Przebić skorupę egoizmu
„Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję” (J 15, 14)
Nie jest łatwo ustalić, kto, gdzie i kiedy wprowadza człowieka na ścieżkę doskonalenia siebie w oparciu wyłącznie o swoją wolę. Wmówienie w człowieka, że potrzeba, aby się nieustannie doskonalił, jest najczęściej rozumiane jako wezwanie do samodzielnego przekształcania swojego serca, umysłu i woli. Wezwany sądzi, że to on sam ma uporządkować uczucia i opanować tkwiące w nim, często zwierzęce popędy.
Ten, kto usiłuje to robić sam, dość szybko przekona się o bezskuteczności takich wysiłków i zamiast akceptować siebie, zacznie siebie samego nienawidzić. Na tej drodze rozbiło się wielu, a tych, którzy nią wędrują, wcześniej czy później czeka to samo.
To prawda, że człowiek winien każdego dnia zmieniać się i być coraz lepszy. Ale równie oczywistą jest prawda, że sam lego nie potrafi. Może co najwyżej przygotować się do tej przemiany, choć i to jest owocem wezwania, jakie do niego kieruje Bóg. Dostrzegając bowiem potrzebę samodoskonalenia, już jest w kręgu światła, które pozwala mu widzieć siebie w prawdzie.
Sam proces autentycznej przemiany wnętrza – rozpoczyna się dopiero w chwili odkrycia i przeżycia prawdy, że Bóg mnie kocha. W człowieku, jak w ziarnie, jest złożony zarodek nowego życia, ale jest potrzebny impuls pobudzający ten zarodek do wzrostu. On się faktycznie zaczyna zmieniać w momencie uruchomienia tego wielkiego procesu, który nazywamy życiem. Jeśli znajdzie odpowiednią glebę, wilgoć, światło, szansa na całkowitą przemianę i wydanie stokrotnego owocu jest duża, choć droga do tego długa i pełna niebezpieczeństw.
Otóż tym, co pobudza serce człowieka do przemiany, jest odkrycie i przeżycie prawdy, którą św. Jan zanotował w swoim Liście: „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował”. Jest to echo słów Jezusa, wypowiedzianych w Wieczerniku: „Nie wyście Mnie wybrali, lecz Ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili”. W tym samym Wieczerniku Jezus stwierdził: „Beze Mnie nic uczynić nie możecie”.
W pewnej mierze doświadczamy tej rzeczywistości przeżywając na ziemi prawdę, iż nas ktoś umiłował. Jeśli uwierzymy, że jest to fakt, że komuś na nas zależy, że nasze dobro jest dla niego równie ważne jak jego, w oparciu o zaufanie, jakim on nas darzy, chcemy być lepsi. Ta jego miłość uruchamia proces wewnętrznej przemiany i wyzwala energie śpiące w naszym wnętrzu. Ileż kobiet po porodzie dziecka wypełnionych zostaje szczęściem, którego nie przeczuwały. Odkrywając w sobie nową rzeczywistość miłości, są zdolne przebić wszystkie skorupy egoizmu i poświęcić nawet swoje własne życie dla swego dziecka.
Egoista chce doskonalić sam siebie i ciągle ma pretensje do siebie o to, że dostrzega swoje niedoskonałości, a jest już zupełnie nieszczęśliwy, gdy dostrzegają je inni. Skorupa egoizmu jest zbyt mocna, by człowiek się z niej wyswobodził. Dopiero miłość obudzona przez zetknięcie się ze światem miłości, czyli z kimś, kto nas kocha, okazuje się mocą zdolną nie tylko rozerwać od wewnątrz skorupę egoizmu, lecz ukształtować nowe serce i nowego ducha.
Chrześcijaństwo to religia, w której człowiek nieustannie śpiewa hymn wdzięczności Bogu za to, że doświadcza Jego miłości. To ona pozwala mu uczestniczyć w procesie wielkich wewnętrznych przemian. Nikt nawet nie przeczuwa, jak gruntowne może być przeobrażenie jego wnętrza w procesie rozwoju miłości. Miłość, jaką Bóg nas darzy, pozostaje wciąż energią mało znaną. Tylko nieliczni doświadczają jej wszechmocnego działania.
Większość wprowadzona na ścieżkę mocnych postanowień poprawy, bez odkrycia i przeżycia prawdy o miłości, jaką Bóg ich darzy, przypomina ziarno spoczywające w ciemnym i suchym spichlerzu, które chce wydać owoc bez spotkania z ziemią, wodą, słońcem. Ziarno sobie może robić dziesięć tysięcy mocnych postanowień wydania owocu stokrotnego, lecz jeśli nie przyjmie wody i ciepła z zewnątrz, będzie nadal pozostawało w swej skorupie.
Z punktu widzenia katechezy zarówno dzieci i młodzieży, jak też dorosłych, najważniejszym zadaniem jest podprowadzenie katechizowanych do spotkania z miłością Boga, do przyjęcia prawdy, iż są oni umiłowani przez Niego. Reszta dokonuje się prawie niezależnie od człowieka, rozwój miłości ma coś z reakcji łańcuchowej, którą trudno zatrzymać. Ogarnia tak tego, który kocha, jak i tego, który jest kochany, a następnie zatacza coraz większe kręgi, obejmując wszystkich ludzi i cały świat. Ten, kto przeżył pierwszy etap rozwoju miłości Boga, już nigdy nie wróci do skorupy egoizmu, bo to jest równoznaczne z jego śmiercią.
Ks. Edward Staniek, ŹRÓDŁO, nr 19/94, 6 niedziela wielkanocna
Dz 10, 25-26. 34-35. 44-48; 1 J 4, 7-10; J 15,9-17