Czy muszę się spowiadać z czegoś, czego nie uważam za grzech,…
Przed udzieleniem właściwej odpowiedzi na powyższe pytanie wydaje się, że należy koniecznie zastanowić się nad źródłem pytania i sytuacją podmiotu pytającego. Powyższa metodologia bowiem ukaże nam rzeczywisty problem ucznia oraz pozwoli katechecie na udzielenie adekwatnej i w miarę wyczerpującej odpowiedzi.
Bystry katecheta bez trudu powinien zauważyć, że pytanie, o którym mowa, jest echem tego, co w teologii moralnej nazywa się zanikiem poczucia grzechu, brakiem wrażliwości na grzech. Osoba pytająca nie powinna być więc postrzegana jako bezbożnik, zatwardziały grzesznik odrzucający normy moralne lub wartości duchowe, lecz raczej jako człowiek błądzący, zagubiony, a może jedynie wątpiący w słuszność decyzji, którą podjął lub zakłopotany tym, że być może nie dorasta do wymagań Mistrza Chrystusa.
Wobec tak nakreślonej perspektywy widzimy jasno niewystarczalność odpowiedzi, która ograniczałaby zagadnienie jedynie do problemu grzechu i konieczności wyznania go lub nie podczas sakramentu pojednania. Naturalnie powyższe zawężenie tematyki byłoby znacznym ułatwieniem, ponieważ wystarczyłoby zastosować nauczanie Katechizmu Kościoła Katolickiego, które w tym względzie jest jasne i precyzyjne: „Na spowiedzi penitenci powinni wyznać grzechy śmiertelne, których są świadomi po dokładnym zbadaniu siebie, chociaż byłyby najbardziej skryte (…) – KKK, n. 1456, pamiętając ponadto, że: „Wyznanie codziennych win (grzechów powszednich) nie jest ściśle konieczne, niemniej jest przez Kościół gorąco zalecane” (KKK, n. 1458).
Niestety, przyjęta metodologia rozważań stanowi poważne uproszczenie zagadnienia i rozmija się z sednem problemu, którym jest, jak się wydaje, sumienie człowieka i jego formacja. Może ona również doprowadzić do fałszywych wniosków, a samego ucznia wprowadzić w błąd lub w nim utwierdzić. Jeśli bowiem zastosuje się powyższe zasady, podkreślając jedynie rolę świadomości popełnienia grzechu, to można dojść do wniosku, że takie kryterium uzasadnia samowolne zwolnienie się z wyznania określonego grzechu przed kapłanem w konfesjonale.
Wydaje się, że należy raczej podkreślić konieczność połączenia obowiązku wskazanego przez KKK w n. 1456 z obowiązkiem, jaki nakłada na każdego człowieka Deklaracja II Soboru Watykańskiego o wolności religijnej Dignitatis humanae: „Przeto każdy ma obowiązek, a stąd też i prawo szukania prawdy w dziedzinie religijnej, aby przez użycie właściwych środków urobił sobie roztropnie słuszny i prawdziwy sąd sumienia” (DH, n. 3). Komentując takie zestawienie obowiązków, dochodzimy do wniosku, że chociaż nie wynika z nich bezpośrednio konieczność wyznania problemu, którego osobiście nie uważa się za grzech, to z całą pewnością wymaga ono od chrześcijanina zweryfikowania sądu sumienia czyli uzgodnienia osobistego przekonania z obiektywnym stanem rzeczy: nauczaniem Kościoła. Konsekwencje powyższego stwierdzenia są oczywiste.
1) Osoba, która na skutek niepokonalnej niewiedzy (niemożność podmiotu do jej przezwyciężenia) wydaje błędny osąd sumienia, choć obiektywnie popełnia grzech, to we własnym sumieniu jest usprawiedliwiona, ponieważ jest przekonana, że spełnia dobro. Skoro tak, to nie popełnia ona grzechu, za który ponosiłaby odpowiedzialność moralną i w rezultacie nie ma konieczności spowiedzi. Należy jednak mocno podkreślić, że w przypadku, o którym mowa, nie następuje zwolnienie osoby żyjącej w ignorancji z obowiązku nieustannej formacji sumienia. To prawda, że konieczność ta wydaje się szczególnie trudna do wypełnienia. Jest to jednak często jedyna możliwość odnalezienia właściwej drogi i życia w prawdzie. W tym przypadku należy zachęcić osobę do regularnej i częstej spowiedzi (1-2 razy w miesiącu), zalecanej przez KKK, n. 1458 oraz wskazać na kierownictwo duchowe jako owocną drogę formacji sumienia i wzrastania duchowego. Warto również pamiętać, że osoby, o których mowa to najczęściej ludzie zabiegani, zajęci głównie pracą, domem, bez solidnej formacji religijnej wyniesionej z domu rodzinnego. W takich przypadkach nie należy straszyć osoby wizją rewolucji duchowej, której powinna dokonać. Często bowiem zwykły gest życzliwości i osobiste świadectwo mogą stać się skuteczniejszym impulsem do przebudzenia ze snu niewiedzy.
