Bohaterstwo mamy

Grupa docelowa: Młodzież Rodzaj nauki: Lektura Tagi: Aborcja

Nie wymagajmy naśladowania Anny Radosz

Gdyby zachowanie pani Radosz popularyzowano na katechezie czy w kościołach jako wzór do naśladowania przez dziewczynki, byłaby to niedopuszczalna presja. Jej decyzja to przykład nadzwyczajnego przekroczenia codzienności, z którym zwyczajny człowiek nie musi się mierzyć – stwierdza znany filozof Jacek Hołówka w rozmowie z Tomaszem P. Terlikowskim

Rz: Anna Radosz była chora na raka, ale nie zdecydowała się na podjęcie chemioterapii, aby nie zaszkodzić swojemu poczętemu dziecku. Urodziła syna, ale wkrótce zmarła. Czy jej decyzję można nazwać heroizmem?

Jacek Hołówka: W życiu społecznym trzeba podtrzymywać jako równoważne dwie zasady: po pierwsze, że będziemy za wszelką cenę bronić życia matki; i po drugie, że za wszelką cenę będziemy bronić życia dziecka. Nie sądzę, by można było powiedzieć, że życie dziecka lub matki jest więcej warte. Na szczęście tego rodzaju dylematy powstają bardzo rzadko, ale kiedy już powstają – to sądzę, że oświecone społeczeństwo liberalne powinno zaakceptować obie decyzje matki jako równoprawne, równowartościowe. Gdyby ta pani zdecydowała, że powinna się poddać leczeniu, a efektem tej decyzji byłaby utrata płodu – to miałaby do tego pełne prawo. Gdyby postanowiła zaryzykować swoje życie, by ratować dziecko – to też byłaby to decyzja całkowicie dopuszczalna i słuszna. Bardzo zła byłaby sytuacja, gdyby w społeczeństwie tylko jedna z odpowiedzi była uznawana za dopuszczalną.

Dopuszczalne moralnie są obie decyzje, ale tylko jedna z nich jest heroiczna…

Decyzja tej pani jest heroiczna, ale oznacza to, że takiego wyboru nie można nikomu narzucać. Marzenie o społeczeństwie bohaterów wydaje mi się obskuranckim pomieszaniem pojęć. Bardzo się cieszę, że są osoby, które są zdolne do takich decyzji, z ogromnym podziwem patrzę na Annę Radosz, ale nie zgadzam się na mówienie źle o osobie, która podejmuje odwrotną decyzję.

Może w takim razie wybór Anny Radosz moglibyśmy choćby nazwać wzorcem zachowania moralnego czy wzorcem miłości macierzyńskiej?

Bez wątpienia to wzorzec heroicznego macierzyństwa. Ale nie oznacza to, że pani Radosz powinna się stać wzorcem macierzyństwa w ogóle. To dwie różne sprawy. Czym innym jest heroizm, a czym innym codzienność. Wszyscy jesteśmy wezwani do przyzwoitości, ale nie wszyscy do heroizmu. Wzorzec Anny Radosz nie może więc być traktowany jako moralne zalecenie dla wszystkich czy jako przykład do częstego naśladowania. Jest to wzorzec, który powinien nas zachwycać i wskazywać drogę w sytuacji trudnej, ale tylko wtedy, kiedy potrafimy się na coś takiego zdobyć.

Czy nie jest tak, że rodzic, który nie chce zaryzykować swojego życia dla dziecka, nie będzie w stanie wypełniać przyzwoicie codziennych obowiązków wobec tego dziecka?

Pan cały czas próbuje lansować tezę, z którą ja całkowicie się nie zgadzam, o silnym związku między heroizmem a codziennością. Tymczasem moim zdaniem takiego bezpośredniego związku po prostu nie ma. Co nie zmienia faktu, że o takich przykładach jak pani Radosz trzeba pamiętać i trzeba je popularyzować. Jednak musi to być dokonywane niezwykle delikatnie i z pełną świadomością, że tego rodzaju decyzje są wyjątkowe. Nie może się to przekształcać w jakąś ukrytą presję, zalecenie czy wręcz moralny szantaż, z cichym potępieniem tych, którzy zadecydowali inaczej.

Co pan rozumie przez cichą presję? Czy kanonizacja Gianny Beretty Molli, Włoszki, która w latach 60. podjęła decyzję podobną do decyzji Anny Radosz, to już „zalecenie” lub „niedopuszczalna cicha presja”?

