięga nawet do środków niedozwolonych, byle tylko uciec od samotności. Jakże często, ten właśnie lęk decyduje o wyborze niebezpiecznego towarzystwa. Jeśli się to nie udaje, człowiek sięga po to, co go niszczy, co na dłuższą metę prowadzi do śmierci – po alkohol, narkotyki, wyniszczający seks. Przez tę gehennę przechodzi miedzy innymi wielu emigrantów otoczonych zimnym, obcym światem, bez kontaktu językowego, bez środków do życia. Jeśli pracują, zapominają o swym samotnym losie, ale w niedzielę lub dni wolne od pracy stają oko w oko z koszmarnym widmem samotności. Słabsi tej próby nie wytrzymują i giną na zawsze.
Samotność to najtrudniejsza i najgroźniejsza przeszkoda, z którą człowiek musi się umieć uporać. Tych, którzy w tym zmaganiu przegrywają jest wielu. Bywa, że samotność prowadzi ludzi za kratki więzienia lub do zakładów dla psychicznie i nerwowo chorych. Samotność jest równie groźna dla ludzi prostych, jak i wykształconych, młodych i doświadczonych życiem, chorych i zdrowych, mężczyzn i kobiet. Wydaje się że młodość i zdrowie dają większe szansę na jej przezwyciężenie, lecz życie tego nie potwierdza. Do wielu dramatów, wynikających z samotności, dochodzi już na progu wchodzenia w świat człowieka dorosłego.
Sekret pokonania samotności jest ukryty w sile przebicia jaką dysponuje kochające serce. Tylko ten, kto kocha nie jest samotny, bo on żyje dla kogoś. On traktuje drugiego jako siebie samego, „jako kość ze swojej kości i ciało ze swego ciała”. W takim podejściu pomaga w dużej mierze wiara. Jezus stał się naszym Bratem, by wezwać nas do odkrycia i przeżycia naszego braterstwa w Bogu. Dostrzegł to w szczególny sposób św. Franciszek z Asyżu, który całą duchowość oparł na przeżyciu prawdy, iż Bóg nas kocha, i my winniśmy się kochać wzajemnie. Zrealizujemy to, jeśli potrafimy utworzyć braterskie środowisko, pomagające sobie na co dzień we wszystkich wymiarach życia. W takiej wspólnocie o samotności nie ma mowy.
ks. Edward Staniek, ŹRÓDŁO, nr 40/94, 27 niedziela zwykła
Rdz 2, 18-24; Hbr 2, 9-11; Mk 10, 2-16