2) Osoba, która przeczuwa, że sumienie jej błądzi w ocenie praktycznej danego czynu lub ma wątpliwość co do słuszności danego sądu sumienia, lecz nie podejmuje żadnego wysiłku celem wyjaśnienia trudności (sumienie błędne z winy człowieka) nie powinna przystępować do spowiedzi, chyba że zdecydowała się na przedstawienie jej spowiednikowi. Zamykając się w subiektywizmie, grzeszy ona przeciw swemu sumieniu i przeciw Prawdzie. Czyni siebie źródłem prawdy, naturalnie pod płaszczykiem tolerancji rozumianej jako uległość wobec własnych słabości, uległość motywowaną jedynie tchórzostwem wobec prawdy o sobie jako człowieku grzesznym. Ponadto upartość w grzechu lub chroniczna niechęć i lęk przed rozpoznaniem zła moralnego danego czynu przeciwstawia się bezpośrednio warunkom sakramentu pokuty. I to właśnie argument braku wewnętrznej predyspozycji osoby do otrzymania ważnego rozgrzeszenia, a nie rzekoma niemożność sprostania wymaganiom moralnym nauczania Kościoła, przesądza o stanowczym zaleceniu odłożenia spowiedzi, aż do chwili ustania w podmiocie przeszkody. Naturalnie należy być świadomym, że zalecenie takie dotyczy jedynie najpoważniejszych spraw życia chrześcijańskiego, np. życia religijnego (świętowanie niedzieli, szacunek do sakramentów św., bluźnierstwo, wróżbiarstwo, magia), etyki życia osobistego i społecznego (działania szkodliwe przeciw życiu i zdrowiu, pijaństwo, kradzieże, nieuczciwości finansowe i podatkowe), etyki życia rodzinnego i seksualnego (zdrady małżeńskie, przemoc w rodzinie, gwałty, antykoncepcja, masturbacja, okazjonalny seks). Absolutnie nie chodzi tu o ciasny rygoryzm, ale jedynie o ukazanie, że popełniony czyn jest złem, które uwłacza godności i wartości osoby ludzkiej, stworzonej na obraz i podobieństwo Boże. Osoba, która błądzi nie może jednak być pozostawiona samej sobie. Odpowiedzialność bowiem za zbawienie, która jest przede wszystkim osobista, spoczywa również na katechecie i na wspólnocie chrześcijan, których się katechizuje. Wynika z tego, że zachęta osoby zagubionej do synowskiego powrotu do domu Ojca powinna stać się celem całej grupy katechizowanych.
3) Osoba, która ma wątpliwość co do jakości moralnej swoich czynów (sumienie wątpiące), zgodnie zresztą z podstawową zasadą zakazującą działania w sytuacji niepewności, ma obowiązek usunąć daną trudność. W przypadku ucznia powinno się wskazać na przystępowanie do sakramentów, a więc także i do sakramentu pojednania, modlitwę, lekturę Pisma św. i Katechizmu Kościoła Katolickiego, przynależność do religijnych grup młodzieżowych oraz rozmowę z księdzem (przed lub w czasie spowiedzi) jako najskuteczniejsze środki dojścia do pewnego sądu sumienia.
Powszechne przekonanie osób o danym czynie jako grzesznym jest również cennym kryterium. Należy jednak pamiętać, że są osoby o nadmiernej, chorobliwej wrażliwości moralnej (nadmiernie skrupulatni). Kierowanie się przekonaniem takich osób jest bardzo niebezpieczne.
Myślę, że cenne byłoby również przypomnienie, że w sakramencie pokuty dokonuje się spotkanie człowieka z Bogiem, Lekarzem i Sędzią, spotkanie, które wymaga od człowieka szczerości, otwartości, zaufania i wyzbycia się pokusy bycia sędzią we własnej sprawie. W tym duchu św. Paweł pisał: „Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki. Co więcej, nawet sam siebie nie sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią” (1 Kor 4,3-4).
Zalecam przeczytanie pozycji: Katechizm Kościoła Katolickiego, n. 1420-1470; Jan Paweł II, Veritatis splendor. O niektórych podstawowych problemach nauczania moralnego Kościoła, Watykan 1993, n. 54-64.
Źródło tekstu nieznane.