Sama kanonizacja na pewno nie, ale jeśli tego rodzaju zachowanie będzie popularyzowane na katechezie czy w kościołach jako wzór do naśladowania przez dziewczynki – to wtedy będzie to presja, zwłaszcza jeśli połączymy to z sugestią, że inne zachowanie byłoby decyzją człowieka słabego, bezwolnego, gorszego. Jeśli opowieść o takiej świętości, nadzwyczajności ma nie być presją, to musi być w niej wyraźne zaznaczenie, że decyzja Gianny Molli czy Anny Radosz jest nadzwyczajnym przekroczeniem codzienności, czymś, z czym zwyczajny człowiek nie musi się mierzyć.

A więc pana zdaniem te heroiczne przykłady zachowań nie mają znaczenia dla moralności codzienności?

Nie, to byłaby etyka ozdobna, estetyczna, ocierająca się o mit, a do tego wpędzająca olbrzymią liczbę ludzi w poczucie winy. Taka estetyczna moralność powoduje także zniecierpliwienie wysokimi wartościami moralnymi w ogóle. Jeśli miernemu sportowcowi będzie się wciąż powtarzało, że jest słaby – to on przez to nie stanie się lepszy, ale w ogóle machnie ręką na uprawianie sportu. Z moralnością jest podobnie. Sądzę, że wiele osób moralnie zdemoralizowanych to zawiedzeni idealiści, czyli ludzie, którzy stawiali sobie wysokie wymagania i zawiedli. Gdy zabrakło im sił, zrezygnowali nie z wygórowanych ambicji, ale z moralności w ogóle.

Na czym w takim razie powinna się opierać moralność codzienności?

Każde społeczeństwo oczekuje od swoich obywateli przyzwoitości, żeby ludzie nie kradli, nie oszukiwali, nie zabijali, nie zastraszali, nie wykorzystywali, nie ogłupiali, nie zdradzali. To są podstawowe zasady, których przestrzeganie uznajemy za normę. A przecież nawet przestrzeganie takich zasad jest wymaganiem tak trudnym do spełnienia, że trudno powiedzieć, że żyjemy w społeczeństwie, które już wcieliło je w życie. Oczywiście społeczeństwa różnią się od siebie. Są takie, w których, gdy spadnie na ziemię samolot, wszyscy rzucają się na pomoc, ale przy okazji kradną, co się da, i są takie, w których wszyscy rzucają się na pomoc, ale nikt nie kradnie. I można powiedzieć, że ta różnica postaw obrazuje różnicę między społeczeństwem, które trzyma się rękoma i nogami moralności codzienności, a społeczeństwami, które pragnąc bohaterstwa, nie potrafią zachować zwyczajnej przyzwoitości.

Przyzwoitość niekiedy wymaga heroizmu…

Nigdy nie wymaga. Heroizm to heroizm, a przyzwoitość to przyzwoitość.

W Związku Radzieckim bywały sytuacje, że od ludzi domagano się donosów na przyjaciół. Niedonoszenie to po prostu zwyczajna przyzwoitość, ale odmowa doniesienia, gdy grozi nam więzienie, to już heroizm.

W momencie, gdy przyzwoita postawa zaczyna wymagać heroizmu, przestaje być zwyczajną przyzwoitością i staje się bohaterstwem. Takim bohaterstwem było niedonoszenie w Związku Radzieckim.

Skoro pan tak dokładnie rozdziela heroizm i codzienność, to tak naprawdę po co nam heroizm?

On nie ma być wzorcem wychowawczym i nie może się stać przedmiotem marzeń zwyczajnych ludzi. Społeczeństwo, które czyni heroizm czymś atrakcyjnym, odziera świętość ze świętości, sprowadza ją do poziomu trywialnego. Powiem więcej: naszym zadaniem jako społeczeństwa jest zrobienie wszystkiego, by nie dopuścić do wyborów prowadzących do świętości. Powinniśmy zrobić wszystko, by powstrzymać świętego przed świętością, a bohatera przed bohaterstwem.

Dlaczego?

Aby ci ludzie mogli żyć normalnym życiem, a nie stawali przed decyzjami, które są dla nich zbyt wielkie. Byłoby bardzo dobrze, by możliwe było uratowanie i Anny Radosz, i dziecka. To byłoby rozwiązanie idealne.

A czy nie obawia się pan, że odsyłając wielkich bohaterów ze sfery codzienności do sfery mitu, książek – w istocie nie tyle opowiadamy się za moralnością bliższą zwyczajności, ile w ogóle trywializujemy wszelką moralność?

Jeśli mam do wyboru: trywializować moralność czy trywializować świętość – to w imię bohaterstwa i świętości wybieram trywializację moralności. Świętość i bohaterstwo muszą pozostać czymś nieosiągalnym.

To sprawia, że nie można wychowywać do heroizmu…

…nie ma po co tego robić.

Bohaterowie sami się nie urodzą.

A właśnie że się urodzą. Bohaterstwo wyzwala w nich bowiem nie wychowanie, lecz niemożność uniknięcia wielkiego wyzwania, które często kończy się ofiarowaniem życia. Ale wychowanie do oddania życia jest bardzo złym modelem wychowawczym. Bo heroizm może być dla tak wychowywanych ludzi zwyczajną ucieczką od pustki i bezsensu codziennego życia. I tak na przykład ludzie, którzy wychwalają wojnę jako okazję do wielkich czynów, często nie potrafią się zaadaptować do normalnego życia.

Jeśli nie bohaterowie, to kto powinien być wzorcem wychowawczym?

Istnieje pewien typ wielkich jednostek, które mogą i powinny wywierać znaczny wpływ na młodych ludzi. To właśnie takie jednostki, ludzi dobrze zorganizowanych, wykorzystujących swoje umiejętności do służby innym, ale też potrafiących się cieszyć zwyczajnym życiem – stawiajmy raczej młodzieży za wzór zamiast świętych czy bohaterów. Przemienianie codzienności jest o wiele ważniejsze wychowawczo niż heroizm. I jako że zaczął pan od konkretnego przykładu, ja także odwołam się do przykładu. Przykładem takiej wielkiej jednostki jest dla mnie król Stanisław Leszczyński. Był to człowiek, który unikał górnolotnych haseł, potrafił – jeśli uznał to za konieczne dla dobra narodu – łamać obietnice, a zarazem skupiał się na codzienności, budowaniu oświaty, organizowaniu państwa. A jednocześnie, przy wszystkich tych zaletach, Leszczyński był człowiekiem, którego osobiste wybory mogły budzić wiele zastrzeżeń.

Jednym słowem wielka jednostka powinna zostać przeciwstawiona bohaterowi.

Istnieją dwa sposoby osiągnięcia wielkości: przez poświęcenie i rezygnację z własnych celów dla dobra innych (i to jest świętość) oraz przez zmienianie świata swoimi pieniędzmi, zdolnościami czy znajomościami. Ta druga forma wielkości jest o wiele bardziej państwowotwórcza i konserwatywna niż świętość. I to ona powinna być wzorcem. Bo jest możliwa do osiągnięcia dla o wiele większej liczby osób niż świętość i bohaterstwo.

Tomasz P. Terlikowski

Profesor Jacek Hołówka jest socjologiem, filozofem, etykiem, kierownikiem Zakładu Filozofii Analitycznej w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego oraz redaktorem naczelnym kwartalnika „Przegląd Filozoficzny”

Anna Radosz

Gdy 27-letnia Anna Radosz była w szóstym miesiącu ciąży, wykryto u niej czerniaka złośliwego. Mieszkała wtedy w Szkocji. Zrezygnowała z leczenia do czasu narodzin dziecka po diagnozie brytyjskich lekarzy, którzy stwierdzili, iż rozpoczęcie chemioterapii grozi rozwojowi płodu, a nawet może spowodować jego śmierć. Po urodzeniu syna stan Anny Radosz się pogorszył. Nowotwór przeniósł się na oba płuca. Kobieta zmarła dwa tygodnie temu w szpitalu niedaleko rodzinnych Żarek. Mieszkańcy miasta wspólnie z tamtejszym proboszczem rozważają zainicjowanie procedury kanonizacyjnej kobiety, a wicepremier Roman Giertych wystąpił do prezydenta Lecha Kaczyńskiego o nadanie jej pośmiertnie Złotego Krzyża Zasługi.

http://www.rzeczpospolita.pl/dodatki/opinie_070525/opinie_a_1.html